„Ależ sąsiadka obłędnie dziś wygląda! Na tak elegancką kobietę przyjemnie popatrzeć” – sąsiad doskonale wiedział, jak połechtać moje ego. Nie znam ani jednej przedstawicielki płci pięknej, która nie byłaby łasa na komplementy. Przystojny sąsiad od jakiegoś czasu ze mną flirtował, w czym zupełnie nie przeszkadzała mu obrączka na palcu.
Nie chciałam się z nimi spoufalać
Agata i Marcin oraz dwójka ich dzieci wprowadzili się do mieszkania naprzeciwko niespełna dwa miesiące temu. Od samego początku wydawali się sympatycznymi ludźmi, niemniej nie czułam potrzeby nawiązywania z nimi bliższych kontaktów. Zwyczajowe „dzień dobry” w zupełności mi wystarczało.
Niedawno zakończyłam sześcioletni związek i na ten moment nie miałam po prostu ochoty na nawiązywanie bliższych znajomości. Było mnóstwo rzeczy, które musiałam przepracować w swojej głowie. W dalszym ciągu kochałam Roberta, lecz niekiedy sama miłość nie wystarcza i nie ma innego wyjścia, jak rozstanie. Jednym z efektów tej miłosnej katastrofy była utrata zaufania do facetów. Może nie powinnam wrzucać wszystkich do jednego worka, ale w tej chwili było to silniejsze ode mnie i nie umiałam nic na to poradzić.
Tymczasem nowy sąsiad nie ukrywał, że wpadłam mu w oko. Kiedy mijaliśmy się na klatce schodowej, obcinał mnie wzrokiem tak, że dosłownie czułam się naga. Zdarzało nam się też jechać razem windą – wtedy aż robiło mi się gorąco. Myślę, że był w stu procentach świadomy swej atrakcyjności i wrażenia, jakie wywiera na kobietach.
Początkowo nie byłam zachwycona własną reakcją, ale potem podświadomie wyglądałam go na schodach. W końcu zaczęliśmy się do siebie odzywać – niby niewiele znaczące small talks, a jednak niewinne pogaduszki o wszystkim i o niczym działały na mnie pobudzająco. Sąsiad coraz częściej pojawiał się w moich myślach.
Kto szuka pretekstu, zawsze go znajdzie
Wróciłam właśnie z pracy i ledwo zdążyłam wskoczyć w mój ukochany dres, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Wsunęłam stopy w kapcie i poszorowałam otworzyć. Nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdy w progu ujrzałam Marcina. Zdążyliśmy już przedstawić się sobie i przejść na „ty”. Byłam pewna, że czekał, aż pojawię się u siebie.
– Dobrze, że cię zastałem – westchnął z ulgą. – Pichcę sobie jajecznicę i sól mi się skończyła, co za pech. Miałabyś trochę pożyczyć?
– Jasne – to niedorzeczne, ale zaczęłam się zastanawiać, czy korzystnie prezentuję się w swoim domowym wdzianku.
Nie zapraszałam go do środka, lecz sam się wprosił i ruszył za mną do kuchni.
– Fajne mieszkanko – mruknął z uznaniem. – Twoje czy wynajmujesz?
– Mam to szczęście, że moje – odparłam, grzebiąc w szafce z przyprawami w poszukiwaniu opakowania soli.
Znalazłam je i odsypałam trochę do pojemniczka, który sąsiad przyniósł ze sobą.
– Chyba lubisz gotować, co? – zareagował na widok licznych słoiczków z przyprawami.
– Owszem – uśmiechnęłam się i wręczyłam mu pojemnik z solą
Nie omieszkał przy okazji delikatnie musnąć moją dłoń. Udałam, że tego nie zauważyłam, chociaż poczułam, że moje policzki oblewają się rumieńcem. Jego palący wzrok uporczywie wpatrywał się w mój dekolt.
– Ech, ile bym dał, żeby Agata też lubiła gotowanie – przybrał wielce zatroskaną minę.
– Cóż – odparłam – nie każda kobieta musi za tym przepadać.
– Niby tak, ale nie ma to jak ciepły obiad na stole – teraz patrzył mi prosto w oczy, a ja miałam wrażenie, że za moment spłonę.
– No to trzeba go sobie ugotować – skwitowałam. – Bozia rączki dała, więc do dzieła.
– Jesteś zadziorna – rzucił żartobliwym tonem.
– Nie zadziorna, tylko stwierdzam fakt.
– Niech ci będzie – droczył się. – Pójdę już, przepraszam za najście i dziękuję za pożyczkę.
– Nie ma za co – odprowadziłam go do drzwi.
Uniki na niewiele się zdały
Po jego wyjściu musiałam wziąć kilka głębokich oddechów, żeby uspokoić szalejące tętno. Nie chciałam sama przed sobą się do tego przyznać, ale Marcin mi się podobał. Miałam z tego powodu okropne wyrzuty sumienia, bo przecież był żonaty. Co gorsza, zaczęłam o nim nieprzyzwoicie fantazjować – tej nocy we śnie robiliśmy rzeczy, przy których „50 twarzy Greya” to niewinna opowiastka.
Zaczęłam unikać Marcina, ponieważ niepokoił mnie kierunek, w jakim zmierza nasza znajomość. To znaczy, z jednej strony byłam pod jego urokiem, jakby rzucił zaklęcie, a z drugiej pojawiało się poczucie winy i przekonanie, że żonaty mężczyzna nie powinien się tak zachowywać. Jednakże sąsiad nie dawał za wygraną. Pewnego wieczoru przyszedł z czekoladą. Na końcu języka miałam pytanie o to, czy małżonka wie o tej wizycie, ale go nie zadałam.
– To w podziękowaniu za sól.
– Daj spokój, bez przesady – nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć, lecz oczywiście przyjęłam skromny podarunek.
– Możemy chwilę pogadać?
– Pewnie.
Wyglądał na zmartwionego. Usiedliśmy przy kuchennym stole, zrobiłam herbatę.
– Wybacz, że co gitarę zawracam, ale nie mam z kim porozmawiać.
– Co się stało? – spytałam, upijając z kubka łyk gorącego naparu.
– Martwi mnie to, że z Agatą układa się coraz gorzej. Zastanawiam się nad rozwodem, ale szkoda mi dzieciaków.
– Słuchaj, nikt za ciebie takiej decyzji nie podejmie – odparłam – niemniej współczuję.
– Mamy pewne problemy już od dawna. Najgorzej jest czuć się samotnym, będąc z kimś.
Doskonale go rozumiałam, ponieważ przez ostatni rok związku z Robertem miałam identycznie. Coś takiego fatalnie wpływa na człowieka, niemniej w przypadku Marcina nie miałam pewności, ile w jego słowach jest prawdy, a ile zwykłego ściemniania.
Obserwowałam go trochę, więc nie umknęło mej uwadze to, że co niedziela zasuwał z rodziną do kościoła. Z Agatą prowadzali się za ręce, a cała czwórka wyglądała na zadowoloną. Posiedział u mnie jeszcze z jakieś pół godziny, subtelnie wplatając pomiędzy niezbyt pochlebne zdania na temat żony komplementy pod moim adresem. Byłam święcie przekonana, że gdyby tylko mógł, rzuciłby się na mnie. Uzewnętrzniał gorzkie żale, ale jego wzrok mówił „chcę cię tu i teraz”. Nie chciałam, żeby sprawy zaszły za daleko, więc zakomunikowałam, że jestem zmęczona i pragnę się już położyć.
– Chętnie bym cię utulił do snu – powiedział na pożegnanie.
Nie dawał za wygraną
Parę dni później, bardzo późnym wieczorem, z zadumy wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Rzecz jasna był to Marcin – pijany w sztok. Zaczął bredzić, jak bardzo mu się podobam. Jak tylko zobaczyłam, w jakim jest stanie, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i zamknęłam się od środka. Dobijał się przez kilka minut, ale bezskutecznie. Byłam roztrzęsiona.
Oczywiście na drugi dzień przyszedł z przeprosinami. Gęsto się tłumaczył, że przesadził z alkoholem i stracił kontrolę. Błagał o wybaczenie i zarzekał się, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy. Teoretycznie nie miałam powodów, żeby mu nie wierzyć, lecz w praktyce niesmak pozostał.
Fascynacja sąsiadem przeszła mi niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Marcinowi natomiast ani się śniło zrezygnować z miłosnych podbojów. Stał się po prostu natarczywy, a ja miałam tego serdecznie dość. Postanowiłam, że rozmówię się z Agatą – innego rozwiązania nie dostrzegałam. Przyuważyłam ją na schodach i zaprosiłam do siebie.
Opowiedziałam o zalotach Marcina, których sobie nie życzę.
– Myśli pani, że to pierwszy raz? – w ogóle nie była zdziwiona.
– Nie mam pojęcia.
– Ma z tym poważny problem i takie rzeczy są u nas na porządku dziennym. Namawiam go na terapię, ale on nie chce o tym słyszeć.
– To dlaczego pani z nim jest? – nie umiałam się powstrzymać.
– Nie wiem – wzruszyła ramionami po chwili namysłu. – Może dlatego, że mimo wszystko go kocham, nie wiem.
Zrobiło mi się jej szkoda, lecz nie zamierzałam zgłębiać tematu. Obiecała, że Marcin da mi święty spokój, co przyjęłam z nieukrywaną ulgą. Rzeczywiście tak się stało. Potem nie widziałam ich jakiś czas, a kiedy ponownie spotkałam Agatę, powiedziała zdawkowo, że mąż zgodził się na leczenie. To straszne, ile kobiet tkwi w toksycznych związkach, licząc na to, że facet się zmieni. Z Robertem też tak było i sporo wody w Wiśle musiało upłynąć, zanim pojęłam, że takowa zmiana nie nastąpi. Nie twierdzę, że Agata i Marcin podzielą los mój i Roberta – nie życzę im źle.
Czytaj także:
„Na panieńskim zaszalałam i przespałam się z tancerzem. Teraz mój mąż wychowuje nie swoje dziecko”
„Marzę o rodzinie. Jestem atrakcyjna, mam 35 lat i nie mogę nikogo poznać. Może powinnam obniżyć standardy?”
„Jestem zmęczona swoimi dziećmi. Moje życie kręci się tylko wokół nich, nie mam czasu, by w spokoju wypić kawę”