Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowych, gdy miałam osiem lat. Zaopiekowała się mną ciocia, siostra taty. Nie powiem o niej złego słowa. Zawsze traktowała mnie tak samo jak swoje dzieci.
Niczego nam nie brakowało. Ale to była szorstka miłość. Ciocia nie miała czasu na cackanie się z nami. Wystarczyło, że byliśmy zdrowi, najedzeni i ubrani. I mieliśmy nie sprawiać kłopotów w szkole.
Po gimnazjum bardzo chciałam iść do liceum. Ale musiałabym zamieszkać w internacie w mieście. Ciocia się nie zgodziła.
– Jesteś potrzebna na miejscu. Sama wiesz, ile jest pracy w gospodarstwie. Pójdziesz do technikum – zadecydowała.
Nie było dyskusji. Technikum rolnicze znajdowało się w sąsiedniej miejscowości, więc mogłam codziennie dojeżdżać i wracać do domu.
Było mi smutno, ale się nie buntowałam
Najważniejsze, że zdam maturę. Bo marzyłam o studiowaniu weterynarii. O tych planach nikomu nie mówiłam. Wiedziałam, że cioci się to nie spodoba. Pamiętam, jak wydziwiała nad kuzynem, który pojechał na studia do Białegostoku.
Ziemią, którą odziedziczyłam po rodzicach, na razie zajmowali się ciocia i wuj. Ale ciągle mi powtarzali, że w końcu będę musiała zacząć sobie radzić sama. A ciotka dodawała:
– Ty się już rozglądaj za jakimś dobrym chłopakiem, bo samej to ci będzie ciężko.
Kiwałam głową i udawałam, że się zgadzam. Ale miałam swój plan. Po studiach wrócę na wieś. Ziemię sprzedam albo wydzierżawię, a w domu po rodzicach otworzę klinikę weterynaryjną. Teraz weterynarz przyjeżdżał do nas z miasteczka i zajmował się tylko zwierzętami hodowlanymi.
A w okolicy zaczęło przybywać domów letniskowych. Miastowi przyjeżdżali z psami, kotami. Gdy coś się zwierzakom przytrafiło, nie miał im kto pomóc. Wszystko już zaplanowałam. I nagle, po moich osiemnastych urodzinach, okazało się, że nic z tego nie wyjdzie.
– Kaśka. Od nowego roku już do szkoły nie wrócisz. Więcej cię tam nie nauczą. Nie ma to jak praktyka. Przy wuju lepiej się wyszkolisz. A najwyższa pora, żebyś się zajęła swoją ziemią. My z wujem mamy już coraz mniej sił – ciotka była pewna, że sprawa jest zamknięta.
A ja po raz pierwszy postanowiłam się sprzeciwić.
Byłam dorosła, mogłam decydować o sobie!
– Ciociu. Ale ja chcę skończyć szkołę, zdać maturę. Nie mogę tak po prostu rzucić nauki!
Ciotka była nieugięta.
– Dopóki mieszkasz pod naszym dachem i jesteś na naszym utrzymaniu, masz robić, co ci każę. Koniec dyskusji!
Przepłakałam dwie noce. Aż w końcu postanowiłam wziąć się w garść. W internecie znalazłam informację, że w mieście niedaleko nas jest liceum zaoczne. Zadzwoniłam tam. Miła pani w sekretariacie powiedziała mi, że wprawdzie będę musiała nadrobić pewne przedmioty, ale mogą mnie przyjąć. Liceum było trzyletnie, więc za rok mogę zdać maturę!
Zamieszkam w domu po rodzicach. Znajdę pracę i jakoś się utrzymam. Martwiłam się tylko, co z ziemią. Ale może przekonam wuja, żeby dalej ją uprawiał. Przez kilka dni przygotowywałam sobie przemówienie. Robiłam wyliczenia.
Musiałam mieć wszystko zapięte na ostatni guzik, żeby ich przekonać, że sobie poradzę. Gdy uznałam, że jestem gotowa, poprosiłam ciocię i wujka o rozmowę. Nie przerywali mi. Ale z ich min ciężko mi było coś wyczytać.
– Ciociu, wujku. Naprawdę jestem wam bardzo wdzięczna za opiekę, wychowanie i miłość. Naprawdę. Ale przede mną całe życie. I to jest moje życie. I chciałabym przynajmniej spróbować przeżyć je po swojemu – zakończyłam.
Zapadła cisza. Ciocia poprosiła, żebym zostawiła ich na chwilę samych. Skinęłam głową i wyszłam na podwórko. Decyzję podjęłam już kilka dni wcześniej – cokolwiek postanowią, wrócę do szkoły. I choć wiem, że łatwiej byłoby mi z ich wsparciem, w razie czego będę sobie musiała poradzić sama. Dziesięć minut później ciocia zawołała mnie do kuchni.
– Dalej uważam, że powinnaś sobie dać spokój ze szkołami. Ale masz rację, to twoje życie. Tylko lepiej ci będzie dalej mieszkać z nami. Skoro pójdziesz do pracy, to po prostu będziesz się dokładać do utrzymania domu. Zgoda?
Zamiast odpowiedzieć, rzuciłam się cioci na szyję. Wiedziałam, że to najlepsze rozwiązanie, ale nie odważyłam się go sama zasugerować. Ustaliliśmy, że w wakacje będę pomagać w polu i przy zwierzętach – jak zawsze. Pracy mam poszukać od września.
Okazało się, że praca sama znalazła mnie
W sierpniu zmarła mama pana Jacka. To wdowiec z trójką dzieci, sąsiad. Gdy on zajmował się gospodarstwem, jego mama opiekowała się wnukami.
– Kasia, może byś pomogła? Dzieci lubisz, gotować umiesz, sprzątać też. Jak sobie dobrze zorganizujesz pracę, to i na naukę znajdziesz czas. A w weekendy będziesz jeździć do tej twojej szkoły – zaproponował ciocia.
Uznałam, że praca u sąsiada to dobry pomysł. Szczególnie, że od razu pomyślałam, że w przyszłości może Jacek wydzierżawi ode mnie albo kupi ziemię – leżała po sąsiedzku z jego polami. Będę miała czas, żeby go „pourabiać”.
Przez całą jesień i zimę pomagałam Jackowi. Polubiliśmy się. Jego dzieci: Agatka, Basia i Dominik, były naprawdę słodkie. Wczesną wiosną po raz pierwszy zauważyłam, że Jacek jakoś tak inaczej na mnie patrzy. Któregoś dnia siedziałam na podwórku z książką. Nagle poczułam, że ktoś mi się przypatruje. Jacek stał oparty o framugę i się do mnie uśmiechał.
– Kaśka, tak sobie myślę… Może poproszę kogoś, żeby posiedział jutro wieczorem z dziećmi, i pójdziemy na dyskotekę? Chyba pora, żebym wrócił do ludzi – zagadnął.
Nawet mi wtedy nie przyszło do głowy, że to miała być randka. Przecież on był stary! Miał chyba ze trzydzieści siedem lat! Pomyślałam, że chce się rozerwać i potrzebuje towarzystwa. Zgodziłam się.
Z początku było bardzo miło. Jacek kupił po drinku, wypiliśmy i poszliśmy tańczyć. Wszystko było dobrze, dopóki grała skoczna muzyka.
– A teraz coś dla zakochanych… Można się poprzytulać… – aksamitnym głosem zapowiedział DJ.
Jacek się uśmiechnął. Podałam mu rękę i zaczęliśmy tańczyć. Po chwili poczułam się jednak nieswojo. Jacek przytulał się trochę za mocno. Do tego poczułam jego rękę na pośladkach, a usta na szyi.
– Bardzo tu duszno, może się przewietrzymy? – zaproponowałam. Nie chciałam robić scen.
Wyszliśmy na zewnątrz. Jacek zachowywał się, jakby nic się nie stało. Uznałam, że nie ma tematu. Powiedziałam, że jestem już zmęczona, więc odwiózł mnie do domu. Miałam wrażenie, że na pożegnanie chciał mnie pocałować, ale wyskoczyłam z auta.
W niedzielę po obiedzie w domu cioci i wujka zjawił się wystrojony w białą koszulę Jacek. W ręku miał bukiet kwiatów. We troje zamknęli się w kuchni.
– Kasiu, pozwól do nas na chwilę – zawołała ciocia.
Kiedy przyszłam do nich, powiedziała:
– Rozmawialiśmy z Jackiem o tobie kilka razy. Mówił, że się dogadujecie. Że dzieci cię lubią. Więc się nawet bardzo nie zdziwiłam, gdy przed chwilą poprosił nas o twoją rękę.
O mało wtedy nie zemdlałam...
Spojrzałam na stojącego pod ścianą Jacka, a on uśmiechał się szeroko.
– O rany, Jacek. No co ty… Skąd ten pomysł? Przecież ty mógłbyś być moim ojcem… Ja bardzo cię lubię, ale nie tak… I w ogóle ja chcę się uczyć. Przecież wiecie. Jaki ślub? Przepraszam…
Wiedziałam, że zaraz się poryczę, więc po prostu pobiegłam do swojego pokoju. Po chwili usłyszałam, że Jacek sobie poszedł. Po kilku minutach do mojego pokoju zapukała ciocia.
– Kaśka, no po co ta scena była? Ty się, dziewczyno, dobrze zastanów. Jacek się pewnie obraził, ale myślę, że da się przeprosić. No w końcu przystojny z niego chłop, chyba zauważyłaś. Że trochę starszy? To dobrze, ustawiony jest. I doświadczenie ma. Wasze gospodarstwa sąsiadują ze sobą, będzie miał kto się twoim zająć. Każda dziewczyna ze wsi by go brała. A on chce ciebie! No, jutro porozmawiamy – powiedziała i wyszła.
Zostałam sama. Nie mogłam zrozumieć, jak mogło komuś przyjść do głowy, że ja chcę wychodzić za mąż. W ogóle! A jeszcze do tego za Jacka? W życiu!
Pakuj się i won!
Nie spałam całą noc. Gdy rano powiedziałam, że nic się nie zmieniło i że nie chcę wychodzić za Jacka, ciocia spurpurowiała. A ja brnęłam dalej. Po raz pierwszy przyznałam się, że zamierzam wyjechać stąd na studia. Ciotka zerwała się i zaczęła krzyczeć. Pierwszy raz widziałam, żeby była taka wściekła.
– W głowie ci się, dziewucho, poprzewracało! Wydaje ci się, że co? Że jakąś feministką jesteś? To są jakieś miastowe farmazony! A my tu swoje wiemy, że dziewczynie bez męża to ciężko jest. Trafia ci się facet jak malowany, chce ciebie, sierotę, przygarnąć, a ty nosem kręcisz? Studia? Ty sobie to wybij z głowy! To nie dla przyzwoitych dziewczyn jest. Ale jak chcesz się puszczać na lewo i prawo – to droga wolna! Pakuj się i won!
Spakowałam się jeszcze tego samego dnia. Pojechałam do koleżanki z liceum. Pozwoliła mi u siebie parę dni pomieszkać, zanim coś znajdę. Wiem, że będzie mi ciężko, ale mam swój plan i będę się go trzymać. Najpierw zdam maturę. Potem pójdę na studia. I w końcu otworzę własną klinikę.
Tylko pewnie będę musiała sprzedać dom, bo chyba nie chcę mieć Jacka za sąsiada. Ale do tego czasu mam kilka lat. Coś wymyślę…
Czytaj także:
„Znalazłem Ilonę w barze, zabrałem ją do domu i pozwoliłem zostać. Broniłem się przed miłością, bo mogłaby być moją córką”
„Szwagierka w ramach zemsty zrujnowała moje wesele. Podstępna żmija uknuła plan i urządziła moim kosztem cyrk stulecia”
„Po rozwodzie wciąż mieszkam ze swoim oprawcą. Bliscy nie chcą mi pomóc ze strachu, że wprowadzę się do nich z synem”