„Zgodziłam się wziąć ślub z kolegą, żeby mógł odziedziczyć fortunę po ciotce. Jest tylko jeden problem - nie kocham go”

kobieta, która nie chce wyjść za mąż fot. Adobe Stock, Serhii
„Wspólnie ustaliliśmy, że to będzie najrozsądniejsze rozwiązanie. Wszak od ponad pięciu lat stanowiliśmy zgraną parę wspólników, w pracy i poza nią. Po prostu dobrze nam było razem, w łóżku może bez rewelacji, ale nie można mieć wszystkiego”.
/ 19.05.2022 18:15
kobieta, która nie chce wyjść za mąż fot. Adobe Stock, Serhii

– Proszę powtarzać za mną: ja, Iwona… – ksiądz spoglądał na mnie z wyrazem łagodnego ponaglenia w oczach. Czekał. Ministrant od dzwonków też, gapiąc się z lekko uchylonymi ustami.

Wszyscy czekali. Rodzina, znajomi, sąsiadki, no i ciotka Zuzanna z Ameryki, która postanowiła na stare lata wrócić do kraju. Czułam ich palący wzrok na swoich plecach. W kościelnej ciszy wyraźnie usłyszałam odgłos gwałtownie wciąganego powietrza. Ktoś aż wstrzymał oddech z wrażenia. Może któraś z mam? Wcale nie chciałam, by zemdlała z braku tlenu, więc posłusznie otworzyłam usta i… nic. Nawet słaby szept się nie wydobył. Czy można wziąć ślub bez wypowiadania przysięgi małżeńskiej?

Zerknęłam na Maćka. Uśmiechnął się krzepiąco. On miał już to za sobą, gładko powiedział, co trzeba. Teraz moja kolej. Przecież chciałam tego, prawda? Wspólnie ustaliliśmy, że to będzie najrozsądniejsze rozwiązanie. Wszak od ponad pięciu lat stanowiliśmy zgraną parę wspólników, w pracy i poza nią.

Nie dziwota, że niektórzy już brali nas za małżeństwo. Inni za rodzeństwo, bo fizycznie również byliśmy podobni… Oboje ciemnowłosi, niebieskoocy, raczej drobni, acz muskularni. I poczucie humoru mieliśmy podobne oraz te same zainteresowania, czyli brydż i wyprawy kajakowe. Cóż, po prostu dobrze nam było razem, w łóżku bez rewelacji, ale nie można mieć wszystkiego! Najważniejsze, że ufaliśmy sobie i nigdy tego zaufania nie zawiedliśmy.

Przyjaciele tak nie postępują. Teraz też nie mogłam rozczarować Maćka. Nie przed tymi wszystkimi ludźmi! Szczególnie przed nieprzyzwoicie bogatą ciotką z Ameryki. Ową podupadającą na zdrowiu, bezdzietną wdową, która zamierzała zapisać jedynemu siostrzeńcowi swój majątek, na rozwój firmy i tak dalej. Pod warunkiem – żeby nie było za łatwo! – że ten się ożeni i szybko spłodzi prawowite potomstwo.

Słowa przysięgi nie chciały mi przejść przez gardło

Na zachętę ciotunia obiecała ofiarować młodej parze dom za miastem, który kupiła sobie, lecz okazał się dla niej za duży. Kawalerka kontra własny dom? Kusząca zamiana. I tu zaczynała się moja rola. Bo z kim miał się ożenić mój partner i najlepszy przyjaciel, jak nie ze mną? „Czemu nie…” – pomyślałam, gdy Maciej wyłożył sprawę.

Nie planowaliśmy tego, ale sama idea nie była nam niemiła. Kiedyś tam, w bliżej nieokreślonej przyszłości, zamierzaliśmy założyć rodziny. Czemu nie teraz, ze sobą? Latka lecą, przekroczyłam trzydziestkę, wypadałoby wyjść za mąż. Następna taka okazja może się nie trafić.

Spojrzałam na ministranta. Może to ostatni dzwonek? Nawet moja romantyczna mama, sceptycznie nastawiona do takich wymuszonych mariaży z rozsądku, samą instytucję małżeństwa serdecznie pochwalała. Poza tym lubiła Macieja nie mniej niż ja, no i nie mogła doczekać się wnuków. Skąd więc ta moja nagła niemoc głosowa? Napad tremy czy może raczej…

Ksiądz chrząknął znacząco. Nie mam pojęcia, jak długo tak stałam, dumając. Znowu spojrzałam na Macieja. Uniósł brwi pytająco. Nieznacznie wzruszyłam ramionami. Nawet gdybym mogła mówić, nie wiedziałabym co. To okropne! Poczułam napływające do oczu łzy. Tego tylko brakowało – do kluchy w gardle dołączy żałosne szlochanie! Coraz bardziej spięta i przerażona, wpatrywałam się w Maćka. „Ratuj mnie!” – słałam mu w myślach błaganie.

Odebrał, zrozumiał i… zrobił zeza, jednocześnie dotykając językiem nosa. Mina wioskowego głupka, jak ją ochrzciliśmy, zawsze działała, gdy byłam zdenerwowana. Teraz też mnie rozbawiła, choć efekt zaskoczył wszystkich. Zachichotałam. Najpierw cicho, ale widok konsternacji malującej się na twarzy księdza w kontraście do bezmyślnego znudzenia na buzi ministranta sprawił, że chichot się nasilił.

– Iwa, albo milczysz, albo rechoczesz – syknął Maciej.

– Opanuj się, zanim ten mały jakąś muchę połknie.

– Nie… nie… – dukałam, walcząc z wesołością i odwracając wzrok od pyzatego chłopaczka. – Nie pomagasz!

Maciej objął mnie delikatnie, tak żeby bukietu z białych różyczek nie zmiażdżyć, i wymruczał mi do ucha:

– Dobra, dość tych śmichów chichów. Ciotka wiedźma patrzy i każdą wpadkę odnotowuje, więc postaraj się, skarbie, błagam cię. Odstawmy wreszcie tę szopkę i spadajmy stąd. A w nagrodę dostaniemy akt notarialny i klucze do własnej chaty za miastem. Okej?

– O… okej – odparłam, wreszcie biorąc się w garść.

Odetchnęłam kilka razy, przełknęłam ślinę, wydęłam usta i policzki, by rozluźnić mięśnie… i znowu wybuchnęłam śmiechem, bo ministrant, nieświadom napiętej sytuacji albo mający ją w nosie, przeraźliwie ziewnął. Teraz jak nic łyknąłby całe stado much!

Jest moim najlepszym przyjacielem, ale...

Starałam się opanować, ale… O rany! Każdy przeżył to choć raz. Gdy trzeba zachować powagę, a tu dopada cię głupawka i – umarł w butach. Ugotowałam się na amen! Śmiech nadciągał falami. Co się na trochę uspokoiłam, za moment znowu ogarniała mnie histeryczna wesołość. Narzeczony bezradnie stał, czekając, aż mi przejdzie. Ksiądz natomiast uznał, że pora zadziałać, i przemówił:

– To tylko nerwowy śmiech, zdarza się. Wkrótce przejdzie – słał do nas i ponad naszymi głowami, w stronę gości, uspokajające fluidy. – Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość. A was, moi drodzy – uniósł rękę – zapraszam do zakrystii.

Ruszyłam bez zwłoki we wskazanym kierunku. Było mi głupio jak nigdy w życiu. Co gorsza, bałam się kolejnego napadu dzikiego chichotu. Gdy dotarliśmy do zacisznego pomieszczenia, ksiądz dalej przyjaźnie zagadywał:

– Usiądź, dziewczyno. Może wody się napijesz? – ledwie to powiedział, poczułam ogromną suchość w gardle.

Skinęłam głową. Ksiądz nalał wody z karafki i podał mi szklankę. Wychyliłam ją łapczywie.

– Nic wielkiego się nie stało. Zapewniam was, kochani. Nie przejmujcie się. Od blisko 20 lat udzielam ślubów i już nie takie rzeczy widywałem. Panny młode płaczą, śmieją się, dostają czkawki. Panowie mylą własne imię albo, co gorsza, imię przyszłej żony, zjawiają się na gigantycznym kacu albo wcale. Omdlenia też się trafiają, nawet często, zwłaszcza oblubienicom, osobliwie latem, po długiej mroźnej zimie, rozumiecie…

– Pewnie. Na szczęście, my w ciąży nie jesteśmy – burknął Maciej, a potem rzucił mi podejrzliwe spojrzenie. – A może jest coś, o czym nie wiem, hę? Stąd ten napad histeryczny. Wina buzujących hormonów i tak dalej. Ciotka byłaby zachwycona i pewnie dorzuciłaby nianię gratis – ironizował.

Nie jestem w ciąży! – wycedziłam. – Aż tak mi na forsie twojej ciotki nie zależy. W ogóle, skąd te durne insynuacje?

– Nie wiem, już nic nie wiem – nerwowo przeczesał czuprynę palcami. – Po prostu, gdybyś była w ciąży, na bank musielibyśmy się pobrać…

– Halo, geniuszu! To się dzieje. Teraz! – przypomniałam mu. – Chowamy się w zakrystii, a tam cały kościół czeka, aż się zdecydujemy, czy chcemy tego cholernego ślubu, czy nie! – wypaliłam.

Przyjaciel wpił się we mnie spojrzeniem, w moje usta, w moje oczy.

– A… chcemy? – spytał powoli szeptem.

– Nie – odszepnęłam.

Wreszcie powiedziałam to, co nie chciało mi przejść przez usta przed ołtarzem… Decydując się na ślub z Maciejem, niby rozważyłam wszystko. Potem, nie mogąc wydusić słów przysięgi, znów przebiegłam w myślach długą listę argumentów „za”, i nie pojmowałam, czego na niej brakuje. A brakowało czegoś bardzo, bardzo istotnego.

Ujęłam dłoń Macieja.

– Jesteś moim najlepszym przyjacielem, wymarzonym wspólnikiem, ale…

Nie kochasz mnie – pokiwał domyślnie głową.

– No, nie. Znaczy tak, ale nie tak, jak powinnam. Rozumiesz? Więc…

– …to ostatni dzwonek, żeby się wycofać. Najwyżej ciotka mnie wydziedziczy – uśmiechnął się krzywo. – Zresztą pies z nią tańcował! Wiesz, że chciała zamieszkać z nami? Taki dodatek do umowy, napisany malutkim druczkiem.

Podjęliśmy decyzję: ślubu nie będzie! Przyjaźń i interesy to stanowczo za mało, żeby wiązać się na całe życie.

Czytaj także:
„Opiekowałam się starszym panem, który na mnie pluł i wyzywał. Uwłaczało mu, że mnie potrzebuje, więc się wyżywał”
„Siostrzenica chciała przyoszczędzić na wynajmie moim kosztem. Liczyła, że za pół-darmo wezmę sobie na głowę jej męża”.
„Babcia myślała, że jej mąż zginął na wojnie. Wrócił niespodziewanie, gdy szykowała się do ślubu z jego bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA