Co ty widzisz w tych reklamach? Gapisz się i gapisz, zamiast jakiś film pooglądać albo chociaż wiadomości – grzmi mój mąż. A ja się gapię i marzę.
Powinno być elegancko
Zastanawiam się, ile jest takich wigilii jak te, które pokazują na ekranie. Idealnie szczupła mama i bosko przystojny tatuś z dwójką uroczych dzieci. Są tam też opaleni i wypoczęci dziadkowie. Babcia obowiązkowo ma sznur pereł na szyi, a dziadek elegancki sweter albo wełnianą angielską marynarkę.
Wszyscy tacy wytworni siedzą sobie przy pięknie nakrytym stole, zastawionym porcelaną i kryształami, w tle migocze choinka. I nie to nawet jest najcudowniejsze, że oni wszyscy tacy piękni, jak nie przymierzając Carringtonowie z Dynastii, ale widać, że naprawdę dobrze się bawią w swoim towarzystwie. Tak, widać że niczego nie brakuje im do szczęścia, no może tylko tego produktu, który jest właśnie reklamowany, ale i to po chwili zjawia się niepostrzeżenie i teraz mają już wszystko…
Albo inne reklamy, na których liczna i też idealnie piękna rodzinka siedzi w salonie przy kominku i rozpakowuje prezenty, sącząc jakąś kawę albo pogryzając czekoladki…Myślę sobie, ile jest takich rodzin, które mogą wspólnie spotkać się już nawet nie w salonie przy kominku, ale na spokojnie przy wspólnym stole i naprawdę cieszyć się z tego spotkania.
Nasza wigilia to karykatura
W naszym domu święta są raczej karykaturą tych wypieszczonych reklamowych obrazków. Kłótnie, zmęczenie pani domu, narzekania na ciężkie czasy, rozmowy o polityce nierzadko kończące wieczór wigilijny wielką awanturą, jeśli usiądzie do niej zbyt wielu miłośników różnych opcji politycznych.
Albo wręcz przeciwnie – nuda. Nuda, którą próbuje się zabić jedynym sposobem, jaki znamy, czyli przy pomocy dodatkowego „domownika” – telewizora, który na okrągło przez cały świąteczny czas nadaje filmy familijne i seriale, a w przerwach między nimi – reklamy z cudowną świąteczną rodzinką.
A więc, czego bym chciała? No chyba właśnie tego, co pokazują na tych reklamach. Pięknej wigilii i świąt Bożego Narodzenia w nieskazitelnej oprawie. Na początek… Albo nie, nie będzie po kolei, tylko co mi akurat do głowy przyjdzie.
Już widzę piękny stół i choinkę
No więc chcę białego, lnianego obrusu zamiast tego praktycznego nie gniotącego się i bezplamowego ohydztwa. A zamiast plastikowego straszydła, chcę prawdziwej, pachnącej choinki. Najlepiej świerku. Tak, tak, właśnie świerku, chociaż taki nietrwały. Ale za to jaki piękny!
Pod obrusem musi leżeć sianko, z którego będziemy sobie później wróżyli. Nie chcę kolęd z płyt, pragnę muzyki na żywo, najchętniej zagranej na pianinie albo skrzypcach. I koniecznie przy blasku świec. Niech te świece stoją w srebrnych lichtarzach, a jeśli to miałby być za wielki ambaras, mogą ostatecznie migotać w gustownych szklanych lampionach.
Na kolację wigilijną nie chcę barszczyku z pudełka ani mrożonych uszek z grzybami tylko prawdziwego barszczu z wyczuwalną nutką suszonych grzybów… I w ogóle chcę wszystkich tych cudownych i czasochłonnych potraw: karpia w szarym sosie, smażonego szczupaka lub lina, pierogów z kapustą i grzybami, i tak dalej. Do picia kompot z suszonych śliwek i gruszek. A na deser domowej roboty makowiec i pierniczki według tradycyjnej receptury, na miodzie i korzennych przyprawach. No i mnóstwo bakalii: najróżniejsze orzechy, migdały, suszone figi, morele, śliwki. Marzą mi się sute, ale zdrowe święta, bez tych wszystkich „E” i innych paskudztw, jak wzmacniacze smaku dodawane do większości słodyczy.
Wiem, marzy mi się luksus. Bo to wszystko, co proste i domowej roboty, jest już w naszych czasach luksusem – nie tyle z powodu dużych kosztów, co czasu. Tak, czasu! Kto ma go dość na zanoszenie lnianych obrusów do magla, czy iluś tam dni, aby spędzić je w kuchni na wypiekaniu, gotowaniu, smażeniu tych wszystkich frykasów. No a pieniądze, to osobny problem. Ale kto mi zabroni marzyć...
Zebrałabym całą rodzinę
Marzę o jednej wigilii z całą rodziną – tą bliską i tą trochę dalszą. Każdy mógłby coś przynieść i w ten sposób wspólnie dalibyśmy radę urządzić wigilię marzeń. Bo moje marzenia wcale nie są na wyrost!
Moja siostra Janeczka z mężem mają piękny dom z dużą jadalnią i kominkiem, mamy więc już na początek przestronne lokum. Ja i Paweł uwielbiamy gotować, więc moglibyśmy zająć się przygotowaniem większości potraw na wieczerzę. Teściowa jest mistrzynią w pieczeniu ciast – dla niej makowiec i pierniki to łatwizna. Moi rodzice mają cudowny porcelanowy serwis na 24 osoby, który kurzy się tylko w kredensie i zapas wspaniałych lnianych obrusów po prababci, których nigdy nie wyjmują z szafy – mogliby więc ten jeden raz to zrobić.
Mój brat Krystian mógłby wziąć akordeon, a jego syn Wojtek skrzypce i zagraliby nam po kolacji piękne kolędy. Co do śpiewu, to myślę, że Ania – moja córka nie dałaby się długo prosić. Śpiewa w chórze i ma piękny głos. Poza tym jej cioteczna siostra, córka Janeczki, właśnie rozpoczęła naukę w szkole muzycznej, więc na pewno też by się przyłączyła.
Tylko piękne prezenty
No a prezenty? Przecież nie mogłoby ich zabraknąć. Marzą mi się prezenty luksusowe, czyli niepraktyczne. Nie chodzi o to, aby były drogie. To raczej w złym guście. Dobrze, aby odbyła się wcześniej loteria, aby każdy kupił jeden prezent tylko jednej osobie. I aby nie kupować powyżej jakiejś niewysokiej kwoty, wspólnie uzgodnionej.
Te upominki musiałyby być przemyślane, aby osoba, która taki prezent dostanie, wiedziała, że uwzględniono jej gust i zainteresowania. No i koniecznie wszystkie upominki powinny być bardzo ładnie opakowane. Dość już tych pakunków pozawijanych byle jak w papiery o jarmarcznych kolorach. Pod piękną choinką muszą leżeć piękne paczuszki. Na przykład takie, jak ostatnio pokazywali w telewizji. Bardzo pomysłowe – ekologicznie – ze zwykłego szarego papieru, powiązane zwyczajnym sznurkiem, ale przystrojone szyszkami, żołędziami i pomalowanymi na złoto liśćmi.
Tyle wspólnego czasu razem
A po wigilli poszlibyśmy całą gromadą na pasterkę, powolutku, piechotą do pobliskiego drewnianego kościółka na taki nocny spacer – który dobrze by nam wszystkim zrobił. Mają tam stare organy. Zaśpiewalibyśmy wspólnie „Cichą noc” i „Przybieżeli do Betlejem…” i złożyli sobie życzenia z sąsiadami. Wracalibyśmy, żartując i podziwiając księżyc, którego blask odbijałby się od bielutkiego śniegu.
Rano zjedlibyśmy uroczyste świąteczne śniadanie, a potem zorganizowalibyśmy sobie kulig. Obok Janki jest duże gospodarstwo, mają tam sanie, można by się wcześniej dogadać z gospodarzami. No a potem obiad. Nikt nie czułby się przejedzony, bo kulig i spacery na świeżym powietrzu zaostrzyłyby nam apetyty. Zasiedlibyśmy więc do stołu i niespiesznie zjedli. Byłaby to też wspaniała okazja, aby porozmawiać ze sobą. Tylko broń Boże o polityce! Żeby w ten święty czas naprawdę oderwać się od codziennego szaleństwa i poczuć się wyjątkowo. Byłoby tak cudownie…
– Kobieto, zejdź na ziemię – usłyszałabym od męża.
Wytoczyłby ze sto argumentów, dlaczego tak się nie da. Ale tym razem to ja się nie dam, spróbuję. Odważę się i zaproponuję to mojej rodzinie? Kto wie, może nie tylko ja marzę o idealnych świętach...
Czytaj także: „W pracy jestem szykanowana, bo modlę się lub odmawiam różaniec. Ludzie mogą przeklinać, a ja nie mogę zmówić litanii?”
„Musiałam dojść do prawdy, co robi mój syn. Zwolniłam się pracy, by go śledzić. W ten sposób odkryłam, że jestem babcią”
„Mąż miał firmę, a ja dbałam o dom. Po 20 latach wykopał mnie za drzwi, bo jego zdaniem jestem tylko kosztem”