„Marzyłam o księciu z bajki, a trafiłam na nieudacznika. Zamiast wakacji na rajskiej wyspie, zafundował mi Ciechocinek”

zdenerwowana kobieta fot. Getty Images, Jamie Grill
„Nie interesowało ich, że syn i synowa noszą się w sieciówkach? Naprawdę nie mogli nas trochę wspomóc? Przecież teściowa widziała, że odmawiam jej za każdym razem, gdy zaprasza mnie na zakupy albo do swojego ulubionego spa”.
/ 13.09.2023 20:15
zdenerwowana kobieta fot. Getty Images, Jamie Grill

Wychodząc za Karola sądziłam, że złapałam Pana Boga za nogi. Ojciec powtarzał mi zawsze, że jego rodzina to bogacze, a moje życie z nimi będzie wyglądało jak bajka. Owszem, mąż pochodził z majętnej rodziny, ale niestety, sam nie miał w sobie ani grama przedsiębiorczości...

Zaczęło się tuż po ślubie

Suma z naszych kopert weselnych była naprawdę imponująca. Marzyły mi się bardzo luksusowe wakacje i kupienie kilku ekskluzywnych mebli do naszego nowego domu (który oczywiście dostaliśmy jeszcze oddzielnie od teściów). Szybko jednak okazało się, że Karol chciałby przeznaczyć część naszych pierwszych wspólnych pieniędzy na... spłatę swoich długów!

– Edyta, to mój komfort, to dla mnie ważne. Nie chcę mieć tych tyłów, one spędzają mi sen z powiek...

Zgodziłam się, chociaż nie wiedziałam, czemu właściwie mam przeznaczać część swojego prezentu na jakieś długi męża. Przecież to nie ja się zadłużyłam! Karol obiecał jednak, że mi to wynagrodzi, jak tylko się odbije i odrobi stratę. Uwierzyłam. Snuł przede mną wizje kosztownych strojów kąpielowych, które będę mogła pokazywać na białych plażach w gwiazdorskich kurortach.

Wymyślał głupie rzeczy

Niestety, miesiące mijały, a pieniądze nie wracały. Pytałam Karola, jak idzie mu w pracy, czy może coś już zarobił, ale zbywał mnie nerwowo. Dopiero gdy do domu zaczęły przychodzić listy o tym, że mąż jest zadłużony w coraz to kolejnych bankach, zdałam sobie sprawę, że on wcale nie prowadzi żadnych wybitnych interesów, jak jego rodzice, tylko tonie w pożyczkach!

– Karol, czym ty się właściwie zajmujesz? – zapytałam go któregoś dnia, choć dopiero, gdy wypowiedziałam to pytanie na głos, zrozumiałam, jak niewiele wiem o człowieku, za którego wyszłam.

Byłam przekonana, że Karol robi ważne rzeczy w firmie transportowej swoich rodziców. Nie wyobrażałam sobie innego scenariusza. Przecież nigdy nie musiał budować własnego biznesu, bo był dziedzicem dochodowej firmy.
Po co kombinować?

– Edyta, ja chciałbym osiągnąć coś swojego… Próbowałem założyć firmę zajmującą się sprzedażą breloczków na Bluetooth… To był taki świetny pomysł. Przeczytałem kilka podręczników o biznesie i uznałem, że to żyła złota – wyznał mi zbolałym głosem.

Nie mogłam uwierzyć w jego głupotę!

– Karol, ale po co?! Przecież masz dochodowy biznes pod samym nosem! – wkurzyłam się.

– Ale on nie jest mój, nie rozumiesz?

– Ale przecież będzie!

– Nie będzie! Nawet gdy go odziedziczę, będę miał świadomość, że to nie ja zbudowałem tę firmę. To nie mój sukces – dodał smutno już ciszej.

– To na ten „świetny pomysł” wydałeś swoje oszczędności i część naszej kasy z wesela? Utopiłam swoje prezenty w breloczkach?! – wybuchłam znowu.

– Odbijemy się, nie martw się…

Jakoś mu nie wierzyłam. Jak można założyć biznes tylko po przeczytaniu kilku głupich książek? To on nie wie, że prawdziwi ludzie sukcesu nie piszą książek o tym, jak odnieść sukces?! Zwyczajnie nie mają na to czasu!

Z kasą zaczęło być krucho

Liczyłam na to, że przy Karolu niczego nie będzie mi brakować. Oczami wyobraźni widziałam swoją codzienność po ślubie: rano siłownia, potem fryzjer, a potem spotkanie z przyjaciółkami, może kino… Tymczasem już kilka miesięcy po ślubie nasze finanse pozostawiały wiele do życzenia. Mąż powoli spłacał długi, ale nie przynosił praktycznie żadnych zysków. W pewnym momencie nawet zaczęłam myśleć o tym, że sama będę zmuszona pójść do pracy. Nie na to się pisałam…

– To ty wyszłaś za mnie tylko dla kasy? – pytał gorzko Karol, gdy narzekałam na to, że znów musiał mi obcinać włosy kolega, a nie profesjonalny fryzjer.

– Nie, ale… myślałam, że oferujesz mi bezpieczne, wygodne życie – odparłam niepewnie.

– Oferuję, ale najpierw muszę na nie sam zapracować! – odpowiedział zniecierpliwiony.

Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że wżeniłam się w bogatą rodzinę, a ja zostałam żoną jakiegoś aspirującego przedsiębiorcy-nieudacznika! Byłam wściekła. W gardle stawała mi gula za każdym razem, gdy widziałam, jak moja teściowa wychodzi od stylisty gwiazd albo niesie torbę z ekskluzywnego butiku. Nie ukrywam, że byłam tym trochę zniesmaczona.

Nie interesowało ich, że syn i synowa noszą się w sieciówkach? Naprawdę nie mogli nas trochę wspomóc? Przecież teściowa widziała, że odmawiam jej za każdym razem, gdy zaprasza mnie na zakupy albo do swojego ulubionego spa. Życzliwa babka zaproponowałaby, że zaprosi i zapłaci za synową… Zwłaszcza że przecież nie byłam spłukana na własne życzenie. To była wina jej synalka!

Włosy malowałam w domu, a nowe ubrania kupowałam wyłącznie z drugiej ręki albo w lumpeksach. Polowałam na tanie markowe ciuchy, żeby nie wyglądać tak biednie, ale nadal, to nie było życie, które sobie wymarzyłam, oj nie…

Pewnego dnia Karol wrócił do domu w dobrym nastroju

– Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę! – krzyknął już w progu.

– Co takiego?

– Pojedziemy na wakacje, które ci obiecałem po ślubie!

– Co ty mówisz! – podekscytowałam się. – To świetnie, bo ja już się trochę nastawiłam i zaczęłam nawet zaginać strony w katalogu wycieczek z biura podróży…

Miałam ochotę na wakacje marzeń

Radośnie zabrałam się do szukania ekskluzywnego katalogu z podróżami na Malediwy, Seszele, Dominikanę… Oczywiście wybrałam jedynie najbardziej luksusowe hotele, bo przecież właśnie takie wymarzone wakacje obiecał mi mąż. W jednym były groty solne, w drugim leżaki z funkcją masażu pleców, a w jeszcze kolejnym pokoje z własnymi basenikami, dla prywatności. A poza tym oczywiście drinki, palmy, świetna kuchnia i wytworne pokoje z wielkimi łożami!

– Pewnie, pokazuj, najwyżej pojedziemy następnym razem, bo właściwie to już zarezerwowałem coś idealnego… – napomknął nieśmiało Karol.

– Ojej, i nie zapytałeś mnie nawet o zdanie? – zapytałam rozczarowana. – Ale no nic, trudno, niespodzianki też są fajne, znasz mnie, na pewno wiesz, co mi się spodoba!

Postanowiłam nie tracić pogody ducha.

– To gdzie jedziemy?

– Do Ciechocinka! – zaanonsował dumnie mąż.

– Przepraszam, gdzie? – byłam pewna, że się przesłyszałam i Karol tak naprawdę miał na myśli jakąś bardzo egzotyczną wyspę, o której nawet nie słyszałam.

– Do Ciechocinka! Znalazłem tam promocyjne wczasy na dwa tygodnie w ośrodku kolonijnym!

„Nie, to się nie dzieje naprawdę”, powiedziałam sama do siebie w myślach.
On jest z siebie naprawdę dumny?!

– Powiedz mi więcej o tym wspaniałym miejscu – mruknęłam z przekąsem, ale mąż chyba nawet go nie wyłapał.

– Ma kilka basenów, chociaż to jeszcze nie wakacje, więc pewnie będzie trochę wycieczek szkolnych albo turnusów sanatoryjnych… – wymieniał przeglądając przyniesiony przez siebie folder z ofertą. – Kuchnia jest chyba taka domowa: schabowe, mizeria, pierogi, więc super!

– Faktycznie super… – byłam coraz bardziej wściekła.

– W pakiecie mamy jakieś masaże rehabilitacyjne i poranne spacery po lesie z ornitologiem – dodał zadowolony mąż.

– Czyli jednym słowem, kupiłeś nam tanie wczasy dla starych ludzi, tak? – zapytałam przez zęby.

– Edyta, o co chodzi? Nie podoba ci się? Myślałem, że właśnie o takich wakacjach marzyłaś! Cisza, spokój, baseny, relaks i my… – Karol był wyraźnie zdezorientowany.

– Tak? To chyba w takim razie kompletnie mnie nie znasz i niczego o mnie nie wiesz! – wykrzyknęłam i wybiegłam z pokoju, zostawiając męża kompletnie skołowanego.

Powiedzieć, że byłam rozgoryczona i rozczarowana, to jakby nic nie powiedzieć. Czym sobie zasłużyłam na takie życie? Wyszłam za mąż, żeby cieszyć się z wygód i bezpieczeństwa finansowego. Nie pisałam się na harowanie i życie na tak żenującym poziomie... Wakacje z dziadkami w starym ośrodku i kolacje nakładane przez kuchary w czepkach w groszki w kolonijnej stołówce? Nigdy w życiu! Chyba po prostu wezmę kredyt i wybiorę się na te wymarzone wakacje sama. Na męża w ogóle nie mogę liczyć...

Czytaj także:
„Rodzina miała mnie za nieudacznika, dopóki nie stałem się bogaty. Teraz próbują na mnie żerować, ale nie jestem głupi”
„Żona miała mnie za nieudacznika. Nigdy nie zapomnę jej miny, gdy wyznałem, że mam kochankę”
„Mąż był nieudacznikiem, byłam pewna, że mnie zdradza. W oczach znajomych był babiarzem. To ja wyrobiłam mu taką opinię”

Redakcja poleca

REKLAMA