„Marzyłem o Ferrari, a nie o wózku dla bobasa. Mam 50-tkę na karku i nieopatrznie wpakowałem się znowu w pieluchy”

przytłoczony mężczyzna fot. Getty Images, Zero Creatives
„– Jestem w ciąży! – wykrzyknęła z takim entuzjazmem, jakby dopiero co wygrała w totka, a nie tym jednym zdaniem właśnie przekreślała wszelkie moje plany na przyszłość. I tak właśnie musiałem pogodzić się z tym, że moje marzenie o ferrari oddala się bezpowrotnie”.
/ 30.12.2023 19:15
przytłoczony mężczyzna fot. Getty Images, Zero Creatives

Myślałem, że wreszcie pożyję sobie spokojnie. Bez kobiety, dzieci i całego tego harmidru. Wpadłem, jakbym nie wiedział, co to antykoncepcja...

Rozwód to było wyzwolenie

Kiedy rozprawa rozwodowa wreszcie się zakończyła, po prostu wyszedłem na ulicę, nie oglądając się za siebie. Wsiadłem do samochodu i pojechałem prosto do domu. Bo mieszkanie na szczęście było moje, a nie tej rozwrzeszczanej histeryczki. Na miejscu rzuciłem kluczyki na szafkę, natomiast sam opadłem na sofę i odetchnąłem z ulgą. Bo wreszcie się od niej uwolniłem. Od niej i tych jej ciągłych dramatów.

Moja eksżona robiła problem dosłownie ze wszystkiego. Nie podobało jej się, że nie chciałem nad nią co chwila skakać i że nudziły mnie te jej „romantyczne spacery przy świetle księżyca”. Nienawidziłem chadzać do muzeów, w których ona spędzała pół życia, ani czytać poezji. A kiedy tylko okazałem jej chociażby niewielki brak zainteresowania, wpadała w płacz i wyzywała mnie od nieczułych drani.

Nasze córki dobrze zrobiły, że zaraz po szkole wyprowadziły się z domu – obie studiowały w innych miastach. Jestem przekonany, że to z nią nie mogły wytrzymać, zwłaszcza że nawet one nie miały żadnych szans porozmawiać z nią normalnie. Właściwie to nawet ucieszyłem się, gdy usłyszałem, że szuka pocieszenia w ramionach jakiegoś innego kolesia. A jemu szczerze współczułem – ja też się przecież nabrałem na te duże błękitne oczy. Teraz, chociaż doszło jej sporo zmarszczek i trochę siwych włosów, nadal mogła zwodzić swoim pięknem. Dopóki nie odkryło się jej pustego wnętrza.

Żyłem sobie jak król… choć było nudno

Te miesiące po rozwodzie były cudowne. Znacznie się rozluźniłem, przestałem chodzić po domu tak, jakbym był w nim tylko intruzem i nie kryłem się z książkami, które moja eks uznałaby za grafomanię. Wyobrażałem sobie nawet, jaką rozpętałaby awanturę, zarzucając mi, że zupełnie nie potrafię wybierać wartościowych lektur. Byłem przecież takim beznadziejnie głupim i nietaktownym ignorantem…

Z córkami miałem raczej znikomy kontakt. Chyba uważały, że skoro tyle lat wytrzymywałem z ich matką, muszę być równie powalony, co ona. A, zresztą, takie gadanie z babami… Ja tam zawsze chciałem mieć syna, którego się niestety nie doczekałem.

Zacząłem też trochę myśleć o przyszłości. W firmie zarabiałem nieźle, nie miałem teraz dodatkowych wydatków, więc chciałem sobie trochę odłożyć na jakiś fajny wóz, może porsche albo ferrari. Oczami wyobraźni już widziałem jego nieskazitelny, krwistoczerwony lakier, idealną sportową sylwetkę, słyszałem pomruk tej bestii. To z niej mógłbym rozdawać uśmiechy kobietom, które zwracałyby na mnie uwagę, niezależnie od wieku.

Tak, to zdecydowanie mogło podbić moją atrakcyjność i zwiększyć szanse na jakieś niezobowiązujące numerki. Bo w żadne związki wikłać się więcej nie zamierzałem. Nie byłem przecież samobójcą. Tyle tylko, że siedzenie w domu zaczęło mi się przykrzyć. No bo ile można było wytrzymać w czterech ścianach, jedynie od czasu do czasu wpadając do kumpli, którzy jedynie przynudzali o swoich małżeńskich problemach? W końcu uznałem, że jeśli chcę kogoś jeszcze poznać, powinienem trochę o siebie zadbać. Niby nie było ze mną tak źle, ale… trochę ćwiczeń by nie zaszkodziło.

Siłownia była strzałem w dziesiątkę

Wybrałem siłownię na moim osiedlu. Nie wiedziałem, czy jest dobra – po prostu nie chciało mi się szukać dalej. Wykupiłem sobie karnet i zacząłem regularne treningi. Z początku skupiałem się wyłącznie na nich, bo okazało się, że o ile sama sylwetka nie wygląda najgorzej, o tyle z formą już jest dość kiepsko. Szybko dostawałem zadyszki i nie miałem już takiej zwinności jak kiedyś. Uważałem jednak, że na efekty zwyczajnie potrzeba czasu.

To tam, na siłowni, nieopodal recepcji, wpadłem na Maję. Właściwie to ona do mnie zagadała.

– Często tu trenujesz? – spytała, stając koło mnie.

– Dwa razy w tygodniu – stwierdziłem.

Byłem trochę zdziwiony, że zdecydowała się do mnie odezwać. Wyglądała na sporo młodszą – jak się potem okazało, miała trzydzieści dwa lata. Albo umiejętnie tuszowała zmarszczki, albo zwyczajnie jeszcze ich nie było. Miała za to piękne, duże, brązowe oczy i bardzo ciemne, lekko kręcone włosy, które wiązała wysoko w koński ogon. Nie mogłem oderwać wzroku od jej zgrabnego ciała, zwłaszcza że była jedynie w krótkim, kolorowym topie i czarnych legginsach.

– Imponujące. – skinęła mi z uznaniem. – A jesteś już po?

– Właściwie tak – przyznałem. – Dlaczego pytasz?

Uśmiechnęła się zachęcająco.

– Idę zaraz na kawę – stwierdziła. – Może wybrałbyś się ze mną?

Maja stała się częścią mojego życia

Nigdy nawet nie lubiłem kawy, a jednak nie potrafiłem jej wtedy odmówić. Dlatego w przeciwieństwie do niej zamówiłem czarną herbatę i sączyłem ją powoli przy naszym stoliku, słuchając, jak Maja opowiada o całym swoim życiu. Lubiłem to jej trajkotanie, tak różne od smętnych narzekań mojej byłej żony. Wydawała mi się chyba najbardziej pozytywnie nastawioną do świata osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. I zupełnie nie rozumiałem, co we mnie widzi.

– Jesteś świetnym facetem, Adam – powiedziała mi na którymś już z kolei spotkaniu, gdy ją o to zapytałem. – Może nie idealnym, ale nikt z nas nie jest idealny. A wiek nie ma dla mnie znaczenia. Liczy się wnętrze i to, co nosisz tu. – wyciągnęła dłoń i dotknęła mojej piersi na wysokości serca, które znacznie przyspieszyło wówczas swój rytm.

Mówiła z taką rozbrajającą szczerością, że jej uwierzyłem. I wpuściłem ją do swojego życia, pozwalając, żeby całkowicie nim zawładnęła. Zresztą, ona na siebie zarabiała, nie tak jak moja eks – artystyczny darmozjad, żerujący tylko na mojej forsie. Uznałem, że będę mógł rozpieszczać teraz nas oboje, o ile oczywiście taka młodziutka i piękna kobieta się mną kiedyś nie znudzi.

I sprawa się rypła

Minął rok, a ona się nie znudziła. Byliśmy już w poważnym związku, takim, o które się zwykle walczy. Wcale nie rozglądałem się więc za innymi kobietami, a co więcej, nawet się oświadczyłem. Tak, po raz drugi chciałem się pakować w małżeństwo! I jeszcze, jak kretyn, drżałem ze strachu, że ona mnie wyśmieje.

Oczywiście, nic takiego nie nastąpiło. Zgodziła się. W dodatku okazało się, że też miała dla mnie niespodziankę. I to dosłownie zwalającą z nóg.

– Jestem w ciąży! – wykrzyknęła z takim entuzjazmem, jakby dopiero co wygrała w totka, a nie tym jednym zdaniem właśnie przekreślała wszelkie moje plany na przyszłość. Bo jak – miałem zostawić ją razem z dzieckiem? Może synem, którego zawsze pragnąłem? Poza tym, no co tu dużo mówić, zamieszała mi w głowie jak żadna inna wcześniej. I tak właśnie musiałem pogodzić się z tym, że moje marzenie o ferrari oddala się bezpowrotnie.

Bo przecież dziecko to nowe obowiązki, szereg kolejnych wydatków. W takim wypadku oszczędzanie było trudne, choć nie niemożliwe. Byłem jednak przekonany, że znajdą się teraz ważniejsze sprawy niż moje wymarzone auto. No i to ciągłe wstawanie, wiecznie nieprzespane noce... Mimo wszystko siedziałem tam z nią i wciąż się szczerzyłem, bo co innego mi pozostało?

To będzie jak deja vu

Kocham Maję. Lada dzień bierzemy ślub. Mimo to, wspólne życie z nią… z nią i dzieckiem, nadal mnie przeraża. Niby mam już w tym wszystkim jakieś doświadczenie, ale gdy poprzednio zaczynałem, byłem zaledwie szczeniakiem. Głupim, niedoświadczonym – to prawda, ale też młodym, silnym, zdeterminowanym. A teraz? Miałem odpoczywać. Wreszcie zaszaleć, a nie znowu babrać się w pieluchach!

Oczywiście, Maja o niczym nie wie. Coraz mocniej utwierdzam się też w przekonaniu, że jej uczucie do mnie jest naprawdę szczere. Jeśli tak, to spotkało mnie w połowie życia niewyobrażalne szczęście. Może nie do końca w takim wymiarze, jak rzeczywiście bym chciał, no ale przecież nie wypada marudzić. Zwłaszcza że przy okazji wreszcie doczekam się syna.

Czytaj także:
„Synowa nie chce wspomóc seniorów w święta. Dzieci dostaną masę prezentów, a niektórzy nie mają, co do garnka włożyć”
„Prałam, sprzątałam, gotowałam i ogarniałam trójkę dzieci, a mój mąż i tak mówił, że siedzę w domu i nic nie robię”
„Syn zaginął 20 lat temu, a ja nie traciłam nadziei, że się znajdzie. Pękło mi serce, gdy znów go zobaczyłam”

Redakcja poleca

REKLAMA