Kiedy moja mama chyba już trzeci raz w tym miesiącu poprosiła, żebym sprawdziła w internecie, co w najbliższy weekend grają w kinach, postanowiłam, że na zbliżające się urodziny kupię jej laptopa.
– Nawet nie żartuj! – powiedziała, gdy podzieliłam się z nią pomysłem. – Nigdy nie nauczę się go obsługiwać, a ty narazisz się na niepotrzebny wydatek! – wykrzykiwała w nerwach i dodawała, że skoro dla mnie to taki wielki problem raz na jakiś czas sprawdzić repertuar kina czy teatru, to ona obiecuje już nigdy więcej nie zawracać mi tym głowy.
– I nie będę cię namawiała, żebyś poszła ze mną – zagroziła.
Odpowiedziałam, że zawsze chętnie jej pomogę, a także pójdę z nią na jakiś ciekawy seans, jednak już pora, żeby zaczęła korzystać z dobrodziejstw techniki.
– A kiedy twoje wnuki wyjadą na studia, to jak się z nimi skontaktujesz, skoro nawet nie potrafisz wysłać mejla? – starałam się wejść jej na ambicję.
Mama była uparta i rezolutnie odpowiadała, że na co, jak na co, ale na to, żeby od czasu do czasu zadzwonić do Asi i Piotrka, to chyba stać ją będzie. Ja jednak też byłam uparta, dlatego postanowiłam postawić na swoim.
– Jutro po pracy porywam cię na zakupy – powiedziałam i dodałam, że rozejrzę się też, czy przypadkiem w pobliskim domu kultury nie prowadzą zajęć dla seniorów z obsługi komputera.
Te nowe komputery są takie ładne...
Szczerze mówiąc, już dawno zastanawiałam się, co zrobić, aby nieco bardziej „uaktywnić” mamę. Od kiedy przeszła na emeryturę, całe dnie spędzała w domu, przed telewizorem, a jej jedyną odskocznią było kino, raz czy dwa razy w miesiącu. Nie spotykała się z koleżankami (twierdząc, że albo poumierały, albo mają swoje sprawy), w ogóle niechętnie wychodziła (chyba że ze mną). Na takim kursie mogłaby kogoś poznać, nawiązać nowe przyjaźnie… Byłabym spokojniejsza, wiedząc, że nie umiera z nudów w czterech ścianach swojego dwupokojowego mieszkanka.
– Tylko tego mi brakuje! Na stare lata chodzić na jakieś kursy! – fuknęła, kiedy zaczęłam ją przekonywać, lecz po jej minie widziałam, że powoli daje za wygraną.
„Pewnie ciekawość zwyciężyła” – pomyślałam sobie z uśmiechem. Korzystając z podpowiedzi sprzedawcy, który pomógł nam wybrać najbardziej odpowiedni model, już następnego dnia kupiłyśmy laptopa. Musiałam wziąć go na raty, ale nie miałam z tego powodów wyrzutów sumienia – uważałam bowiem, że kupno laptopa dla mamy to świetna inwestycja w jej dobre samopoczucie. Tak jak przypuszczałam, była bardzo zadowolona, i choć nie znała się na parametrach technicznych, podkreślała, że sprzęt, który ode mnie dostała, jest w jej ulubionym białym kolorze.
– Nie miałam pojęcia, że te nowe komputery są takie ładne – powiedziała z uradowaną miną, robiąc miejsce na stole w kuchni.
Na komodzie zostawiłam jej adres domu kultury, w którym w każdy wtorek odbywały się darmowe zajęcia. Solennie obiecała zapisać się i brać w nich udział, co przypieczętowała siarczystym buziakiem, który złożyła na moim policzku. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zbiegłam po schodach…
– Anka, Piotrek, nie uwierzycie! Niedługo będziecie mogli pisać do babci Halinki mejle – powiedziałam dzieciom, ledwo weszłam do domu.
– Ale babcia ma już 75 lat! – rzuciła moja córka. – Ona się tego nie nauczy…
Czyżby szykowało nam się wesele?
A jednak się nauczyła!
Tak jak mi obiecała, pilnie brała udział we wszystkich zajęciach. Wystarczyło parę tygodni, żeby nabrała sporej biegłości w obsłudze laptopa. Założyła sobie konto mailowe, profil na portalu społecznościowym, potrafi już też zrobić zakupy przez internet i połączyć się ze mną za pośrednictwem Skype’a.
– Jesteś niesamowita! – chwaliłam, bo mama bardzo mi zaimponowała.
W dodatku na tym kursie, tak jak myślałam, poznała kilka osób, z którymi spędza teraz popołudnia. Chodzą razem na spacery do parku, a nawet na basen. Mama wyraźnie odmłodniała, ze znudzonej kobiety przesiadującej całe dnie w czterech ścianach zmieniła się w aktywną seniorkę, która ma dzień wypełniony atrakcyjnymi zajęciami.
Ostatnio bardzo mnie zaskoczyła, kiedy powiedziała, że na jednym z portali odnalazła swojego dawnego znajomego z liceum i od pewnego czasu koresponduje z nim.
– Janek mieszka teraz w Zielonej Górze i jest jak ja wdowcem – powiedziała, lekko się rumieniąc.
W mig zrozumiałam, że to ktoś dla niej ważny, i zapytałam pół żartem, pół serio, czy planuje jakąś randkę.
– A żebyś wiedziała, cwaniaro! – roześmiała się mama. – Za tydzień jadę do niego z wizytą! Nie mogę się doczekać…
Weekend w Zielonej Górze? Ho, ho! Czyżby szykowało się wesele w rodzinie?
Czytaj także:
„Byłem w szoku, kiedy córka powiedziała mi, że nie chce mnie znać. Może i nie uczestniczyłem w jej życiu, ale przecież byłem jej ojcem!”
„Szef rozstawiał mnie po kątach jak w obozie pracy. Ale nie ze mną takie numery. Zbuntowałam się i wyszło mi to na dobre”
„Chciałam wynająć kawalerkę po babci, a padłam ofiarą perfidnej oszustki. Przez wredną babę jestem teraz kłębkiem nerwów”