„Mama umierała wierząc w wielką i szczerą miłość taty. W tym czasie ta bezduszna kanalia prowadziła podwójne życie”

Dziewczyna zdradzona przez ojca fot. Adobe Stock, New Africa
„Tata, owszem, miał romans ze Swietłaną, tyle że na długo przed śmiercią mamy. Spotykał się z nią już od 4 lat, a mały Adaś jest jego synem. Poza tym ojciec miał zamiar wziąć drugi ślub i zamieszkać z tym babsztylem w domu mojej matki. Przecież to jakiś nieśmieszny żart”.
/ 02.02.2022 07:38
Dziewczyna zdradzona przez ojca fot. Adobe Stock, New Africa

W dniu śmierci mojej mamy miałam szesnaście lat. Mama zachorowała na ostrą białaczkę, od postawienia diagnozy żyła tylko trzy miesiące. Wszystko działo się tak szybko! Oboje z tatą byliśmy kompletnie nieprzygotowani na jej odejście, jeśli w ogóle można przygotować się na czyjąś śmierć…

Tym większe było moje zaskoczenie, kiedy już trzy miesiące po śmierci mamy w naszym domu pojawiła się Swietłana, osoba młoda i bardzo ładna. Ojciec twierdził, że będzie sprzątała, gotowała i w ogóle zajmowała się domem.

– Tato – skrzywiłam się niezadowolona – po co nam ona? Damy sobie radę sami.

– Dobrze wiesz, że potrzebujemy kogoś, kto zajmie się domem. Ja nie mam na to czasu, a zresztą nie mam o tym pojęcia.

– Ale ja nie jestem już dzieckiem, wiele rzeczy potrafię, naprawdę…

– Ty masz szkołę, naukę, i tym powinnaś się zająć. Za dwa lata matura.

Westchnęłam. W sumie tata miał rację. Moja mama nigdy nie pracowała, zawsze zajmowała się domem i nami, a czasem wydawało mi się, że przede wszystkim tatą, który jako doradca finansowy więcej czasu spędzał w swoim biurze niż w domu. Śmiała się, że w kuchni to on nawet wodę na herbatę przypali, a jakby mu dać do ręki żelazko, to trzeba by było wzywać straż pożarną.

– Ale dlaczego akurat ona? – jęczałam. – Nie podoba mi się.

– Małgosiu, przestań wydziwiać! – zdenerwował się tata. – Swietłana jest i na razie zostanie. Nie będę szukał nikogo innego.

– To ja sama poszukam.

– Nie.

Kiedy tata mówił takim tonem, wiedziałam, że nie ma co więcej dyskutować. Zamilkłam więc i Swietłana została. Była nawet sympatyczna, miła, dobrze gotowała. Właściwie nic nie mogłam jej zarzucić, ale jakoś nie potrafiłam jej polubić.

Miała w sobie coś, co mnie odpychało. Odnosiłam wrażenie, że dziwnie patrzył na mojego tatę, a kiedy usłyszałam, jak rozmawiali w kuchni, byłam już pewna, że coś jest nie tak.

– Musisz jeszcze trochę wytrzymać, Swietka, sam jej wszystko powiem. Ale jest na to za wcześnie, uwierz mi.

Dowiedziałam się, jakim tata jest draniem

Swietłana odpowiedziała coś ojcu cicho i niewyraźnie. Myślę, że powinnam była wtedy wejść i zapytać, co takiego tata miał mi powiedzieć, ale za bardzo się bałam. Wycofałam się po cichu, żeby mnie nie widzieli.

Zaczęłam podejrzewać, że tata i Swietłana mają romans. To było okropne, tak szybko po śmierci mamy? Coraz bardziej nie lubiłam tej kobiety, z wzajemnością zresztą, bo czułam, że ona również nie darzy mnie sympatią.

Po pewnym czasie Swietłana zaczęła przyprowadzać ze sobą małego synka. Adaś był ślicznym i rozkosznym malcem, ale ja natychmiast zaprotestowałam przeciwko jego obecności w naszym domu.

– Tato, ona sobie za dużo pozwala! Wiecznie przyprowadza ze sobą tego dzieciaka.

– Daj spokój, Małgosiu – ojciec spojrzał na mnie z niezadowoleniem. – Co ci to dziecko przeszkadza? Swieta nie ma go z kim zostawiać, a u nas jest dużo miejsca, piękny ogród, i mały ma gdzie się bawić, biegać.

– Tato! – krzyknęłam. – Czy ty nie widzisz, że ona się u nas czuje jak u siebie w domu? Jeszcze trochę, a zechce się wprowadzić…

Byłam wściekła i nie zamierzałam tego ukrywać. A tata zachowywał się, jakbym zupełnie nie miała racji. Co gorsza, jakbym nie miała nic do powiedzenia. Pożaliłam się babci, bo już zupełnie nie miałam komu.

Długo jej nic nie mówiłam o tych wszystkich swoich podejrzeniach. Nie chciałam jej martwić – po śmierci mamy babcia bardzo się postarzała i ciągle źle się czuła. Teraz też słuchała mnie w milczeniu, a w oczach miała łzy.

– Cóż ja ci pomogę, wnusiu – westchnęła w końcu. – Może twój ojciec się zakochał. Nawet jeśli tak jest, to mu wolno, nie będzie przecież do końca życia sam.

– Ale ja jej nie lubię – mruknęłam. – Poza tym ona ma dziecko.

– Tak czasem w życiu bywa, kochanie, a dziecko niczemu nie jest winne.

Zrozumiałam, że babcia mi w niczym nie pomoże. Zresztą sama nie wiem, na co liczyłam – że przyjdzie do nas do domu i wygoni Swietłanę? Przecież to było niemożliwe, ojciec nigdy by na to nie pozwolił. Rok po śmierci mamy ojciec zadecydował, ze Swietłana z małym wprowadzi się do nas.

– Ja się na to nie zgadzam! – rzuciłam twardo.

– Dlaczego?

– To jest w końcu i mój dom, tato. Nie chcę jej tutaj. Ani jej, ani dzieciaka.

Tata przyglądał mi się bardzo długo, aż w końcu powiedział:

– Musimy poważnie porozmawiać, Małgosiu. Nie wiedziałem, jak ci mam to wszystko powiedzieć, i dlatego wciąż odkładałem, ale myślę, że nadeszła pora…

– O co chodzi, tato?

– Chodź – pociągnął mnie do salonu i posadził na kanapie, a sam usiadł w fotelu.

Pół godziny później nadal siedziałam w tym samym miejscu i nie miałam siły się poruszyć. Właśnie dowiedziałam się, że mój tata, owszem, miał romans ze Swietłaną, tyle że na długo przed śmiercią mamy. Spotykał się z tą babą już od czterech lat, a mały Adaś jest jego synem, czyli moim bratem. Poza tym ojciec miał zamiar ożenić się ze Swietłaną. Nie mogłam w to uwierzyć.

Ciąża to nie choroba, chyba może się zająć synem?

– Jak mogłeś, tato?! – poczułam się tak, jakby uszło ze mnie całe powietrze. – Jak mogłeś tak oszukiwać mamę i mnie? Tyle czasu, tyle kłamstw… Dlaczego, tato?!

– Po prostu się zakochałem, co mam ci powiedzieć – usłyszałam w odpowiedzi.

– Zakochałeś się? – zerwałam się z kanapy. – Jak to się zakochałeś?! A mama? Mama gdzie była?! Jej już nie kochałeś?

– Nie krzycz, Małgosiu – poprosił. – Zrozumiesz kiedyś, jak sama się zakochasz.

– Nigdy tego nie zrozumiem! – krzyczałam, nie panując już nad sobą. – Nigdy nie zrozumiem, że można kogoś tak oszukiwać, że można kogoś zdradzać!

W drzwiach salonu stanęła Swietłana i przyglądała nam się bez słowa.

– Nie zgadzam się, żeby ona się do nas wprowadzała! Nie chcę jej znać! Nie będę z nią mieszkała pod jednym dachem! – wyrzuciłam z siebie ze złością.

– Będziesz mieszkała, córciu – odpowiedział tata twardo.

Rzeczywistość wyglądała tak, że Swietłana wprowadziła się razem z Adasiem i od razu poczuła się nie tylko jak pełnoprawna gospodyni, ale w ogóle jak właścicielka domu, ogrodu i wszystkiego. Uważała, że może mi zwracać uwagę, wydawać dyspozycje i zachowywać się jak moja matka.

– Nie będziesz mi mówiła, co mam robić – warknęłam, kiedy powiedziała mi, żebym po południu zaopiekowała się Adasiem, bo ona musi wyjść. – I nie będę zajmowała się twoim bachorem.

– To jest przy okazji twój brat, Małgosiu – zwróciła mi spokojnie uwagę.

Nie wiem, jak ona to robiła, ale w ogóle się nie denerwowała. Wzruszyłam ramionami ze złością i wyszłam. Adaś był w sumie fajnym dzieckiem i gdyby nie ta sytuacja, pewnie bym go polubiła. Ale nijak nie potrafiłam przejść do porządku dziennego nad tym, że chłopiec był już na świecie, kiedy moja mama jeszcze żyła.

Długo nie mówiłam nic babci, nie chciałam jej ranić. Jednak kiedy ojciec i Swietłana wyznaczyli datę ślubu, powiedziałam jej wszystko. Babcia się rozpłakała i gładząc mnie po włosach, powtarzała:

– Tego się po Jarku nie spodziewałam! Nie spodziewałam się tego po nim…

– Babciu, a może ja bym zamieszkała z tobą? – zapytałam nieśmiało.

– Ojciec się na to nigdy nie zgodzi, Gosieńko. Zresztą to jest także twój dom, dlaczego miałabyś się z niego wyprowadzać?

Pokiwałam głową, w sumie babcia miała rację. Tyle tylko że ja po prostu coraz gorzej się w tym swoim domu czułam. Dwa miesiące po ślubie okazało się, że Swietłana jest znowu w ciąży. Tata raptem zaczął zachowywać się, jakby to miało być jego pierwsze dziecko. Chwilami miałam wrażenie, że jest kimś zupełnie mi obcym, że to nie mój tata.

Swietłana ciągle źle się czuła – albo może udawała, sama już nie wiem. W każdym razie wiecznie leżała na kanapie, odpoczywała, relaksowała się, a na mnie zrzucała opiekę nad Adasiem.
Od dnia ślubu naszym domem zajmowała się pani Marcelina. To ona prała, sprzątała, gotowała i przyprowadzała Adasia z przedszkola. Ale potem wychodziła do domu.

Widocznie Swieta uważała, że popołudniami ja mogę zajmować się małym. Mogła co prawda robić to sama, bo żadnego innego zajęcia właściwie nie miała. Wyglądało jednak na to, że nie ma ochoty zajmować się własnym synem. Raptem stała się wielką damą.

Kiedy się buntowałam, mówiąc, że się uczę i nie mam czasu wychowywać dziecka, skarżyła się ojcu, że nie chcę jej pomagać.

– Tato, przecież ja mam za trzy miesiące maturę, a potem studia! Ja naprawdę nie mam wolnego czasu – tłumaczyłam, ale on jakby nic nie rozumiał, a na pewno nie przyjmował do wiadomości.

– Nie przesadzaj, Gośka – złościł się natychmiast. – Ludzie pracują i zdają matury. Przecież nie możesz wiecznie się uczyć. Korona ci z głowy nie spadnie, jak trochę pomożesz w domu.

– Przecież Swietłana nie ma nic do roboty! – próbowałam się bronić. – Tato, czy ty nie widzisz, że ona przez cały dzień leży na kanapie i ogląda seriale?!

– Jest przecież w ciąży, źle się czuje.

– Zawsze słyszałam, że ciąża to nie choroba – zdenerwowałam się. – Ja jej nie każę przenosić worków z piaskiem, tylko pobawić się z własnym dzieckiem! Sam wiesz, że trochę ruchu dobrze by jej zrobiło…

– Gośka, dlaczego ty ciągle się z nią kłócisz? – tata przeszedł do kontrataku.

– Ja? – nie potrafiłam już powstrzymać łez. – A dlaczego ty zawsze trzymasz stronę Swietłany? Tylko jej! Zawsze!

– No nie… – ojciec był szczerze zdziwiony. – Chyba przesadzasz, córko.

– Wcale nie przesadzam! Zachowujesz się tak, jakbym przestała być twoją córką, jakbyś mnie już w ogóle nie kochał…

– Gośka, co ty mówisz, przecież ty jesteś dorosła, a Adaś jest mały…

– To nie ma nic wspólnego z Adasiem, tylko ze Swietłaną! Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nie przerywaj mi! – wrzasnęłam, kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć. – Tato, ja chcę zdać maturę i dostać się na studia, muszę uczyć się w spokoju, a tu nie jest to możliwe, nie mam na to warunków. Wyprowadzam się do babci!

Od dawna chodziło mi to po głowie, ale bałam się powiedzieć głośno. Teraz w nerwach, zanim się zorientowałam, było za późno. Tata patrzył na mnie w milczeniu, chyba go zaskoczyłam.

Milczał dość długo, a potem on zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Byłam pewna, że będzie protestował, że się nie zgodzi, że mi po prostu zabroni. Usłyszałam jednak spokojne pytanie:

– A babcia się na to zgadza?

Zamrugałam oczami. Wyglądało na to, że on nie ma nic przeciwko mojej wyprowadzce.

– Jeszcze z nią nie rozmawiałam, ale na pewno się zgodzi – zapewniłam go.

– Może to i nie jest zły pomysł, córciu. Widzę, że za nic nie możecie się ze Swietłaną dogadać, ja też mam już dość waszych kłótni. Swieta jest w ciąży i potrzebuje spokoju – to było ostatnią kroplą goryczy.

– Swieta potrzebuje spokoju, więc ja powinnam się wynieść? – wyszeptałam z niedowierzaniem.

– Przecież sama to zaproponowałaś. A ty u babci mogłabyś spokojnie uczyć się do matury. Będę ci dawał wystarczającą ilość pieniędzy, nie musisz się martwić.

Jeszcze tego samego dnia porozmawiałam z babcią Zosią. Opowiedziałam jej wszystko, nie potrafiłam powstrzymać łez. Tym razem popłakałyśmy sobie obydwie. W końcu babcia wytarła oczy i stwierdziła z gniewem.

– Muszę porozmawiać z Jarkiem. Co on sobie wyobraża? Tak dłużej nie może być!

– Daj spokój, babciu – poprosiłam. – To nie ma sensu, pokłócicie się tylko, a nic się nie zmieni. Przecież tata nie wyrzuci z domu Swietłany z dziećmi.

– A ciebie może?

– Przecież mnie nie wyrzucił, sama chcę się wyprowadzić – przypomniałam uczciwie. – Powiedz tylko, czy mogę z tobą mieszkać?

– Oczywiście, dziecko, przecież to jasne.

Zaraz następnego dnia przeprowadziłam się do babci Zosi. Jedyną osobą, która była tym zmartwiona, był mały Adaś. Dopiero kiedy tulił się do mnie z płaczem i pytał: „Będziesz do mnie przychodziła?” – poczułam naprawdę, że jest moim braciszkiem.

Gdyby nie babcia Zosia, zostałabym zupełnie sama

Odkąd zamieszkałam u babci, całkowicie poświęciłam się nauce, nawet wyjścia ze znajomymi odłożyłam na potem. Miałam trochę zaległości i musiałam je nadrobić. Do rodzinnego domu wpadałam rzadko i nikt mnie tam specjalnie nie zapraszał.

Kiedy ja zdawałam maturę, Swietłana urodziła drugiego syna, Igora. Poszłam go zobaczyć, w końcu był moim następnym bratem, a Swieta zapytała, czy nie chciałabym sobie zarobić przez wakacje, zajmując się małym.

– Będę potrzebowała kogoś do pomocy, a po co mamy płacić obcemu – tłumaczyła. – Lepiej jak ty sobie zarobisz.

– Nie – odpowiedziałam zdecydowanie. – Nie będę waszą niańką.

– Jak sobie chcesz – Swietłana wzruszyła ramionami – prosić cię nie będę. Ale nie wyobrażaj sobie, że ojciec będzie ci dawał nie wiadomo ile pieniędzy. Mamy już dwoje dzieci, wydatki nam wzrosły.

Nie odpowiedziałam, nie chciałam się kłócić. Załatwiłam już sobie pracę na wakacje, mam rentę po mamie, jakoś dam sobie radę nawet bez pieniędzy ojca. Natomiast zdałam sobie sprawę, że mój dom rodzinny nie jest już moim domem, już tam nie wrócę. Dobrze, że mam moją kochaną babcię Zosię. 

Czytaj także:
„Mój mąż dawno nie żył, ale ja ciągle udawałam, że co rano piję z nim kawę. Każdy kąt był naznaczony żałobą”
„Ukrywam się w jeansach nawet w upał. Wstydzę się, bo kiedyś ciągle słyszałam od ortopedów, że mam krzywe nogi”
„Trwałam przy jego szpitalnym łóżku, mimo że byłam tą drugą. Gdy tylko wyzdrowiał, spakował manatki i wrócił do żoneczki”

Redakcja poleca

REKLAMA