„Marzyłam o potomstwie, ale moja matka kazała mi najpierw nacieszyć się życiem. Bawiłam się, a zegar biologiczny tykał”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, Sensay
„Nigdy wcześniej nie rozmyślałam o tym, jak szybko płynie czas, ale teraz nagle zdałam sobie sprawę, że od naszego wesela minęła już cała wieczność. Kiedy zobaczyłam te bliźniaki, od razu przypomniały mi się moje niespełnione marzenia i dotarło do mnie, że to już naprawdę ostatni moment, żeby zostać matką”.
/ 19.06.2024 19:00
smutna kobieta fot. Adobe Stock, Sensay

– Opieka nad brzdącem to praca całą dobę – tak powiedziała mi mama tuż po tym, jak wzięłam ślub z moim Darkiem. – Dlatego nie śpiesz się, używaj życia, dopóki jest okazja. Ogarnij szkołę, poszukaj roboty, pomyśl o sobie, a macierzyństwo zostaw na później.

Mamę do tego zawodu pchnęło jej własne życie: od zawsze chciała zostać lekarzem. Akurat szykowała się do zdawania na uczelnię, gdy okazało się, że spodziewa się dziecka. Ciąża przebiegała ciężko, praktycznie całą ciążę przeleżała w szpitalu, ale ostatecznie udało jej się mnie urodzić.

Tata zniknął z naszego życia, kiedy tylko dowiedział się o ciąży mamy. Ona sama musiała mierzyć się ze wszystkimi trudnościami, a dla samotnego rodzica to naprawdę nie lada wyzwanie. Studia poszły w odstawkę, zamiast medycyny wybrała położnictwo. Pragnęła dla mnie czegoś innego, chciała, żebym mogła spełniać swoje pragnienia i dążyć do tego, o czym marzę.

Trochę nawet ją rozumiałam

Posłuchałam rady mojej mamy i zdecydowałam, że na razie wstrzymam się z rodzeniem dzieci. Udało mi się ukończyć studia na Akademii Ekonomicznej i znaleźć całkiem fajną robotę. Darek miał swój biznes – stolarnię. Urlopy, święta czy długie weekendy zawsze spędzaliśmy gdzieś, gdzie działo się coś ciekawego. Przy okazji poznawaliśmy mnóstwo nowych ludzi.

Zdążyłam już przywyknąć do takiego komfortowego stylu życia, ciągle dostarczającego mi kolejnych doznań. Czas leciał, a ja nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, że można żyć inaczej. Czułam się młoda i byłam zadowolona z tego, co udało mi się osiągnąć i jak żyję. Aż tu nagle spadło na mnie otrzeźwienie. Gdy Darek obchodził swoje trzydzieste piąte urodziny, wpadła do nas z życzeniami jego siostra Anka wraz z całą swoją rodziną. Ze zdumieniem patrzyłam na jej bliźniaki

– A można wiedzieć, w jakim jesteście wieku? – zapytałam brzdące z nieskrywanym zdziwieniem. W mojej głowie nadal byli tymi małymi szkrabami. Przecież doskonale kojarzę, jak Ania chodziła z brzuszkiem w czasie naszego wesela.

– Już niedługo skończymy po jedenaście lat – padła odpowiedź, która mnie dosłownie zszokowała.

Wcześniej nie myślałam o tym

Teraz nagle zdałam sobie sprawę, że od naszego wesela minęła już cała wieczność. Kiedy zobaczyłam te bliźniaki, od razu przypomniały mi się moje niespełnione marzenia i dotarło do mnie, że to już naprawdę ostatni moment, żeby zostać matką.

Całą noc prawie nie zmrużyłam oka, szlochałam w poduszkę. Uważałam, że jestem za stara, sądziłam, że już dawno temu powinnam zajść w ciążę i urodzić dzieci.

– Daj spokój, nie przesadzaj – uspokajała mnie moja mama, której opowiedziałam o moich rozterkach. – Masz zaledwie trzydzieści trzy lata, to perfekcyjny moment, żeby zostać mamą.

– A co jeśli z mojej winy dziecko będzie chore?

– Opowiadasz bzdury – stwierdziła bezproblemowo. – Uwierz mi, tyle już dzieciaczków odebrałam.

Niestety, mimo upływu kilkunastu tygodni starań, ciągle nic. Zaczęłam się martwić, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku.

– Nic niepokojącego nie widzę – ocenił lekarz. – Absolutnie nie ma powodu do zmartwień, niekiedy po prostu trzeba trochę dłużej poczekać i uzbroić się w cierpliwość.

No więc postanowiłam uzbroić się w cierpliwość i czekać, co będzie dalej. Ale zaraz pojawiły się następne zmartwienia i pytania: czy to jakiś znak od losu? A co jeśli okaże się, że jestem kiepską mamą i spartaczę wychowanie mojego dziecka? Albo gorzej – jeśli moje maleństwo nie będzie czuło się kochane i szczęśliwe?

– Nie zadręczaj się tak – znowu dodawała mi otuchy moja mama. – Czarne myśli tylko wprowadzą cię w kiepski nastrój. A dziecko powinno dawać ci radość.

– A co jeśli faktycznie sobie nie poradzę? Może powinnam zaopatrzyć się w jakiś poradnik i zdobyć trochę wiedzy na temat ciąży i opieki nad maluchami?

– Jak uważasz – prawie poddańczym tonem odpowiedziała mama. – Ale według mnie to zupełnie niepotrzebne. Natura obdarzyła nas intuicją, która nigdy nie zawodzi, a już na pewno jeśli w grę wchodzą dzieci.

Zignorowałam jej radę i już następnego poranka udałam się na zakupy, gdzie zaopatrzyłam się w parę pozycji o niezwykle poważnych naukowych tytułach. Po zapadnięciu zmroku zabrałam się za czytanie. Na początek sięgnęłam po najokazalszy tom, z którego mogłam wyczytać, na jakie schorzenia dziedziczne narażone są maluchy oraz jak sobie z nimi radzić w trakcie dorastania.

Mój kręgosłup przeszedł dreszcz, a lektura wylądowała w kącie, bo nie byłam w stanie przez nią przebrnąć z niepokoju. Sięgnęłam po kolejną pozycję traktującą o kłopotach, z jakimi borykają się opiekunowie, mający trudności z właściwym podejściem do swoich dzieci.

Ta książka wcale nie była lepsza.  Zerkając na poradnik numer trzy, dowiedziałam się jedynie o niebezpieczeństwach ekologicznych czyhających na nieświadome maluchy i zbyt ufnych nastolatków. Cała ta sterta poradników skończyła ostatecznie w śmietniku. Nie dość, że nie przyniosły mi żadnego pożytku, to na dodatek wprawiły mnie w jeszcze gorszy nastrój.

Ta rozmowa przyniosła mi sporo otuchy

– Życie bez potomstwa jest prostsze i mniej ryzykowne – zauważyłam, ponownie rozmawiając z mamą.

– Przecież już ci mówiłam: zaufaj swojemu instynktowi. Myślisz, że którakolwiek z nas zna sekret idealnego wychowywania dzieci? – odparła z uśmiechem. – Będziesz wiedzieć, jak postępować i poradzisz sobie z każdym wyzwaniem. Poza tym masz u swojego boku męża, na którego zawsze możesz liczyć. No i na mnie również.

Zaczęłam mieć to gdzieś. I wyszło mi to na dobre – odzyskałam pozytywne nastawienie, ponownie zaczęłam się szczerzyć. Olałam książki fachowe i telewizyjne rady dla mam i tatów. Jak uda mi się zajść w ciążę, to super. Jak nie - widocznie tak miało być.

Nadal próbowaliśmy z mężem spłodzić dziecko, ale coś się nie kleiło. Porażki znosiłam bardziej na luzie, ale dałam już sobie spokój z nabywaniem testów na dzidzia.

Lekarz kazał mi iść do innego specjalisty

W ostatnich czasach zaczęłam fundować sobie drobne kulinarne uciechy, żeby poprawić sobie humor – ciasteczka wypełnione kremem, lody polane polewą, pączusie, czekoladowe praliny lub coś w zupełnie innym stylu – śledziki w słodkawej śmietance bądź wędzone sardele. Przybyło mi parę kilo, ale jakoś specjalnie mnie to nie zmartwiło.

Po ostatnich przejedzeniach czułam się fatalnie – miałam mdłości i odruch wymiotny. Kiedy objawy zaczęły nawracać, zdecydowałam się przejść na posiłki delikatne dla żołądka. Brak poprawy jednak mnie zaniepokoił. W związku z tym umówiłam się na konsultację z lekarzem od układu pokarmowego.

Doktor przeprowadził wywiad, pytając o symptomy, a następnie spojrzał na mnie figlarnie spod swoich masywnych szkieł i oznajmił:

– Patrząc od strony czysto medycznej, jest pani w stu procentach zdrowa jak ryba. Mimo to specjalista jest pani bez dwóch zdań niezbędny, jednak nie z dziedziny gastroenterologii. W tym przypadku ja jestem bezradny.

– W takim razie jaki? – zapytałam zdezorientowana, gubiąc wątek w jego gadaninie.

– Ginekolog – oznajmił zwięźle.

Ginekolog na niestrawność? – odparłam i wtedy dotarło do mnie, jaka byłam niedomyślna! Przegapiłam u siebie wstępne symptomy bycia w ciąży, które są tak oczywiste i powszechnie znane kobietom!

Spontanicznie wybuchnęłam śmiechem

Po powrocie do mieszkania byłam pełna entuzjazmu. W pierwszym odruchu miałam zamiar natychmiast podzielić się całą historią z Darkiem, ale chwilę później doszłam do wniosku, że tak wyjątkową nowinę trzeba zakomunikować w niezwykły sposób. Cierpliwie czekałam, aż wróci i wspólnie zabraliśmy się za przygotowywanie wieczornego posiłku.

Kiedy na chwilę spuścił mnie z oczu, obok nakrycia umieściłam maleńkie buciki dla bobasów, które nabyłam w drodze powrotnej. Momentalnie zrozumiał aluzję, obsypał mnie pocałunkami i zaczął z radości nosić na barana po mieszkaniu. Chichraliśmy się bez opamiętania, a Darek wygłupiał się, udając dumnego  ojca na przechadzce z pociechą.

– No a co jeśli urodzi się dziewczynka? - zapytałam z lekkim niepokojem.

– Oj tam, nie ma to większego znaczenia. Tak czy inaczej, tatuś będzie ją nosił na rękach!

Aż do późnych godzin nocnych układaliśmy z Darkiem plan, jak zaaranżować pokój dla malucha, kogo wyznaczyć na rodziców chrzestnych, a nawet zastanawialiśmy się nad wyborem imienia. W końcu udaliśmy się na spoczynek. Jednak w środku nocy obudził mnie blask lampy stojącej na biurku. Darek nie zmrużył oka. Siedział pochylony nad jakimś szkicem.

– Co ty tam majstrujesz? – zapytałam półgłosem. – Robi się późno, chodź już do łóżka.

Rzuciłam okiem na rysunek. To były projekty drewnianej kołyski dla niemowlaka. Wyglądała tak uroczo, że zaniemówiłam z wrażenia.

– Od jutra się za to zabiorę. Chcę, żeby nasz maluszek dostał taki wyjątkowy podarunek ode mnie.

Jego zachowanie bardzo mnie poruszyło

Dotarło do mnie, że mój mąż stanie się cudownym tatą, który otoczy nasze dziecko ogromnym uczuciem, jakiego ja nie doświadczyłam będąc małą dziewczynką. Nagle pojęłam również, czego nie miała moja mama i dlaczego musiała przez to przechodzić sama.

Czułam się wyjątkowo zrelaksowana i opanowana, a moje serce wypełniała nadzieja oraz szczęście. Odniosłam wrażenie, jakby przytrafiło mi się coś wyjątkowego i niezwykłego. Wszelkie negatywne myśli po prostu wyparowały z mojej głowy. Przestałam martwić się ewentualnymi schorzeniami dziedzicznymi, wyzwaniami związanymi z wychowywaniem dziecka czy swoim wiekiem.

Czułam w głębi serca, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Wprost nie mogłam się doczekać chwili, gdy wreszcie będę mogła potrzymać nasze maleństwo w ramionach. Darek zadziwiał mnie swoją opiekuńczością, troszczył się o mnie, pomagał praktycznie w każdym domowym obowiązku, chodził ze mną do ginekologa, który zapewniał, że ciąża przebiega prawidłowo.

Byłam taka radosna i wiedziałam, że mam wsparcie. Po co ja się tak wcześniej zamartwiałam i stresowałam? Ach, ta moja głupota!

Agnieszka, 33 lata

Czytaj także:
„Nie mogłam zajść w ciążę z mężem, więc za kochanka wzięłam jego sobowtóra. Ślepo wierzy, że dziecko ma jego oczy”
„Teściowa ustala mi harmonogram dnia, listę zakupów i dietę. Jak tak dalej pójdzie, to w łóżku też mnie zastąpi”
„Szukałam królewicza, ale trafiałam na same niemoty. Wolę być singielką niż żyć z facetem o mentalności kartofla”
 

Redakcja poleca

REKLAMA