Trochę jestem przerażona, gdy widzę, jak bardzo moją mamę wciągnął internet. A przecież miała tylko się ze mną komunikować, gdy studiowałam w innym mieście! Kiedy wyjeżdżałam na studia, zostawiłam komputer w domu. Stacjonarny, wielki grzmot, nie miałam jak go zabrać.
Musiałam interweniować
Od razu postanowiłam, że kupię sobie laptopa. I dlatego przed wyjazdem pokazałam mamie, jak obsługiwać komputer, jak działa Skype. Podchodziła do tego ostrożnie i z dużą rezerwą, i nawet sobie pomyślałam, że komputer to nie jej bajka.
Myliłam się. Gdy byłam na drugim a może na trzecim roku, moja mama zaczęła buszować po internecie. Niestety, odkryła strony, gdzie ludzie tanio sprzedają różne rzeczy. Musiałam interweniować. I tak dość późno się zorientowałam, że coś jest nie tak.
Co prawda zdziwiło mnie, że za każdym razem, jak przyjeżdżam, to w domu są nowe rzeczy, ale nie podejrzewałam, gdzie mama je kupuje. Rodzicielka wymieniła szafkę nocną, lustro w przedpokoju, zasłony. Ale potem zaczęły się pojawiać bibeloty i to mnie już zaniepokoiło.
– Mamo, po co ci te durnostojki, skąd je masz? – spytałam, oglądając z obrzydzeniem porcelanowego pieska.
– Śliczny, prawda? – zapytała z zachwytem w głosie. – Kupiłam go tydzień temu. Za grosze.
– To też? I to? – pytałam, podnosząc z półki kolejne koszmarki.
– Tak! Ty wiesz, jakie niesamowite rzeczy ludzie sprzedają?
– Mamo, sprzedają, bo im to niepotrzebne, tak samo jak tobie – pokręciłam głową. – Zagraciłaś pokój, a poza tym to wszystko kosztuje…
– No właśnie, widzisz – zacukała się. – Może mogłabyś mi pożyczyć pięćset złotych? Zapomniałam zapłacić za prąd, a zaraz przyślą upomnienie…
– Jak to zapomniałaś zapłacić rachunki? Mamo! – zawołałam zdumiona.
To mnie naprawdę zaniepokoiło
Zarządziłam przejrzenie konta, a potem siedziałam z mamą i kazałam jej odwołać wszystkie transakcje i wycofać się ze wszystkich licytacji. Była trochę zmartwiona, ale też i przestraszona, bo uzmysłowiłam jej, co wyprawia. Wymusiłam też na niej obietnicę, że więcej już niczego nie kupi. Bo przecież takie kupowanie niczym się nie różni od wydawania fortuny na bazarach i w supermarketach.
Przystopowała, to prawda, ale potem wpadła w manię gier komputerowych i oglądania filmów w sieci. I gdyby nie ciocia, to nie wiadomo, jak długo by to trwało. Bo zadzwoniła do mnie zaniepokojona, że od ponad miesiąca nie może się skontaktować z moją mamą i czy coś się stało.
– Byłam u niej dwa tygodnie temu, wczoraj rozmawiałyśmy przez Skypa, wszystko było u niej okej – powiedziałam zdziwiona. – Nic nie mówiła… Może ma uszkodzony telefon?
– No, nie wiem, kochana. Sygnał jest. Po prostu nie odbiera. Zaczynam się niepokoić – westchnęła.
– Ja do niej właściwie nie dzwonię… Ciociu, pojadę do niej na weekend, to dam znać, co i jak, dobrze?
Jak się okazało, mama była zajęta komputerem, że zapomniała o całym świecie! Telefon leżał wyciszony na półce, z całym plikiem nieodebranych wiadomości. Mama korzystała z niego tylko, gdy sama chciała zadzwonić, ale brakowało jej czasu na odsłuchanie wiadomości. Skrzynkę pocztową miała zablokowaną!
– Mamo, jak mogłaś, ciocia się denerwuje – robiłam jej wyrzuty. – Zadzwoń do niej, jak skończysz gadać ze mną!
– Tylko przejdę ten poziom… – powiedziała, siadając znowu przed monitorem, a ja zaniemówiłam.
– Mamo, co ty robisz? Ja przyjechałam, ciocia czeka na wiadomość! Gra może poczekać! – oburzyłam się.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że coś jest nie tak. A przecież pewne objawy już były, teraz to widzę. Przyjeżdżałam zawsze późno, więc chwilę pogadałyśmy, a potem szłam spać. A mama siedziała do późna przed komputerem, potem rano odsypiała. Ja w soboty zazwyczaj umawiałam się z koleżankami i z Pawłem, moim chłopakiem. Nie widziałam więc, co mama robi…
Sprawa wyglądała poważnie
Nie mogłam jej przecież odłączyć internetu, a dobrze wiedziałam, że mama ma pierwsze symptomy uzależnienia. Gdybym była na miejscu, mogłabym jej przypilnować, ale przecież musiałam wracać, za chwilę rozpoczynała się sesja. Stwierdziłam, że trudno, zajmę się tym problemem w wakacje. Muszę przyznać, to była ciężka przeprawa. Mama zachowywała się jak dziecko, oszukiwała mnie, udawała, że idzie spać, a potem siadała przed komputerem. Wreszcie wyłączyłam internet. Dopóki mieszkałam z nią w wakacje, nie potrzebowała go.
Potem przyznała, że to, co robiła, było głupotą i stratą czasu. Ale na początku wściekła się na mnie!
Kiedy wracałam na studia, znowu włączyłam internet, a mama obiecała mi, że nie będzie już całymi dniami grać. I rzeczywiście dotrzymała słowa. Ale dla odmiany zaczęła wyszukiwać różne zajęcia i kursy.
– Siedzę w domu, to mogę robić coś pożytecznego – stwierdziła.
Mama nie pracuje, jest na rencie i dodatkowo ma odsetki z lokaty, którą założyła po śmierci taty. Dostaliśmy spore odszkodowanie, bo był wysoko ubezpieczony. Nie widziałam w tych kursach nic złego. Z tego, co opowiadała, to znalazła zajęcia z jogi, na które się zapisała, zaczęła też przeglądać internetowe kursy językowe.
Odetchnęłam z ulgą, bo ja miałam na głowie pracę magisterską. Po obronie wróciłam do domu. Ale na krótko, bo po kilku miesiącach wzięłam ślub i zamieszkałam z Pawłem u niego w kawalerce. A po kolejnych kilkunastu urodziłam córeczkę.
Kiedy skończył mi się urlop macierzyński, wzięłam rok wychowawczego, ale potem postanowiłam wrócić do pracy. Paweł nie zarabiał zbyt wiele, kończyły nam się oszczędności. Ale pomyślałam, że mama na pewno pomoże mi i zajmie się Oleńką. I tu spotkała mnie niespodzianka. Mama na moją propozycję, by posiedziała z wnuczką, gdy ja wrócę do pracy, zaprotestowała.
Rodzice koleżanek tak się nie zachowują
– Przecież ja mam zajęcia, nie zrezygnuję z nich!
– Jakie zajęcia, mamo? – zdziwiłam się. – Przecież siedzisz w domu.
– Jak to, jakie? Zapisałam się na uniwersytet trzeciego wieku. Ty wiesz, jakie to absorbujące? Ciągle mamy jakieś wyjścia i wyjazdy. No a poza tym chodzę przecież na kurs komputerowy…
– Co? Jaki znowu kurs komputerowy?! – jęknęłam.
Okazało się, że moja mama zafascynowała się… obróbką zdjęć. I traf chciał, że w ramach dotacji, w naszym osiedlowym klubie organizowano właśnie takie kursy. Mama je znalazła (oczywiście przez internet) i się zapisała. Podobno świetnie jej idzie… I nie ma zamiaru z tego zrezygnować.
Na szczęście jakoś się dogadałyśmy. Znalazłam prywatny żłobek, do którego mogłam zapisać dziecko na kilka godzin. Więc jak mama jest na tych swoich zajęciach, to Ola jest w żłobku. Coraz lepiej się tam czuje, chociaż początki były ciężkie. Rozważałam nawet zatrudnienie niani, ale chyba nie byłoby nas na nią stać.
No cóż, wygląda na to, że na pomoc babci nie do końca będę mogła liczyć. Bo mama co jakiś czas wynajduje sobie w internecie nowe zajęcia i hobby. Tak naprawdę, to jestem z niej dumna. Większość rodziców moich koleżanek korzysta z internetu, by odebrać pocztę albo ewentualnie poczytać wiadomości na serwisach informacyjnych.
Tymczasem moja mama… ostatnio odkryła Facebooka. Kiedy przed tygodniem weszłam na swój profil, zobaczyłam aż 5 zaproszeń do nowych grup. Wszystkie utworzone przez moją mamę! Muszę przyznać, że niektóre bardzo ciekawe. Na przykład ta, w której namawia kobiety w swoim wieku do aktywności w sieci. Podobno myśli też o pisaniu bloga…
Kiedy o niej opowiadam, mówię „wirtualna mama”
No więc tak, jestem z niej dumna. Ale czasem wolałabym, żeby była taką zwykłą babcią, jaką ja miałam. Która pójdzie z wnuczką do parku i poczyta jej książkę, a nie bajkę z internetu. I wydzierga rękawiczki, a nie zamówi je w necie. I ugotuje dla wszystkich zwykły obiad, a nie danie kuchni marokańskiej, które zachwyciło ją ostatnio na jakiejś stronie…
Kiedy o niej opowiadam, mówię „wirtualna mama”. Wszyscy mi zazdroszczą, a ja przyznaję, że czasem muszę prosić ją nawet o pomoc, bo uczeń już dawno przerósł mistrza, jeżeli chodzi o wiedzę internetową. Kiedy mama skończyła kurs obróbki zdjęć, to zrobiła nam naprawdę piękny, rodzinny album.
Ola ma swój duży portret, który wisi u nas w salonie. Mama nawet zastanawia się, czy nie zacząć zarabiać na swojej nowej pasji i muszę ją trochę stopować, bo zaraz rzeczywiście założy jakąś firmę. Próbowałam ją nawet straszyć formalnościami i trudnościami przy własnej działalności, ale nic to nie dało.
– Co za problem, sprawdzę w internecie, jak to wygląda, ściągnę sobie wnioski, system rozliczania i już
– stwierdziła beztrosko.
Jedno jest pocieszające – mama ze swoim internetem na pewno nie da się oszukać i na pewno nie zostanie bezradną staruszką. A poza tym, dzięki tym nowoczesnym zainteresowaniom, łatwiej znajdzie wspólny język z wnuczką, kiedy ta już podrośnie.
Czytaj także:
„Mój mąż wyprowadził się do kochanki w Dzień Dziecka. Co za łajdak. Takiego >>prezentu<< nikt z nas się nie spodziewał"
„Przez uzależnienie od internetu, straciłam wszystkich przyjaciół. Gdy trafiłam do szpitala, nikt nie odbierał ode mnie telefonu"
„W małżeństwie jestem jak chomik w klatce. Żona traktuje mnie jak dziecko i nadskakuje mi bardziej niż własna matka”