Mama, klęcząc przy szafce, trzaskała garami, jakby wypowiedziała właśnie wojnę wszystkim sprzętom.
– I jakie ja mam z nim życie, Renata, jakie?! Najpierw był ważnym panem kapitanem, zwiedzał sobie porty świata. Wpadał raz na kilka miesięcy, sprawdzał, czy liczba dzieci mu się zgadza, najadł się, wyspał i pa, pa, obowiązki wzywają! A ja ciągle przy kuchni, przy praniu jak jakaś kuchta!
Była naprawdę wściekła
Wyjęła z czeluści drewnianą łyżkę i zagapiła się na nią, jakby dotąd nie miała pojęcia o istnieniu takiego ustrojstwa. A potem walnęła nią o kant stołu, aż wióry się posypały.
– Dziadostwo – sapnęła. – Oto, czego się dorobiłam przez te lata!
Przypomniałam jej, że nie ma racji. A ja, a Maciek, a Iwona? My się już w ogóle nie liczymy w obliczu spróchniałej łyżki? Nie chciałam się kłócić, pragnęłam tylko, żeby przestała narzekać chociaż na moment. No, cholera jasna, po to lecę tu z drugiego końca Europy, żeby wysłuchiwać rzewnych opowieści od rana do nocy? Trochę można, ale nie non stop! Tymczasem, ledwo zamykały się drzwi za ojcem, mama natychmiast zaczynała nadawać.
– Wy! – prychnęła. – Ty sobie siedzisz w Irlandii, Iwonka w Brukseli, a Maciek raczy się zjawić dwa razy do roku na święta, i to jeszcze jak mu ta jego jaśnie pani Brygida pozwoli! Co to w ogóle za imię?!
Poza tym, dodała, ona do nas żalu nie ma, wiadomo, że dorosłe dzieci nie są po to, żeby zabawiać starą matkę. Kiedyś, rzecz jasna, było inaczej, ona akurat musiała się swoją zajmować. Trójka dzieci, schorowana staruszka, a pan i władca na morzu całymi miesiącami. Wracał potem, w tym swoim eleganckim mundurze, skropiony perfumami, o których tutaj nawet nikt nie marzył, i ani mu w głowie było pomagać w czymkolwiek, bo on ma urlop!
– Trochę przesadzasz – próbowałam sprowadzić mamę na ziemię. – Doskonale pamiętam, że się z nami bawił. Zawsze czekaliśmy, żeby wrócił, bo zabierał nas do kina, na basen… Raz nawet byliśmy na meczu bokserskim w Katowicach!
– Jasne, masz rację, tatulek patrzył tylko, żeby się urwać z domu. Nic nowego! – prychnęła. – Teraz też przepadł, a tylko marchewkę miał przynieść, cholera! – grzmotnęła cedzakiem o zlewozmywak.
„Ona po prostu lubi się wściekać” – pomyślałam, pamiętając, że przykazała ojcu po te warzywa jechać aż na działkę do wujka. Zaraz jednak zrobiło mi się wstyd takich myśli, bo zauważyłam, że po twarzy mamy płyną łzy jak grochy. Przytuliłam ją, szepcząc, że wszystko będzie dobrze, dlaczego nie miałoby być.
Tyle przecież czekała na tę ojca emeryturę
Teraz już będą stale razem, ułoży się, sama zobaczy…
– Aha, zobaczę, gruszki na wierzbie! – głośno wysiąkała nos. – Nigdy się mną nie zajmował i teraz też nie. Ani na dancing nie pójdziemy, ani do sąsiadów na grilla. Nigdzie!
Tata wreszcie wrócił, niosąc całą siatę warzyw, i znów zaczęło się gderanie, że po co tyle? Gdzie ona niby ma to wszystko włożyć, do tej mikroskopijnej przegródki w lodówce?! Skorzystałam z okazji i wymknęłam się z domu, mówiąc, że dostałam wiadomość od Madzi. Moja przyjaciółka nareszcie wróciła z wczasów, a już się bałam, że nie zobaczymy się w czasie mojego pobytu! Usłyszałam jeszcze z przedpokoju, że „koleżaneczki zawsze najważniejsze”, a potem zamknęłam drzwi i zapanowała błoga cisza. Matko święta, nie tak sobie wyobrażałam urlop w Polsce… Człowiek tęskni, otoczony obcymi, idealizuje rodzinę i ojczyznę, a potem, zamiast lecieć do Hiszpanii jak każdy normalny, wyzwolony choć na chwilę z okowów ciężkiej harówki pracownik, przyjeżdża tutaj – i bum!
Żadnych sentymentów, żadnego oszczędzania, od razu chamska obsługa na stacji benzynowej, brak drobnych w sklepie, a w domu sajgon.
Rodzina szybko mnie zmęczyła
Minęły ledwie trzy dni z siedmiu i czułam, że za chwilę zacznę skreślać dni dzielące mnie od powrotu. Jedyne, co mnie cieszy, to fakt, że Jacek ze mną nie przyjechał, jeszcze by się chłopak śmiertelnie wystraszył tych rodzinnych klimatów! Myślałam, że mama będzie mi miała za złe, że nie przywiozłam narzeczonego, ale ledwo o niego zapytała, gdzie pracuje, jakie ma wykształcenie i takie tam. Odetchnęła z ulgą, że to Polak, a nie Irlandczyk, i to by było na tyle, jeśli chodzi o interesowanie się moim losem na obczyźnie. A, jeszcze zapytała, czy planujemy wesele, bo jeśli tak, to koniecznie w Polsce – ona nie zamierza tłuc się taki kawał drogi, a na podróż samolotem nikt jej nie namówi.
Zadzwoniłam do Madzi i umówiłyśmy się w knajpce na rynku. Siedziałam i czekałam na nią, obiecując sobie w duchu, że koniec z gnaniem do Polski na złamanie karku, gdy tylko dostanę kilka dni wolnego. Prawda jest okrutna: życie, za którym tęsknię, już nie istnieje. Znajomi się rozjechali albo założyli rodziny i nie mają czasu ani ochoty na długie rozmowy. Rodzice najwyraźniej prowadzą własną wojenkę i to ich w pełni satysfakcjonuje. Gdyby choć trochę interesowali się naszym losem, czy już dawno nie zainwestowaliby w komputer i Skype’a? Nawet chcieliśmy się we troje zrzucić na sprzęt, ale jedyną reakcją było wzruszenie ramion: nam to niepotrzebne. I ani ojcu, ani mamie nie przyjdzie do głowy, że może byłoby potrzebne NAM, gdy potrzebujemy pogadać z bliskimi!
Madzia wpadła, wypiłyśmy po kawce. Chciałam się umówić na wieczór, może do kina, ale spojrzała z wyrzutem: przecież mówiła przez telefon, że musi jechać odebrać psa od przyszłej teściowej, zapomniałam?! A jak już pojedzie, to wiadomo, trzeba jakieś kwiatki dziękczynne zawieźć, posiedzieć trochę, zresztą, czas omówić wesele… Jej Marek ma wielką rodzinę i oni chcą wszystkich zaprosić – około trzystu osób!
– Wyobrażasz sobie?! – skwitowała przyjaciółka. – Ty to masz dobrze, pewnie w domu wszyscy skaczą koło ciebie, kiedy przyjeżdżasz…
No i jak tu w ogóle można rozmawiać, skoro startuję z pozycji tego, który ma lepiej? Posłuchałam zatem o weselu, prezentach i ciotce Aurelii, która domaga się, by Madzia poszła do ślubu w sukni po babci, a za to obiecuje sponsorować miodowy miesiąc w Rzymie, i rozstałyśmy się. Gdyby nie wieczorne rozmowy z Jackiem, nie wiem, jakbym wytrzymała te wymarzone wakacje. Mam nadzieję, że wytarguję jeszcze kilka dni urlopu jesienią i uda nam się wyskoczyć gdzieś we dwoje. Czemu w końcu nie polecieć na jakąś Teneryfę i pobyczyć się trochę w luksusach?
– Wrócisz do siebie i znowu zostanę tu tylko z tym mrukiem – fukała mama, kiedy zaczęłam się nareszcie pakować. – Sama zobacz, znów na ryby uciekł, chwili ze mną nie posiedzi!
Co niby miałam jej powiedzieć?
Że ojciec i tak wytrzymuje jej fochy z honorem?!
Zawsze był spokojny, może mamę ten mundur zwiódł i jej się wydawało, że wydała się za światowca, który będzie brylował w towarzystwie i szalał na dancingach przy upojnym tangu argentyńskim?
– Ty wiesz, Renata, jaka ja byłam o niego zazdrosna, kiedy pływał? Podejrzewałam, że ma kochankę w każdym porcie! A tymczasem jest zimny jak ryba, zero libido. Nasze życie seksualne w ogóle nie istnieje!
– Mamo! – zrobiło mi się głupio.
Czy ona zamierza mi opowiadać jakieś intymne historie?!
– Jesteś dorosła i chyba coś robisz z tym swoim oprócz oglądania telewizji! – żachnęła się.
I mówi, że nawet po cichu liczyła, że przetłumaczę ojcu, iż ona wciąż jest kobietą, która potrzebuje uwagi i adoracji. Zdanie dzieci zawsze było dla niego istotne, szczególnie moje, byłam przecież jego ulubienicą. Stałam, patrząc na mamę, i cały niesmak z powodu tej podróży i niespełnionych nadziei związanych z nią, podszedł mi do gardła niczym włochata kula. Jestem jej dzieckiem, powinna o mnie dbać, a nie obarczać swoimi problemami małżeńskimi! Czego właściwie chce, nastawić mnie przeciwko ojcu?
– Mogę liczyć na twoją pomoc? – złapała mnie za ramiona. – Czy wrócisz do tej swojej Irlandii jak egoistka i guzik cię będzie obchodzić, że twoja matka jest nieszczęśliwa i cierpi?
– To twoja sprawa, mamo. Twoja i taty, nie mieszaj mnie w to.
I poszłam do swojego pokoju. Cały czas myślałam, że się zreflektuje, przeprosi mnie. Że się pożegna! Rano, gdy wyjeżdżałam, tylko tata był w kuchni. Zrobił mi śniadanie, potem uparł się, że odprowadzi mnie na przystanek autobusowy. Tuż przed wyjściem zajrzałam do sypialni mamy. Nie spała, na mój widok odwróciła się do ściany. Czy postąpiłam źle, odmawiając pomocy, czy naprawdę ją zawiodłam?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”