„Marzyłem o ciele Jadwigi, ale w głowie ciągle miałem zmarłą żonę. Od samego patrzenia czułem się, jakbym ją zdradzał”

zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Jadwiga rozluźniła się, a mnie było głupio. Co by Hania powiedziała na to, że przyprowadziłem do domu znajomą, którą polubiłem? Byłem wdowcem, ale wcale nie czułem się wolny. Zainteresowanie inną kobietą kalało pamięć żony”.
/ 03.03.2023 14:30
zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Przeżyliśmy w w małżeństwie 35 lat, szmat czasu. Jak odeszła, nie umiałem się bez niej odnaleźć. Zawsze myślałem, że to ja pierwszy umrę, starszy byłem od Haneczki o trzy lata, był czas, że się nie oszczędzałem, paliłem jak smok, a i kieliszeczka kolegom nie odmówiłem. Hania inaczej, uważała na to, co je, nałogów nie miała. Przeszkadzało jej moje ćmienie, dla niej rzuciłem fajki.

Ciężko było, jakby mi głowy nie suszyła, nie pilnowała, trułbym się dymem do dziś. Wiele jej zawdzięczam, była mi żoną i najlepszym przyjacielem, dobrze razem nam się żyło. No i wyszło tak, że ona żyła zdrowo, ja nie bardzo, ale to o nią upomniało się raczysko, Pan Bóg za nią zatęsknił i zabrał ją z tego świata.

Nie przyjąłem w pokorze Jego wyroków, o nie! Działo się ze mną coś takiego, o czym wolałbym zapomnieć. Buntowałem się, upominałem się o swoją Hanię, do niej także miałem żal, że mnie zostawiła. Dziwne to były uczucia, bałem się ich. Hania nie pochwalałaby moich myśli, o przekleństwach nie wspomnę. Musiałem sam ze sobą dojść do ładu. Ciągnęło mnie do Hani, tęskniłem jak pies, tylko rozmowa z żoną przynosiła ulgę.

Codziennie chodziłem na jej grób, rano ścinałem kwiaty w ogrodzie, te, co to je Hania sama wyhodowała na rabatach. Wiedziałem, że będą jej się podobały. Kochała je, pielęgnowała, podlewała, wymieniała się z sąsiadkami na cebulki i karpy, które potem wsadzała do ziemi. Pod jej rękami kwiaty rosły jak szalone, odwdzięczały się za starania. Dumna z nich była, więc wahałem się trochę, czy zła na mnie nie będzie, jak je przerzedzę, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że ucieszy się, jak je dostanie.

Spytała, czy dobrze się czuję

Zanosiłem jej bukiety, a jak kwiatów w ogrodzie zaczęło brakować, kupowałem na straganie przy cmentarzu. Wsadzałem do kamiennego wazonu na płycie, zapalałem światełko, żeby jej tam ciemno nie było, i zaczynałem gadkę.

Mówiłem Hani o wszystkim, żeby była na bieżąco, bo zawsze lubiła wiedzieć, co się dzieje. Opowiadałem, że Danka, siostra moja, bardzo mi pomaga, zachodzi czasem i dom ogarnia, przynosi w garnku, co tam ugotowała, żebym i ja spróbował.

– Wdzięczny jej jestem za starania, ale ja też dbam o porządek, żebyś nie myślała, że dom brudem zarasta – tłumaczyłem się przed Hanią. Lubiła czystość, zła by na mnie była, jakbym dopuścił, żeby kąty pajęczynami zarosły. – Źle mi bez ciebie, Haneczko. Ciągle mi się zdaje, że zaraz wejdziesz do domu, zdejmiesz buty uwalane ziemią z ogrodu i krzykniesz na mnie, że trzeba zawiasy przy furtce posmarować, bo skrzypią.

Mówiłem do niej cicho, ale czasem w żałości, nie zdając sobie z tego sprawy, podniosłem głos raz i drugi. Przestraszyłem się, kiedy ktoś dotknął moich pleców.

– Przepraszam, chciałam tylko spytać, czy dobrze się pan czuje – kobieta patrzyła na mnie z troską, miała dobre oczy i miłą twarz. Jakbym ją skądś znał. Była w wieku mojej Hani, pomyślałem, że to jej koleżanka. Nie wszystkie dobrze pamiętałem, Hania miała ich mnóstwo, lubiana była, nie unikała ludzi.

– Rozmawiam z Hanią – wyjaśniłem swoje dziwne zachowanie. – A czy dobrze się czuję? Od śmierci żony tak tylko po świecie się pętam, z przyzwyczajenia.

– Mówią, że czas leczy rany – kobieta stała przy ławeczce, na której siedziałem, i nie zamierzała odejść. – Ja też wdową jestem i powiem panu, że ukojenie przyjdzie. Pan Bóg chce, żebyśmy żyli dalej, nie nam podważać Jego wolę.

– Tak mówią – pokiwałem głową.

– A od dawna pani mąż nie żyje?

– Sześć lat będzie – westchnęła.

Obeszła ławeczkę i przysiadła na drugim końcu. Pomieściliśmy się, ale i tak się posunąłem.

– Moja Hania niedawno… – w gardle mnie ścisnęło, nie mogłem mówić dalej.

Milczeliśmy oboje, siedzieliśmy w ciszy, aż mi się trochę poprawiło. Zacząłem mówić o Hani, jak się poznaliśmy, jaka była z niej piękna dziewczyna, jak ją kochałem, jacy byliśmy szczęśliwi. Słuchała uważnie, nie przerywała, aż w końcu wyrzuciłem z siebie wszystko. Dobrze było komuś się zwierzyć, zrobiło mi się cieplej na sercu.

– Nie każdemu pisane takie dobre życie – powiedziała z westchnieniem, wstając z ławeczki. – Rozumiem pana ból.

Dopiero kiedy odeszła, uświadomiłem sobie, że nie spytałem jej, czy dobrze znała moją Hanię. Wypatrywałem jej potem na cmentarzu, ale nie złożyło się. Zobaczyłem ją kilka miesięcy później, na ulicy. Uśmiechnęła się miło, ja się ukłoniłem, a potem poszedłem po rozum do głowy, zawróciłem i dogoniłem ją.

– Nie znałam pańskiej Hani – przyznała, kiedy o to spytałem. – Podeszłam do pana, bo wydawało mi się, że potrzebuje pan pomocy, dziwnie się pan zachowywał.

– Rozmawiałem z żoną – mruknąłem zawstydzony, że mnie przyłapała.

Okazało się, że idziemy w jedną stronę, do dyskontu, w którym oboje robiliśmy zakupy. Odniosłem jej ciężkie siatki pod dom, bo tak wypadało. Dawno z nikim tak łatwo mi się nie rozmawiało. Nie była gadatliwa, umiała słuchać, a ja miałem mnóstwo do opowiadania. Jak człowiek żyje sam, gromadzą mu się słowa, na które nikt nie czeka. Jadwiga spadła mi z nieba.

O nie, Danka jest w domu…

Nasze miasto duże nie jest, w późniejszych miesiącach wpadaliśmy na siebie przypadkiem, a to na cmentarzu, a to w sklepie czy na ulicy. Za każdym razem odprowadzałem ją pod dom bez żadnej zdrożnej myśli. Nie szukałem drugiej żony, miałem zamiar pozostać wierny Hani.

Z Jadwigą dobrze mi się rozmawiało, lubiłem z nią spacerować. Oboje zwalnialiśmy kroku, docierając do celu, zupełnie jakbyśmy nie mogli się rozstać. Dziwne to wszystko było, niezbyt dobrze się z tym czułem. Z jednej strony codziennie wypatrywałem Jadwigi, mając nadzieję, że ją przypadkowo spotkam, z drugiej miałem wrażenie, że spacerując z inną kobietą, zdradzam pamięć Hani. Wyrzekłbym się tych spotkań, ale jakoś nie umiałem. Człowiek ciągnie do człowieka, potrzebuje towarzystwa i ja też tak miałem. Pewnego razu odprowadziłem ją spacerem pod dom i zawróciłem.

– Dokąd to? – zaśmiała się, idąc za mną.

Nie mogłem się z nią rozstać, jednak nigdy nie powiedziałbym tego na głos.

– Pokażę ci, gdzie mieszkam – odparłem. – Tak na wszelki wypadek – zastrzegłem się, żeby jej nie spłoszyć.

Nie przewidziałem, że w domu jest Danka. Zobaczyła nas przez okno i wyszła do furtki. Aż mi się zimno zrobiło. Bałem się, co powie, jak zobaczy, że prowadzam się z obcą kobietą.

– Nie będziesz chyba trzymał gościa przed domem – siostra otworzyła furtkę. Zauważyłem, że w oku błysnęła jej niezdrowa ciekawość. – Proszę zachodzić, przyniosłam ciasto, zaraz wstawię wodę na herbatę. Pani za rzeką mieszka?

Nie zdziwiłem się, że wie o Jadwidze więcej niż ja, bo przed Danką trudno było cokolwiek ukryć. Przyjęła moją znajomą serdecznie, wypytując ją przy okazji o wszystko, co zdołało jej umknąć. Ja nie miałem nic do powiedzenia, Jadwiga czuła się trochę skrępowana, ale posłusznie odpowiadała na wszystkie pytania. W końcu Danka zakończyła przesłuchanie i panie zaczęły normalnie rozmawiać. Jadwiga rozluźniła się, a mnie było głupio. Co by Hania powiedziała na to, że przyprowadziłem do domu znajomą, którą polubiłem? Byłem wdowcem, ale wcale nie czułem się wolny. Zainteresowanie inną kobietą kalało pamięć żony.

Właśnie to powiedziałem Dance, kiedy Jadwiga poszła do domu. Nie odprowadziłem jej, bo gdybym to zrobił, zachowałbym się jak kandydat na narzeczonego.

Teraz jesteśmy małżeństwem

– Czyś ty z byka spadł? – rozsierdziła się siostra. – Jeśli chcesz być sam do końca żywota, to wolna wola, nikt nie broni, tylko żebyś mi potem nie jęczał, że jesteś samotny. Trafiła ci się przyzwoita i miła kobieta, możesz jeszcze być szczęśliwy, o ile będzie cię chciała. Pytałeś ją o to?

– Jeszcze za wcześnie na takie zamiary – mruknąłem.

– Pomyśl o sobie, braciszku – Danka zmieniła ton na łagodniejszy. – Hania kochała cię i na pewno nie chciałaby, żebyś tkwił w tym domu sam jak palec.

Przekonała mnie trochę – na tyle, że pozbyłem się wyrzutów sumienia, spotykając się Jadwigą. Nie zdawałem się już na przypadek, umawiałem się z nią jak porządny człowiek i wkrótce zdałem sobie sprawę, że należałoby coś z tym zrobić. Nieładnie zawracać kobiecie głowę, nie mając poważnych zamiarów.

Poszedłem do Hani i spytałem, co ona na to, ale odpowiedź musiałem dać sobie sam. Ona odeszła i nie mogła mi powiedzieć, jak mam postąpić. Zapytałem Jadwigę, czy zechciałaby takiego wdowca jak ja, co najlepsze czasy ma za sobą. Powiedziała, że jeśli jestem pewien swojej decyzji, to wyjdzie za mnie.

Teraz jesteśmy małżeństwem i to było najlepsze, co mogło mi się przytrafić. Czasem myślę, że to Hania pokierowała krokami Jadzi, troszcząc się o mnie z tamtego świata. Przecież poznaliśmy się na cmentarzu…

Czytaj także:
„Emeryci jedzą resztki ze śmietników, bo nie stać ich na zakupy. Całe życie ciężkiej pracy, żeby głodować na starość?”
„Kiedy mama na starość została sama, poczułam się winna. Zaczęłam sterować jej życiem, żeby nie mieć wyrzutów sumienia”
„Wychowałam 5 dzieci, a na starość zostałam sama. Wszyscy wolą zarabiać wielkie pieniądze za granicą niż się mną zajmować”

Redakcja poleca

REKLAMA