„Marzyłam o tym, by mieć dużo wnuków. Jedna z córek pozbawiła mnie nadziei. Wywinęła nam numer i została zakonnicą”

smutna starsza para fot. Adobe Stock, pikselstock
„Co jej strzeliło do głowy? Przecież Aneta nie jest religijna. Jako dziecko do kościoła trzeba było zaganiać ją niemal batem”.
/ 24.02.2024 19:15
smutna starsza para fot. Adobe Stock, pikselstock

Starość to trudny czas. Gdy brakuje już wyzwań zawodowych i związanych z wychowywaniem dziecka, łatwo o utratę poczucia celu w życiu. A od utraty celu już tylko krok do rezygnacji.

Właśnie dlatego dla seniorów tak ważną sprawą jest pomoc w wychowywaniu wnuków. Możliwość opieki nad małymi szkrabami jest jak powrót do lat młodości. Razem z mężem marzyliśmy, że na starość będziemy otoczeni gromadką roześmianych dzieciaków. Niestety, nasza córka miała inny plan na życie.

Byliśmy w szoku

Myślałam, że córka chce nam powiedzieć, że spodziewa się dziecka, a ona oświadczyła, że wstępuje do zakonu!

– Mamo, tato, chcę wam o czymś powiedzieć – zagadała nas Aneta.

– Córeczko, naprawdę? Jesteś w ciąży? – ucieszyłam się.

– Wreszcie będziemy dziadkami? – zapytał Zygmunt, mój mąż, a w jego oczach zaczęły lśnić łzy szczęścia.

– Spokojnie, nie ekscytujcie się tak. To nie o ciążę chodzi. Można powiedzieć, że wprost przeciwnie.

– O nie, córeczko! Proszę cię, tylko nie mów, że nie możesz mieć dzieci – wystraszyłam się.

– Jakby to powiedzieć, z fizjologicznego punktu widzenia chyba nie ma żadnych przeciwwskazań. Zresztą nie wiem, nie wykonywałam żadnych badań w tym kierunku. Chodzi o kwestie duchowe.

– Chyba nie rozumiemy, skarbie. Możesz nam to trochę jaśniej nakreślić? – poprosił Zygmunt.

– Wstępuję do zakonu. Zamierzam poświęcić swoje życie służbie Bogu.

Myśleliśmy, że to żart

Spojrzeliśmy po sobie i zaniemówiliśmy. Co jej nagle strzeliło do głowy? Przecież Aneta nie jest religijną kobietą. Zresztą, nigdy nie było jej po drodze z religią. Nawet, gdy była dzieckiem, do kościoła trzeba było niemal zaganiać ją batem, a gdy podrosła na tyle, że mogła już sama decydować o swojej wierze, całkowicie przestała pokazywać się na mszy. A teraz oświadcza nam, że chce wstąpić do zakonu? Że nigdy nie da nam wnuków? Przecież to nielogiczne!

Sami nigdy nie byliśmy przesadnie religijni. Oboje jesteśmy wierzący, ale nie stawialiśmy i do dziś nie stawiamy wiary w centrum naszego życia. Owszem, praktykowaliśmy wszystkie katolickie święta, przyjmowaliśmy księdza po kolędzie, ale we mszy uczestniczyliśmy tylko przy okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Nie chodziliśmy do spowiedzi, nie modliliśmy się w domu, nie oglądaliśmy transmisji mszy w telewizji i nie słuchaliśmy żadnych katolickich rozgłośni radiowych. Co zatem mogło się stać, że Aneta zdecydowała się pełnić posługę zakonną?

Mieliśmy tylko ją

Aneta jest naszym jedynym dzieckiem. To nie tak, że nie chcieliśmy mieć więcej pociech. Po tym, jak na świat przyszła nasza córka, dwukrotnie próbowaliśmy powiększyć rodzinę, ale straciłam obie ciąże. Specjaliści szukali przyczyny. Wreszcie usłyszałam, że ze względów medycznych ryzyko poronienia jest ogromne. Najprawdopodobniej nie donoszę żadnej kolejnej ciąży, więc nawet nie ma co próbować i znów przeżywać rozczarowanie.

To był dla mnie ogromny cios. Diagnoza przekreśliła moje marzenia o dużej rodzinie. Załamałam się do tego stopnia, że musiałam skorzystać ze specjalistycznej pomocy. Na szczęście, dość szybko doszłam do siebie. Przecież miałam dla kogo żyć. Kiedyś Zygmunt zastał mnie skuloną w kącie łazienki. Nie mogłam opanować płaczu.

– Skarbie, co się stało? – zapytał z troską.

– Ja już nie czuję się kobietą – wyjęczałam. – Nawet nie mogę dać ci więcej dzieci. A przecież zawsze chciałeś mieć syna. Chciałeś przekazać nazwisko dalej, a nagle okazało się, że to się nigdy nie stanie.

– Kochanie, to bez znaczenia – próbował mnie pocieszyć. – Mamy przecież Anetkę, to najważniejsze. Zresztą, ani się obejrzysz, a z małej dziewczynki stanie się piękną, dorosłą kobietą i da nam gromadkę wnuków.

Chyba tylko ta myśl trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. Zawsze, gdy pogarszał mi się nastrój, wyobrażałam sobie nas: starych i otoczonych wspaniałymi dziećmi. To zawsze działało. Smutek odchodził tak szybko, jak się pojawiał.

Nie chciała być matką

– Skarbie, takiej decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień – powiedziałam. – Może przechodzisz jakiś trudny okres w życiu, ale ucieczka do zakonu nie jest rozwiązaniem problemów.

– Nie podjęłam tej decyzji nagle, mamo. Myślę o tym już od dłuższego czasu, a teraz po prostu zrozumiałam, że jestem gotowa na ten krok – wyznała.

– Co takiego się stało, córciu? – zapytał Zygmunt. – Skąd ta odmiana?

– Mamo, tato... prowadzę puste życie. Nie mam żadnego celu, który miałby jakąkolwiek wartość. Odkąd skończyłam studia, goniłam za karierą. Chciałam zarabiać coraz więcej i posiadać coraz więcej. Stresy odreagowywałam na imprezach i z mężczyznami, których miałam już nigdy nie spotkać. Nie myślałam o tym, żeby zatrzymać się choć na chwilę i pomyśleć, co dla mnie jest najlepsze. Ale niedawno nadarzyła się ku temu okazja. Pamiętacie jak kilka miesięcy temu zachorowałam?

– Oczywiście. Miałaś paskudną grypę. Zmogło cię na dwa tygodnie.

– To nie była zwykła grypa, mamo. Lekarz stwierdził, że mój organizm jest na skraju wyczerpania. Powiedział mi, że jeżeli nie zwolnię tempa, skończy się to dla mnie fatalnie. I zwolniłam. Kiedy poszłam na L4, zaczęłam się nad wszystkim zastanawiać. Udałam się na krótki spacer, a kiedy przechodziłam obok kościoła, coś mnie tknęło, żeby wejść do środka. Tam doznałam objawienia. Zrozumiałam, że życie w zgodzie z Bogiem jest jedyną słuszną drogą. I podjęłam decyzję. Nie chcę być matką.

– Nie chcesz jeszcze raz tego przemyśleć?

– Mamo, ja naprawdę wiem, co robię. Właśnie takie życie jest mi przeznaczone. Jestem już po rozmowie z matką generalną. Uznała, że moje intencje są szczere. Wezwał mnie Bóg, a ja muszę odpowiedzieć na to wezwanie.

Byliśmy rozczarowani

Naprawdę liczyliśmy, że córka da nam wnuki. Ona jednak wyglądała na zdecydowaną i zdeterminowaną, więc ta perspektywa zaczęła znikać w oddali.

– Przejdzie jej? Jak myślisz, Zygmunt? – zapytałam męża po wyjściu Anety.

– Sam nie wiem. Wygląda na to, że dokładnie to sobie przemyślała.

– Tak, chyba masz rację – przyznałam. – I co my teraz zrobimy?

– A co możemy zrobić?

– Zygmunt, ja tak bardzo chciałam mieć dużo wnuków.

– Wiem, kochanie. Ja też. Ale to decyzja Anetki. Jeżeli naprawdę odczuwa powołanie, to możemy jej tylko kibicować.

Tydzień po tej rozmowie odwieźliśmy naszą córkę do klasztoru.

– Córeczko, tak bardzo będę za tobą tęsknić – powiedziałam, nie mogąc powstrzymać łez.

– Mamo, spokojnie. Nie wstępuję do zamkniętego klasztoru. Będę was odwiedzać, wy też możecie przyjeżdżać z wizytą.

Marne to było pocieszenie. Poczułam się, jakby Anetka wyjeżdżała na drugi koniec świata. Ale tak jak powiedział mi mąż, to była jej decyzja. Musiałam to zaakceptować. W końcu dzieci powinny w pierwszej kolejności myśleć o sobie, nie o rodzicach.  

Czytaj także: „Mam dość zajmowania się wnukami. Córka zrobiła mi grafik opieki nad smarkaczami i wylicza każdą godzinę pracy”
„Mój mąż jest sknerą. Wolał zrezygnować z intymności i figlowania, zamiast pomóc mi z kosztami antykoncepcji”
„Ręce świerzbią mnie na widok szałowych emerytów. Może jestem stara, ale wciąż jara”

 
 
 

 

Redakcja poleca

REKLAMA