„Mama przez lata ukrywała, kto jest moim ojcem. Wyznała prawdę dopiero, gdy zaczęłam romansować z własnym bratem”

kobieta, która nie znała ojca fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Siedziałam więc tylko i patrzyłam na matkę szeroko otwartymi oczami. A ona? Zaczęła mówić. Nie wiem, czy chciała się wygadać, zrzucić z siebie ciężar tajemnicy, a może wreszcie uznała, że to dobry pretekst, bym poznała prawdę o swoim pochodzeniu”.
/ 21.08.2022 18:30
kobieta, która nie znała ojca fot. Adobe Stock, Africa Studio

Wychowałam się w małym miasteczku. Mieszkałam tylko z mamą. Ojca nie miałam. Gdy w dzieciństwie pytałam o tatę, niezmiennie słyszałam, że jak przyjdzie czas, to mama mi o nim opowie. Stworzyłam więc sobie własna teorię. Koleżankom w podstawówce opowiadałam, że mój tata zginął na wojnie. Dzieciom to wystarczało, ale ich mamom nie. Co jakiś czas któraś z nich pytała mimochodem, czy już wiem, gdzie jest mój tata.

Chyba wszystkich w miasteczku nurtowało to pytanie, ale mama milczała jak grób. Nie zwracała uwagi na znaczące spojrzenia, nie przejmowała się plotkami. A gdy jedna czy druga sąsiadka robiła się zbyt wścibska, odburkiwała, że woli być sama niż mieć na głowie takiego pijaka i nieroba jak jej mąż. I pytania się kończyły.

Tylko ona jedna była dla mnie miła

Gdzieś w piątej klasie zrozumiałam, że wersja o męczeńskiej śmierci ojca w walce za ojczyznę jest niemożliwa ze względu na czas, jaki dzielił nas od zakończenia wojny. Niestety, do moich koleżanek też to dotarło. Zaczęły mi dokuczać, nazywać podrzutkiem i bękartem.

Tylko jedna z nich była inna. Broniła mnie, a jak trzeba było, to i przywaliła tym najbardziej złośliwym w nos. Miała na imię Julita i była córką miejscowego notabla. Znanego i szanowanego w całym powiecie. Jej matka nie była chyba za szczęśliwa, że się przyjaźnimy, uważała, że nie jestem dla jej córki odpowiednim towarzystwem, ale ojciec nie miał nic przeciwko naszej znajomości. Wręcz przeciwnie, często zapraszał mnie do domu, traktował prawie jak członka rodziny. Któregoś dnia pomyślałam nawet, że chciałabym mieć takiego tatę jak on. Przyznałam się do tego Julicie.

– Nie martw się. Twój ojciec też jest na pewno wspaniałym człowiekiem – powiedziała.

– Naprawdę tak myślisz? – westchnęłam.

– No pewnie. Zresztą czuję, że wkrótce się dowiesz, kto to. Twoja mama nie może przecież wiecznie trzymać tego w tajemnicy.

– No nie wiem… Ona jest taka uparta. Gdy tylko zaczynam temat, natychmiast ucina rozmowę.

– W takim razie sama go odszukasz, gdy skończysz osiemnaście lat. Pomogę ci. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Musisz tylko uzbroić się w cierpliwość – przytuliła mnie.

Byłam jej  bardzo wdzięczna za te słowa. Cieszyłam się, że mam tak wierną przyjaciółkę.

Czas płynął. Dojrzałyśmy, zaczęły się pierwsze poważne miłości. Julita zakochała się w takim jednym Szymonie z pierwszego roku prawa, mnie bardzo spodobał się jego najlepszy kolega, Hubert. Niestety, chłopak nie odwzajemniał moich uczuć. Uśmiechałam się do niego, mizdrzyłam, a on nic. Bardzo to przeżywałam. Przyjaciółka od razu to zauważyła.

– Nie przejmuj się. To palant. Mam dla ciebie lepszego kandydata – powiedziała któregoś dnia.

– Kogo? – zainteresowałam się.

– To bardzo przystojny i niegłupi facet. Możesz mi wierzyć, bo dobrze go znam. Nawet bardzo dobrze – uśmiechnęła się tajemniczo.

– Przestań mnie wreszcie wkurzać i powiedz, kto to jest – burknęłam.

– No dobrze. To mój brat – wypaliła.

– Maciek? Chyba zwariowałaś! Przecież on w ogóle nie zwraca na mnie uwagi!

– Wcale nie zwariowałam. Maciuś jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek. Non stop się dopytuje, co u ciebie słychać, czy masz chłopaka, kiedy znowu nas odwiedzisz…

– Poważnie?

– Jak najpoważniej. Błagam cię, umów się z nim, bo mi żyć nie da. Jak się dogadacie, to dobrze, a jak nie, trudno. Ale przynajmniej nie będzie mi więcej gitary zawracał – odparła z uśmiechem Julita.

Zakochałam się w nim po uszy

Spotkałam się z Maćkiem. Raz, drugi, trzeci… Nie dlatego, że mi się jakoś szczególnie podobał. Lubiłam go, ale przez myśl mi nawet nie przeszło, że moglibyśmy być razem. Zrobiłam to na złość Hubertowi. Miałam nadzieję, że gdy zobaczy mnie z innym, to z zazdrości rzuci mi się w ramiona. Nic takiego się jednak nie stało. A ja ze zdziwieniem zorientowałam się, że nawet mnie to nie zabolało.

Im bliżej poznawałam starszego barta przyjaciółki, tym coraz bardziej zyskiwał w moich oczach. Po trzech miesiącach zrozumiałam, że jestem w nim szaleńczo zakochana. Nie powiedziałam o tym mamie. Zawsze przestrzegała mnie przed chłopakami, mówiła, że mam jeszcze czas na miłości, że powinnam trzymać się od nich z daleka. Uznałam więc, że lepiej będzie, gdy pomyśli, że stosuję się do jej rad. Ale przed Julitą nie zamierzałam niczego ukrywać.

– A nie mówiłam, że do siebie pasujecie? – ucieszyła się, gdy opowiedziałam jej o swoich uczuciach.

– Mówiłaś, mówiłaś… Twój brat to najwspanialszy facet pod słońcem – pokiwałam głową.

– A widzisz? Kto wie, może za dwa, trzy lata zostaniemy rodziną… – zawiesiła głos.

– Rodziną?

– No tak. Jak weźmiecie z Maćkiem ślub. Byłoby wspaniale, prawda?

– Jasne! Lepszej szwagierki od ciebie nie znajdę na całym świecie – uścisnęłam ją serdecznie.

Podobał mi się ten pomysł. Nawet nie wiecie, jak bardzo. Oczami wyobraźni już widziałam, jak brat przyjaciółki prowadzi mnie do ołtarza, a ona przygląda się temu rozpromieniona. Nie sądziłam, że coś może pokrzyżować te plany. Aż do tamtego wieczoru.

Wróciłam do do domu bardzo późno, bo randka z Maćkiem mocno się przeciągnęła. Obiecałam mamie, że będę przed północą, a zjawiłam się dobrze po pierwszej. Cichutko weszłam do domu. Myślałam, że już się położyła do łóżka. Ale ona czekała na mnie w salonie. Była bardzo zdenerwowana.

– Gdzie się włóczyłaś? – napadła na mnie.

– Byłam u Julity…

– Nie kłam! Spotkałaś się z Maćkiem, jej bratem – wpadła mi w słowo.

– Skąd wiesz? – usiadłam naprzeciwko niej na fotelu.

– To małe miasto. Nic się tu nie ukryje.

– No dobrze, spotkałam się. I co z tego?

Czy was coś łączy?

– Co masz na myśli?

– No wiesz… Czy byliście blisko? Bardzo blisko…

– A co cię to tak interesuje?

Bo to grzech!

Wreszcie wyznała mi prawdę

– Grzech? Mamo, daj spokój! Czasy, w których dziewictwo zachowuje się do ślubu, dawno już minęły. Więc daruj sobie ten wykład – wstałam i ruszyłam do swojego pokoju.

– Nie o to chodzi – powstrzymała mnie.

– To o co? – znowu zagłębiłam się w fotel.

– Przyznaj się, byliście razem w łóżku czy nie? – naciskała.

– Nie, nie byliśmy. Ale na pewno będziemy. Kochamy się i oboje bardzo tego pragniemy – odparłam.

– Nie wolno wam! – krzyknęła.

– Chyba żartujesz! Mam już prawie dziewiętnaście lat. Koleżanki dawno już mają swój pierwszy raz za sobą. A ja czekałam, aż się naprawdę zakocham. I stało się. Maciek to mężczyzna mojego życia…

– Nawet tak nie mów! Masz natychmiast zakończyć tę znajomość!

– Niby dlaczego?!

– Bo cię o to bardzo, bardzo proszę. Uwierz mi, tak będzie najlepiej.

– Wybacz, ale to nie wystarczy – wzruszyłam ramionami. Przez chwilę się zastanawiała.

– Dobrze, w takim razie powiem ci prawdę. Maciej jest twoim bratem. Przyrodnim bratem…

– Co?! Jakim cudem? Co ty mówisz?

– Tak… On już też wie…

– Wie o tym? Maciek? – nie mieściło mi się w głowie, że to mogła być prawda.

– Już chyba tak. Oboje z jego ojcem ustaliliśmy, że dziś wam o tym powiemy. Żeby zapobiec nieszczęściu…

Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Siedziałam więc tylko i patrzyłam na matkę szeroko otwartymi oczami. A ona? Zaczęła mówić. Nie wiem, czy chciała się wreszcie wygadać, zrzucić z siebie ciężar tajemnicy, a może wreszcie uznała, że to dobry pretekst, bym poznała prawdę o swoim pochodzeniu. Przez następne pół godziny opowiadała o swoim gorącym romansie sprzed lat. Jak to spotykała się z ojcem Maćka po kryjomu, jacy byli w sobie zakochani.

– Gdy okazało się, że jestem w ciąży, chciał nawet się rozwieść. Ale się nie zgodziłam. Nie chciałam mu rujnować kariery, burzyć życia. Miał już przecież synka, jego żona spodziewała się drugiego dziecka. Ludzie żyć by mu nie dali, gdyby zostawił rodzinę – powiedziała w pewnym momencie. Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

– To bardzo pięknie, że tak zadbałaś o dobre imię swojego kochanka. Szkoda tylko, że nie pomyślałaś o mnie! Przez ciebie wszyscy nazywali mnie bękartem! – wrzasnęłam.

– A mnie dziwką – odparowała.

– I to ma mnie niby pocieszyć? – zaśmiałam się nerwowo i zanim matka coś odpowiedziała, pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz. 

Pukała, prosiła, żebym otworzyła, ale nie ruszyłam się z miejsca. Miałam dość tej rozmowy, w tamtej chwili nienawidziłam jej z całego serca. Przecież przez nią zawalił mi się cały świat!

Straciłam ukochanego i przyjaciółkę

Opadłam na łóżko i się rozpłakałam. Nie wiedziałam, co robić, co o tym wszystkim myśleć. Próbowałam dodzwonić się do Maćka, ale jego komórka była wyłączona. Nie dziwiło mnie to. Pewnie był w takim samym szoku jak ja i nie miał ochoty z nikim gadać. Nawet ze mną. W końcu wybrałam numer Julity. Byłam przekonana, że mnie pocieszy.

– Pewnie już wiesz – wykrztusiłam przez łzy, gdy podniosła słuchawkę.

– O czym? – usłyszałam jej zdziwiony głos.

Nie powiedzieli ci? – tym razem ja byłam zaskoczona. Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza, po czym usłyszałam:

– Chodzi ci o tę bzdurę dotyczącą naszego rzekomego pokrewieństwa?

– Bzdurę?

– Pewnie! Chyba nie sądzisz, że uwierzyłam w te rewelacje!

– Ja też byłam w szoku. Ale to prawda. Jesteśmy rodzeństwem. Ty, Maciek i ja. Mama opowiedziała mi o romansie z twoim ojcem.

– Mój ojciec jest idiotą! Nie dlatego, że zdradził mamę, ale dlatego, że dał sobie wmówić, że jesteś jego córką. Twoja matka puszczała się na lewo i prawo, i pewnie nawet nie wie, z kim zaszła w ciążę.

– Jak śmiesz obrażać moją mamę! – zdenerwowałam się.

– Nie obrażam. Po prostu mówię głośno to, o czym całe miasto szepcze. Ciekawe, kto cię zrobił? Może jakiś lump spod budki z piwem albo inna menda – zachichotała.

– Jak możesz tak mówić? Przecież jesteśmy przyjaciółkami!

– Przyjaciółkami? My? Chyba kpisz! Owszem, miałam do ciebie słabość, ale to już przeszłość. Mama miała rację. Nie jesteś dla mnie odpowiednim towarzystwem. No a po tym, co mi zrobiłaś, to już w ogóle nie mamy o czym rozmawiać!

– A co ja takiego ci zrobiłam?

– Jeszcze pytasz?! Bronisz swojej matki oszustki. Dobrze to sobie cwaniara wykombinowała. Chce posłać cię na studia, a nie ma pieniędzy. No to wymyśliła, że naciągnie mojego ojca. Ale niedoczekanie…

– Moja mama nigdy nie chciała od twojego ojca żadnych pieniędzy. Kryła go, żeby nie złamać mu życia! Swoim i moim kosztem!

– Akurat! Tylko głupi uwierzyłby w takie bajki. To dziwka i naciągaczka. Kropka – prychnęła.

Nigdy już tam nie wrócę

Tego było już za wiele!

– Wiesz co, zastanawiam się, po kim ty masz geny. Na pewno nie po ojcu. On nie jest taki wredny i zawistny. Matka jest, ale nie aż tak bardzo. Może więc zostałaś adoptowana? Sprawdź dokładnie w papierach – wypaliłam i się rozłączyłam.

Gdy odkładam telefon dotarło do mnie, że w ciągu jednego dnia straciłam nie tylko ukochanego, ale także najlepszą przyjaciółkę. Z żalu, złości i bezsilności chciało mi się wyć!

Wiadomość o tym, kto jest moim ojcem rozeszła się po miasteczku lotem błyskawicy. Mama nikomu o niczym nie powiedziała, ja też milczałam, rodzinie ojca też podobno zależało na dyskrecji, a mimo wszystko już następnego dnia ludzie plotkowali jak najęci. Najsmutniejsze było to, że czarnymi charakterami w tych opowieściach byłyśmy zazwyczaj my. Nagle okazało się, że obie z mamą chcemy zniszczyć reputację znanego i szanowanego człowieka, że pewnie zapłacili nam za to jego przeciwnicy polityczni.

Nie miałam pewności, ale czułam, że to Julita wymyślała i rozpowiadała te wszystkie historie. Prawdę mówiąc, nie dziwiło mnie to. Przez lata jej rodzina uchodziła za idealną. Ksiądz z ambony stawiał ich za wzór do naśladowania. A tu nagle taka przykra niespodzianka. Nic więc dziwnego, że za wszelką cenę próbowała uratować ten obraz. Nie chciała się pogodzić z tym, że prawda jest inna.

Mama jak zawsze była bardzo dzielna. Znosiła plotki ze względnym spokojem. A bardziej bezczelnym dosadnie odpowiadała. Ja niestety tak nie potrafiłam. Zwłaszcza że byłam właściwie sama. Julita, która kiedyś dzielnie broniła mnie w szkole, stała się przecież moim wrogiem. A Maciek? Unikał mnie jak ognia. Długo nie odpowiadał na moje telefony, maile. W końcu napisał, żebym się z nim nie kontaktowała, że chce o mnie zapomnieć.

Tak mnie to wszystko przybiło, że omal nie wpadłam w depresję. Nie chciałam wychodzić z domu, opuściłam się w nauce. Mało brakowało, a nie dopuściliby mnie do matury. Na szczęście jakimś cudem udało mi się zdać egzaminy. Zaraz potem wyjechałam z naszego miasteczka. Kiedy wsiadałam do autobusu, obiecałam sobie, że nigdy już tam nie wrócę. Miałam dość ludzkiego gadania, złych spojrzeń, intryg, tajemnic. Chciałam zacząć wszystko od nowa.

Od tamtej pory minęło sześć lat. Mieszkam w Warszawie. Skończyłam studia, mam dobrą pracę, fajnego chłopaka. I tak jak obiecałam, nie odwiedziłam rodzinnego domu. Mama ma do mnie o to pretensje. Twierdzi, że ludzie już dawno zapomnieli o całej historii, że ona czuje się bardzo samotna, że mogłabym przyjechać chociaż na święta. Nie pojadę. Boję się, że gdy wysiądę z autobusu, złe wspomnienia wrócą…

Czytaj także:
„Mama latała z kwiatka na kwiatek i wracała skruszona do ojca. Jak frajer brał wszystko na klatę, bo kochał ją ponad życie”
„Faceci w sanatoriach to bezczelni podrywacze. Chcą się bawić, a potem się dziwią, że zostają bez mieszkania i kasy”
„Uratowałam życie przypadkowego mężczyzny. Ludzie mijali nas bez żadnych refleksji, podczas gdy ja walczyłam o jego oddech”

Redakcja poleca

REKLAMA