Mamo, poszukajmy twoich kumpli na Facebooku. Nie jesteś ciekawa, jak teraz żyją?
– Nie jestem. Było, minęło…
– Nie obchodzi cię, co robią?
– Wiem, co robią; przytyli, mają kłopoty z ciśnieniem. Zupełnie, jak ja! Po co wspominać? Serce po tym dokucza i spać nie można.
– Ale ja chcę się nareszcie czegoś dowiedzieć o moim ojcu! Nie znalazłaś mnie w kapuście! Dość tajemnic!
– Wiesz, ile trzeba: twój ojciec mnie zostawił, kiedy byłam w ciąży.
– Może się wystraszył? Mieliście po osiemnaście lat. Sami byliście dziećmi! Nie odpuścisz mu nigdy?
Moja mama idzie do kuchni. Słyszę, jak otwiera szufladę z lekarstwami; mogę się założyć, że za chwilę całe mieszkanie będzie śmierdziało walerianą, a ona z kompresem na głowie położy się za parawanem. Chce mnie zmusić, żebym nie drążyła, więc będzie udawała ciężką migrenę. Powzdycha, potem zamilknie na parę godzin, nie tknie obiadu ani kolacji, wreszcie obie się popłaczemy i wszystko wróci do normy. Będziemy dwiema samotnymi kobietami: ona – panna z dzieckiem i ja, rozwódka bez dzieci, kompletnie nieumiejąca się dogadywać z mężczyznami. Obie wiemy, że to jej wina…
Jednak tym razem jest inaczej. Mama kręci się po mieszkaniu, czegoś szuka w pawlaczu, ściąga jakieś pudełka. Wreszcie wyłącza światło w przedpokoju i staje w drzwiach.
– Zaparzyłam herbatę. Chcesz? – pyta, jakby nigdy nic.
– Pewnie – odpowiadam, bo ta wspólna herbata to taki znak, że między nami nie ma kłótni.
Najpierw wyciągnęła z pawlacza stare zdjęcia
Jest wieczór. Siedzę przy oknie, z którego widać na niebie Wielki Wóz. Mama staje przy mnie i mówi:
– Zdziwiłabyś się, ile wiem o Wielkim Wozie! Na tym Wozie, albo raczej pod nim, się poczęłaś! – wyznaje. – Tyle lat minęło, a ja pamiętam każdą sekundę tamtych nocy. Masz rację, że się złościsz. Dawno powinnam ci o wszystkim opowiedzieć.
Z takim nabożeństwem podaje mi niebieską kopertę, jakby to był czek na milion euro.
– Popatrz na te fotografie; to ja po maturze w sześćdziesiątym siódmym… A ten chłopak obok mnie, to twój ojciec.
Zdjęcia są czarno-białe, trochę wyblakłe, ale nawet czas i kiepski papier nie zatarły urody dziewczyny, z długimi blond włosami i opaską dookoła głowy. Dziewczyna ma bose stopy, ale to widać dopiero na drugiej fotografii, gdzie siedzi na kolanach szczupłego chłopaka i namiętnie go całuje. Ma takie szczęśliwe oczy, jest piękna, zgrabna, szczuplutka… Nie mogę uwierzyć, że to moja mama!
Mój ojciec jest wysoki. Ma ciemne, dość długie włosy. Próbuję dostrzec szczegółowo jego rysy i dopasować je do swojej twarzy. Mamy tak samo zarysowane brwi i ładne, małe uszy…
– Gdzie były robione te zdjęcia?
– A, jest taka rybacka wioska pod Kołobrzegiem – wyjawia mama. – Teraz to pewnie kurort jakiś się z tego zrobił, ale w sześćdziesiątym siódmym to była straszna dziura. Tyle że cudnie tam było! I tanio, w sam raz na naszą kieszeń.
Mama siada obok mnie, podsuwa sobie poduszkę pod plecy i opiera stopy na taborecie. To znak, że się szykuje do dłuższej opowieści.
Mama mówi, że kiedy dorastała, na świecie zaczynała się rewolucja młodych. Ówczesne nastolatki protestowały przeciwko wojnie w Wietnamie, walczyły z rasizmem i o prawa kobiet. Wznosili hasła: „Nie wierz nikomu po trzydziestce!”, „Miej w nosie zakazy i nakazy!” Kpili z pieniędzy, kościoła, szkoły, rodziny i wszystkich, którym się wydawało, że coś znaczą. Chcieli wykreślić ze słownika słowa: przemoc i wojna…
Mój przyszły ojciec twierdził, że prędzej umrze, niż pójdzie do wojska, a służba w obronie granic była wtedy obowiązkowa! Nosił znaczek PEACE (pokój), na rękawach kurtki naszywał kawałki parcianej taśmy z hasłem: „MAKE LOVE, NOT WAR” (kochajmy się, nie walczmy). Na drzwiach swojego pokoju napisał: „Zakazuje się zakazywać”. Tylko dlatego, że jego tata był szychą w mieście, mojego ojca nie wywalili ze szkoły za długie włosy. Musiał je tylko związywać w kitkę i ukrywać podczas lekcji za podniesionym kołnierzem koszuli. Jako jedyny w klasie nie planował, gdzie pójdzie na studia.
Wolna miłość na plaży zebrała swój plon
Moja mama patrzyła w niego jak w obraz. W szkole nosiła granatowy fartuch z bawełnianej satyny i biały kołnierzyk, ale po szkole rozpuszczała płowy warkocz, przepasywała czoło skórzaną opaską zrobioną z przeciętego paska do męskich spodni i paradowała w falbaniastej spódnicy uszytej z tetrowych pieluch i ufarbowanej domowym sposobem we wszystkie kolory tęczy. Przeziębiła wtedy nerki, bo do późnej jesieni chodziła boso, żeby nie kaleczyć obcasami Matki Ziemi. Przestała jeść mięso. Kiedy jej rodzina szła na mszę, ona medytowała.
Oboje byli zdolni. Dobrze zdali maturę i egzaminy wstępne; mama na uniwerek, ojciec na politechnikę. To miał być ich dowód na to, że gdyby tylko chcieli, mogliby żyć jak inni. Uważali, że ich protest będzie wyraźniejszy, jeśli najpierw pokażą, że stać ich na maksa, ale mają to gdzieś! Dla ojca papierek, że studiuje, był także ucieczką od poboru do armii.
Okłamali swoje rodziny, że całe lato sześćdziesiątego siódmego roku przepracują jako wychowawcy na koloniach, ale z dzieciakami męczyli się tylko jeden miesiąc; drugi postanowili spędzić nad morzem sami. Tam miał być ich „pierwszy raz”.
Wtedy nie było takiego luzu, jak dzisiaj i oficjalnie nie jechało się z chłopakiem na wakacje. Trzeba było zmyślać, żeby nie wkurzać rodziców, bo dawali wikt i opierunek, więc nie warto było przeciągać struny i narażać się na awantury. Szczególnie babcia ze strony mamy zrobiłaby piekło, gdyby wiedziała…
– Szkoda, że nie wiedziała. Może lepiej byłoby, gdyby mnie zamknęła na kłódkę w jakiejś komórce? – mama zamyśla się i zamilkła.
Nie popędzam jej. Czekam, aż znowu zacznie opowiadać…
Mama nosiła brzuch, a tata się bawił
To było piękne i gorące lato, które później ruch hipisowski nazwał „latem miłości”. Ludzie nie schodzili z plaży, bo noce były ciepłe.
Tata z mamą też biwakowali pod wydmami i kochali się jak szaleni. Wydawało im się, że tak będzie zawsze; że ten sierpień się nie skończy, że nie trzeba będzie wracać do miasta, że nic się nigdy nie zmieni.
Ale na początku września pogoda się załamała, padało i Wielki Wóz zniknął za chmurami. Prawdę mówiąc, coraz rzadziej patrzyli na niebo, bo kończyły się pieniądze, a zaczynało normalne życie.
Już w zatłoczonym pociągu mama czuła się fatalnie. Miała zawroty głowy i mdłości. Każda doświadczona kobieta wiedziałaby, co się dzieje, ale moja mama nawet nie pomyślała, że z jej spania z chłopakiem może być dziecko. To znaczy, z biologii miała piątkę i znała na pamięć cykl rozwojowy człowieka, ale gdyby ktoś ją zapytał, dlaczego nie ma miesiączki odpowiedziałaby, że to nie pierwszy raz; często tak wcześniej bywało, więc się przyzwyczaiła, że u niej okres pojawia się nieregularnie i nie ma się czym przejmować.
Dopiero, kiedy przestała dopinać spódnicę, a jej dotąd małe piersi bolały i nie mieściły się w żadnym biustonoszu, poszła do studenckiej przychodni. Młody doktor powiedział, że musi urodzić, bo to już początek czwartego miesiąca!
Babcia znalazła ją w hipisowskiej komunie
Mój ojciec o niczym nie wiedział. Zwariował wtedy na punkcie buddyzmu. Zmienił naszywki na kurtce i zaczął nosić białe luźne koszule, z centralnie wymalowanym okiem Opatrzności. Słuchał rocka, nauczył się grać na gitarze i śpiewał ballady Boba Dylana. A że głos miał ładny, szybko otoczyła go gromada dziewczyn, zawsze gotowych na wszystko, żeby tylko być przy nim i jeździć po Polsce, na różne zloty i happeningi.
– Żył w innym świecie. Kiedy powiedziałam mu, że będziemy mieli dziecko, chyba specjalnie tego nie zarejestrował. Ani się nie ucieszył, ani nie wkurzył – mówi smutno mama. – Spłynęło to po nim. Miał wtedy już dużo dziewczyn... Wiesz, czemu jesteś taka płaczliwa? Bo kiedy byłaś w moim brzuchu, ja ryczałam bez przerwy. Dzień i noc…
– Jak sobie dałaś radę?
– Nie dałam sobie rady. Gdyby mnie babcia nie wyciągnęła za uszy z tego kołowrotu, pewnie źle by się wszystko skończyło. Znalazła mnie w opuszczonym gospodarstwie na Ziemiach Odzyskanych, gdzie powstawała hipisowska komuna. Mieliśmy tam żyć z pracy własnych rąk, bez pieniędzy, bez prywatnej własności, w całkowitej wspólnocie i jeść, co nam się urodzi na kawałku zachwaszczonego pola. Nawet zegarka nie mieliśmy, bo po co zegarek tym, którzy czasu nie liczą?
– Twoja babcia się rozpłakała, kiedy mnie zobaczyła – mówi po dłuższej chwili mama. – Wyglądałam jak głodny strach na wróble, a brzuch miałam ogromny i niski, bo został mi tydzień do porodu. W ostatniej chwili mnie zawiozła do szpitala… I dobrze, bo rodziłaś się ciężko i bez pomocy mogło być kiepsko.
– Ojciec wiedział?
– Chyba tak. W naszym Ruchu prawie wszyscy się znali, więc ktoś mu pewnie powiedział, że ma córkę. Ale nigdy się już do mnie nie odezwał. Ja do niego też nie, choć go kochałam jak wariatka i strasznie tęskniłam… Ale babcia postawiła warunek: będzie nam pomagała, tylko on ma zniknąć na zawsze.
– A jego rodzice? Nie interesowali się tobą i wnuczką?
– Nie interesowali. Zresztą, wyjechali na Zachód. Może i jego zabrali ze sobą? Nie wiem, gdzie są.
Dziś wiem, że mama jest miłością, wierną po grób
Patrzę na moją mamę… Ma zupełnie siwe włosy. Jest okrągła, niewysoka, ubiera się w czernie i szarości. Rzadko się maluje… Nikt by w niej nie rozpoznał tej pięknej dziewczyny ze zdjęcia. Nikt by nie uwierzył, że należała do subkultury, która zasłynęła jako „dzieci kwiaty”.
– Żałujesz tamtych lat mamo? – pytam, a ona kręci głowa.
– Nie, nie żałuję… Skąd? To były wspaniałe lata. I ciebie mam, więc, jak mogę żałować? Szkoda tylko, że studiów nie skończyłam. Tego mi żal!
Mama znowu milczy. Po chwili mówi szeptem:
– Tam na plaży, pod Wielkim Wozem przysięgłam twojemu ojcu, że go nigdy nie zdradzę i nie opuszczę. Dotrzymałam słowa…
– Mamo, to głupota! On cię zostawił z dzieciakiem, nie obchodziło go nic, a ty opowiadasz o wierności?
– Za tamto lato oddałabym resztę życia. Za dnie i noce na plaży, gdy twój ojciec opowiadał mi o pięknej, zakochanej nimfie Kallisto, która taką straszną cenę zapłaciła za miłość. Dziś wiem, jak to jest zmienić się z ładnej, zgrabnej dziewczyny w ciężką niedźwiedzicę i bez odpoczynku wędrować po niebie, tęskniąc za swoim ukochanym… Czy mogłam przypuszczać, że to bajka o mnie?
Jestem głupia, twierdząc, że mama nie nauczyła mnie miłości, skoro sama jest miłością wierną po grób.
– Wiesz co – mówię. – Wejdę jednak na Facebooka. Napiszę, że szukam ojca, hipisa spod Wielkiego Wozu. Może się odezwie?
Czytaj także:
„Mój ojciec porzucił matkę i założył nową rodzinę. Przykro mi, że moja córka ma dziadka, który w ogóle się nią nie interesuje”
„Znalazłem zdjęcia ślubne mamy, ale facet, który wkłada jej obrączkę na palec to nie mój ojciec”
„Mój ojciec jest niepoważny i nieodpowiedzialny. Zastanawiam się, czy go nie ubezwłasnowolnić”