„Mama samotnie przeżywała gehennę z umierającą babcią. Pazerne hieny pojawiły się, dopiero gdy chodziło o spadek”

Wykorzystana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Stałem obok mamy, patrzyłem na to towarzystwo i krew mnie po prostu zalewała. Przez te wszystkie lata, gdy mama zarzynała się przy opiece nad babcią, rezygnując z własnego życia, oni robili kariery i żadnemu nawet przez myśl nie przeszło, by wyręczyć ją chociaż przez kilka tygodni”.
/ 04.02.2022 13:15
Wykorzystana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Przyznam, że w ogóle nie brałem pod uwagę powrotu do domu na Wszystkich Świętych. Szykowałem się raczej na odespanie zaległości i, jeśli pogoda pozwoli, jakiś wypad za miasto z Tośką, która ostatnio zrzędziła, że nie mam dla niej czasu.

Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, nie znoszę tego święta. Tłuc się tyle kilometrów, żeby potem marznąć na cmentarzu! A jeszcze ta rewia mody wokoło: futra, kożuszki, jakieś kapelusze; jedna zadziera nosa przed drugą i sprawdza, której się lepiej powodzi…

Do tego lustracja, kto przyniósł bardziej wypasiony wieniec i więcej lampek. Kompletna żenada. Nawet najmniej sprecyzowane plany jednak lubią się posypać: najpierw Tośka oświadczyła, że wyjeżdża z przyjaciółką w Bieszczady szukać łemkowskich grobów, a potem zadzwoniła moja siostra, kategorycznie żądając, żebym się zjawił pierwszego listopada w rodzinnym miasteczku. 

Usiłowałem wytłumaczyć, dlaczego uważam to za poroniony pomysł, ale…

– Przemek, mama po śmierci babci ciągle nie doszła do siebie! – przerwała mi. – Źle sypia, płacze. Ostatnio ją musiałam zawlec do lekarza, żeby przepisał jakieś środki uspokajające. Wiem, że masz swoje problemy, ale pierwszego listopada musisz tu być, bo nie wiem, jak ona psychicznie zniesie ten dzień.

Malwina z natury raczej nie jest panikarą, musiało być faktycznie ciężko.

Absolutnie nie mogła dotrzeć na pogrzeb

Przyznam, że nie bardzo ogarniałem sytuację, bo wydawało mi się, że mama, mimo straty, odczuje ulgę. Odkąd babcia zachorowała, jej życie stało się gehenną: najpierw trzeba było non-stop pilnować starszej pani, żeby się nie zgubiła, nie wpuszczała do domu byle kogo, nie spaliła całego gospodarstwa, a w końcu opiekować się nią niczym niemowlęciem.

Prawie pięć lat nieustającej mordęgi, bez jakiejkolwiek szansy na poprawę sytuacji – kto zniósłby to bez szwanku? A teraz najwyraźniej wcale nie było lepiej, przemyślałem zatem sprawę i postanowiłem jechać. Odkąd na stałe zamieszkałem w Krakowie, nie na wiele się zdałem jako pomoc, więc przynajmniej tyle byłem mamie winien.

Przyjechałem we wtorek rano i już na podwórzu mało nie padłem trupem: rodzina, która niczym sen złoty zniknęła na cały czas choroby babci, teraz najwyraźniej pojawiła się w komplecie – nie miałem nawet jak zaparkować swojego polo pośród wypasionych bryk.

– Przemek, wszyscy właśnie wyszli na cmentarz – rzuciła mi w biegu Malwina, usiłując złapać jedno ze swoich bliźniąt, które wybrało się na dwór w samych majtach. – Dzięki, że przyjechałeś, Bóg ci w dzieciach wynagrodzi.

– Jasne – mruknąłem. – Co te sępy tu robią? – pokazałem na samochody. – Przypomniało im się, że łączą nas więzy krwi?

Siostra machnęła tylko ręką, złapała młodego i zaciągnęła do domu. Wszedłem tylko, żeby zapytać, czy nie potrzebuje pomocy, ale stwierdziła, że sobie poradzi. Mama już przygotowała wszystko, ona tylko podgrzeje, żeby było gotowe na czas. Zresztą, mówiła, jej mąż zaraz przyjedzie, we dwoje spokojnie opanują kryzys.

– Leć na cmentarz za wszystkimi – poradziła. – Aha, weź po drodze chryzantemy z sieni, zapomniałam mamie dać.

Obładowany jak wielbłąd, ruszyłem więc ścieżką wzdłuż rzeki. Dobrze, że to niedaleko! Gdybym nie wiedział, gdzie jest rodzinny grób, wystarczyłoby kierować się na najbardziej wystrojoną grupę żałobników.

Mama w starym, wyliniałym paltociku i z torebką pamiętającą lepsze czasy wyglądała wśród ciotek jak uboga sierota. One, rzecz jasna, w futrach i na obcasach, wypachnione. Żona wujka Stefana z imponującą opalenizną, niewątpliwie przywiezioną z Dominikany, gdzie, biedaczkę, zastał pogrzeb babci, na który ab-so-lut-nie nie mogła wrócić.

Stałem obok mamy, patrzyłem na to towarzystwo i krew mnie po prostu zalewała, że są tacy bogaci i beztroscy. Przez te wszystkie lata, gdy mama zarzynała się przy opiece nad babcią, rezygnując z własnego życia, oni robili kariery, prowadzili lukratywne interesy, i żadnemu nawet przez myśl nie przeszło, by wyręczyć ją chociaż przez kilka tygodni, żeby też mogła wypocząć.

A teraz przyjeżdżają w swoich imponujących ciuchach i lansują się na małomiasteczkowym cmentarzu bez żadnego poczucia obciachu… Nie mogłem sobie odmówić przyjemności, żeby nie zwrócić kuzynkowi uwagi, iż powinien wyjąć słuchawki z uszu, bo to cmentarz, a nie klub.

– Daj spokój, Przemuś – szepnęła mama. – Przecież to dziecko jeszcze.

– Niech się uczy, zanim będzie za późno – wzruszyłem ramionami.

Myślałem, że gorzej już być nie może, jednak myliłem się. Dopiero w domu rodzinka naprawdę pokazała „klasę”, rozsiadając się wygodnie przy stole i czekając na pełną obsługę.

– Dobry rosołek, Krysiu – pochwaliła ciotka. – Ale to jednak nie to, co mamusia gotowała…

– A mielone mamy pamiętacie? Rozpływały się w ustach – rzucił Stefan.

– Albo ciasta z jagodami – żona wuja aż się oblizała. – Gdyby nie one, w życiu bym za tego niezgułę Stefana nie wyszła.

Na cmentarz to nie, ale po pamiątki – przyjechali!

Tylko czekałem, żeby któreś powiedziało, że mama miała szczęście, mieszkając z babcią, ale już przy kawie zaczęła się gadka, że nie mają żadnej pamiątki po mamusi.

– Przygotowałam dla was zdjęcia – mama przyniosła albumy. – Zrobiłam odbitki, żeby wszyscy mieli takie same.

– A ta komódka, którą tatuś przywiózł zaraz po wojnie z Gdańska? – zapytał wuj. – Mojej Ilonce się tak podoba…

Ciotka przypomniała sobie o ozdobnym tremo, druga o jakichś koronkach… Ani chybi szykował się napad rabunkowy. Spojrzałem na Malwinę, która karmiła bliźniaki, ale tylko bezradnie wzruszyła ramionami. Mama siedziała jak kukiełka, sztywna i nieobecna.

– Ty, Krysiu, nie będziesz miała nic przeciwko? – słodko zagadnęła żona wuja. – Chociaż tyle, skoro nie mogliśmy być z mamą…

– A właśnie – wszedłem jej w słowo. – Babcia rok temu zdążyła jeszcze wziąć kredyt w jakimś parabanku. Dowiedzieliśmy się dopiero kilka miesięcy temu, narosły straszne odsetki. Czy można liczyć na pomoc rodziny?

Przy stole się zagotowało. Nagle wuj sobie przypomniał, że musi wcześniej wrócić, ciotki też miały jakieś pilne sprawy. Zebrali się w pół godziny i zniknęli, zostawiając bajzel na stole i zupełnie rozjeżdżone podwórko.

– Jak mogłeś, Przemek? – mama dopiero wtedy się ocknęła. – Nie spodziewałam się tego po rodzonym synu.

– Przecież by cię żywcem okradli – wyjaśniłem. – Mamo, nie widziałaś, co tu się działo?

Poszła na górę i już jej nie widziałem przed wyjazdem. Nie zeszła nawet się pożegnać. Malwina mówi, że jej przejdzie, ale kiedy? Minął tydzień, a mama nawet nie odbiera telefonów ode mnie. Przecież chciałem ją tylko chronić przed tą egoistyczną bandą! Czy to źle? Gdyby nie ja, cały dom by ogołocili. 

Czytaj także:
„Zastępowałam siostrzenicy matkę, bo ta wolała latać na imprezy, niż zająć się dzieckiem. Sama się na to zgodziłam”
„Córka chciała zostać zakonnicą, a ja nie potrafiłam pogodzić się z jej decyzją. To wszystko wina moja i mojego męża”
„W oczach ojczyma jestem pazernym prywaciarzem, Marcin zaś ofiarą podłego świata. Więc jemu należy się spadek”

Redakcja poleca

REKLAMA