Magda, moja żona, zmarła, kiedy Filip miał zaledwie cztery latka. Po jej śmierci całą swoją uwagę dzieliłem pomiędzy pracę w przychodni, a wychowanie syna. Starałem się być jednocześnie ojcem i matką, choć czułem, że w żadnej z tych ról nie sprawdzam się do końca. Na szczęście, miałem w Filipie wspaniałego partnera. Mimo gdy trochę podrósł był mi bardzo pomocny we wszelkich pracach domowych, choć ja nie chciałem go obciążać.
Podobno żadna go nie zainteresowała
Kiedy szedł do liceum, obawiałem się, że teraz stosunki między nami się popsują. Tyle się nasłuchałem od znajomych o trudnym wieku dorastania. Ale ku mojemu zdumieniu Filip bardziej lubił przebywać ze mną niż ze swoimi rówieśnikami. Cieszyło mnie to, ale i trochę niepokoiło. Nie wiedziałem, jak go o to zapytać.
– Jak ma na imię ta koleżanka, o której mi ostatnio mówiłeś? – spróbowałem podejść syna.
– Mówiłem ci o jakiejś koleżance? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– A co w tym dziwnego? Przecież masz na pewno jakieś koleżanki i chyba nie chcesz ukrywać przede mną tego faktu – przyjaźnie poczochrałem jego czuprynę.
– Ale o nich nie ma co mówić.
– Dlaczego?
– Bo są strasznie infantylne…
– Mają szesnaście lat, nie można od nich zbyt wiele wymagać.
– Ja też mam szesnaście lat i kompletnie nie mam z nimi o czym rozmawiać. Nic nie czytają, nie interesują się niczym, poza jakimiś celebrytami…
Filip uraczył mnie wykładem o niskim poziomie swoich koleżanek ze szkoły i tym, że nie ma najmniejszej ochoty się nimi interesować. Byłem zadowolony, że mam tak rozsądnego syna, ale chciałem, żeby prowadził normalne życie nastolatka. To znaczy, spotykał się z koleżankami i w ogóle miał grono znajomych w swoim wieku. A tymczasem on chodził do szkoły, odrabiał lekcje, a poza mną najczęściej widywał się z babcią Anią, mamą Magdy.
– Daj mu spokój, nie przyspieszaj – poradziła mi Ewa, moja koleżanka, lekarka z przychodni. Czasem rozmawiałem z nią na temat moich problemów wychowawczych. Ona także była samotnym rodzicem. Jej Martyna była o rok starsza od mojego Filipa, więc mogliśmy się wymieniać doświadczeniami.
– Ale ja nic nie przyspieszam. W jego wieku byłem już ze dwa razy nieszczęśliwie zakochany…
– A mówiłeś, że twoja żona to była pierwsza miłość? – złapała mnie za słówko.
– Ale to była pierwsza poważna miłość. Chcę, żeby on też przeżył te niepoważne. Łatwiej ocenić, że przyszła ta najważniejsza, gdy ma się porównanie…
– Ty i te twoje teorie – uśmiechnęła się pobłażliwie Ewa. – Nie da się zaplanować, że ma się najpierw kilka niepoważnych miłości, a potem tę właściwą. Życie lubi płatać figle. Spójrz na mnie – jej córka była owocem „wpadki” z nauczycielem w liceum.
– No tak… ale szczęściu można pomóc. Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy poznać Filipa z Martyną… Jest tylko rok młodszy, za to poważny.
– Nie baw się w swata, to bez sensu. Zwłaszcza, że Martyna co miesiąc kocha się w innym…
– To normalne w jej wieku.
– Może i normalne, ale nie masz pojęcia, jak bardzo uciążliwe – westchnęła. – Jeszcze by zawróciła Filipowi w głowie i zostawiła. Jak tych, co cały czas wydzwaniają albo sterczą smętnie pod naszym blokiem…
– Nie mówiłaś, że się z niej zrobiła taka łamaczka serc.
– Bo nie ma się czym chwalić – stwierdziła kwaśno. – Jak się Filip będzie miał zakochać, na pewno się zakocha. Niedługo będziesz narzekał, że woli towarzystwo rówieśników niż twoje.
Nie wiem, co on w niej widział
Ewa miała rację. Filip zaczął częściej przesiadywać u kolegów z klasy, wyjechał z nimi na wakacje. Ale nawet w klasie maturalnej nie miał żadnej dziewczyny. Postanowiłem przeprowadzić z nim „poważną” rozmowę.
– Synku… co to ja chciałem… – łatwiej się zdecydować na „taką” rozmowę niż ją przeprowadzić. – Jak tam nauka do matury?
– Przecież wiesz, że niczego nie zaniedbuję. Jeśli chcesz o coś spytać, to nie owijaj w bawełnę.
– No tak… Wiesz, trochę się niepokoję. Bo ja zrozumiem, jeśli nie lubisz dziewczyn, jestem tolerancyjny… – urwałem, bo Filip roześmiał się bardzo głośno.
– Bez obaw, tato. Lubię dziewczyny, a koledzy mnie nie interesują w sensie, o jakim myślisz.
– To dlaczego się z żadną nie spotykasz? – wylałem moje żale.
– Bo na razie nie poznałem takiej, która by mnie zainteresowała. Ale wierzę, że taka się znajdzie. I będzie wyjątkowa!
– Tylko wiesz, nie ma co czekać na królewnę z bajki – próbowałem jeszcze popisać się życiową mądrością, ale Filip machnął na mnie niecierpliwie ręką i wrócił do swoich książek.
Maturę zdał śpiewająco. Dostał się też, razem ze swoim najlepszym kolegą, Kamilem, na wymarzoną architekturę. Pierwszy rok studiów zaliczył na samych piątkach. Dopiero na drugim…
Ola przeniosła się na jego wydział po roku studiowania w innym mieście. Właściwie od pierwszego dnia, gdy ją zobaczył, wiedziałem, że się w niej zakochał. Z początku bardzo mnie to cieszyło, bo przecież martwiłem się, że się żadną nie interesował. Ale w jego miłości do Oli było dla mnie coś niepokojącego. Stał się innym człowiekiem. Wszystko zawalał, łącznie z egzaminami. Nie liczyło się dla niego nic poza spotkaniem z nią. W wieku czterech lat był dużo bardziej dojrzały i rozsądny, niż wtedy, kiedy zaczął spotykać się ze swoją pierwszą miłością!
Ledwo udało mu się zaliczyć drugi rok na studiach. Nie poznawałem własnego syna! Zawsze był poważny i dobrze poukładany, a teraz kompletnie zwariował. Jeszcze gdyby ta Ola była jakoś niewiarygodnie piękna albo bardzo inteligentna, mógłbym zrozumieć jego szaleństwo. Ale ona była bardzo przeciętnej urody, a wielkiego błysku inteligencji w jej oku też nie zauważyłem.
Za to była święcie przekonana o swej ogromnej atrakcyjności. Z kolei ja byłem pewien, że w Filipie pociągał ją głównie jego zachwyt dla niej. Dlatego, gdy któregoś dnia zorientowałem się, że Ola nie spotyka się już z Filipem, ale z jego najlepszym kolegą, Kamilem, odetchnąłem.
Naiwnie myślałem, że po takim numerze uczucie syna błyskawicznie wywietrzeje. Myliłem się. Po dwóch tygodniach od rozstania z Olą Filip wydawał się w niej wciąż beznadziejnie zakochany. Postanowiłem odbyć z nim kolejną rozmowę. Wiedziałem, że tym razem muszę od razu walić prosto z mostu.
– Filip, opamiętaj się!
– Ale… o co ci chodzi? – spojrzał na mnie półprzytomnie.
– Kompletnie zwariowałeś dla tej dziewczyny! Tak nie można!
– Już dawno temu mówiłeś, że powinienem się zakochać…
– Ale nie zwariować! Ta dziewczyna nie jest tego warta…
– Skąd wiesz? Ledwo ją znasz!
– Nie przychodziła na spotkania, nie oddzwaniała, a teraz spotyka z twoim najlepszym kolegą!
– No i co z tego?! To jeszcze o niczym nie świadczy!
Machnąłem ręką, bo wiedziałem, że żadna dalsza rozmowa nie ma sensu. Ale strasznie mnie dobijało to jego zaślepienie.
Koleżanka miała rację...
Zauważyła to Ewa. Kiedy skończyłem jej swoją opowieść, uśmiechnęła się refleksyjnie i przez chwilę milczała.
– Wiesz, że Martyna wychodzi niedługo za mąż? – zapytała.
– Gratuluję… Ale co to ma wspólnego z Filipem?
– Pamiętasz tę swoją teorię sprzed kilku lat? Że najpierw trzeba przeżyć kilka tych niepoważnych, pierwszych miłości, żeby potem rozpoznać tę właściwą?
– Tak. Śmiałaś się ze mnie.
– Chyba niesłusznie… Martyna była ciągle zakochana, za każdym razem miała maślane oczy, traciła apetyt i wzdychała. Ale gdy pół roku temu poznała Pawła, po tygodniu przyszła do mnie i poważnie oświadczyła: „Mamo, to ten jedyny”. I tym razem zachowywała się normalnie.
– Chcesz powiedzieć, że była tyle razy zakochana, ale umiała rozpoznać prawdziwą miłość?
– Właśnie tak.
– Ale to chyba nie pomoże Filipowi. Jest już za stary na przeżycie tych nastoletnich miłości.
– I tak, i nie – Ewa uśmiechnęła się tajemniczo. – Przykład Martyny pokazuje, że z nieszczęśliwą miłością jest jak z dziecięcą chorobą. Jak się ją wcześnie ostro przechodziło, to się człowiek na nią uodpornił. A jak zaatakowała późno, jej przebieg jest wyjątkowo ciężki.
– Ale mnie pocieszyłaś – uśmiechnąłem się kwaśno. – Przecież wiesz, że dziecięca choroba w dorosłym życiu może się skończyć nawet zejściem.
– Spokojnie. Miłość to ciężka choroba, ale raczej nie bywa śmiertelna. Tyle że Filip teraz będzie cierpiał bardziej, niż gdyby pierwsza miłość przydarzyła mu się wcześniej. Ale przeżyje to. I znowu się zakocha, bo miłość to choroba nieuleczalna…
Ewa miała rację. Filip przez prawie dwa lata nie mógł się pozbierać po związku z Olą. Gdyby nie to, że Agnieszka, którą wtedy poznał, sama wykazała inicjatywę, ten stan mógłby trwać nawet dłużej. Ale to mądra i wartościowa dziewczyna. Przełamywała opory Filipa tak długo, aż się w niej zakochał. Mam nadzieję, że wkrótce się pobiorą. A pierwsza miłość Filipa postanowiła zrobić międzynarodową karierę.
Chciała zatrudnić się w jakimś dobrym biurze architektonicznym w Londynie, ale z tego co wiem, pracuje jako kelnerka.
Czytaj także:
„Zgodziłam się wziąć ślub z kolegą, żeby mógł odziedziczyć fortunę po ciotce. Jest tylko jeden problem... nie kocham go”
„Zostałam sama z brzuchem, bo Wojtek uciekł od >>kłopotu<. Obiecałam sobie, że już nie zaufam byle komu”
„Ciotka chciała uwiązać mnie na wsi. Kazała mi wyjść za starego butnego rolnika, bo >>to się wszystkim opłaci<<”