„Marzyłam o miłości, ale córki skazały mnie na samotność. Uznały, że małżeństwo w moim wieku to głupota”

samotna kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Mamo, jak możesz? – Ala była wstrząśnięta. – Chcesz zapomnieć o ojcu? Myślałam, że szanujesz pamięć o nim. – Kochanie, wiesz dobrze, że bardzo kochałam twojego tatę – starałam się bronić, zszokowana gwałtowną reakcją córki. – Ale on już nie żyje, a ja nie chcę być samotna. Przecież mam prawo do szczęścia”.
/ 07.03.2024 20:30
samotna kobieta fot. Getty Images, Westend61

Jeśli spojrzeć na cmentarz zimą, wydaje się bardzo piękny. Drzewa pokryte śniegiem, nagrobki otulone białymi płachtami, tu i ówdzie błyszczące lampiony. Lubię tu przychodzić. Panuje tu cisza i spokój. I jest tu coraz więcej osób, które znam... To jednak dosyć smutne.

Ponieważ zdaję sobie sprawę, że powoli odchodzą ci, których znam i kocham. Na przykład Jerzyk. Na jego nagrobku powinno być napisane: „Odszedłem, czekając.” Tylko ja wiem, jak mocno mnie kochał. I jak bardzo cierpiał, ponieważ ja nie potrafiłam podjąć decyzji, dokonać wyboru. Teraz jest już za późno…

Nasze drogi skrzyżowały się dawno temu. Byłam wtedy młodą matką dwójki dzieci. Podobał mi się, ale co najważniejsze, mogłam na nim polegać. Takich facetów nie spotyka się często. Cieszyłam się z każdej naszej rozmowy i po roku, może dwóch, zdałam sobie sprawę, że mam z nim więcej wspólnego niż z moim mężem. On powiedział, że mnie kocha, ale ja nie chciałam się rozwodzić. Miałam małe dzieci, które nie zrozumiałyby mojej decyzji

Obiecał że na mnie poczeka

Mój mąż zginął w wypadku. Zabił go pijany kierowca. Nasze córki miały wtedy 12 i 13 lat. Bardzo ciężko to przeżyły. Nie były na tyle silne, aby poradzić sobie z taką stratą. Sama też nie byłam. Może między nami nie było uczucia, może często dochodziło do kłótni i byliśmy razem raczej z przyzwyczajenia niż z miłości czy potrzeby, ale nie potrafiłam zaakceptować jego odejścia. Jerzyk był wtedy dla nas wielkim wsparciem. To on dał mi poczucie, że nie jestem na tym świecie sama, że jest ktoś, kto chce mi pomóc.

Wtedy moja siostra powiedziała:

– Janko, nie umawiaj się tak często z Jerzym. Weź pod uwagę, że nie minął nawet rok od śmierci Mariana, a ty już szukasz nowego faceta? Ludzie zaczną gadać. To jeszcze za wcześnie. Rozumiem, że chcesz sobie poukładać życie, że nie chcesz być sama. Ale daj sobie jeszcze trochę czasu. Nie ma sensu wystawiać się na plotki. Wszyscy tutaj się znają, będą cię wytykać palcami. Po co ci to? 

Z szacunku postanowiłam poczekać. Może było jeszcze za wcześnie. Jerzyk to zrozumiał i zgodził się poczekać. Mimo to nadal odwiedzał nas, pomagał w różnych sprawach, robił zakupy. Kiedy dzieci wyjeżdżały na ferie zimowe lub letnie, czasami zostawał u nas na noc. Ale dbaliśmy o to, żeby nikt go nie zobaczył. Nie chcieliśmy, aby ludzie zaczęli nas obgadywać. „Mamy jeszcze dużo czasu, na pewno w końcu wszystko się poukłada” – mówiłam do siebie.

Chciałam wyjść znów za mąż

Od kiedy Marian odszedł, minęły trzy lata. Moje dziewczyny były już w tym okresie, gdy nie miały ochoty dzielić się ze mną każdą myślą. Wybierały swoje grono, przyjaciółki, różne formy spędzania czasu. Zaczęłam spędzać czas sama w domu, gdzie często jedynym towarzyszem był Jerzyk.

Zastanawialiśmy się więc, czy nie nadszedł czas, aby sformalizować nasz związek. W sposób właściwy, zgodny z dobrymi obyczajami. Zdecydowałam, że pora na rozmowę o małżeństwie z dziewczynami. To była rozmowa, której chyba nigdy nie zapomnę.

– Mamo, jak możesz? – Ala była wstrząśnięta. – Chcesz zapomnieć o ojcu? Myślałam, że szanujesz pamięć o nim.

– Kochanie, wiesz dobrze, że bardzo kochałam twojego tatę – starałam się bronić, zszokowana gwałtowną reakcją córki. – Ale on już nie żyje, a ja nie chcę być samotna. Przecież mam prawo do szczęścia. Mam zaledwie 45 lat... – argumentowałam, ale bez przekonania.

– A co z nami? – młodsza Jola przyłączyła się do starszej. – Czy my nie mamy już nic do powiedzenia? Chcesz nam zafundować nowego ojca? Miałyśmy jednego! 

– Zgadzamy się na to, żeby Jerzy nas odwiedzał, nie mówimy nie. Ale małżeństwo? Po co wam to? Jak sobie to wyobrażasz? Że będziemy z nim mieszkać? To przecież obcy mężczyzna.

Byłam rozczarowana

Czekała mnie trudna rozmowa z Jerzym. Spodziewaliśmy się wszystkiego, ale nie tego, że córki nie zaakceptują naszego małżeństwa. To było dla nas szokiem. Płakałam. Nie tylko dlatego, że nie chciałam już dłużej być samotna, ale także dlatego, że nie znalazłam wsparcia w dzieciach. Oddałam im wszystko, miłość i czas, a one miały to gdzieś. To bolało.

– Zaczekamy, Janeczko – oznajmił Jerzy. – Już tyle czasu na to czekamy. Kiedyś dziewczyny dorosną. Teraz jest taki czas, że się buntują, więc nawet jeśli będziemy konsekwentni, to i tak mnie, nie zaakceptują. Są w wieku, który bywa ciężki, ale to minie. Same się zakochają, zechcą wyjść za mąż. Wtedy zrozumieją, co czujesz i jakie to dla ciebie ważne. A ja nie zamierzam przestać cię kochać. Poczekam. Niech zostanie, jak jest.

Opiekowaliśmy się wnukiem

Lata mijały i zbliżały się moje 55. urodziny. Moja młodsza córka od dwóch lat była mężatką. Tymczasem mieszkali u mnie ze swoim dzieckiem, Kacperkiem. Czekali na swoje własne lokum, ale żeby zaoszczędzić, nie zdecydowali się na wynajem. Starsza córka kończyła studia i również mieszkała ze mną.

Teraz coraz częściej bywałam u Jerzyka, ponieważ tam było ciszej i spokojniej. W końcu miał swoje własne małe mieszkanko i mogliśmy tam cieszyć się odrobiną prywatności. Zastanawiałam się, czy nie nadszedł czas, abyśmy wzięli ślub? Ale było takie zamieszanie z dziećmi, a do tego musiałam opiekować się wnukiem.

Nie mogłam się przeprowadzić, bo córka z zięciem pracowali w innym mieście. Do domu wracali wieczorem. Musieliśmy z Jerzym zajmować się wtedy wnuczkiem. Poświęcaliśmy mu sporo czasu. Maluch zaczynał mówić i nazywał nas baba i dada. Jerzy był szczęśliwy, że jest dziadkiem. Wciąż przekładaliśmy decyzję o ślubie. 

W kolejnych latach młodsza z córek wyprowadziła się, a starsza podjęła pracę. Zamiast korzystać z wcześniejszej emerytury, spędzałam czas na opiece nad wnukiem i podejmowałam się różnych dorywczych prac, aby wspomóc dzieci. O siebie nie dbałam, bo po prostu brakowało mi na to czasu. Jerzy pomagał mi, jak tylko potrafił.

Jerzy zachorował

Wkrótce po tym, jak skończyłam 60 lat, Jerzy dowiedział się, że jest poważnie chory. To była straszna diagnoza. Początek wydawał się niewinny. Niestety, ponieważ nie podjął odpowiedniego leczenia, choroba zaczęła się rozprzestrzeniać. Wizyty w szpitalu, chemia, operacje... Nieustanny ból, a ja nie mogłam mu w żaden sposób ulżyć.

Widziałam, jak odchodzi. Moja miłość umierała. Byłam z nim do ostatniej chwili. Do kiedy, gdy jeszcze był w stanie mówić, ciągle powtarzał, jak bardzo mnie kocha i jak szczęśliwy jest dzięki mnie. Mówił, że żyje dla mnie, że to ja daję mu siłę do życia. Ja zaś starałam się nie płakać. Później już tylko trzymał moją dłoń. Głaskałam go po jego zapadniętych policzkach, wycierałam ślinę z kącików jego ust. Robiłam mu zastrzyki.

Gdy doktor oznajmił, że to koniec, nie chciałam go zostawić. To jedyna rzecz, którą mogłam zrobić dla Jerzyka. Byłam z nim, jak umierał. Zmarł pewnego zimowego ranka, po dwóch latach walki z chorobą.

Czuję pustkę

Teraz mam 70 lat. Mimo iż jestem sama, to córki o mnie nie zapominają. Ala, mimo że mieszka daleko za granicą, to regularnie do mnie dzwoni. Nawet kilka razy w miesiącu. Jola natomiast, często do mnie wpada. Wnuczek uwielbia spędzać czas u mnie. Jednak najbardziej komfortowo czuję się tutaj, na cmentarzu. Prawie każdego dnia tu przychodzę, odwiedzam znajomych. I oczywiście mojego Jerzyka. W domu, gdzie jestem sama, czuję pustkę.

Nagle zawiał chłodny wiatr, więc poprawiłam klapę płaszcza. Czas wrócić do mieszkania. Dzisiaj pogoda jest nieciekawa, ale musiałam tu przyjść. To już 8 lat, od kiedy odszedł mój ukochany. 30 lat pełnych miłości, lojalności, ciepła. Żałuję, że nigdy nie walczyłam o swoje szczęście. O naszą miłość. Kiedy jeszcze nie było za późno.

Czytaj także: „Moje małżeństwo przez lata było piekłem, dlatego cieszę się, że mąż zmarł. Niech mu ziemia ciężką będzie”
„Teściowa się na nas obraziła, bo moja córka nie chodzi na religię. Twierdzi, że jej wstyd przed sąsiadami”
„Mam 20 lat młodszą partnerkę, która żąda ode mnie dzieci. Jak mam jej wytłumaczyć, że jestem już za stary na pampersy?”

 

Redakcja poleca

REKLAMA