„Marzyłam o tym, aby córka miała rodzinę, a ona ogłosiła, że ma dziewczynę. Jest mi wstyd, że nie okazałam jej wsparcia"

Nie akceptowałam wyboru córki fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
Nie potrafiłam zaakceptować wyboru córki, bo wymyśliłam sobie dla niej tradycyjną rodzinę z mężem i dziećmi. Uświadomiłam sobie, że moje oczekiwania stały się ważniejsze niż jej szczęście i zrobiło mi się strasznie wstyd.
/ 26.07.2021 11:35
Nie akceptowałam wyboru córki fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Asia nigdy nie sprawiała mi poważniejszych kłopotów: była spokojną i mądrą dziewczynką, dobrze się uczyła, nie robiła głupot. Dopiero w okresie dorastania przeszła fazę małego buntu: pofarbowała włosy na fioletowo, nosiła kolczyk w nosie i dziwacznie się ubierała. Ale ten etap kontrowersyjnego stylu szybko jej minął.

Trochę później, kiedy była na pierwszym roku studiów, zdarzyło się parę razy, że wróciła do domu pijana. Nie musiałam jej czynić wymówek – w końcu była dorosła, poza tym sama rozumiała, że podobne zachowanie może się źle skończyć i po każdej takiej sytuacji, mocno skacowana, obiecywała, że już nigdy więcej. Na szczęście szybko się nauczyła, ile może wypić, żeby się nie upić.

Tak więc oprócz kilku incydentów córka naprawdę nie przysparzała mi większych zmartwień

Byłam z niej bardzo dumna, bo wyrosła na śliczną, inteligentną i rozsądną młodą kobietę. Studiowała, pracowała, miała ambitne plany na przyszłość. Więc czemu nie czułam się najszczęśliwszą matką na świecie?

Bo mojej córeczce kompletnie nie układało się w miłości. Smuciło mnie to i niepokoiło. Jakim cudem dwudziestotrzylatka nigdy nie była w związku, choćby krótkim? Czemu nie miała za sobą żadnego miłosnego epizodu, choćby bez wzajemności? Niby w liceum umówiła się parę razy z kolegą z równoległej klasy, ale bardzo szybko zerwała tę znajomość.

– Ale dlaczego? – nie mogłam zrozumieć.

– I tak nic by z tego nie było. Nie chciałam go zwodzić…

Dalej nic nie rozumiałam. Od tego są randki, by się poznać, sprawdzić, czy zaiskrzy, dotrzeć się. A ona rezygnowała już w przedbiegach. Gorzej, w ogóle przestała się umawiać! Z kimkolwiek, jakby nie chciała mieć chłopaka. Bałam się, że moja córka staje się jakąś „zagorzałą singielką” – samotniczką z natury i przekonania, że nigdy z nikim się nie zwiąże i nie założy rodziny. To okropne, myślałam z żalem. Nie wie, co traci…

Ale zaraz mówiłam sobie, że przesadzam, że jeszcze niczego nie straciła i nie straci. Po prostu jest ostrożna, potrzebuje więcej czasu, by znaleźć kogoś właściwego. Niby tak, ale jako nadopiekuńcza matka ukochanej jedynaczki nie potrafiłam zostawić szczęścia mojego dziecka w rękach losu.

Zaczęłam ją dyskretnie swatać

Miałam na oku idealnego kandydata, syna mojej koleżanki. Karol był rok starszy od Asi, przystojny, wysportowany, konkretny i energiczny. Raz zaprosiłam go na urodzinowe przyjęcie mojej córki, później wymyśliłam wspólne wakacje naszych obu rodzin.

Niestety młodzi zawiedli moje nadzieje: bardzo się polubili, ale dzieci by z tego nie było. Zachowywali się jak rodzeństwo, zero chemii. Asia nadal większość wolnego czasu spędzała ze swoją najlepszą i prawdę mówiąc, jedyną przyjaciółką. Jak stara panna! Tylko jej kota brakowało.

Któregoś dnia, niby mimochodem, zapytałam ją, czy nie chciałaby zarejestrować się na jakimś portalu randkowym. Aśka zrobiła wielkie oczy, a potem przecząco pokręciła głową.

– Więc chcesz czekać, aż odpowiedni chłopak sam cię znajdzie? Mamy równouprawnienie, dziewczyna też może wykazywać inicjatywę – przekonywałam ją.

– Jasne, że może – przytaknęła bez entuzjazmu.

– Mówi się: szukajcie, a znajdziecie. Kłopot w tym, że ty wcale nie szukasz. Dlaczego? – naciskałam. – Skąd te opory?

Asia spuściła wzrok, zaczerwieniła się. A potem wyznała cicho:

– Nie szukam, bo już znalazłam.

– Tak…? Wspaniale! – aż uściskałam ją z radości.

Tyle że po chwili zdałam sobie sprawę, że coś jest nie w porządku

Asia była dziwnie zmieszana, zawstydzona. Sądziłam, że nie ma przede mną tajemnic, a tu raptem chłopak wyskakuje jak filip z konopi. Czemu go ukrywała? Musiała mieć jakiś powód…

– Czy coś nie tak? – odsunęłam ją od siebie i zajrzałam jej w oczy. – Jest za stary albo to jakaś patologia? Boże, chyba nie zadajesz się z jakimś bandytą?

– Mamo, przestań dramatyzować…

– Więc dlaczego nam go nie przedstawiłaś? Nawet słowem się nie zająknęłaś!

Wtedy wybuchła:

Bo to nie jest on, tylko ona! Kocham Darię!

W pierwszej chwili nie zrozumiałam jej słów. Jak to: kocha Darię? Chyba jak przyjaciółkę, a nie jak…? Nie! Wykluczone. Gdy do mnie dotarło, co oznacza wyznanie Asi, poczułam się, jakbym spadała w przepaść.

Marzyłam, że kiedyś pokocha silnego i opiekuńczego mężczyzny, że znajdzie w nim towarzysza, kochanka i przyjaciela, na którego ramieniu zawsze będzie się mogła oprzeć. Niska, filigranowa i nieśmiała Daria nie pasowała ani trochę do tych wyobrażeń. Będąc z nią, moja córka odbierała sobie szansę na normalną rodzinę i normalne życie… Nie. Nie zgadzam się. Tylko jej się wydaje.

To po prostu taki etap. Minie jej

– Mamo…? Wszystko okej? – córka była smutna.

Musiała wyczytać z wyrazu mojej twarzy, jak bardzo jestem zszokowana.

– Oczywiście, że okej. Bardzo cię kocham i zaakceptuję każdy twój wybór – powiedziałam pospiesznie.

Miałam ochotę dodać: „ale błagam, jeszcze to przemyśl, może po prostu nie spotkałaś dotąd właściwego mężczyzny”. Nie dodałam, ugryzłam się w język.

– Dzięki, mamo.

Chwilę milczałyśmy, jakby każda z nas chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie miała odwagi. Potem zmieniłyśmy temat. Miałam ochotę bić sobie brawo za zdanie egzaminu z mądrego macierzyństwa, ale pospieszyłabym się z tym samozadowoleniem.

Tak naprawdę wcale nie przeszłam do porządku dziennego nad kwestią orientacji seksualnej Asi. Zamiast się z tym oswoić i pogodzić, z czasem coraz mocniej to przeżywałam. W przeciwieństwie do mojego męża, który najpierw gderał coś o „modzie na bycie homo”, ale potem zadziwiająco łatwo zaakceptował fakt, że nasza córka ma dziewczynę.

Może gdyby chodziło o syna, byłby bardziej zasadniczy

Gdy go zapytałam, czy naprawdę nie ma problemu z odmiennością Asi, wzruszył ramionami.

– Pewnie, że marzą mi się wnuki, ale najważniejsze, żeby Aśka była szczęśliwa. A ta jej Daria to fajna dziewczyna, lubię ją.

Zazdrościłam mężowi takiego podejścia. Wcześniej też lubiłam Darię, póki się nie okazało, że jest kimś więcej niż przyjaciółką. Wtedy moja sympatia wyparowała. Obwiniałam ją, że sprowadziła mi córkę na złą drogę, zamąciła jej w głowie i uczuciach. Może gdyby nie ona, Asia zakochałaby się w chłopaku. Nigdy nic nie wiadomo… Zaczęła mnie drażnić obecność Darii w naszym domu.

Kiedy do nas przychodziła, zamykałam się w pokoju, mówiąc, że muszę popracować. Starałam się ukrywać swoje uczucia, ale kiepsko mi to wychodziło.

Wkrótce Daria przestała nas odwiedzać

Wcale nie poprawiło mi to humoru. Bo Asia posmutniała. Bo miałam wrażenie, że się od siebie oddalamy, że rośnie między nami ściana. Bo przestałam wierzyć, że wszystko jakoś się ułoży.

Tamtego dnia umówiłam się na kawę z Różą, mamą Karola, tego, z którym swego czasu próbowałam wyswatać Asię. Obie byłyśmy w fatalnym nastroju, rozmowa się nie kleiła. Ale Róża nad dokładkę zdawała się jakoś wystraszona, znękana.

– Stało się coś złego? – zapytałam.

Jakbym dała sygnał do zwierzeń.

– Karola wczoraj pobito – poskarżyła się. – Do tej pory poprzestawali na wyzwiskach, tym razem przeszli do rękoczynów.

– Matko, kto go pobił? Dlaczego?!

– Ci sami, co zawsze. Za to samo, co zawsze. Ci chuligani nie mogą znieść, że jest gejem, jakby to osobiście ich obrażało. Boję się, że kiedyś poważnie go skrzywdzą…

– Karol jest gejem? – festiwal zaskoczeń nie miał końca.

– Nie wiedziałaś? Myślałam, że Asia ci powiedziała, skoro ona też... – westchnęła ciężko. 

– Nielekko być matką dziecka, które odbiega od jedynego słusznego wzorca, co? Też się tym nie chwalę, bo ludzie potrafią być wredni. I groźni.

Zrobiło mi się strasznie wstyd. Przede mną siedziała matka, której syna pobito tylko dlatego, że miał chłopaka zamiast dziewczyny. Pragnęła dla niego bezpieczeństwa i tego, by mógł być sobą. Tymczasem ja nie potrafiłam zaakceptować wyboru córki, bo wymyśliłam sobie dla niej tradycyjną rodzinę z mężem i dziećmi.

Boże, jak mają sobie radzić ludzie inni niż ustawa przewiduje, skoro niektórzy nawet na własnych rodziców nie mogą liczyć? Wyśmiewanie, wyzwiska, rękoczyny od obcych. Negacja i brak akceptacji ze strony niby kochającej matki.

Uświadomienie sobie tego było jak kubeł zimnej wody na głowę

Nieprzyjemne, ale otrzeźwiło mnie i rozjaśniło myśli. Namówiłam Różę, żeby Karol zgłosił sprawę pobicia na policję, a po powrocie do domu poprosiłam Asię o rozmowę.

Nie była łatwa ani przyjemna, bo córka nie bardzo chciała uwierzyć w moją nagle objawioną dobrą wolę. Na szczęście nie oddaliłyśmy się za daleko. Udowodnię jej, że to ona jest dla mnie ważna, a nie moje uczucia i oczekiwania, że to ją kocham najbardziej na świecie, a nie moje wyobrażenie o niej. 

Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA