„Mam dość zajmowania się wnukami. Córka zrobiła mi grafik opieki nad smarkaczami i wylicza każdą godzinę pracy”

obrażona kobieta fot. Adobe Stock, JackF
„Przyjrzałam się rozpisce i aż mnie zatkało. Córka chciała ze mnie zrobić drugą matkę dla swoich dzieci! – Nie uważasz, że to lekka przesada? – A dlaczego? - zapytała bezczelnie. – Zadeklarowałam, że z chęcią ci pomogę, ale ta pomoc trwa już dziesięć miesięcy... Nauczyłam cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć”.
/ 15.02.2024 07:15
obrażona kobieta fot. Adobe Stock, JackF

Myślałam, że bycie babcią będzie samą przyjemnością. Wyobrażałam sobie wspólne pieczenie szarlotek, leniwe wizyty na placu zabaw... Nie miałam pojęcia, że córka zrobi ze mnie niańkę na pełen etat i to praktycznie za darmo.

Gdy Kaja zaszła w ciążę, byłam zachwycona.

– Ale cudownie! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, kochanie – ściskałam córkę ze łzami w oczach.

– No cudownie, ale strasznie się boję, mamo... Jak ja sobie poradzę? Ja nie wiem niczego o dzieciach – chlipała mi zestresowana córka.

– Niczym się nie przejmuj, przecież ci pomogę! Masz mnie, masz Artura! Damy sobie radę – pocieszałam ją.

Córka się stresowała

Przecież nie zamierzałam zostawić córki zupełnie samej sobie! Kaja miała ciążowe humory i przez pierwsze dwa miesiące bardzo mocno doskwierały jej mdłości, ale dzielnie znosiła te trudy oczekiwania na malucha. Wkrótce jednak okazało się, że będą to... dwa maluchy! Córka była w bliźniaczej ciąży, a ja nie mogłam powstrzymać radości. Niestety, wiadomość o dwójce dzieci jeszcze bardziej nasiliła lęki córki. Była tak zestresowana, że cały czas zamartwiała się tym, jak sobie poradzi. Zapewniałam ją więc stale o swojej gotowości do pomocy. Nie sądziłam, że podpisuję na siebie wyrok.

Dzień, w którym córka urodziła dzieciaki, był niesamowitym przeżyciem. Kaja od razu zakochała się w bliźniakach, ale widać było, że jest bardzo zdenerwowana opieką nad nimi. Ciągle się stresowała, że coś zrobi nie tak, że niechcący je skrzywdzi albo nie zrozumie, czego potrzebują.

Pomagałam, jak tylko mogłam

Przez pierwsze trzy miesiące praktycznie mieszkałam z córką i zajmowałam się dziećmi bez przerwy. Pracowałam z domu w tych częściach dnia, które dzieci drzemały, a następnie kończyłam swoje zadania w nocy, gdy już były wykąpane, nakarmione i uśpione. Byłam wykończona, ale wiedziałam, że taki tryb pracy nie będzie trwał wiecznie. A przynajmniej tak sądziłam...

Gdy zaproponowałam córce, że może zostawię ich już samych i wrócę do siebie, wpadła w histerię.

– Mamo, nie możesz mnie zostawić! Przecież ja nadal nic nie wiem, nie dam rady, to jest za dużo – panikowała.

– Kaja, jesteś zupełnie gotowa. Wiesz wszystko, co powinnaś – uspokajałam ją, ale bezskutecznie.

Wyręczała się mną

Po kolejnych dwóch miesiącach zdecydowałam, że nie dam rady: muszę albo zrezygnować z pomocy córce, albo rzucić pracę. Niestety, Kaja zupełnie nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłabym przestać z nią mieszkać. Postanowiłam więc poświęcić swoją pracę, energię i praktycznie cały czas wolny. „Trudno, to moja córka, przecież muszę jej pomóc”, myślałam.

Na stałe przeprowadziłam się do córki i zięcia, aby móc asystować przy opiece nad wnuczkiem i wnuczką. Jednak gdy zrozumiałam, że tak teraz będą wyglądały wszystkie moje dni i nie mam żadnej ucieczki, byłam przerażona.

– Aż dwójka szkrabów? Ale cudownie! Kaja daje ci się nimi zajmować czy wszystko chce robić sama? Moja córka to przez pierwszy rok prawie mnie nie dopuszczała do malucha! Tak jakbym sama kilku nie wychowała – śmiała się koleżanka, którą spotkałam pewnego dnia pod sklepem.

Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, więc zbyłam ją jakimś ogólnikiem. Bo przecież na tym właśnie polegał problem: gdy inne matki wszystko chcą robić same, Kaja w ogóle nie przejawiała chęci do usamodzielnienia się jako rodzic.

Miałam tego dosyć

Z niepokojem zaczęłam zauważać, że córka zdaje się przyzwyczajać do takiego układu i po prostu traktuje mnie jak darmową nianię, żeby zbytnio się nie przemęczać. Zaczęłam ją sprawdzać. Dzieciaki miały już prawie dziesięć miesięcy, więc Kaja wiedziała już na temat opieki wszystko, co tylko powinna. Oczywiście, rozumiałam, że opieka nad dwójką niemowląt jest pewnym wyzwaniem, ale to przecież nie powinno oznaczać, że mam teraz wychowywać na pełen etat kolejne pokolenie dzieci.

Gdy przy najbliższej okazji usłyszałam kwilenie jednego z maluchów, zamiast pobiec na górę, obserwowałam reakcję córki. Nie podniosła nawet wzroku znad plotkarskiej gazety.

– Mamo, zajrzysz do nich? – zapytała mnie Kaja.

– A ty nie możesz? – zapytałam.

– Ale pewnie trzeba zmienić pieluchę, a wiesz, że ja to zawsze robię źle: albo odwrotnie, albo nieszczelnie, albo pomylę kremy... – jęczała.

– To może czas się w końcu nauczyć robić to prawidłowo? Przecież nie będę tu mieszkać wiecznie – odparłam.

Kaja spojrzała na mnie z rozdrażnieniem, jakbym powiedziała jej coś wyjątkowo nieprzyjemnego. Wstała jednak z kanapy i ruszyła w stronę pokoju dziecięcego. Do końca dnia była na mnie lekko obrażona, ale liczyłam, że to tylko przejściowy stan i że wkrótce zrozumie moje dobre intencje.

Dostałam grafik pracy

Następnego dnia przekonałam się jednak, że Kaja ani myśli wypuszczać mnie na wolność.

– Mamo, posłuchaj, przygotowałam taki grafik, może będzie nam wszystkim łatwiej, jeśli będziemy się do niego stosować... – zagaiła córka.

– Jaki znowu grafik? – zapytałam.

– Rozpisałam w których godzinach ja się będę zajmować dziećmi, a w których ty... No i oczywiście Artur, jak wróci z pracy – powiedziała.

Przyjrzałam się rozpisce i aż mnie zatkało. Córka chciała ze mnie zrobić drugą matkę dla swoich dzieci!

– Nie uważasz, że to lekka przesada?

– A dlaczego? - zapytała bezczelnie.

– Zadeklarowałam, że z chęcią ci pomogę, ale ta pomoc trwa już dziesięć miesięcy... Nauczyłam cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć. Wzięłam darmowy urlop w pracy, nie zarabiam, całe dnie spędzam na opiece nad dzieciakami, ale przecież ja też mam swoje życie. Nie pisałam się na bycie trzecim rodzicem na stałe – oznajmiłam możliwie najbardziej uprzejmie.

Córka spiorunowała mnie wzrokiem.

– Aha, rozumiem. Czyli po prostu znudziło ci się bycie babcią?

Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Nie mogłam uwierzyć, że własna córka traktuje mnie w ten sposób. Zalała mnie fala gniewu, ale też żalu. Może gdzieś popełniłam błąd, poświęcając się tak całkowicie, że córka uznała to za normę?

Nie doceniała mojej pomocy

– Przesadziłaś, moja droga – odpowiedziałam chłodno. – Jeśli nie doceniasz mojej pomocy i tego, co poświęciłam, żeby ułatwić ci początki macierzyństwa, to bardzo mi przykro, ale od dziś będziesz radzić sobie sama.

– Mamo, ale ja przecież nie to miałam na myśli! Po prostu czuję się jeszcze niepewnie... Potrzebuję cię – Kaja zaczęła się gwałtownie bronić, gdy zauważyła, że nie udało jej się we mnie wzbudzić poczucia winy.

– Niepewnie? Masz prawie roczne dzieci, Kaja. Czasu do nauki było bardzo dużo. Czas dorosnąć – rzuciłam z goryczą, po czym zabrałam torebkę i wyszłam.

Poczułam ulgę

Po tylu miesiącach spędzonych w towarzystwie wiecznie płaczących dzieci, sterty prania i zapachu brudnych pieluch, moje mieszkanie jawiło mi się niczym oaza na środku pustyni. Zatopiłam się w miękkim fotelu i rozkoszowałam ciszą i spokojem.

– Ależ mi tego brakowało! – powiedziałam sama do siebie.

Po raz pierwszy od dziesięciu miesięcy przespałam całą noc we własnym łóżku, a następnego dnia nie musiałam się nigdzie spieszyć, nie miałam całej listy obowiązków. Uczucie ulgi, które mi towarzyszyło, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję wynosząc się od córki.

Byłam nieugięta

Kaja, niestety, ciężko przeżywała rozłąkę. Oczywiście nie ze mną, ale z pomocą, którą jej oferowałam. Chyba w końcu zrozumiała, że macierzyństwo jest ciężkie i wymaga poświęceń – przede wszystkim od niej samej, a nie od wszystkich dookoła. Ciągle torpedowała mnie SMS-ami.

„Mamo, przepraszam, proszę cię, wróć, nie daję rady!”, „Mamo, zachowałam się głupio, nie doceniałam cię, nie gniewaj się, proszę” – brzmiały jej błagalne wiadomości.

Ja jednak pozostałam nieugięta. Wiedziałam, że to, co teraz robię jest dobre nie tylko dla mnie samej, ale i dla córki i jej rodziny. „Ona musi się nauczyć być matką. Nie zrobi tego, sama tkwiąc w roli dziecka”, myślałam. Oczywiście, wielokrotnie chciałam się złamać, gdy córka dzwoniła ze łzami i wpędzała mnie w poczucie winy, ale szybko przywoływałam się do porządku.

Dziś mijają już cztery tygodnie, odkąd wyprowadziłam się od córki. Kaja dzwoni coraz rzadziej: chyba zrozumiała, że niczego nie wskóra swoimi błaganiami. Co jakiś czas wpadam na moment i sprawdzam, jak się mają maluchy: są czyste, zadbane, nakarmione i zadowolone. Widzę więc, że Kaja doskonale sobie radzi. Jestem z niej dumna, ale powiem jej o tym dopiero za jakiś czas. Jeszcze nie teraz.

Czytaj także: „Zajmuję się wnukami za darmo, a zięciowi jest żal kasy, by zawieźć mnie do lekarza. Pokaże im, że ze mną się nie zadziera”
„Moje dzieci są pewne, że w spadku dostaną kupę siana. Chciwych nie nasycisz, więc zdziwią się, gdy ja oddam ducha”
„Trafiona strzałą amora, wpuściłam nieznajomego do sypialni. Był zbyt idealny, wiedziałam, że coś tu śmierdzi”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA