Byłam kujonem. Tak, nie boję się i nigdy się nie bałam tego stwierdzenia. Wiedziałam, że wszystko to, co przekazują w szkole, przyda mi się w przyszłości.
Stosunkowo wcześnie też zrozumiałam, że w zależności od tego, jak bardzo skupię się na wykształceniu, tak ustawię się na przyszłość. Lubiłam nauki ścisłe. Fascynacja nimi skłaniała mnie nie tylko do systematyzowania wiedzy podawanej na lekcjach, ale i jej poszerzania o materiały dodatkowe. Wiedziałam znacznie więcej niż ktokolwiek z mojej klasy, a nauczyciele dziwili się, że jestem tak zaangażowana.
Pod koniec liceum widziałam się już w profesjonalnej placówce badawczej. Paliłam się do tego jak nie wiem i w ogóle nie zwracałam uwagi na prześmiewcze komentarze koleżanek i kolegów. Po prostu uparcie dążyłam do celu. Rodzice cieszyli się, że nie mają ze mną żadnych problemów wychowawczych.
No, może tylko mama trochę narzekała, że nie mam żadnej bliskiej przyjaciółki, a przy tym nie rozglądam się za żadnymi chłopcami. Wtedy się z tego śmiałam, ale już wkrótce miałam się przekonać, jak wiele w moim życiu zmieni związek.
Cezary wyskoczył znienacka
Na studiach momentalnie rozwinęłam skrzydła. Uwielbiałam zajęcia praktyczne, wszystkie badania w laboratorium i niczego nie potrzebowałam więcej do szczęścia. Ogólnie nie bardzo uczestniczyłam w studenckim życiu towarzyskim, no, ale pod koniec pierwszego semestru dwie dziewczyny z roku niemal siłą wyciągnęły mnie na jakąś międzywydziałową imprezę.
Choć jakimś cudem uległam namowom, miałam nadzieję, że szybko się stamtąd zmyję. Chciałam wrócić do wynajmowanej kawalerki i zająć się swoimi sprawami. Zwłaszcza że ostatnio kompletnie nie dogadywałam się z moim laptopem, który zaczął szwankować po jednej z aktualizacji. Tyle tylko, że na zabawie przypadkowo wpadłam na całkiem miłego i sensownego chłopaka, Cezarego. Miałam wrażenie, że jemu również nie do końca pasuje tamtejszy klimat i tłok.
Nic dziwnego, że znaleźliśmy wspólny język. A kiedy wspomniałam mu o swoich badaniach i laptopie, który ostatnio nie domaga, to on się z kolei zainteresował. Zapalił się też do pomocy – miał już licencjat z informatyki. A ja stwierdziłam, że w sumie, czemu nie.
Ani się obejrzałam, a było już za późno
Cezaremu udało się z moim laptopem, a ja byłam zachwycona jego wiedzą i umiejętnościami. Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się spotykać. Zapomniałam już o tym, że parę lat wcześniej śmiałam się z możliwości zawierania związku, a co dopiero łączenia się z kimś na poważnie. Dlatego bez wahania przyjęłam oświadczyny, a potem wzięłam z nim ślub. W tym wszystkim straciłam jednak zupełnie czujność i w połowie drugiego roku zorientowałam się, że jestem w ciąży.
Oczywiście moja mama i matka Cezarego zaczęły od razu naciskać, żebym skupiła się na sobie i na dziecku, zamiast kontynuować naukę. Oczywiście, byłam tą propozycją oburzona, ale w końcu, kiedy coraz trudniej mi było normalnie funkcjonować na zajęciach, zgodziłam się na dziekankę. Tyle tylko, że zaraz po narodzinach Julki zaszłam w kolejną ciążę. Tym sposobem z dziekanki nigdy nie wróciłam.
Moja rzeczywistość szybko się ustabilizowała. Siedziałam w domu i zajmowałam się Julką i Oskarem, który urodził się rok po niej. Nie musiałam pracować, jak utrzymywali moi rodzice i teściowie, bo przecież Cezary dobrze zarabiał. No tak – mój mąż dostał pracę w jednej z większych firm IT w mieście, więc rzeczywiście, pieniędzy nam nie brakowało. Szkoda tylko, że ja wciąż tęskniłam za tym wszystkim, co zostawiłam za sobą na studiach.
Czasem, kiedy na niego patrzyłam, jak wraca zmęczony do domu po ośmiu godzinach pracy, autentycznie mu zazdrościłam. Poważnie. On przynajmniej mógł robić to, co kochał. Spełniać się, realizować zawodowo. A ja? Miałam jedynie wykuty na pamięć codzienny program ulubionych kanałów telewizyjnych dzieciaków.
No, nie tak miało to wyglądać
Nie skarżyłam się jednak. Wiedziałam, że sama jestem sobie winna – było myśleć wcześniej i nie robić głupstw. A że Cezary też w tym uczestniczył? Cóż, przecież nie chciał dla mnie źle.
Któregoś popołudnia, gdy Cezary miał wyjątkowo wolne, zaproponował, że zajmie się dzieciakami. Jego pomysł przyjęłam z westchnieniem ulgi i moment ten wykorzystałam na spotkanie z najbliższymi koleżankami – Kryśką i Martą. Ostatnio widywałyśmy się tylko przelotnie. Czasem tylko wymieniałyśmy się esemesami albo dzwoniłyśmy na kilka minut.
– I jak tam z Cezarym? – zagadnęła mnie Marta. – Nadal jest między wami chemia?
– Chemia może i tak – mruknęłam. – Ale wiesz… trochę inaczej sobie wyobrażałam swoje życie.
– A co? – podchwyciła natychmiast Kryśka. – Cezary się wkurza o niektóre zachcianki? Wybierasz sobie jakieś drogie prezenty?
Zawsze była materialistką, więc nie powinno mnie to w sumie dziwić.
– Nie chcę żadnych prezentów – obruszyłam się. – Po prostu mam już dość siedzenia w domu z dziećmi.
Popatrzyły na siebie w zdumieniu.
– Ale… że nie lubisz bycia mamą? – nie rozumiała Marta.
– Nie, nie o to chodzi – rzuciłam zniecierpliwiona. – Po prostu… wiecie, chciałam skończyć studia, pójść do pracy… zacząć karierę naukową…
– Karierę? – Kryśka parsknęła śmiechem. – A na co ci ta kariera? Przecież Cezary świetnie zarabia.
– No cóż, Ilonko. – Marta uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Czasem… czasem chyba trzeba wyrosnąć z niektórych marzeń. A masz przecież kochającego męża i cudowne dzieci. Taka już nasza rola, że to my się nimi zajmujemy.
To Cezary mnie rozgryzł
Po tym spotkaniu byłam zrezygnowana i kompletnie wypompowana – jakby przyjaciółki wyssały ze mnie wszelkie życiowe siły. Bo zupełnie nie ogarnęły, o co mi tak naprawdę chodziło.
Właściwie ich zgodność sprawiła, że w pierwszej chwili zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie mają racji. Może to ja byłam głupia i niewdzięczna, bo nie doceniałam tego, co mam? I jeszcze wymyślałam jakieś kariery naukowe, jak kobieta powinna przecież poświęcić się rodzinie.
Cezary od razu wyczuł zmianę mojego nastroju.
– Spotkanie nie bardzo udane? – zgadł.
Skinęłam głową.
– Jesteś zmęczona – Przyjrzał mi się uważnie. – To… chyba już od jakiegoś czasu?
Westchnęłam, siadając obok niego.
– Może i tak. Wiesz, dzieci.
Siedział chwilę w milczeniu, po czym, ku mojemu zaskoczeniu, zapytał:
– A jesteś szczęśliwa? – Odchrząknął. – No wiesz. Na studiach byłaś najlepsza na roku i zawsze dużo mówiłaś o karierze. Nie chciałabyś do tego wrócić?
Zamrugałam.
– Wrócić? – spytałam z niedowierzaniem.
– Wrócić – potwierdził spokojnie. – Przecież na studia przyjmują w każdym wieku. Zrobisz je sobie na spokojnie, a potem na pewno znajdziesz jakieś fajne zajęcie.
– No… a dzieci? – wciąż nie rozumiałam. – Kto się nimi zajmie? Ty jesteś w pracy…
– A no właśnie przejdę częściowo na zdalne – zauważył z pełnym zadowoleniem. – No i dzieci nie są już przecież takie małe. Poradzimy sobie.
Mam teraz inne życie
Wróciłam na studia. Tym razem wybrałam naukę w trybie zaocznym, ale i tak to wiele dla mnie znaczy. Cezary wspiera mnie w moim postanowieniu, jak tylko może. Rzeczywiście, sporo pracuje z domu, a ja mogę część czasu poświęcić na przygotowania na studia.
Jeszcze do niedawna myślałam, że oszaleję, siedząc w domu i skacząc nad dziećmi. Obowiązki zwyczajnie mnie wykańczały, a wieczorami nie miałam nawet siły na rozmowę z mężem. Teraz jest zupełnie inaczej, a dzięki temu, że powróciłam do nauki, również dzieciakami zajmuję się z większą ochotą i radością. A za kilka lat, kto wie? Może znajdzie się dla mnie jakieś fajne miejsce w zawodzie?
Czytaj także:
„Nie chciałem, by po macierzyńskim żona wróciła do pracy. Trzymałem ją w domu 3 lata, aż w końcu powiedziała >>dość<<”
„Teść chce ze mnie zrobić na siłę złotą rączkę w domu. Pomagam mu, bo w nocy czeka na mnie nagroda od żony”
„Chciałam na emeryturze zabalować w sylwestra, ale się nie udało. Ten wieczór był za to pełen niespodzianek”