„Marzyłam o prawdziwym wnuku, a nie adoptowanej podróbce. Córka się obraziła, bo nie chcę być jego babcią”

Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Povozniuk
„ ‒ Gdzie ty masz głowę, Aniu? ‒ rzuciłam z przekąsem. Popatrzyłam z politowaniem na moją córkę, która jeszcze przed chwilą wydawała się taka zadowolona z siebie. ‒ Takiego wnuka chcesz mi sprawić? Naprawdę? I myślisz, że będę skakać z radości nad jakąś przybłędą?”.
/ 08.12.2023 22:00
Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Povozniuk

Ania, moja jedyna córka, była taką dobrą dziewczyną. Zawsze szczerą, serdeczną i skorą do pomocy. Koleżanki ją uwielbiały, a koledzy po prostu się o nią bili. Martwiłam się tylko, że to jej urocze, miękkie serduszko kiedyś wpędzi ją w kłopoty, a wrodzona naiwność sprawi, że wyleje przez kogoś morze łez.

Starałam się uświadamiać córce na każdym kroku, jak działa ten świat i że niestety nie każdy jest uosobieniem dobra. Ona trochę się na mnie z tego powodu złościła, a Jędrek, mój mąż, twierdził, że jak zwykle przesadzam. Ja natomiast wiedziałam, co robię, dbam o to, by nikt mojej córeczki nie skrzywdził. I to w najmniej odpowiednim momencie.

Chciałam jednak, by Ania jakoś wykorzystała tę swoją niewyczerpywalną miłość do bliźniego. Widziałam ją więc w roli matki – otoczonej dziećmi, zajętej, może trochę zmęczonej, ale szczęśliwej. Bo na kogo innego mogłaby przelewać wszystkie swoje ciepłe uczucia, bez lęku, że się to nie opłaci? No i że przypadkiem się na niej nie zemści.

Kiedy tylko skończyła studia, zaczęłam z nią dużo rozmawiać na temat rodziny i dzieci. Chciałam ją jakoś do tego nakłonić, bo chociaż oczywiście miała za sobą jakieś tam związki, żaden z tych chłopaków nie był poważnym kandydatem. Aż wreszcie się stało. Przyprowadziła do nas narzeczonego.

Ten jej Gabriel był jakiś nie tego

Byłam trochę zła, bo Ania nic się z początku nie pochwaliła – ani oświadczynami, ani chłopakiem, który przecież już wkrótce miał zostać jej mężem. Pierwsze wrażenie, kiedy zobaczyłam Gabriela, było w zasadzie nijakie. Ot, taki uprzejmy czaruś, choć trochę gapowaty mi się wydawał. Osobiście uważałam, że dla mojej córki lepiej by było, gdyby wybrała sobie kogoś twardo stąpającego po ziemi, kto by się nią odpowiednio zaopiekował. W końcu była taka delikatna…

No, ale z Jędrkiem od razu znaleźli wspólny język, więc i nie miałam nic do powiedzenia. Przyszedł ślub, wesele, a potem młodzi zamieszkali razem. No, a ja czekałam, aż w końcu ogłoszą radosną nowinę i myśl o wnukach stanie się bardziej realna. Tyle tylko, że im się wyraźnie nie śpieszyło. Ten cały Gabriel jakoś się tak spinał, jak tylko pytałam o ich plany rodzicielskie, a Ania szybko zmieniała temat. Myślała, że ja tego nie widzę, ale widziałam doskonale. I bardzo mi się to nie podobało.

Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce

Po kilku miesiącach bezowocnego czekania i ciszy z ich strony postanowiłam uprzeć się na rozmowę. Nie zamierzałam odpuszczać, zwłaszcza że oni na pewno byli zbyt niefrasobliwi, by cokolwiek z tych ciążowych planów wyszło. A tu czas mijał, oni robili się coraz starsi, a szansa na rodzeństwo dla pierwszego dziecka oddalała się z każdym miesiącem.

– Ania, ty mów w końcu, o co chodzi – zażądałam od córki, gdy wszyscy skończyli już niedzielny obiad, na który zaprosiłam ją z mężem. – Dlaczego ty jeszcze nie jesteś w ciąży? Nie staracie się?

– Fela, dałabyś temu pokój – mruknął Jędrek. – To ich życie. Niech robią wszystko po swojemu. A… jak nawet tych dzieci nie chcą, to co z tego?

– No jak nie chcą! – oburzyłam się. – Dzieci to szczęście! Ania kocha małe dzieci!

Ania i jej mąż wymienili spojrzenia.

– No tak, mamo – odezwała się w końcu. – Widzisz…

– Nie, Aniu – przerwał jej nagle Gabriel. – Pozwól, że ja to powiem. – Popatrzył na mnie z czymś w rodzaju konsternacji. – Pani Felicjo, ja… nie mogę mieć dzieci.

Zamrugałam z niedowierzaniem.

– Co?! – krzyknęłam piskliwym głosem.

Odchrząknął.

– Badałem się – przyznał. – No i… niestety. Nic z tego.

To już był szczyt wszystkiego

Nie powiedziałam już nic więcej, ale kiedy tylko Ania wyszła, zabierając ze sobie tego swojego, pożal się Boże Gabriela, usiadłam zafrasowana w fotelu. No bo co teraz? Zostawi go? Tak, to pewne. Rozwód to zła rzecz, ale… przecież nie odbędzie się z jej winy, tylko tego niedorajdy. Co on sobie w ogóle myślał? Że moja córeczka będzie chciała takiego niedorobionego mężczyznę?

Musiałam tylko ponaglić ją, żeby załatwiła to wszystko jak najszybciej. Przecież czas leciał, a ona powinna się jeszcze rozejrzeć za kimś nowym. Miałam nadzieję, że drugi raz nie zaliczy już takiej wtopy.

Zdziwiłam się, gdy Ania zjawiła się u mnie w połowie kolejnego tygodnia wyraźnie podekscytowana.

– I z czego ty się tak cieszysz? – zapytałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Bo może się pośpieszyłam? Może już sobie kogoś znalazła? Albo jakimś cudem zaszła w ciążę z tą niedojdą?

– No bo długo z Gabrysiem rozmawialiśmy, ale ostatecznie oboje się zgadzamy. – Uśmiechnęła się szeroko. – Adoptujemy synka!

Patrzyłam na nią przez dłuższą chwilę w osłupieniu. Łudziłam się, że może żartuje, ale… niestety wydawało się, że mówi poważnie. Naprawdę chciała wciągać do naszej rodziny jakiegoś obcego bachora! Przecież to nawet nie wiadomo, skąd to się wzięło, jakie ma geny…

– Gdzie ty masz głowę, Aniu? – rzuciłam z przekąsem. Popatrzyłam z politowaniem na moją córkę, która jeszcze przed chwilą wydawała się taka zadowolona z siebie. No, jakby co najmniej miała powód. – Takiego wnuka chcesz mi sprawić? Naprawdę? I myślisz, że będę skakać z radości nad jakąś przybłędą?

Wyraźnie zachłysnęła się powietrzem.

– Nie wierzę, że to powiedziałaś – stwierdziła, kręcąc głową. Potem ruszyła do wyjścia. – Po prostu nie wierzę!

Nie zamierzałam z nim rozmawiać

Po tym, jak córka wyszła ode mnie z domu, nie odezwała się ani razu. Uznałam, że musi sobie wszystko przemyśleć, ochłonąć, zrozumieć, na jaką głupotę się zgodziła. Nie przejęłam się więc zbytnio brakiem kontaktu z jej strony. Czasem tak robiła, gdy była przesadnie wzburzona. A potem i tak zawsze przyznawała mi rację.

W sobotę na naszym progu stanął Gabriel.

– No ty to masz czelność, naprawdę! – burknęłam do niego, próbując mu zamknąć drzwi przed nosem.

– Pani Felicjo, niech pani poczeka! – rzucił pośpiesznie. – Ja… wiem, że może być pani rozczarowana, ale… ta adopcja…

– Ale ja nie będę z tobą rozmawiać! – przerwałam mu ostro. – To na pewno twój pomysł! Namąciłeś mojej biednej Ani w głowie! A ona taka naiwna, to i się zgodziła niańczyć jakiegoś obcego dzieciaka!

– No, jakbym miał być szczery, to Ania zaproponowała, żebyśmy…

– I jeszcze kłamał będzie! – krzyknęłam. – To ty nie jesteś mężczyzną! Jej niczego nie brakuje, więc czemu miałaby się zniżać do czegoś takiego? – Pokręciłam głową. – Nie mamy o czym rozmawiać! Do widzenia!

Coś tam jeszcze krzyczał za drzwiami, gdy je zamknęłam, ale włączyłam głośno muzykę i olałam natręta. Nie wiem, co próbował wtedy osiągnąć. Miałam tylko nadzieję, że moja córka wreszcie go pogoni, a potem szybko weźmie się za swoje życie.

Ania jest śmieszna

Moja córka kompletnie oszalała. Nie odzywa się, nie przychodzi na niedzielne obiady. A Jędrkowi odbiło razem z nią. Wydzierał się ostatnio na mnie, jak to źle potraktowałam Anię, jaka okropna i niesprawiedliwa byłam dla Gabriela. Bo on chce mieć kontakt z dzieckiem i wnukiem, a nie jak ja, wyrodna matka podobno.

Bo Ania strzeliła focha. Tak po prostu się obraziła i nie odbiera moich telefonów. Nie to nie – ja się prosić nie będę. I dzwonić też nie muszę. Zresztą, i tak jest teraz zafiksowana na tym obcym dziecku. Wciąż nie mieści mi się w głowie, że naprawdę je przygarnęli.

A teraz w kółko tylko Marcelek to, Marcelek tamto. Mąż też ciągle o nim gada, jakby mnie ta przybłęda cokolwiek obchodziła. Myśli, że obudzi we mnie jakieś babcine uczucia. No cóż, gdyby to rzeczywiście miał być chłopiec z naszej krwi…

Uważam, że to zupełnie bez sensu, że Ania się w to wpakowała. Co z niej za matka, jeśli nie chce mieć swojego dziecka? Takiego prawdziwego. Powinna pójść po rozum do głowy, zostawić tego Gabriela i poszukać porządnego mężczyzny. A on, jak tak bardzo chce, może sobie zachować tego dzieciaka. W każdym razie ja nigdy nie uznam tego chłopaka za mojego wnuka. Mogą sobie mówić, co chcą, ale ja wiem swoje.

Czytaj także:
„Ojciec harował, by utrzymać moją bezużyteczną siostrę. Zataiłam przed nią ukryty spadek, bo i tak dostała już za wiele”
„Teściowa obiecała, że przekaże nam mieszkanie, jeśli spłacimy jej kredyt. Spłaciliśmy, a ta franca zrobiła nas w balona”
„Mój mąż to dusigrosz jakich mało. Nie chciał kupić synowi mieszkania, więc zagroziłam rozwodem. Teraz szasta pieniędzmi”

Redakcja poleca

REKLAMA