W naszej pracy raz do roku jest urządzana loteria. Można wygrać całkiem fajne gadżety – garnki, kosmetyki albo talony na masaż. Wszystko zależy od tego, jakie dobra udało się naszej firmie zgromadzić.
Zawsze wygląda to trochę inaczej, więc są i niespodzianki. Wszyscy czekamy na to cały rok, bo właściwie innych „gratisów” poza tym nie mamy, nawet premie już się raczej nie zdarzają. A trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Jest to o tyle fajne, że każdy los jest wygrany, a za pieniądze z loterii pracodawcy fundują jakieś atrakcje dzieciakom z domu dziecka. Same pozytywy.
W tym roku główną nagrodą była fantastyczna kolekcja teflonowych patelni – marzenie każdej pani domu. Tak sobie myślałam, że gdybym wygrała, chyba oszalałabym ze szczęścia. W sklepie taki zestaw kosztuje pewnie z 1000 zł, nigdy mnie nie będzie na niego stać.
Kupiłam los, otwieram go drżącymi palcami, a tam… talon na kurs pierwszej pomocy, organizowany przez firmę medyczną. Szlag by to trafił! Zeźliłam się jak nie wiem co. Wcale nie miałam zamiaru skorzystać z tej atrakcyjnej oferty. Żeby to jeszcze był talon do fryzjera, to rozumiem, ale tak…
Był blady jak papier i miał sine usta
Coś mnie jednak tknęło… Nie wiem, czy znacie to uczucie. Taki głos wewnętrzny, który ci powtarza: Idź na ten kurs. A jeśli będziesz musiała komuś pomóc? Nie darujesz sobie wtedy, że straciłaś taką okazję. Tak mnie to sumienie gryzło, że w końcu pękłam i poszłam.
Cały weekend poświęciłam na naukę sztucznego oddychania, układania w bezpiecznej pozycji i udrażniania dróg oddechowych. Wciąż powtarzałam sobie: co ja tu robię, oszalałam chyba, lepiej było iść na działkę odpocząć, a ja swój wolny czas poświęcam na coś takiego…
To zdarzyło się miesiąc po kursie. Jechałam do siostry, która mieszka w sąsiedniej miejscowości. Zachorowała, więc wiozłam jej lekarstwa i obiad. Droga była puściusieńka. Zupełnie jakby nikt na całym świecie nie miał interesu w Ostrowcu, tylko ja…
Biały samochód stojący na granicy między drogą a poboczem wypatrzyłam z daleka. „Łobuz – sklęłam go w duchu – mógłby wystawić trójkąt ostrzegawczy!”. Potem pomyślałam, że może mu się chciało siusiu i zaraz wyjdzie zza drzewa… Mijając go, zatrąbiłam gniewnie. Zerknęłam w tylne lusterko. Facet siedzący za kierownicą zupełnie nie zareagował.
Byłam już ze dwa kilometry dalej, gdy głos w mojej głowie zrobił się nieznośnie agresywny: Natychmiast wracaj – mówił – coś było nie tak. Chciał, nie chciał, zawróciłam. Gdy podjechałam do białego Citroëna, zyskałam już stuprocentową pewność, że kierowcy coś się stało, był blady jak papier i miał sine usta.
– Co panu jest?! – zawołałam. Lecz nie odpowiadał. Delikatnie przywarłam policzek do jego ust, by wyczuć oddech. Na szczęście wyglądało na to, że facet żyje. W pewnym momencie mężczyzna się ocknął.
–Halo, proszę pana, co się dzieje?!
– Nie wiem – wykrztusił słabym głosem. – Duszno mi i tak potwornie boli mnie lewy bark, ten ból aż mi wchodzi do gardła…
Powiedziała, że chce się odwdzięczyć
Natychmiast zapaliła mi się w głowie lampka ostrzegawcza. Przypomniałam sobie wszystko, czego mnie nauczyli na kursie. Nie dotykałam go, bałam się, że może podczas kolizji coś sobie uszkodził i mogłabym wywołać jeszcze większe szkody. Zadzwoniłam po pogotowie, które natychmiast się pojawiło.
No więc każdy na pewno przyzna, że trzeba słuchać intuicji. Ja po tym doświadczeniu na pewno nie będę dyskutować ze swoją. Ale to jeszcze nie koniec historii. Jakieś dwa tygodnie po tym wydarzeniu siedzę sobie przed telewizorem, oglądam ulubiony serial, a tu dzwonek do drzwi.
Otwieram – stoi kobieta z paczką i mówi, że jest żoną tego mężczyzny od zawału; że chce mi podziękować i dać prezent. No miło mi było. Gdy już wyszła, otworzyłam tę paczkę, a tam… cudowny komplet teflonowych patelni. Identycznych jak te z loterii.
Czytaj także:
„Prawdziwi mężczyźni wyginęli jak mamuty. Zostały jedynie resztki, którym w głowie tylko panienki i alkohol”
„Wyznałem żonie, że mężczyźni preferują głupsze kobiety i wydałem na siebie wyrok. Teraz śpię na kanapie i grozi mi rozwód”
„Na studiach miałam dwóch bliskich przyjaciół, Krzyśka i Michała. Na męża wybrałam tego pierwszego. I to był błąd...”