„Mąż miał firmę, a ja dbałam o dom. Po 20 latach wykopał mnie za drzwi, bo jego zdaniem jestem tylko kosztem”

zraniona żona fot. iStock, Westend61
„Nie mogłam w to uwierzyć. Sam namawiał mnie, żebym zrezygnowała z pracy i zajęła się domem, a teraz, po 20 latach małżeństwa, sprowadza mnie do roli kosztownej sprzątaczki?”.
/ 30.11.2023 13:19
zraniona żona fot. iStock, Westend61

Od początku mieliśmy jasny podział ról w małżeństwie. On miał pracować na dom, a ja – troszczyć się o nasze gniazdko. Odpowiadało mi to. Damian świetnie zarabiał, więc nie musiałam martwić się o pieniądze. Rany, jaka ja byłam głupia!

Teraz mam 45 lat i muszę zacząć uczyć się prawdziwego życia. Zostałam z niczym. Nie mam pracy i żadnych oszczędności, a na horyzoncie, który widzę przed sobą, nie malują się dla mnie żadne perspektywy na przyszłość.

Damian miał wielkie marzenia

– Nie zamierzam dłużej tyrać dla tego dusigrosza – powiedział mi, gdy jedliśmy zapiekanki pod budką w centrum miasta. – Haruję jak wół, a nie stać mnie nawet, żeby zabrać cię do restauracji.

– Co zamierzasz zrobić? Zmienisz pracę? – zapytałam.

– Założę swoją firmę. Jestem najlepszym sprzedawcą, a przez dwa lata zdążyłem zorientować się, jak działa ten biznes. Po co mam pracować w agencji nieruchomości, skoro mogę mieć własną?

– Jesteś pewien? To spore ryzyko.

– Przecież od zawsze tego chciałem. Mam licencję pośrednika i trochę oszczędności. Mama na pewno pożyczy mi resztę. Jak nie teraz, to kiedy?

Damian należy do tej grupy facetów, którzy po prostu mają łeb na karku. Poznaliśmy się już w liceum. W szkole był zawsze najlepszy. Błyszczał na każdych zajęciach, choć nie musiał specjalnie przykładać się do nauki. Zawsze łapał wszystko w mig. Powtarzał, że kiedyś będzie wielkim biznesmenem.

„Nie zamierzam pracować na kogoś. Zamiast tego wolę pracować na siebie” – brzmiały jego słowa. Podobał mi się już od pierwszej klasy. Ja jemu też. Nie potrafił tego ukryć i nawet nie próbował. Ja jednak dałam mu szansę dopiero na drugim semestrze ostatniej klasy. Po prostu wcześniej nie chciałam być tematem plotek koleżanek. Pod koniec szkoły, było mi to już obojętne.

Wiele licealnych związków rozpada się tuż po maturze, ale nie nasz. Poszliśmy na inne kierunki, jednak studiowaliśmy w tym samym mieście. Ja wybrałam weterynarię, on – zarządzanie. Uczył się zaocznie, choć bez problemu dostałby się na dzienne studia. „Dzięki temu będę miał czas na zarabianie pieniędzy” – argumentował.

Oświadczyny były zaskoczeniem

Instynkt go nie zawiódł. Choć wkroczył na wymagający rynek, na którym panowała ostra konkurencja, jego firma chwyciła. Gdy zaczął zarabiać poważne pieniądze, kupił dla siebie mieszkanie. Żartował, że szewc nie może chodzić bez butów, ale ja widziałam, jak bardzo się cieszy. Piął się w górę i doskonale o tym wiedział.

Trzypokojowy lokal na obrzeżach miasta od razu mi się spodobał.

– No, no... teraz będziesz mieszkał jak pan – powiedziałam.

– Nie, nie... nie zamierzam mieszkać tu sam, tylko z tobą.

– Czy ty mi właśnie zaproponowałeś, żebym z tobą zamieszkała? Tak bez ślubu? – zażartowałam, bo nigdy nie uważałam, że papierek jest potrzebny, by dwoje kochających się ludzi mogło wieść wspólne życie.

– A kto powiedział, że bez ślubu? – zapytał i w tej samej chwili wyjął z kieszeni pudełko z pierścionkiem.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Jako nastolatka przeszłam zabieg ginekologiczny, który na stałe wykluczył mnie jako matkę. Damian wiedział o tym. Zagrałam w nim w otwarte karty, gdy dla nas obojga było już jasne, że łączy nas coś poważnego. Twierdził, że nie ma to dla niego znaczenia, ale ja nie wierzyłam, że nasz związek to przetrwa.

Nie mogłam dać mu dziecka, a mimo to on chciał, żebym została jego żoną. Nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią. Przyjęłam jego oświadczyny. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Pół roku później byliśmy już małżeństwem.

Po ślubie zostałam kurą domową

– Ale tu pięknie! – wykrzyczałam, gdy mój mąż zabrał mnie na wycieczkę za miasto. – Ten las, te urocze domy...

– Cieszę się, że ci się tu podoba.

– Dlaczego? – zapytałam zdziwiona.

– Bo tamten dom od wczoraj jest nasz – odpowiedział, wskazując na piętrową posiadłość wznoszącą się na górującym nad okolicą wzgórzu.

– Ale jak to? A co z mieszkaniem?

– To od początku była tylko inwestycja. Teraz gdy jej wartość poszła w górę, trzeba ją spieniężyć.

Byłam zaskoczona, a być może nawet zszokowana. Marzyło mi się życie w cichej okolicy, ale nagle obleciał mnie strach.

– Przecież do miasta jest 30 kilometrów. Będę musiała codziennie dojeżdżać do pracy, a przecież nie mam takiej wprawy w prowadzeniu samochodu, jak ty.

– Wiem, że lubisz swoje zajęcie, ale przecież jesteś tylko asystentką w gabinecie weterynarza. To bardziej hobby niż praca. Pozwól, że to ja zajmę się zarabianiem, a ty zajmiesz się naszym domem. Dzięki temu będziemy mieli więcej czasu dla siebie.

Powinnam była się na niego rozzłościć. Nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że miał rację. Zarabiałam marne grosze. Do pracy chodziłam wyłącznie dla zwierzaków, a przecież w takim domu, z tak dużym podwórkiem mogłam ich mieć tyle, ile chciałam.

Lata mijały. Ja ciągle zajmowałam się domem i mężem, a on rozwijał firmę. Zakładał filie w kolejnych miastach, a każda przynosiła spore zyski. Wiele kobiet pewnie znudziłoby się rolą kury domowej. Ja przyzwyczaiłam się do tego. Zajmowanie się domem przypominało pracę na etacie, z ustalonymi obowiązkami.

Żyło nam się dobrze, nie tylko w kontekście finansowym. Dogadywaliśmy się świetnie, a i w naszej sypialni nie wiało chłodem. Nic nie zapowiadało tego, co wkrótce miało nadejść.

Nie mogłam uwierzyć

Tego dnia Damian wrócił z pracy wcześniej niż zwykle.

– Gdybyś zadzwonił, przygotowałabym obiad na twoje przyjście. Będziesz musiał jeszcze trochę poczekać – powiedziałam, witając męża w progu.

– Nie rób sobie kłopotu, wpadłem tylko na chwilę.

– A gdzie się jeszcze wybierasz?

– Dam ci kilka dni, żebyś w spokoju mogła spakować swoje rzeczy.

Poczułam się, jakby trafił mnie piorun. Czy on właśnie powiedział, że mam się wyprowadzić?

– O czym ty mówisz? Nie rozumiem...

– Mówię, że to koniec naszego małżeństwa.

– Masz inną, tak?

– Tu nie chodzi o żadną inną. To prosta kalkulacja biznesowa.

– Jaka znowu kalkulacja? Czy ty sobie żartujesz ze mnie?

– Nawet gdybym zatrudnił kobietę do opieki nad domem i sponsorował dziewczynę, która zaspokajałaby mnie w łóżku, wydałbym mniej niż na ciebie. Po co niby mam utrzymywać to małżeństwo?

Nie mogłam w to uwierzyć. Sam namawiał mnie, żebym zrezygnowała z pracy i zajęła się domem, a teraz, po 20 latach małżeństwa, sprowadza mnie do roli kosztownej sprzątaczki i sex workerki?

No i masz babo placek

– Przecież to był twój pomysł...

Zmieniły mi się priorytety – przerwał mi. – To koniec, pogódź się z tym.

– Ale przecież dobrze nam się układało. Kłamałeś, gdy mówiłeś mi, że mnie kochasz?

– Kiedyś cię kochałem, ale po tylu latach... a zresztą, nie muszę ci się tłumaczyć. Daję ci trzy dni na zabranie swoich rzeczy. Byłbym zapomniał, podpisz to – powiedział i położył na stole wniosek rozwodowy. Po chwili już go nie było.

No i masz babo placek” – pomyślałam sobie, gdy wyszedł. 20 lat prania, sprzątania, gotowania i teraz zostaję z niczym. Sama sobie jestem winna. Mogłam inwestować w siebie, dbać o swój rozwój. Nie myślałam o tym, bo miałam wygodne życie. Teraz muszę zmierzyć się z rzeczywistością, ale nie zamierzam składać broni. To będzie dla niego kosztowny rozwód. Skoro byłam tylko kosztem, to w końcu będzie musiał go pokryć. 

Czytaj także:
„Sąsiadka to wstrętna jędza, która chciała mnie wrobić w kradzież. Mam swoje za uszami, ale kara spadła na nią”
„Zabrałem córkę do meliny, żeby dać jej nauczkę. Kobieta chciała mi się oddać za paczkę fajek, a facet za flaszkę”
„Co wieczór z mieszkania sąsiadów dochodziły jęki i krzyki. Gdy do nich wtargnęłam, oniemiałam na widok, który zastałam”

Redakcja poleca

REKLAMA