Jest środek nocy. Ja, załamana, kręcę się bez sensu po swoim pokoju, wrzucając na ostatnią chwilę różne przedmioty do walizki. Muszę zdążyć na lot. I wtedy... Ech, no właśnie. Dlaczego ja zawsze muszę mieć takiego pecha?!
Nie miałam ochoty na tę wycieczkę
Jak to możliwe, że wpadłam na taki pomysł, żeby tłuc się przez pół Europy na trzydniowy wyjazd? Kompletnie sama, w nocy i z ogromną walizką? Nikogo nie było, kto mógłby mnie podrzucić na lotnisko, a do taksówki, jak pech chciał, nie mogłam się dodzwonić.
– Kupiłam ci przecież bilet. Razem z Pablem odbierzemy cię w Madrycie w sobotę z samego rana – postanowiła. – Nie narzekaj, to tylko jeden weekend. Będę płakać, jeśli nie zobaczę cię na naszym weselu. Jesteś moim jedynym dzieckiem, nie możesz mi tego zafundować. Musisz tam być.
Mama zawsze wiedziała, jak mnie podejść. Budzenie poczucia winy to była jej najlepsza taktyka. Przecież to ja powinnam mieć do niej żal. Nie musiała jechać aż do Hiszpanii...
Było nam ciężko
Po śmierci taty rzeczywiście było nam ciężko. To on przynosił pieniądze do domu. A kiedy nagle odszedł, w naszym domu poza strasznym poczuciem pustki pojawiła się prawdziwa bieda.
Kiedy byłam w ostatniej klasie liceum, zaczęłam dostawać rentę. Ale niestety, nie było to wystarczająco dużo, żeby utrzymać cały dom. Więc mama znalazła pracę. Zaczęła pracować jako niania dzieci sąsiadów, a potem dostała posadę w sklepie spożywczym na osiedlu. Ale i tak musiałyśmy bardzo oszczędzać.
Mama, która właściwie nie miała żadnego konkretnego zawodu i doświadczenia, nie mogła liczyć na to, że zarobi dużo, nawet w takim wielkim mieście jak Łódź. Kiedy zdałam maturę, zdecydowała, że musi znaleźć lepiej płatną pracę.
– Zrobię wszystko, żeby sfinansować twoją naukę – oznajmiła. – Jak będziesz miała fajny zawód, to nigdy nie będziesz musiała martwić się o siebie, tak jak ja, kiedy ojciec umarł. Musisz iść na studia. Tylko tam czeka na ciebie coś dobrego.
Nie byłam przekonana do tego pomysłu. Wolałam prowadzić skromne życie, byle tylko z mamą. Ale ona nieustannie powtarzała, że powinnam spróbować dostać się na prawo na Uniwersytet Warszawski. Udało mi się. Ona była w siódmym niebie. Ja niekoniecznie. Nie miałam pojęcia, skąd wziąć kasę na życie w stolicy. Powiedziała:
– Nie przejmuj się, ja to załatwię.
Wyjechała za granicę
I rzeczywiście tak zrobiła. Za moimi plecami znalazła sobie ofertę w Hiszpanii: opiekowała się starszym zamożnym małżeństwem. Pranie, gotowanie, sprzątanie, spacery, podawanie leków o konkretnych godzinach. Wyjazd na co najmniej rok.
Było mi strasznie smutno. Jak mogła zrobić coś takiego?! Ojca już nie miałam, a teraz miałam stracić jeszcze mamę?! Nie miałam rodzeństwa, a koleżanki zostały w Łodzi. Czekał mnie najtrudniejszy moment w życiu, a ona po prostu zdecydowała, że wyruszy na daleki kraniec Europy, zostawiając mnie samą.
Na pierwszym roku było mi bardzo trudno. Co prawda dostawałam pieniądze, ale co mi z tego? Czułam się okropnie samotna, a nauka mnie przytłaczała. Mama prawie się nie odzywała, miała po prostu za dużo roboty. Staruszkowie pokochali swoją polską opiekunkę i ciągle podwyższali jej pensję. Jednak nie chcieli, żeby wracała do Polski. Dlatego mama mogła mnie odwiedzić dopiero po półtora roku.
Zaczęłam być samodzielna
Lata mijały, a mama miała mnie gdzieś. Widziałyśmy się raptem kilka razy. Wysyłała mi tylko regularnie kasę, ale ona nie mogła zastąpić jej obecności. Skończyłam studia i zaczęłam pracę w biurze prawnym firmy farmaceutycznej. Wynajęłam też ładne mieszkanie. Chciałam, żeby mama je zobaczyła. Chciałam jej pokazać, co udało mi się osiągnąć. Nie była zainteresowana, bo się zakochała.
W Hiszpanii poznała Pabla. Był to zadbany mężczyzna, wdowiec, który miał swój sklep z galanterią skórzaną w miasteczku, w którym mieszkała. Zdecydowała się przyjąć jego oświadczyny. Polska przestała być dla niej ważna. Ja też.
Zaprosili mnie na swoje wesele, ale szczerze, to wcale nie chciało mi się tam być. Przez ostatnie sześć lat tylko cztery razy widziałam się z moją mamą. Czułam się porzucona. A do tego nie przepadałam za tym Pablem. Złościło mnie, że dla mamy ten gość jest ważniejszy niż jej własna córka. Ale nie mogłam jej odmówić.
Miałam awarię
Alarm w telefonie włączył się o drugiej w nocy. Musiałam być na lotnisku przed piątą. Wstałam w okropnym humorze. Biegając po domu, pakowałam do walizki szczoteczkę do zębów i resztę rzeczy.
Pech chciał, że nie udało mi się skontaktować z żadną firmą taksówkarską. Czułam, jak czas ucieka i w myślach widziałam już, jak się spóźniam. W ręku trzymałam telefon, a jednocześnie sprawdzałam, czy wyłączyłam gaz, zamknęłam okna, zakręciłam wodę. Po raz pierwszy opuszczałam mieszkanie na dłużej.
Nie ukrywam, była to dla mnie mocno stresująca sytuacja. Mój własny, choć wynajmowany kąt, był dla mnie bezpieczną przystanią. W jego odnowienie zainwestowałam mnóstwo czasu i funduszy. Dbałam o to mieszkanie jak o swoje własne dziecko. I właśnie w momencie, gdy dotykałam kranu z zimną wodą w łazience, aby po raz trzeci upewnić się, że go zakręciłam – górna jego część została w mojej ręce, a w moją twarz uderzył z ogromnym impetem strumień wody.
Narobiłam hałasu
– O rany! – wykrzyknęłam instynktownie.
Rura zaczęła strzelać wodą jak szalona fontanna i wystarczyło zaledwie kilkanaście sekund, żeby cała łazienka była zalana. Woda przepłynęła przez przedpokój, wpadła do kuchni, przekroczyła próg wejściowy i wylała się na klatkę schodową... Co teraz?!
Z trudem, bo ręce mi się trzęsły, starałam się zasłonić ręcznikiem zardzewiały otwór w rurze. Ale nic z tego... Muszę zablokować główny zawór dla całego budynku. Ale gdzie on jest? Skąd mam to wiedzieć?! Dopiero co tu zamieszkałam, a na dodatek bardziej zależało mi na tym, jakie kolory są na ścianach w pokojach, a nie na takich technicznych sprawach.
– Pomocy!!! – krzyknęłam.
Nie przejmowałam się ani godziną, ani tym, że mogę wywołać u sąsiadów atak serca... Nie miałam wyboru, za moment moje mieszkanie zamieni się w basen. Pobiegłam na korytarz i zaczęłam krzyczeć na cały głos:
– Ratunku! Potrzebuję pomocy! Zalewa mnie! Zaraz zaleje mi całe mieszkanie! Ludzie, wstańcie!
Czekałam chwilę, licząc na to, że sąsiedzi otworzą drzwi i przyjdą mi z pomocą, ale... nic z tego. Co się z nimi stało? Wyjechali na wakacje? Śpią aż tak mocnym snem? Niespodziewanie, z ulgą usłyszałam skrzypienie drzwi na piętrze wyżej. Uff, nareszcie. Po chwili usłyszałam tupot kroków. Ktoś szybko schodził do mnie.
– To tutaj! – zawołałam.
Nie zdążyłam jeszcze zapoznać się z nikim z sąsiedztwa.
– Spokojnie, zaraz się tym zajmę – z góry dobiegł mnie energiczny głos.
Za chwilę przed moimi oczami pojawił się mężczyzna około trzydziestki. Sąsiad szybko zrozumiał co się dzieje i pędem pobiegł do siebie. Wrócił z narzędziami, otworzył małe drzwiczki w ścianie na klatce schodowej i zakręcił ten przeklęty zawór.
Było mi potwornie głupio
Powinnam sama wiedzieć, gdzie szukać takich podstawowych rzeczy. Zamiast tego urządziłam aferę. A on tylko się uśmiechał.
– Ma pani może jakieś ręczniki czy ścierki, żebyśmy mogli posprzątać tę wodę? – zapytał logicznie.
Po godzinie wszystko wyglądało już całkiem nieźle. Podłogi były suche, parkiet w salonie ocalony. Co prawda na ścianach w przedpokoju pojawiły się pewne smugi, ale czy to miało jakieś znaczenie?
Siedzieliśmy sobie w kuchni, ja i Maciek, mój bohater. On też niedawno zamieszkał tu, w tym bloku, w mieszkaniu po swojej babci. Maciek nieoczekiwanie potrafił mnie rozbawić swoimi opowieściami o dziwnych rzeczach, które mu się zdarzyły. Piliśmy kawę i zajadaliśmy się ciastem, które upiekłam dla mamy. Wcześniej Maciek pomógł mi z problemem z kranem w moim mieszkaniu. I obiecał, że naprawi mi pęknięty zawór w łazience i pomaluje ściany, które zostały zalane.
No i oczywiście, kiedy już było to możliwe, pojechałam na lotnisko. Jakoś przełknęłam gorzki żal, że mama ma nowego męża i nie ma zamiaru wracać do Polski. Ja za to wiedziałam, że choć wracam do pustych ścian, to za sąsiedzkimi drzwiami czeka na mnie Maciek, któremu chcę dać szansę. Może, gdy będę tu miała kogoś bliskiego, będę mniej tęsknić za mamą?
Czytaj także: „Chciałem upolować jakąś łanię, a stałem się ofiarą. W zimnym łóżku zostałem sam, bez portfela i kasy”
„Małolaty chodzą z wózkami, a mnie, dorosłej kobiecie, nie jest dane mieć dziecka. 4 lata starań na nic” „Opiekowałam się starszą panią. Obiecała, że przepisze na mnie mieszkanie. Jak ostatnia naiwniaczka dałam się oszukać”