„Marzyłam, by dzień ślubu na zawsze zapisał się w mojej pamięci. Teraz robię wszystko, byle zapomnieć o tej katastrofie”

kobieta fot. iStock by Getty Images, AntonioGuillem
„Niemal natychmiast po oświadczynach rozpoczęłam przygotowania do naszego wielkiego dnia. Tak naprawdę, to już od dawna miałam w głowie wszystkie szczegóły dotyczące ślubu i wesela, więc nie musiałam poświęcać na to zbyt wiele czasu”.
/ 13.11.2024 11:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, AntonioGuillem

Doskonale pamiętam dzień, w którym Marek mi się oświadczył. Było mokro, zimno i ponuro, a ja miałam paskudny humor. I wtedy wkroczył on i wręczył mi pierścionek zaręczynowy. To był najpiękniejszy dzień mojego życia. Drugim takim dniem miał być nasz ślub. Ale los okazał się przewrotny. Zamiast ze szczęściem i radością mój ślub już zawsze będzie mi się kojarzył z bólem, rozpaczą i nienawiścią.

Nie mogłam się doczekać

Marka poznałam jeszcze w szkole średniej. I niemal natychmiast staliśmy się nierozłączni. Nic więc dziwnego, że szybko zaczęłam myśleć o ślubie i wspólnej przyszłości.

– Więc kiedy zaręczyny? – padały pytanie ze strony przyjaciół i rodziny, które tylko podsycały moje zniecierpliwienie i złość, że mój chłopak nie wręcza mi pierścionka zaręczynowego. A Marek nie spieszył się z oświadczynami. Za każdym razem gdy wspominałam o wspólnej przyszłości, to szybko zmieniał temat. A ja czułam się coraz bardziej rozczarowana jego postawą. I coraz częściej zastanawiałam się, czy on naprawdę mnie kocha.

I kiedy pewnej ponurej jesieni rozważałam już zerwanie z Markiem, to nagle wszystko się zmieniło. Tego dnia wróciłam do domu przemoknięta, zła i zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to ciepła kąpiel, gorąca herbata i najnowsza książka mojego ulubionego pisarza. To był mój wymarzony wieczór.

Ale wtedy Marek mnie zaskoczył. Wrócił do domu późnym popołudniem i już od progu zakomunikował, że ma mi coś do powiedzenia. I wtedy wygłosił całą przemowę na temat swojego uczucia do mnie i chęci spędzenia ze mną reszty swojego życia. Potem wyciągnął czerwone pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek.

Zamurowało mnie

Nawet nie pamiętam, czy oficjalnie powiedziałam, że przyjmuję oświadczyny. Pamiętam tylko to, że wpadłam w ramiona Marka i obiecałam mu, że już zawsze będziemy razem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nawet nie rozpoczniemy wspólnego życia.

Niemal natychmiast po oświadczynach rozpoczęłam przygotowania do naszego wielkiego dnia. Tak naprawdę, to już od dawna miałam w głowie wszystkie szczegóły dotyczące ślubu i wesela, więc nie musiałam poświęcać na to zbyt wiele czasu.

Już wszystko zaplanowałam – powiedziałam przyjaciółce, która zapytała mnie o plany związane z tą uroczystością. – Czekałam tylko, aż Marek poprosi moich rodziców o moją rękę – dodałam z uśmiechem i mrugnęłam okiem. I tak rzeczywiście było. Podczas samotnych wieczorów wielokrotnie wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądał nasz ślub i wesele. Teraz wystarczyło to tylko zrealizować.

Ale wtedy zauważyłam, że Marek zaczął się dziwnie zachowywać. Coraz później wracał do domu, coraz częściej wychodził wieczorami i coraz chętniej wyjeżdżał na weekendy beze mnie. I za każdym razem tłumaczył to pracą lub chęcią spędzenia czasu z kumplami.

Niepokoiłam się

– Po ślubie nie będę miał takich możliwości, bo będę na uwięzi – tłumaczył ze śmiechem. A ja zapewniałam go, że nigdy nie zabronię mu spotkań z kolegami. I chociaż starałam się go jakoś zrozumieć, to coraz więcej rzeczy zaczynało mnie martwić.

– Może po prostu stresuje się przed ślubem – powiedziała mi przyjaciółka, której zwierzyłam się ze swoich obaw. – I w ten sposób odreagowuje.

Z jednej strony byłam w stanie to uwierzyć. Ale nic nie mogłam zrobić z tym, że w mojej głowie pojawiają się myśli, które nie powinny pojawiać się na kilka tygodni przed ślubem.

A może on kogoś ma? – zadałam pytanie, które gnębiło mnie już od dawna.

Przyjaciółka spojrzała na mnie jak na wariatkę, a potem wybuchła głośnym śmiechem.

– Chyba oszalałaś – powiedziała. – Marek jest w tobie zakochany do szaleństwa. I nigdy by cię nie zdradził – zapewniła mnie. A ja jej uwierzyłam. A teraz sobie myślę, że gdybym zaufała swojej intuicji, to mogłabym uniknąć późniejszej katastrofy.

To był koszmar

Nasz wielki dzień zbliżał się wielkimi krokami. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik, a nam pozostało już tylko czekać na oficjalne rozpoczęcie wspólnego życia.

– Denerwujesz się? – zapytała mnie mama, gdy ustalałam z nią ostatnie szczegóły. I chociaż próbowałam ją zapewnić, że nie, to nic z tego nie wyszło. A mama próbowała mnie pocieszyć. – Każdy przez to przechodzi – powiedziała. A potem mocno mnie przytuliła i zapewniła, że wszystko będzie dobrze. Nie było.

W dniu ślubu wszystko szło nie tak. Najpierw spóźniła się moja fryzjerka, potem były problemy z makijażem, a w końcu w pończochach poszło oczko.

– To zły znak – wyszeptałam i niemal się rozpłakałam. Wszyscy dookoła próbowali mnie pocieszyć, ale ja niemal wpadłam w panikę. I nie wiem co by się stało, gdyby nie moja przyjaciółka, która w końcu postawiła mnie do pionu.

Do kościoła jechałam już spokojna i zrelaksowana. „To najpiękniejszy dzień mojego życia. I nikt i nic nie może tego popsuć” – powtarzałam jak mantrę. A kiedy w kościele zobaczyłam swojego przyszłego męża, to zrozumiałam, że warto było czekać.

Ślub był piękny. Ksiądz wygłosił przepiękną przemowę, która sprawiła, że u wielu osób zgromadzonych w kościele pojawiły się łzy. I to był ostatni szczęśliwy moment.

Dosłownie oniemiałam

– Jeśli ktoś jest przeciwny temu ślubowi, to niech powie to teraz albo zamilknie na wieki – padły standardowe słowa z ust kapłana. A ja nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że uruchomią one lawinę, która zmieni moje życie w piekło.

– Ja – padły nagle słowa.

Byłam tak zszokowana, że początkowo myślałam, że się przesłyszałam. Podobnie jak wszyscy ludzie zgromadzeni w kościele. Kiedy spojrzałam w stronę, z której dobiegł kobiecy głos, to ujrzałam drobną blondynkę w zaawansowanej ciąży. I chociaż zaczynałam domyślać się, co za chwilę się stanie, to wciąż nie dopuszczałam do siebie prawdy.

– Ja jestem przeciwna – powtórzyła dziewczyna. – Marek? – zapytała. 

A gdy spojrzałam na swojego przyszłego męża, to zobaczyłam w jego oczach panikę. Był blady jak trup, a jego mina wskazywała na to, że jedyne o czym marzy, to ucieczka.

– O co tu chodzi? – zapytałam drżącym głosem. A potem zwróciłam się bezpośrednio do Marka. – Co to za dziewczyna?

Co on narobił?

W kościele zapadła cisza jak makiem zasiał. I wtedy nieznajoma zaczęła mówić. Okazało się, że to kochanka mojego narzeczonego, która kilka miesięcy temu zaszła w nim ciążę. I chociaż prosiła Marka, aby odwołał ślub, to on nie chciał tego zrobić. Dlatego postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

– To prawda? – zapytałam Marka. Ale tak naprawdę nie musiałam czekać na odpowiedź. Mina mojego przyszłego męża mówiła wszystko.

Od razu po wyznaniu kochanki Marka zdjęłam obrączkę i powiedziałam, że to koniec. Marek próbował się tłumaczyć i odwieść mnie od tej decyzji, ale ja nie dałam się przekonać. Dla mnie to był koniec wszystkiego.

Na szczęście oficjalnie ślub się nie odbył, bo nie podpisaliśmy dokumentów. W innym przypadku musielibyśmy brać rozwód. Wprawdzie Marek przepraszał mnie i prosił mnie o wybaczenie, ale ja nie chciałam tego słuchać. Wyrzuciłam go ze swojego życia. I tylko żałuję, że nie posłuchałam swojej intuicji, która przestrzegała mnie przed popełnieniem największego błędu w życiu. 

Marta, 28 lat

Czytaj także:
„Mój facet uznał, że jestem niedoskonała i chciał mnie ulepszyć. Karmienie zieleniną to nic przy tym, co teraz wymyślił”
„Zakochałam się w facecie z brytyjskiej elity. Gdy poznałam jego rodzinę, moje uczucia błyskawicznie się ulotniły”
„Gdy usłyszałam o rozwodzie kuzynki, poszłam ją pocieszać. Nie sądziłam, że wyrzucenie męża z domu tak odmienia kobietę”

Redakcja poleca

REKLAMA