„Marzyłam o dużej rodzinie, ale okrutny los wcześnie odebrał mi jedynego syna. Nie miałam pojęcia, że wciąż mam... wnuczkę”

babcia z wnuczką fot. Adobe Stock, fizkes
„Nigdy nie zapomnę tamtego pierwszego spotkania z Leną. Gdy otworzyła drzwi, to aż mnie zamurowało. Była jeszcze bardziej podobna do Rafała niż na zdjęciu. Moje serce natychmiast zabiło mocniej, odezwał się w nim cały mój żal i tęsknota za synem, ale też radość i podniecenie, że oto mam przed sobą krew z mojej krwi”.
/ 05.09.2022 19:15
babcia z wnuczką fot. Adobe Stock, fizkes

Zawsze chcieliśmy mieć z mężem dużo dzieci. Trójkę albo nawet czwórkę. Oboje byliśmy jedynakami i marzyliśmy o licznej rodzinie. Los nie był dla nas jednak łaskawy. Dał nam tylko syna. Gdy po jego narodzinach okazało się, że nigdy już nie zajdę w ciążę, Rafał stał się moim największym skarbem i szczęściem. Chuchałam na niego, dmuchałam, dawałam wszystko, co najlepsze. I marzyłam, że gdy dorośnie, ożeni się i obdarzy nas gromadką wnuków. Pragnęliśmy tego z Marianem jak niczego na świecie.

Ale lata mijały, a Rafał ani myślał o założeniu rodziny. „To nie dla mnie. Chcę być wolny jak ptak” – powtarzał, gdy pytałam, kiedy się wreszcie ustatkuje. Owszem, spotykał się z dziewczynami, ale gdy tylko któraś z nich wspominała o stałym związku, mój syn natychmiast zrywał znajomość i szukał innej. Mimo to nie traciłam nadziei. Wierzyłam, że w końcu trafi na kobietę, dla której zrezygnuje z tej swojej ukochanej wolności, zostanie mężem i ojcem. Ale nie zdążył takiej spotkać.

Pięć lat temu zginął w wypadku samochodowym. Poprzedniego dnia dzwonił i zapowiadał się na weekend, a następnego już go nie było… Miał tylko 40 lat.

Nie wiem, co było, gdyby nie internet...

Na pogrzebie byłam zaskakująco spokojna. Już wcześniej wylałam wszystkie łzy. Teraz została mi tylko żałoba. Pogrążyłam się w niej całkowicie, bo wraz ze śmiercią syna umarły też moje marzenia o gromadce wnuków. W jednym momencie cały mój świat skurczył się do rozmiaru domu, z którego wychodziłam tylko na cmentarz. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać ani się spotykać. Mąż także przeżywał stratę, ale miał przynajmniej swoją firmę budowlaną…

A ja? Wałęsałam się po pustych pokojach jak cień i rozmyślałam nad tym, co zgotował mi okrutny los. Nawet do ukochanego ogrodu nie wychodziłam, choć kiedyś był moją dumą. I nie wiadomo, czym by to się wszystko skończyło, gdyby nie internet…

To było niedługo przed pierwszą rocznicą śmierci Rafała. Właśnie miałam wychodzić na cmentarz, gdy odezwał się dzwonek przy furtce. Zerknęłam przez okno. To była Małgosia, córka sąsiadów zza płotu. Nie miałam ochoty na wizyty, więc udawałam, że mnie nie ma, ale ona nie odchodziła. W końcu więc uchyliłam drzwi.

– O co chodzi? – krzyknęłam w stronę furtki.

– O pani syna. To znaczy prawdopodobnie o pani syna, bo na sto procent nie jestem pewna – odkrzyknęła.

– O Rafała?

– Tak! Wpuści mnie pani czy będziemy tak krzyczeć przez ogród?

– Wejdź! – otworzyłam furtkę domofonem i zaprosiłam ją do środka. 

– A więc? – niecierpliwiłam się.

Małgosia wyciągnęła komórkę i podsunęła mi pod nos.

– Czy chłopak na tym zdjęciu to Rafał? – zapytała, a ja spojrzałam na wyświetlacz i serce zabiło mi szybciej.

– Tak! To on. Miał wtedy 18 lat i był na wakacjach w Sopocie! Skąd masz to zdjęcie?

– Z internetu. Moja przyjaciółka udostępniła je na swoim profilu. Zobaczyłam je i od razu przybiegłam do pani. Nie mogłam się powstrzymać! Przecież takie historie zdarzają się tylko w filmach.

Jakie historie?

– O cudownie odnalezionych bliskich. Ludziom wydaje się, że są sami na świecie. A tu nagle niespodzianka!

– Jaka znowu niespodzianka?

– A taka, że jeśli na tym zdjęciu jest Rafał, to prawdopodobnie ma pani wnuczkę – wypaliła jak z armaty.

– Słucham? O czym ty mówisz?! To nie jest temat do żartów! – zdenerwowałam się.

– Proszę się uspokoić. Zaraz wszystko wytłumaczę. Tę fotkę zamieściła dziewczyna, która poszukuje ojca. Pisze, że niczego od niego nie chce. Żadnej pomocy, pieniędzy… Pragnie tylko, by poprowadził ją do ołtarza, bo wkrótce wychodzi za mąż…

– To jakaś pomyłka! Rafał nigdy nie miał dzieci! Przecież wiesz, bo znaliście się od małego…

– Może nie wiedział o córce. Takie rzeczy się zdarzają. A ta dziewczyna jest podobna do niego. Co tam podobna… Niech pani zobaczy, to jej profil. Ma na imię Lena – znowu podsunęła mi pod nos komórkę.

A co jeśli los znowu z nas zadrwi?

Zerknęłam i omal nie zemdlałam. Rzeczywiście kropka w kropkę Rafał. Ten sam nos, rozstaw oczu, usta…

– Masz rację. Jest niesamowicie podobna… Ale to niemożliwe…

– To może warto sprawdzić? Ja bym sprawdziła – uśmiechnęła się i, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, pożegnała się i wyszła.

Chwilę później komórka zasygnalizowała, że mam nową wiadomość. Były tam wszystkie informacje o mojej rzekomej wnuczce. Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Cała ta historia wydawała mi się tak nierzeczywista i niesamowita, że aż kręciło mi się w głowie. Dlatego dopiero po dobrych kilku minutach zadzwoniłam do męża i powtórzyłam mu, co usłyszałam od Małgosi. Przyjechał natychmiast, choć wcześniej zapowiadał, że ma ważne spotkanie z nowym klientem.

– O Boże, to chyba naprawdę córka Rafała! Musimy się z nią spotkać – wykrztusił, gdy obejrzał zdjęcia.

– Tak myślisz? A może to jakaś oszustka, która chce wyłudzić od nas pieniądze? – ogarnęły mnie wątpliwości.

– Eee, chyba nie. Przecież nawet nas nie zna. Zaraz do niej napiszę… Wyobrażasz to sobie? Wnuczka! Nasza wnuczka! Przecież zawsze o tym marzyliśmy! – zakrzyknął uradowany i zabrał się do pisania maila do Leny.

A ja? Choć serce mówiło mi, by cieszyć się razem z nim, rozum studził emocje. Nie potrafiłam uwierzyć w swoje szczęście. Bałam się, że to pomyłka, że narobię sobie niepotrzebnych nadziei. Przecież do tej pory los nie był dla nas łaskawy. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

Lena odpowiedziała prawie natychmiast. Dziękowała mężowi za to, że się do niej odezwał, i zaprosiła nas do siebie do Gdyni. „Przykro mi, że ojciec nie żyje i nie poprowadzi mnie do ołtarza. Ale może chociaż poznam dziadków? Nie chcę się narzucać, ale bardzo mi na tym zależy” – napisała. Marian natychmiast zaczął szykować się do podróży.

Naprawdę chcesz jechać? A może najpierw powinniśmy się czegoś więcej o niej dowiedzieć? – zastanawiałam się głośno.

– A po co? Wszystkiego dowiemy się na miejscu, Alusiu – patrzył na mnie zdziwiony.

– Niby tak, ale…

– Ale co? Masz jakieś obawy?

– A żebyś wiedział! Boję się, że los znowu z nas zadrwi. Tyle razy nas już doświadczał. A ja nie przeżyję kolejnego rozczarowania – przyznałam.

– A jeżeli ten zły los już o nas zapomniał i to będzie oczarowanie, a nie rozczarowanie? Musimy zaryzykować! Nie mamy nic do stracenia, a do zyskania wiele: wnuczkę! – uśmiechnął się. Tak mnie namawiał, przekonywał, że w końcu uległam. Oczywiście, ciągle miałam wątpliwości, ale czułam, że nie odpuści.

Lepiej późno niż wcale

Nigdy nie zapomnę tamtego pierwszego spotkania z Leną. Gdy otworzyła drzwi, to aż mnie zamurowało. Była jeszcze bardziej podobna do Rafała niż na zdjęciu. Moje serce natychmiast zabiło mocniej, odezwał się w nim cały mój żal i tęsknota za synem, ale też radość i podniecenie, że oto mam przed sobą krew z mojej krwi. Mimo to moja podejrzliwość i obawy nie zniknęły tak do końca. Gdy dziewczyna zaprosiła nas do środka, przysiadłam na kanapie i zaczęłam przyglądać się jej spod oka. Od razu to zauważyła.

– Widzę, że jest pani bardzo nieufna. Rozumiem to – uśmiechnęła się nieśmiało.

– Rzeczywiście jestem. Syn nigdy nie był stały w uczuciach, ale opowiadał nam o swoich dziewczynach. A o żadnej z Wybrzeża nie mówił… Jak twoja mama miała na imię?

– Weronika.

– Weronika? Nikogo takiego w jego życiu nie było. Jestem tego pewna!

– Była, ale bardzo krótko. Mama mówiła, że to był taki gorący wakacyjny romans, po którym zostają tylko wspomnienia i kilka zdjęć. To dlatego nie próbowała nawet szukać państwa syna, by powiedzieć mu o dziecku. Bała się, że to nic nie da… że się wyprze…

– A co się teraz z nią dzieje? – wpadłam jej w słowo.

– Nie żyje. Zmarła rok temu na raka. Poza nią nie miałam nikogo, więc zaczęłam szukać ojca. Chciałam, żeby na moim ślubie był ktoś bliski. Ze strony Piotrka będzie z pięćdziesięcioro gości z rodziny. A z mojej? Nikt – spuściła głowę i ukryła twarz w dłoniach.

Długie włosy spłynęły jej do przodu, odsłaniając kark. Dostrzegłam na nim wówczas niewielkie ciemne znamię w kształcie fasolki. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Rafał miał identyczne! W tym samym miejscu! To nie mógł być przypadek!

– A co byś powiedziała na to, żeby do ołtarza poprowadził cię dziadek? A w pierwszym rzędzie w kościele siedziała babcia? – wykrztusiłam. Podniosła głowę.

– To już mi pani wierzy? – patrzyła na mnie zaskoczona.

– Po pierwsze, nie pani, tylko babciu. A po drugie, wierzę. To znamię… – zamilkłam, bo ze wzruszenia zabrakło mi słów.

– To? – dotknęła karku. – Mama mówiła, że odziedziczyłam je po ojcu. To prawda?

– Prawda… wnusiu. Witaj w rodzinie – mocno ją przytuliłam. Moje obawy, smutek i żal zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znowu miałam ochotę żyć!

– A widzisz? Mówiłem ci, Alusiu, że zły los już pewnie o nas zapomniał! I miałem rację – wtrącił się mój Marian.

Kątem oka dostrzegłam, że ledwie powstrzymuje łzy wzruszenia i szczęścia.

Mąż poprowadził wnuczkę do ołtarza. Na weselisku bawiliśmy się do białego rana. A potem namówiliśmy młodych, żeby przeprowadzili się do nas. Początkowo się wahali, mówili, że nie chcą siedzieć nam na głowie, że sobie poradzą, ale gdy im oświadczyliśmy, że jeśli tego nie zrobią, to umrzemy z żalu i tęsknoty, dali się przekonać. Oddaliśmy im do dyspozycji całe piętro naszego wielkiego, pustego i smutnego jeszcze do niedawna domu.

Piotr, z wykształcenia inżynier budowlaniec, pracuje w firmie męża. Sprawuje się na medal, więc pewnie wkrótce Marian przekaże mu ster. A ja szykuję się do narodzin prawnuków! Tak, tak, Lena jest w ciąży i spodziewa się bliźniaków! Moje marzenie zaczyna się więc spełniać. Szkoda, że tak późno, ale… Lepiej późno niż wcale, prawda?

Czytaj także:
„Wujek w każdej młodej lasce widział kandydatkę na żonę. Gdy oświadczył się smarkuli młodszej ode mnie, nie wytrzymałem”
„Wyrwałam się ze wsi, robię karierę, ale jestem sama jak palec. Przegapiłam szansę na założenie rodziny i przegrałam życie”
„Przez chciwość i głupotę stoczyłem się na samo dno. Marzyłem o wielkich pieniądzach, a skończyłem jako bezdomny”

Redakcja poleca

REKLAMA