„Marzyłem, by ożenić się po raz 2, ale moja córka nie akceptowała przyszłej macochy. Teresa postawiła mi ultimatum”

Narzeczona postawiła mi ultimatum fot. Adobe Stock, rh2010
„Po stracie ukochanej żony nie dopuszczałem do siebie myśli o związku z inną kobietą. Ale tym razem było inaczej. Tereska zapełniła mi pustkę po Annie".
/ 20.12.2022 07:04
Narzeczona postawiła mi ultimatum fot. Adobe Stock, rh2010

Po śmierci żony mój świat runął jak domek z kart. Nie oczekiwałem już niczego od życia. Zerwałem kontakty ze znajomymi. Wyjątkiem była moja jedyna córka, Agnieszka.

Gdy do mnie przyjeżdżała w odwiedziny, na chwilę zapominałem o smutku…

Dwa lata temu wracałem samochodem z delegacji

Wlokłem się jak żółw, bo na drodze był korek. Dojeżdżałem już do granicy miasta, gdy nagle ogarnęła mnie jakaś dziwna senność… Mimo że bardzo się starałem, nie potrafiłem jej pokonać…Ocknąłem się w szpitalu. Zasnąłem za kierownicą i auto uderzyło w drzewo.

Szczęśliwie niezbyt mocno, bo jechałem wolno. Dzięki Bogu za ten korek. Skończyło się na pękniętych żebrach, złamanej ręce, siniakach i guzie na głowie.

– Miał pan więcej szczęścia niż rozumu! Zapomniał pan wziąć insulinę, czy co? – zapytał lekarz.

– Insuliny? Nie biorę żadnej insuliny – zdziwiłem się.

– Jak to, ma pan zaawansowaną cukrzycę! To stąd ta śpiączka! – pokręcił głową.

Naprawdę nie wiedziałem. Po śmierci żony nie interesowałem się swoim zdrowiem. Omijałem lekarzy szerokim łukiem. Nie przypuszczałem, że coś mi dolega. W szpitalu przeleżałem dwa tygodnie. Na moim oddziale pracowała pielęgniarka, pani Tereska. Różniła się od większości swoich humorzastych koleżanek. Serdeczna, uśmiechnięta, zawsze miała dla pacjentów dobre słowo.

Dziwiło mnie to, bo z korytarzowych plotek wiedziałem, że ma za sobą ciężkie przeżycia. Najpierw odszedł od niej mąż, potem jej syn zabił się na motorze.

– Skąd w pani tyle radości i pogody ducha? – zapytałem któregoś dnia.

– Taka już jestem. Wierzę, że po burzy zawsze wychodzi słońce – uśmiechnęła się.

Zazdrościłem jej takiego podejścia do życia. Pani Tereska zajmowała się mną troskliwie. Postawiła sobie za punkt honoru, że nauczy mnie robić sobie zastrzyki z insuliny. Teoretycznie nic trudnego, wystarczy wbić igłę ale…

Na widok strzykawki robiłem się biały jak ściana

Pani Tereska wcale się ze mnie nie wyśmiewała. Pocieszała, że u mężczyzn to normalne, że wcześniej czy później przełamię ten strach. Ustaliliśmy, że gdy wyjdę ze szpitala, za niewielką opłatą będzie do mnie przychodzić i robić te zastrzyki. Córka mieszkała dość daleko ode mnie, poza tym była zapracowana, więc i tak musiałbym kogoś wynająć do pomocy.

Pani Tereska przychodziła do mnie codziennie. Robiła mi zastrzyk, pilnowała, żebym brał inne leki. Gdy miała chwilę czasu, zostawała na dłużej, by ze mną porozmawiać. Była taka pogodna, otwarta, szczera… Złapałem się na tym, że z niecierpliwością czekam na każdą jej wizytę. Nie przyznałem się nawet, że tak, jak przewidziała, pokonałem już strach, i sam mogę robić sobie zastrzyki. Bałem się, że przestanie przychodzić…

Kiedy wydobrzałem, zaprosiłem ją na kolację. Zgodziła się. Spędziliśmy miły wieczór. Ten, a potem następny i jeszcze następny. Sam nie wiem, kiedy stała mi się bardzo bliska. Po stracie ukochanej żony nie dopuszczałem do siebie myśli o związku z inną kobietą. Ale tym razem było inaczej. Tereska zapełniła mi pustkę po Annie.

Miesiąc temu zrozumiałem, że ją kocham i chcę z nią spędzić resztę życia. Okazało się, że ona czuje to samo. Kiedy więc w czasie romantycznej kolacji poprosiłem ją o rękę, byłem pewien, że bez wahania się zgodzi. Tymczasem ona spojrzała mi prosto w oczy.

– Czy powiedziałeś już o nas córce? – zapytała.

– Jeszcze nie. Nie było okazji – przyznałem.

– W takim razie dziś ci nie odpowiem. Jeśli ona zaakceptuje nasz związek, powiem tak. Jeśli nie, zniknę z twojego życia. Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili albo nawet znienawidzili – odparła spokojnie.

Próbowałem jej tłumaczyć, że Agnieszka na pewno będzie zachwycona, że znalazłem nową miłość, ale się uparła.

– Z tego, co opowiadałeś, córka była bardzo związana z matką. Nie wiadomo, jak zareaguje na wiadomość o naszym ślubie. Porozmawiaj z nią, proszę.

Byłem trochę zły na Tereskę, że postawiła mi takie ultimatum. Ale gdy przemyślałem sprawę, zrozumiałem jej obawy.

Aga rzeczywiście uwielbiała Anię

Gdy córka do mnie przyjeżdżała, zawsze ją wspominała. Gdy przypomniałem sobie te wszystkie rozmowy, sam zacząłem się bać reakcji córki. Dotarło do mnie, że ona faktycznie może nie zaakceptować innej kobiety w moim życiu. Odwlekałam więc tę rozmowę chyba z miesiąc. W końcu jednak się zdecydowałem.

Gdy zapraszałem ją do siebie na obiad, wiedziałem tylko jedno: że muszę zrobić wszystko, by przekonać do niej córkę. Agnieszka szybko wyczuła, że to nie jest zwyczajny obiad. Może dlatego, że sztućce bez przerwy wypadały mi z rąk. W każdym razie w pewnym momencie odsunęła talerz.

– Tato, wydaje mi się, że masz mi coś ważnego do powiedzenia. Może więc wreszcie zaczniesz? – wbiła we mnie wzrok.

Poczułem, jak opuszcza mnie odwaga

– Eee, nieee… To nic takiego… Możemy porozmawiać kiedy indziej – zająknąłem się.

– Mowy nie ma. Mów, o co chodzi! Inaczej nie wyjdę – zażądała.

– No dobrze. Chcę ci powiedzieć, że twoja mama była największą miłością mojego życia. Będę o niej pamiętał do końca swoich dni. Ale jakiś czas temu poznałem pewną kobietę … – zamilkłem, bo głos mi ze strachu uwiązł w gardle.

Agnieszka aż podskoczyła.

– Zaraz, zaraz, tato… Czy ty chcesz mi powiedzieć, że kogoś masz?

– No tak… Ma na imię Teresa. To pielęgniarka ze szpitala, w którym leżałem po wypadku. Nie planowałem tego… Tak jakoś wyszło… Zakochaliśmy się w sobie, chcemy wziąć ślub. Wiem, że ci się to pewnie nie spodoba, ale zrozum, ja też mam prawo do szczęścia. Nie chcę na starość…

Tato, spokojnie… – przerwała mi.

Posłusznie zamilkłem i spuściłem głowę. Spodziewałem się najgorszego. Wyrzutów, pretensji. Tymczasem…

– Bardzo się cieszę, tato! I myślę, że mama też – usłyszałem.

Pewnie się domyślacie, co było potem. Z radości rzuciłem się córce na szyję. A potem od razu zadzwoniłem do Teresy. Nie jestem pewien, ale miałem wrażenie, że ze szczęścia się popłakała. Od tamtej pory minęły dwa miesiące.

Agnieszka poznała już Tereskę. Chyba się polubiły, razem planują nasz ślub. A ja? No cóż… Już nie zazdroszczę ukochanej optymizmu. Sam przecież przekonałem się, że po burzy zawsze wychodzi słońce…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA