„Martwiłem się, że gdy ojciec przejdzie na emeryturę, to się całkowicie stoczy. Mama znalazła na niego sposób”

ojciec z synem fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Tata zasuwał sam jak wół przez pięć dni bez przerwy, a kiedy w sobotę pojawiłem się na działce, w pierwszym momencie byłem pewien, że trafiłem nie tam, gdzie trzeba. Ojciec wykosił wszystkie zarośla, przyciął konary przerośniętych drzew i zburzył połowę starej altanki”.
/ 11.01.2025 08:30
ojciec z synem fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Ojciec zawsze miał słabość do alkoholu. Nie mogę przywołać w pamięci żadnego rodzinnego spotkania, które nie kończyłoby się kłótnią. Wciąż widzę w myślach, jak mama błagała go, żeby dał już spokój z piciem i wracał do domu o własnych siłach, a on odpychał ją, trzymając się stołu dla równowagi. Z każdą chwilą mocniej przechylał się nad talerzem, pogrążony w smutku i odcięty od świata. Zasypiał w drodze do domu taksówką albo potykał się na chodniku, więc musiałem pomagać mamie stawiać go na nogi. Jeszcze gorzej bywało, gdy odwiedzali nas znajomi rodziców. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie zmuszony nigdzie wychodzić, więc wtedy już pił na umór.

To była jego tradycja

Ojciec również po robocie czasem lubił się napić. Kumple nalegali, żeby skoczył na browarka, a kończyło się zwykle na sześciu. Zdarzało się to mniej więcej dwa albo trzy razy w miesiącu, nie licząc oczywiście suto zakrapianej imprezy po otrzymaniu wypłaty. Nikt nie miał wątpliwości, że pod koniec każdego miesiąca ojciec wróci do chaty późno w nocy, a może nawet nad ranem, kompletnie zalany w trupa. Po każdej takiej libacji zawsze kajał się przed mamą, a ona korzystała z okazji, kiedy czuł się zawstydzony swoim postępowaniem, żeby spróbować wbić mu do łba trochę oleju.

– Syn cię obserwuje! Nie wstyd ci?

– E tam, wstyd! Jak podrośnie, to również się napije! – odparł tato.

– Niby z jakiego powodu? – dopytywała zbulwersowana matka.

– Ponieważ pije każdy! – mówił ojciec i częściowo miał rację.

Miał jakieś hamulce

To były lata osiemdziesiąte i trudno było o robotnika, który stroni od alkoholu. Ojciec był mechanikiem w zakładzie produkcyjnym i muszę przyznać, że miał do tego smykałkę. Facet-złota rączka, a przy tym zawsze można było na nim polegać. Chociaż lubił czasem zaglądać do kieliszka, w pracy nigdy nie stawiał się na bani. Co więcej, nie przychodził nawet z bólem głowy po imprezie! Jak przeholował w sobotę, to odsypiał cały następny dzień, aby w poniedziałek być w pełni sił. Na męskie posiadówy zaglądał tylko w piątki, a jeżeli kasa wpływała w tygodniu, brał na drugi dzień urlop.

Ojciec przez ponad cztery dekady swojej kariery funkcjonował w taki oto sposób – wprawdzie daleki od całkowitej utraty panowania nad sobą, ale jednak niejednokrotnie wstydliwy i mocno szkodliwy dla zdrowia. Kiedy wreszcie nadszedł czas, aby przejść na zasłużoną emeryturę, postanowił uczcić pożegnanie z firmą aż trzykrotnie. Najpierw spotkał się ze współpracownikami, kolejnego dnia świętował w gronie rodzinnym wraz z wujkiem, a trzeciego zasiadł na osiedlowej ławeczce, gdzie częstował piwkiem swoich szemranych kumpli.

Mama zbagatelizowała tę sprawę, lecz ja już w tamtym momencie przeczuwałem, że to niezbyt dobra wróżba na jesień życia. I niebawem przyszło mi się przekonać, iż faktycznie tak było, gdyż tata sięgał po kieliszek z większą częstotliwością i na dłużej. Wpadał w tak zwany ciąg, balował przez parę dni bez przerwy, ignorując błagania żony.

Robił, co chciał

Ojciec coraz częściej lubił sobie wypić w swoich czterech ścianach, bez towarzystwa. Zdarzało się, że pod koniec dnia ledwo mógł utrzymać się w pionie, choć mama nigdy nie złapała go z flaszką w ręku. Pochowane butelki znajdowała dopiero, gdy szedł do łóżka i przeszukiwała dom. Z upływem czasu stawał się coraz bardziej nerwowy i nieprzyjemny dla innych. A już nie daj Boże, jeśli ktokolwiek zwracał mu uwagę, że przesadza z piciem.

Co ty sobie wyobrażasz, smarkaczu, że będę ci się spowiadał!? – wrzeszczał na mnie, kiedy próbowałem go jakoś uświadomić. – Za twoje chlam, czy jak!?

– Tato, przecież ja tylko się o ciebie martwię… Mógłbyś pójść na jakieś leczenie, na pewno by ci to pomogło…

– Leczenie!? O czym ty gadasz!? Chcesz mnie zrobić na jakiegoś pijaka!? O nie, tak to nie będziemy gadać!

Żadne tłumaczenia ani prośby do niego nie trafiały, a łzy matki przestały robić na nim jakiekolwiek wrażenie. Za każdym razem, gdy tylko usłyszał sugestię podjęcia leczenia, wściekał się na nas. Prosiliśmy go przez rodzinę, przekonywaliśmy na wszelkie sposoby, a mama posunęła się nawet do gróźb odejścia od niego. Nic jednak nie skutkowało.

Mama miała pewien plan

Nasze nieudane próby ratowania jego zdrowia ciągnęły się przez pół roku i w momencie, gdy wydawało nam się, że wyczerpaliśmy wszystkie możliwości, z pomocą przyszedł nam zbieg okoliczności. Starsza sąsiadka, która straciła niedawno męża, zaproponowała mi odkupienie od niej działki.

– Wciąż się waham – oznajmiłem mamie, zwierzając się jej z moich rozterek odnośnie tej inwestycji. – Cena jest atrakcyjna, lokalizacja też niezła, ale trzeba będzie się nieźle naharować, a ja nie za bardzo mam na to czas. Dzieciaki, robota... Wiesz, jak jest.

– Ojciec na pewno by wam pomógł.

– Ojciec? – zaskoczył mnie ten pomysł, biorąc pod uwagę jego ostatnią kondycję.

– Wydaje mi się, że by się przełamał.

– Serio tak myślisz? – popatrzyłem na nią z powątpiewaniem.

– Słuchaj, bierz tę działkę. Jak nie wyjdzie, to zawsze można ją puścić dalej. A może akurat wciągnie go ta robota i da sobie spokój z piciem – uśmiechnęła się z goryczą zbolała mama. – Dawniej lubił takie wyzwania.

Ojcu się spodobało

Posłuchałem jej rady, bo nic innego nie mogłem zrobić. Pamiętam doskonale, jak wszyscy pojechaliśmy na tę działkę, którą właśnie kupiłem. Tata przez całą drogę siedział cicho, pocąc się strasznie, z ponurą twarzą. To znaczyło, że wczoraj znowu pił. Mówiąc szczerze, chciałem zawrócić i odstawić go do domu. Dobrze, że tego nie zrobiłem, bo jak tylko byliśmy na miejscu, to jakby w niego coś wstąpiło. Wziął łyk wody, zdjął kurtkę, wyprostował się i zniknął w altance. Ja z żoną i mamą spacerowaliśmy w kółko, a dzieciaki dokazywały. On tymczasem z jakąś szaloną determinacją grzebał w rozpadającej się budce, żeby znaleźć jakieś potrzebne graty.

– Tato, zostaw, cały się ubrudzisz – próbowałem go odwieść od tego pomysłu, bo nie wziął roboczego ubrania, ale mama położyła dłoń na moim barku, uciszając mnie znaczącym spojrzeniem.

W tym momencie pojąłem jej zamysł i przestałem przeszkadzać ojcu w działaniu. Trzeba mu oddać, że kiedy tylko zgromadził potrzebne narzędzia, wkroczył w te zarośla niczym wściekły odyniec. Szamotał się z nimi, pocąc się, postękując i rzucając ciche przekleństwa pod nosem, ale nie poddawał się. Raz po raz łykał tylko wodę i ocierał pot. Przez dwie godziny zmagał się w ten sposób, a kiedy po tym czasie spytałem, czy możemy wracać już do domu, podniósł się i rzekł do mamy:

– Marysiu, pozwólmy im pojechać, a my wrócimy autobusem.

– Z wielką przyjemnością – odpowiedziała mama, odprowadzając nas do furtki.

Byłem zaskoczony

Telefon od niej odebrałem dopiero późno w nocy. Zrelacjonowała przebieg dnia i wszystko, co udało im się zrealizować. Rozbawiona w głosie przekazała mi informację, że tata już smacznie chrapie. Wrócił do mieszkania, wziął prysznic, posilił się kolacją i momentalnie zasnął.

– Szykuje się na jutrzejszy dzień, bo z samego rana rusza na działkę.

– Niestety nie dam rady mu pomóc, ponieważ jestem w pracy.

– Jest tego świadomy. Nie przejmuj się tym.

Tata zasuwał sam jak wół przez pięć dni bez przerwy, a kiedy w sobotę pojawiłem się na działce, w pierwszym momencie byłem pewien, że trafiliśmy nie tam, gdzie trzeba. Ojciec wykosił wszystkie zarośla, przyciął konary przerośniętych drzew i zburzył połowę starej altanki. Z satysfakcją zakomunikował mi, że chce postawić nową altanę, jeśli tylko zrzucę się z nim na potrzebne rzeczy. Bez cienia wątpliwości przystałem na tę propozycję, a następnie pomogłem mu skończyć prace. Tamtego dnia czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka, bo kiedy zobaczyłem otwartą puszkę z piwem pod ścianą rozwalanej altany, tata popatrzył na mnie i rzekł:

– To z poprzedniego dnia. Z samego rana odkręciłem butelkę, ale zapomniałem wypić.

– Zapomniałeś? – spytałem z niedowierzaniem.

– No. Pochłonęła mnie praca i kiedy sobie o nim znowu pomyślałem, było już letnie i zwietrzałe. Wylej je do kompostu, dobra?

– Pewnie – odparłem, a on przetarł dłonią pomarszczone czoło.

– Tak szczerze mówiąc, to piciem nic dobrego nie zdziałamy! – rzucił, chcąc mnie trochę podnieść na duchu. – Niczego się nie zrobi, bo ręce same odmawiają posłuszeństwa. A czasu mamy jak na lekarstwo. Wszystko musi być gotowe na wakacje, żeby dzieci miały jakieś fajne miejsce do zabawy

– Dawaj, mów, co jest do zrobienia – uśmiechnąłem się życzliwie i wylałem stare piwo.

Przestał zaglądać do kieliszka

Już wiem, że w taki sposób zorganizował sobie indywidualną terapię – skorzystał z okazji zaaranżowanej przez rozsądną żonę. Był za bardzo honorowy, aby udać się na terapię odwykową i przyznać do poważnego nałogu, dlatego zdecydował się dojść do ładu w jedyny dostępny mu sposób, a mianowicie ciężką pracą. I udało mu się osiągnąć cel. Aktualnie, nawet podczas grilla na działce, raczy się wyłącznie sokami i wodą. Bez przerwy coś tam także konstruuje i udoskonala. Jakby tego było mało, zapoznał się z pozostałymi użytkownikami działek i bezustannie każdemu służy pomocą. Naprawia ogrodzenia, zamki, instaluje paliki pod pomidory, buduje szklarnie, przekopuje glebę i uszczelnia strzechy...

Kiedy ogródek jest niedostępny z powodu zimowej aury, tata dorabia, wykonując prace remontowe w lokalach mieszkalnych. Pierwsze zlecenie dostał od znajomej mamy, a że robota była solidna i w przystępnej cenie, wkrótce posypały się następne propozycje. W ten oto sposób mój ojciec uratował się przed nałogiem i znalazł sposób na to, jak ciekawie spędzić czas na emeryturze. W realizacji tego planu wsparła go rzecz jasna jego bystra małżonka i trochę ja.

Rafał, 43 lata

Czytaj także: „Niewierność to dla mnie bułka z masłem. Mąż myśli, że chodzę na fitness, a ja spalam kalorie inaczej”
„Mąż próbował mnie ustawiać do pionu, ale mu nie wyszło. Teraz jest na każde moje zawołanie, bo to ja rządzę w domu”
„Brat przyjechał z drogimi prezentami i udawał panisko. Czułam się upokorzona, bo nam się nie przelewa”

 

Redakcja poleca

REKLAMA