Komuś patrzącemu z dystansu może się wydawać, że dziewczynka pozująca przed kamerą dobrze się bawi. Ale mnie praca modelki nie bawiła. Przeciwnie. Wykańczała mnie.
Moja matka nie czuje się winna. Twierdzi, że wszystko, co robiła, było dla mojego dobra. Może i tak… Tyle że przez te swoje działania wpędziła mnie w ciężką chorobę. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam to wszystko jej wybaczyć.
Moja matka miała pomysł na moje życie
To ona chciała, żebym została modelką. Miałam zaledwie dwa lata, gdy zawiozła mnie na pierwszy casting. Potem stało się to już codziennością. Gdy inne dzieci szalały na placu zabaw, a potem na boisku szkolnym, ja szykowałam się do kolejnej sesji zdjęciowej lub pokazu.
Byłam śliczną dziewczynką z czarnymi loczkami i wielkimi orzechowymi oczami, więc zleceń mi nie brakowało. Występowałam w reklamach, na wybiegach, moje zdjęcia pojawiały się w kolorowych magazynach. Mama była zachwycona, ja zdecydowanie mniej.
Ale nie przyznawałam się do tego. Byłam gotowa zrobić wszystko, by zasłużyć na jej uśmiech, pochwałę. Miałam przecież tylko ją, bo tata odszedł od nas niedługo po moim urodzeniu. A ona chwaliła mnie i uśmiechała się tylko wtedy, gdy zdobywałam kolejne zlecenie. Więc starałam się, starałam i starałam…
Kiedy mi kazano płakać, płakałam. Kiedy krzyczeli zaraz potem: „uśmiechaj się!” – uśmiechałam. I tak dalej. Moje wysiłki przynosiły efekty. W pewnym momencie byłam już tak znana w branży, że mama mogła przebierać w ofertach pracy dla mnie jak w ulęgałkach.
Mijały kolejne lata i stało się jasne, że moja kariera w dziecięcym świecie modelingu dobiega końca. Mama wcale się tym jednak nie przejmowała.
– Nic się nie martw. To była dopiero przygrywka. Teraz czas na prawdziwą karierę. Paryż, Mediolan, Tokio, Nowy Jork. Cały świat stoi przed tobą otworem, córeczko – mówiła z wypiekami na twarzy.
– Nie wiem, czy się nadaję. Jest przecież mnóstwo ślicznych dziewczyn – protestowałam nieśmiało.
– Nadajesz się! Masz warunki, znasz branżę. Jesteś skazana na sukces – upierała się, a ja myślę, że ona nie wyobrażała sobie, aby mogło być inaczej.
Przecież poświęciła dla mojej kariery całe swoje życie. Nieraz powtarzała, że jej nikt nie dał takiej szansy, że powinnam to docenić. A że nie pytała mnie, czy tego chcę? Matki podobno wiedzą lepiej, co jest dobre dla ich dzieci.
Ja tego nie chciałam!
Na początku wszystko wskazywało na to, że ma rację. W wieku 15 lat byłam bardzo szczupłą i wysoką dziewczyną o chłopięcej figurze. Wydawało się więc, że świat mody stoi przede mną otworem. Ale potem stało się coś dziwnego. Zaczęłam dojrzewać...
Mama była w szoku. Miała taką minę, jakby zawalił się jej cały świat. Myślę, że wiadomość o raku lub innej śmiertelnej chorobie przyjęłaby z większym spokojem niż słowa tamtego człowieka. Po powrocie do domu na zmianę płakała i przeklinała. Ale po kilku godzinach nagle się uspokoiła.
– No, koniec użalania się nad sobą. Nie pozwolę, żeby zbędne kilogramy zamknęły ci drogę do kariery. Zaczynamy ostre odchudzanie! – oświadczyła.
Potem… otworzyła lodówkę i wyrzuciła jej zawartość do kosza.
Przeszłam na dietę. Mama zawsze bardzo pilnowała, abym nie jadła zbyt wiele, ale nigdy nie kazała mi głodować. Teraz jednak to się zmieniło. Moje posiłki składały się głównie z sałaty, gotowanego indyka, zielonej herbaty i niegazowanej wody mineralnej. Ta ostatnia miała być lekiem na wszystkie problemy.
– Chcesz oszukać żołądek? Napij się wody – słyszałam, ilekroć skarżyłam się, że kiszki mi marsza grają.
– Ale to nie pomaga – jęczałam.
Nie wiadomo, ile jeszcze bym się poświęcała, gdyby nie wypadek w szkole. Podczas gry w koszykówkę na lekcji wychowania fizycznego doznałam bardzo bolesnej kontuzji. Niefortunnie stanęłam i poczułam trzask w mojej nodze.
Osunęłam się na podłogę. Ostatnie co pamiętam, to przerażoną twarz nauczycielki krzyczącej, żeby ktoś wezwał pogotowie. A potem nic, czarna dziura.
Ocknęłam się w szpitalu. Przy moim łóżku siedziała mama. Wyglądała na zmieszaną. Obok stał lekarz. Widać było, że jest wściekły.
– Co mi jest? – wykrztusiłam z trudem.
– Złamałaś nogę w dwóch miejscach i naderwałaś ścięgno Achillesa – stwierdził.
– Słucham?! – byłam przerażona.
– Twoje kości i mięśnie są bardzo osłabione ze względu na bardzo ograniczoną dietę. Twoja matka przyznała się, że ostatnie miesiące głodowałaś, aby osiągnąć wymarzoną wagę – wyjaśnił.
– Wiele modelek się odchudza – zaczęła tłumaczyć.
– Błagam cię, zamknij się – nie wytrzymałam w końcu. – I zostaw mnie w spokoju!
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale lekarz zdecydowanie wyprosił ją z sali.
Od tamtej pory minął miesiąc. Jestem unieruchomiona, ponieważ konieczne było zespolenie kości przy pomocy tytanowych śrub. Leżę w łóżku, jem co chcę i czuję, że moje ciało nabiera kilogramów. Tak, bardzo się z tego cieszę, bo wreszcie będę wyglądała tak, jak chcę.
Przede mną jeszcze rehabilitacja, która może trwać wiele miesięcy. Mieszkam u ciotki, bo matki nie chcę na razie widzieć. Nie potrafię jej wybaczyć, że naraziła mnie na takie niebezpieczeństwo. Najgorsze jest jednak to, że ona wcale nie czuje się winna. Wydzwania i przekonuje, że wszystko robiła w trosce o moją przyszłość. Smutne, prawda?
Czytaj także:
„Ciągle słyszę, że kariera nie może być celem kobiety. Sąsiadka upiera się, że bez męża i dzieci, życie nie ma sensu”
„Uroda zniszczyła mi karierę, na którą pracowałam latami. Zazdrosne żony i odrzuceni faceci, kłamali przełożonym na mój temat”
„Chciałam być modelką i celebrytką, ale jeden wieczór zmienił moje życie w ruinę. Myślałam, że już nigdy się nie uśmiechnę”