Zanim poznałem Alinkę, mama stale mi wieszczyła, że nigdy nie znajdę żadnej partnerki życiowej.
– I co będzie, jak zamknę oczy? – pytała mnie niemal każdego dnia. – Kto ci koszulę upierze, spodnie wyprasuje i zrobi śniadanie?
To było tylko takie matczyne gadanie, gdyż miałem już 30 lat i od dwóch byłem na swoim, sam sobie prałem, prasowałem i robiłem śniadania. I nie narzekałem. Ale przyszła pora i na mnie.
Tak się złożyło, że musiałem zmienić pracę
Zostałem przyjęty do urzędu miasta i pierwszego dnia po biurze byłem oprowadzany i przedstawiany wszystkim pracownikom właśnie przez Alinkę. Powiedziała o mnie kilka miłych słów, choć przecież zupełnie się jeszcze nie znaliśmy. W rewanżu zaprosiłem ją po pracy na kawę. Potem był obiad, wyjście do kina, kolejne randki... a po roku w ślub. Myślę, że moja znajomość z Alinką, a potem nasze małżeństwo zdecydowanie uspokoiło mamę. I było dobrze, dopóki nie umarł tata. Od tamtej chwili, mimo że już nie musiała się o mnie martwić, stale widziałem na jej twarzy zafrasowanie. Pewnego dnia spytałem, czym tak się ciągle martwi.
Była zimowa sobota i mama przyszła do nas na obiad. Siedzieliśmy właśnie przy drugim daniu, ale mamie jakoś zupełnie nie wchodziły zrobione przez Alinkę gołąbki – a te moja żona robi rewelacyjne.
– Nie smakują ci? – dopytywałem.
– Nie, skąd, są nawet smaczne – odparła, ale myślami była gdzie indziej.
– Nawet? – zaniepokoiła się Alinka.
– Smaczne bardzo… i w ogóle – poprawiła się szybko mama. – Chodzi o to że... cały czas coś mi leży na wątrobie.
– Jesteś chora, mamo? – aż podskoczyłem nerwowo. – Dlaczego nic nie mówisz? Tylko tego mi brakowało!
Niedawno ojciec umarł, a teraz mama?
– Nie to, Kaziu, miałam na myśli – odparła, a ja odetchnąłem z ulgą. – To tylko taka przenośnia z tą wątrobą…
– No więc niech mama mówi, w czym rzecz – zachęciła Alinka.
– To się już dzieje od jakiegoś czasu. Bałam się, że będziecie się śmiali, więc dusiłam to w sobie. Ale dłużej już nie mam siły.
– Mów – nakazałem. – Słuchamy.
– Niech ci będzie... – mama westchnęła ciężko, jakby zrezygnowana. – Ostatnio niemal każdej nocy śni mi się twój ojciec.
– No i co w tym takiego śmiesznego? – bąknąłem niepewnie, bo mnie myśl o ojcu kojarzyła się teraz raczej ze smutkiem.
Mama wzięła jeszcze głębszy wdech
– No więc co noc mi się śni, że idę na cmentarz z kwiatami i świeczkami, żeby zapalić je na jego grobie. Dochodzę do bramy, ale orientuję się, że zrobiło się już bardzo późno i cmentarz jest zamknięty...
– Czy to straszny sen? – spytała Alinka cichutko, jakby już się bała. – Taki koszmar?
– Nie – zaprzeczyła mama – niczego się nie boję. Kiedy więc widzę, że brama jest zamknięta, chcę wrócić do domu. Wtedy pojawia się przy mnie twój ojciec, ale... On jest cały goły. I mówi, żebym coś zrobiła, bo jest mu w grobie bardzo zimno.
Przez moment wyobraziłem sobie nagiego ducha, może przez chwilę coś we mnie zastanawiało się, czy aby się nie roześmiać, lecz coś innego uznało, że to niestosowne.
– Jak może być zimno zmarłemu? – spytałem. – Przecież oni nic nie czują.
– Chciałeś, Kaziu, żebym opowiedziała ci, co mnie gryzie, więc się nie dziw.
– Długo mamie się śni ten sen… z ojcem?
– Od trzech tygodni. Codziennie to samo.
– Trzeba iść do księdza – poradziła Alinka, wyraźnie przejęta.
Mama tylko pokręciła głową
– Byłam, a jakże! – zawołała. – Jak mi się przyśnił trzeci raz, to już następnego dnia pobiegłam do kościoła. Dałam na mszę za spokój duszy ojca, pomodliłam się, zapaliłam świecę przed głównym ołtarzem, i nic. Ksiądz nie znalazł żadnego wytłumaczenia tego snu. W ogóle zapomniał języka w gębie, gdy mu o wszystkim opowiedziałam.
Spojrzałem na mamę i znienacka przyszło mi na myśl, że może po śmierci ojca trochę pomieszało się jej w głowie. Nie tak dokumentnie, ale w sprawach związanych z tatą, którego bardzo kochała. Teraz patrzyła na mnie z jakąś desperacją w oczach.
– Mówię ci, Kaziu, że twojemu tacie dzieje się jakaś krzywda. Musimy coś zrobić, i to szybko… Ty musisz coś zrobić, bo ja już nie mam siły dalej tak żyć. To mnie dręczy.
Westchnąłem ciężko w duchu. Niby co ja takiego miałem zrobić, poradzić lub powiedzieć? A może zaproponować, że zamówię wizytę u psychiatry i nawet za nią zapłacę?! Ona jakby to wszystko wyczytała w mojej twarzy, bo pokręciła tylko głową i powiedziała zdecydowanym głosem:
– Ja wiem, co trzeba zrobić.
– Co? – spytałem sceptycznie.
– Poprosić, żeby wykopali ojca.
– Ale z jakiego powodu?! – przestraszyłem się, bo to było bez sensu. – Nie można sobie wykopywać zmarłych, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota. Są przepisy.
– Pracujecie oboje w tym urzędzie, więc na pewno znajdziecie jakieś paragrafy, coby ojca jak najszybciej wykopać – oznajmiła mama z wielką pewnością siebie.
– No dobrze – zmusiłem się do spokoju. Tylko spokój i logika mogły tu coś poradzić.
– Powiedzmy, że go wykopiemy. I co dalej?
– Otworzymy trumnę i dowiemy się, o co ojcu chodzi – powiedziała.
W jej głosie usłyszałem takie samo zdecydowanie jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. To oznaczało jedno – musiało być tak, jak ona chciała.
Miałem przerąbane
Obiecałem zatem mamie, że zrobię wszystko, żeby uzyskać zgodę na ekshumację, chociaż, jak się domyślacie, nie zamierzałem zrobić kompletnie nic. Argument, że ojciec śni się mojej mamie, przecież nikogo nie przekona. Ale niech będzie pewna, że oboje z Alinką poruszymy niebo i ziemię. Czasami jesteśmy głupi i nie potrafimy odczytać znaków, które przekazywane są nam z tamtej strony. Wydaje się nam, że jesteśmy najmądrzejsi, a rodzice, którzy nas wychowali, są jak dzieci i nie wiedzą nic. Następnego dnia była niedziela. Coś mnie tknęło i postanowiłem odwiedzić z Alinką grób taty. Po śniadaniu wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na cmentarz. Kupiłem kwiaty i znicze, a potem ruszyliśmy przed siebie pustą, zaśnieżoną alejką.
Czemu akurat tamtego marcowego dnia wybrałem się na grób? Cóż, po prostu poprzedniej nocy mnie także przyśnił się tata. Szedłem z mamą na cmentarz, brama była zamknięta… Wszystko działo się tak jak w jej śnie. Kiedy zamierzaliśmy wrócić do domu, obok nas nieoczekiwanie stanął ojciec, cały goluśki. Podejrzewałem, że mogłem zwyczajnie zasugerować się opowieścią mamy, ale wolałem się upewnić, czy wszystko w porządku. Bo kto wie, może na przykład chuligani rozwalili nagrobek albo stało się coś innego... Jednak grób okazał się nietknięty. Zapaliliśmy na nim znicze, położyliśmy kwiaty, pomodliliśmy się za wieczny odpoczynek i ruszyliśmy do wyjścia. Przy bramie niemalże zderzyłem się z jakąś biegnącą kobietą. Głośno szlochała i wyglądało to tak, jakby ktoś na nią napadł czy powiedział jej coś przykrego. Po chodniku rozsypały się rzeczy – wypadły z torebki, którą niechcący wytrąciłem jej z ręki.
– Co się pani stało? – spytałem i wraz z Alinką zacząłem zbierać drobiazgi.
Była zbyt roztrzęsiona, żeby mówić. Dopiero gdy zaprowadziłem ją na pobliską ławkę, a Alinka pobiegła do sklepiku po butelkę wody, kobieta wreszcie uspokoiła się i przestała rozpaczliwie szlochać. Opowiedziała nam, że w pobliskim szmateksie, do którego wstąpiła, żeby przejrzeć rzeczy na wieszakach, nieoczekiwanie zobaczyła sukienkę z pierwszej komunii, w której trzy miesiące temu pochowała swoją córkę. To był dla niej taki szok, jakby właśnie zobaczyła zmarłą.
Nie mogło być żadnej pomyłki
Znalazła nawet rozerwanie, które zaszyła w dniu uroczystej komunii. Kiedy spytała właściciela, skąd ma tę sukienkę, powiedział, że odkupił od jakiegoś faceta, który często sprzedaje mu ładne rzeczy.
– Podał mi nawet nazwisko – i pokazała mi kartkę, na której je zapisała.
Wtedy w jednej sekundzie wszystko stało się dla mnie jasne. Nazwisko należało do faceta, który w naszym urzędzie ostatnio przerejestrował swoją firmę grabarską na własnego syna. W dodatku z usług tego właśnie zakładu pogrzebowego korzystaliśmy przy pochówku mojego ojca. Sprawą zainteresowała się policja. Wkrótce okazało się, że pracownicy zakładu pogrzebowego zdejmowali ze zwłok ubrania. A że były w większości nowe i dobrej jakości, to z łatwością je sprzedawali w miejscowych sklepach z rzeczami używanymi. Zatrzymany właściciel i jego syn przyznali się do kradzieży. Kiedy na rozprawie sądowej słuchałem ich pokrętnych wyjaśnień, zamiast złości czułem, że jest mi niedobrze od ludzkiej pazerności, chciwości i braku jakiegokolwiek sumienia. I jeszcze jedna sprawa. Od dnia, kiedy spotkałem ową kobietę, moja mama już nigdy więcej nie wyśniła taty.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”