„Mama przelewała ambicje na moje dziecko. Przymuszała małą do grania na pianinie, bo wymarzyła sobie, że będzie artystką”

Mama przelewała swoje ambicje na moje dziecko fot. Adobe Stock,dikushin
„Babcia oczywiście coraz mocniej naciskała, tłumaczyła jej, że jeśli nie będzie ćwiczyć, to nigdy nie będzie ładnie grać. – Widzisz, jak ładnie wygląda ta pani? Babcia ci uszyje taką suknię, jak będziesz startować w konkursie! Pojedziemy do takiej wielkiej sali koncertowej i… – Ale ja nie chcę grać w żadnej sali!”.
/ 09.12.2022 13:15
Mama przelewała swoje ambicje na moje dziecko fot. Adobe Stock,dikushin

Musieliśmy się nieźle spiąć, żeby zdążyć z przeprowadzką do końca wakacji, ale się udało. Nim Kornelia poszła do zerówki, jej pokój był urządzony i wreszcie mogła sama rządzić w swoim królestwie, bez starszego brata. My mieliśmy w sypialni tylko łóżko i komodę ze starego mieszkania, a w dużym pokoju nic poza stołem i czterema krzesłami. Wciąż polowałam na kanapę i fotel. Ale moja mama miała jeszcze jeden pomysł na umeblowanie nam salonu.

– Tutaj mogłoby stanąć pianino – uznała, rozglądając się po prawie pustym pokoju. – Już nawet dogadałam się z panią Anią, wiesz, tą, co mieszka przy kościele, że mi sprzeda swoje. Jej córka dawno się wyprowadziła i jej to pianino tylko zagraca mieszkanie, więc mówi, że mi da za pół ceny. No i pomyślałam sobie, że kupię dla Kornelii, żeby się uczyła grać.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć

Z jednej strony moja sześcioletnia córka nigdy nie mówiła, że chciałaby grać na jakimś instrumencie, ale z drugiej – skoro nadarzała się okazja, to może warto było z niej skorzystać? Wiadomo, że lekcje muzyki wspaniale wpływają na rozwój dziecka, a poza tym byłoby miło mieć muzykujące dziecko. Chociaż pomysł mamy mnie zaskoczył, to jednak zgodziłam się na to pianino. Kornelia była zaciekawiona instrumentem. W przedszkolu podobało jej się, jak pani od rytmiki grała podczas zajęć i bardzo chciała sama spróbować.

– Wszystkiego się nauczysz! – zapewniała ją podekscytowana mama. – Już rozmawiałam z Marzenką, córką pani Ani, żeby ci dawała lekcje. Nie martw się, Lusiu, ja za wszystko zapłacę – zwróciła się do mnie.

Znałam Marzenę, była trochę młodsza ode mnie i mieszkała niedaleko. Skończyła szkołę muzyczną drugiego stopnia i nie było tajemnicą, że wszystkie matki zazdrościły pani Ani, że córka grała na fortepianie w sali bankietowej podczas srebrnych godów rodziców. Marzena grywała też na organach w kościele, swego czasu nawet i ja jej zazdrościłam, bo mogła sobie zarobić na ślubach czy pogrzebach. Wiedziałam, że potem porzuciła muzykę i pracowała jako położna, ale uznałam, że spokojnie może uczyć Kornelię.

Marzenka przyszła na pierwszą lekcję pełna entuzjazmu

Pokazywała Kornelii, jak siedzieć, jak układać rączki na klawiaturze, tłumaczyła, skąd się biorą dźwięki. To się mojej córce jeszcze podobało. Potem przyszła kolej na ćwiczenie gam i prostych melodii. Kornelia wciąż ochoczo siadała do instrumentu. Ale kiedy zaczęły się zadania domowe i Marzena wymagała więcej samodzielnej pracy, mała straciła zapał.

To razem poćwiczymy – proponowała mama, której ogromnie zależało, żeby wnuczka nauczyła się grać. – No chodź, otwórz nuty.

Ponieważ często pracowałam na popołudniową zmianę, a Arek woził na zajęcia Łukasza albo sam jeździł na siłownię, to mama zawsze była w domu, kiedy przychodziła pani Marzenka. Nie tylko płaciła jej za lekcje, ale też mocno zaangażowała się w pilnowanie postępów Kornelii. Kiedy widywała się z wnuczką w weekendy, najczęściej pytała ją, czy ćwiczyła gamy i czy już nauczyła się na pamięć nowej piosenki. Po kilkunastu lekcjach zaczęłam widzieć, że Kornelia ociąga się z odpowiedziami na te pytania, nie chciała też siadać do pianina, żeby poćwiczyć. Babcia oczywiście coraz mocniej naciskała, tłumaczyła jej, że jeśli nie będzie ćwiczyć, to nigdy nie będzie ładnie grać. Puszczała jej filmiki, na których ubrane w piękne suknie pianistki występowały podczas koncertów.

– Widzisz, jak ładnie wygląda ta pani? – patrzyła z wyczekiwaniem na reakcję Kornelii. – Babcia ci uszyje taką suknię, jak będziesz startować w konkursie! Pojedziemy do takiej wielkiej sali koncertowej i…

– Ale ja nie chcę grać w żadnej sali! – zaprotestowała Kornelia. – A suknię to mogę mieć, ale nie do grania.

Stawało się coraz bardziej jasne, że moje dziecko nie złapało bakcyla muzykowania i gra na pianinie to dla niej nieznośny obowiązek.

– To normalne, że dzieci nie lubią się dłużej na czymś koncentrować – tłumaczyła mi mama, kiedy wspomniałam, że Kornelia kompletnie przestała lubić pianino. – Ale to wymaga pracy i systematyczności. Zobaczysz, to jej się zwróci! Nauczy się skupiać uwagę i będzie umiała pracować nad doskonaleniem umiejętności.

Przez pewien czas uważałam, że mama ma rację

Dzieci muszą się wdrożyć do nauki, to jasne. Myślałam, że Kornelii będzie coraz łatwiej i będzie czerpać z tego przyjemność. Ale moje dziecko było coraz bardziej zniechęcone.

– Ja już nie chcę grać! – oznajmiła w końcu Kornelia. – Wolę chodzić na basen! Ja nie lubię pianina!

Parę dni później porozmawiałam z panią Marzenką. Zapytałam, czy jej zdaniem taki bunt jest normalny, czy to przejdzie i czy warto nakłaniać dziecko, by nadal grało.

– Hm… – zaczęła nieśmiało. – My to mówimy, że z niewolnika nie zrobisz muzyka. Jeśli dziecko nie chce się nauczyć grać, to można je zmuszać, jasne. Miałam takie koleżanki, których rodzice uparli się, że one muszą grać. Wszystkie wspominają szkołę muzyczną jako koszmar. Moim zdaniem to bez sensu. Niech Kornelia poszuka czegoś, co lubi robić, i w to się zaangażuje. Bo ja jej na siłę umiejętności grania nie wcisnę…

Rozmawiałyśmy dłużej. Pani Marzena przyznała, że jej zdaniem to od początku był pomysł babci, by dziecko grało. Widywała wielu takich rodziców i dziadków. I powiedziała, że jeśli Kornelia sama nie będzie chciała grać i ćwiczyć, to ona przestanie ją uczyć, bo nie chce tak pracować. Powiedziałam o tym Arkowi, a on pokiwał głową.

– Od początku miałem wrażenie, że to marzenie twojej mamy, a Kornelia miała je tylko spełnić, ale nie chciałem nic mówić. No cóż, to jej pianino, więc trzeba je będzie jej oddać.

Kiedy mama usłyszała, że kończymy z lekcjami muzyki, bo Kornelia powiedziała, że więcej nie otworzy klapy pianina, aż zbladła.

Ale… ale przecież… – wyraźnie była wstrząśnięta. – Tak dobrze jej szło… Nauczyłyśmy się czytać z nut, ma już takie solidne podstawy…

Owszem, Kornelia czegoś się nauczyła, ale tylko dlatego, że babcia siedziała przy niej i cierpliwie z nią ćwiczyła albo ją przepytywała z nut.

– Przykro mi, mamuś – naprawdę było mi smutno, kiedy widziałam jej zawiedzioną minę. – Chcesz, żebyśmy sprzedali pianino, czy ci je przewieźć?

– Nie chcę go sprzedawać – szepnęła, zrezygnowana. – Lubię to pianino. Szkoda, że sama nie umiem grać…

I wtedy zrozumiałam, w czym tkwił błąd

Granie na pianinie było od początku marzeniem mamy. I chociaż Kornelia nie chciała go spełnić, to przecież istniał nawet lepszy sposób, żeby mama była szczęśliwa! Mój plan był niespodzianką. Arek z kolegami przewieźli pianino do mamy, a na następny dzień zaprosiłam tam kogoś jeszcze.

– O co chodzi? – chciała wiedzieć mama. – Co to za tajemnice? Kto ma przyjść?

Kiedy w progu stanęła pani Marzenka, moja rodzicielka była skonsternowana. Zaczęła tłumaczyć, że przecież wnuczka zrezygnowała z gry.

– Ale ja przyszłam do pani – uśmiechnęła się młoda kobieta. – Tak naprawdę to pierwsze lekcje mamy już za sobą, bo sporo pani przerobiła z Kornelią. Chyba możemy spróbować czegoś trudniejszego.

Mama najpierw protestowała, że przecież ona jest za stara na naukę, ale nie trwało to długo. I ja, i pani Marzena widziałyśmy, że aż jej się oczy świeciły do instrumentu. Mama uczy się grać do dzisiaj, a minęły już dwa lata od jej pierwszej lekcji. Muzyka jest jej miłością i okazało się, że naprawdę ma talent. A poza talentem jest bardzo pilną i pracowitą uczennicą. Praktycznie nie zauważyła pandemii i lockdownu, bo całymi godzinami ćwiczyła na pianinie. Jesteśmy z niej ogromnie dumni i z przyjemnością słuchamy, kiedy dla nas gra kolędy, utwory klasyczne czy interpretacje znanych piosenek, zwłaszcza Beatlesów, których wszyscy uwielbiamy. A Kornelia?

Okazało się, że pływanie to jej pasja, jej trener mówi, że rośnie mu nowa czempionka. Dla mnie to dowód na to, że nigdy nie jest zbyt wcześnie ani zbyt późno na to, by zacząć uczyć się czegoś nowego. I by spełniać swoje marzenia!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA