„Mama jest po 80-tce, ale nigdy nie potrzebuje pomocy. Ze wszystkim chce radzić sobie sama”

80-latka która nie chce pomocy od swoich dzieci fot. Adobe Stock, krutoeva
Zakupy? Poradzi sobie. Pójdzie powolutku, ma czas. Posprzątanie mieszkania? Uważacie, że mam brudno? Zajmijcie się lepiej swoimi domami i rodzinami. Jedyne, na co się zgodziła, to mycie okien przez sąsiadkę, którą wynajmowaliśmy do tego zadania.
/ 09.06.2021 10:56
80-latka która nie chce pomocy od swoich dzieci fot. Adobe Stock, krutoeva

Kiedy mama trafiła do szpitala, przejęliśmy się, jakby miała już stamtąd nie wyjść. Jest po osiemdziesiątce, niby nic dziwnego, że zdrowie jej szwankuje, ale… to nasza mama. Niezłomna, niezniszczalna, nieśmiertelna. A przynajmniej taka nam się zawsze wydawała.

– Co mamy jej zawieźć? – brat spoglądał niepewnie w otwartą szafę.
– Piżamę, bieliznę, przybory do mycia, podstawowe kosmetyki – odparłam, szukając w szufladach koszuli nocnej.
– Znalazłaś? – zapytał Jarek.
– Nie. A ty?
– Mam to – wyciągnął z szafy stertę starannie poskładanych ręczników.
– Spakuj jeden większy i jeden mniejszy – podpowiedziałam.

Jarek wrzucił ręczniki do stojącej na stole torby i przyjrzał się sufitowi.

– Malowanie by się przydało…
– I to jak – mruknęłam, nurkując w szafie w poszukiwaniu bielizny.
– A może wykorzystamy czas, kiedy mamy nie ma?

W pierwszej chwili nie zrozumiałam, co mój brat ma na myśli.

– No wiesz, mama poleży kilka dni w tym szpitalu… moglibyśmy tu trochę odświeżyć. Mieszkanie jest malutkie, pójdzie szybko.
– Nie wiem… – wahałam się. – Wiesz, że nie lubi, jak decyduje się za nią.
– Ale jak jej to zaproponujemy wprost, to się nie zgodzi.

Też racja. Mama nie życzyła sobie pomocy w czymkolwiek

Zakupy? Poradzi sobie. Pójdzie powolutku, ma czas. Posprzątanie mieszkania? Uważacie, że mam brudno? Zajmijcie się lepiej swoimi domami i rodzinami. Jedyne, na co się zgodziła, to mycie okien przez sąsiadkę, którą wynajmowaliśmy do tego zadania. Bo sama mama niechętnie przyznała, że na stare lata jakiś lęk wysokości jej się przyplątał.

– To co robimy? – Jarek spojrzał na mnie wyczekująco.
– Najpierw zawieziemy jej rzeczy, pogadamy z lekarzem, a potem tu wrócimy i się zastanowimy – odpowiedziałam prędko, bo mój brat pewnie już był myślami w markecie budowlanym.
– Dobra.

Mama nie wyglądała najlepiej, jednak lekarz nas uspokoił, że to normalne, bo organizm pacjentki jest osłabiony.

– Podejrzewamy zapalenie płuc. U osób starszych przebiega ono nieco inaczej. Zostawimy panią Janinę u nas na jakiś tydzień. Porobimy badania, włączymy antybiotyk…

Posiedzieliśmy potem u mamy, ale szybko zrobiła się senna.

– Wpadniemy wieczorem – obiecałam, całując ją w czoło.

Ledwo wyszliśmy ze szpitala, Jarek zaczął nawijać o remoncie.

– Poczekaj, najpierw zobaczymy, co trzeba zrobić, spiszemy listę zakupów – powstrzymywałam jego zapędy.

Jarek od dziecka był w gorącej wodzie kąpany

Jeśli wpadł na jakiś pomysł, momentalnie brał się do realizacji. Pewnie dlatego tak dobrze rozwijała się jego firma, którą założył jeszcze na studiach. Nie czekał na cuda, na mannę z nieba, tylko zakasywał rękawy i działał. Ja byłam hamulcowym. Po dokładnym obejrzeniu mieszkania mamy pozbyłam się jednak wątpliwości – bezwzględnie wymagało remontu. Ustaliliśmy, że pomalujemy sufity i ściany, wymienimy tapetę w kuchni, położymy nowe wykładziny.

– Musimy jeszcze ustalić dyżury odwiedzin u mamy – przypomniałam. – Żeby się nie wydało, że coś tu robimy, bo wiesz, co będzie…
– Jedno wielkie marudzenie, a jak się Zosia Samosia zdenerwuje, to gotowa sama wypisać się ze szpitala, he he.

Kiedy wieczorem pojechaliśmy do mamy, mieliśmy już gotowy plan działania. My odwiedzamy mamę właśnie wieczorami, a w ciągu dnia wpadają z wizytami nasi małżonkowie i wnuczęta. Powinni zająć jej myśli i czas.

– Dobra, to ja z rana kupię farby i resztę, a ty pochowaj, co się da, i ogarnij trochę mieszkanie – polecił Jarek, gdy rozstawaliśmy się przed szpitalem.

Gdy wrócił z farbą, byłam w trakcie przeglądania rzeczy w szafach.

Powiedz mi, dlaczego ona nie wkłada tych nowych bluzek? – pokazałam Jarkowi kilka nierozpakowanych ubrań. – Nosi ciągle stare, a nowe leżą…
– Bo to jest mama – mruknął brat.

No tak. Przyzwyczajenie drugą naturą. Wychowując nas sama, nauczyła się oszczędzać na sobie, żeby nam nie musiała żałować na to czy owo. Dlatego póki coś się nie rozpadło zupełnie, póki dało się jeszcze pozszywać, zacerować, póty to nosiła.

– Dobra, mogę zabierać się za sufit w pokoju? – zapytał Jarek, rozkładając folię ochronną na podłodze.
– Jasne – odparłam. – Ja w tym czasie uporządkuję kuchnię.

Pracowaliśmy w pocie czoła przez kolejne dwa dni

Nie sądziłam, że malutkie mieszkanie mamy okaże się aż tak zapuszczone.

– Niech ona mi tylko jeszcze raz powie, że sama sobie posprząta – burczałam pod nosem, próbując doczyścić kuchenkę i zlew.
– Co się dziwisz? – Jarek wzruszył ramionami. – Nie ma już tyle siły ani takiego wzroku sokolego. Swoją drogą… – spojrzał krytycznie na zlew. – Chyba lepiej kupić nowy, niż szorować stary, bo zaraz emalię zedrzesz.

Westchnęłam ciężko.

– A gdzie znajdziemy taki sam? Przecież już takich nie produkują. Ile on ma lat? Ze czterdzieści?
To kupimy lepszy – Jarek nie widział problemu. – O kasę się nie martw.

Dostrzegł chyba moje wahanie. Przy trójce dzieci trudno wiele odłożyć.

– Dorzucisz się, ile możesz, albo i nic. Tylko… Sara, nie unoś się honorem jak mama, bardzo cię proszę. Kupię, co trzeba, i sprawimy jej taki wypasiony prezent na urodziny.
– Wtedy nie będzie mogła protestować, bo… to prezent! – domyśliłam się.

Kiwnął głową zadowolony z siebie. Prace remontowe trwały w najlepsze. I ciągle coś nowego wyskakiwało. Dlatego gdy lekarz powiedział, że mama zostanie jeszcze tydzień w szpitalu, było nam to na rękę. Rzecz jasna nasza mama nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie zaczęła podejrzewać.

– Jaruś, Sarunia, coś rzadko do mnie przyjeżdżacie – zaczęła przesłuchanie. – I wpadacie jak po ogień.
– Pozyskałem nowego klienta dla firmy, muszę mu poświęcić trochę czasu – wybrnął sprytnie brat.
– Wiesz, jak to jest przy dzieciach i pracy. Gotowanie, sprzątanie, pranie, sprawdzanie lekcji… – wybrnęłam ja. Mama przyglądała nam się nieufnie.
– Nie wiem, co kombinujecie, ale…
– Nic nie kombinujemy! – powiedzieliśmy zgodnym chórem.

Mama w milczeniu dotykała ścian, mebli, zasłonek…

Mieliśmy nadzieję, że ani nasi małżonkowie, ani dzieciaki nie wygadają się przy babci przypadkiem. Po naszych działaniach mieszkanie mamy zmieniło swój charakter. Zrobiło się jaśniejsze, nowocześniejsze, a zarazem bardziej przytulne. Czyste sufity, pastelowe kolory ścian, nowe tapety w kuchni i łazience, nowe wykładziny. Na kładzenie kafelków nie mieliśmy czasu, odwagi ani umiejętności. Za to wstawiliśmy nowy sedes i wannę. Zawiesiliśmy nowe lustro w przedpokoju, bo stare zaszło w rogach ciemnymi plamami. Oprócz zlewu Jarek wymienił też kuchenkę i lodówkę, a w dużym pokoju zainstalował płaski telewizor, bo mama miała jeszcze taki z kineskopem. Ja dokupiłam kilka drobiazgów, które sprawiły, że mieszkanko nabrało owej urokliwej przytulności.

– Wiesz co? – podziwiałam nasze dzieło. – Tu jest prześlicznie!
– No… Miejmy nadzieję, że mamie też się spodoba. Bo jak zacznie marudzić, narzekać, całą radość zepsuje, sobie i nam – spojrzał na mnie niepewnie, ale ja odparłam szybko:
– Jakoś to przeżyjemy. Najważniejsze, że mieszkanie wygląda jak nowe.

Zdążyliśmy ukończyć remont, zanim lekarz wypisał mamę. W dniu, kiedy ją odbieraliśmy, oboje z bratem denerwowaliśmy się jak przed egzaminem. Mama weszła do mieszkania i znieruchomiała. Przyglądała się odświeżonemu przedpokojowi, dostrzegła lustro. Potem weszła do pokoju. W milczeniu oglądała ściany, nową kapę, telewizor, poduszki.

– Mamo…. – zaczęłam niepewnie. Nawet na mnie nie spojrzała.
– Mamo, ja ci wyjaśnię, jak obsługiwać ten telewizor – odezwał się ze sztucznym ożywieniem Jarek.

Ale jego też zignorowała. Weszła do kuchni i usłyszeliśmy:

– O, mój Boże…

Mama otwierała nową lodówkę, gładziła błyszczący zlew, sprawdzała działanie palników kuchenki.

– Mamo, tylko się nie denerwuj – powiedziałam prędko.

Wtedy odwróciła się do nas. Miała łzy w oczach.

– O kurde – Jarek jak w dzieciństwie, gdy coś zbroił, schował się za mnie. – Jednak będzie afera.
– Dzieci moje kochane… – szepnęła mama i przytuliła się do mnie. Jarek objął nas obie.
– Nie widziałaś jeszcze łazienki, mamuś – mruknął w nasze włosy.

Jak już zobaczyła, to usiadła na klapie nowego sedesu, zachwycona i wzruszona. A nam spadł kamień z serca.

– Uznaliśmy, że należy ci się porządny prezent na urodziny za te wszystkie chude lata, za to oszczędzanie na sobie, żeby nam coś kupić – perorował wyraźnie dumny Jarek.

– Tak czułam, że coś kombinujecie… Nawet nie wiecie, jaką mi sprawiliście przyjemność – chlipała mama. – Moje kochane dzieciaczki. To jest… to jest… Boże mój, to najpiękniejszy prezent, jak sobie mogłam wymarzyć.

Popłakując razem z mamą, myślałam jednocześnie, że może wcześniej też nie trzeba było pytać o zgodę, tylko pomagać i wyręczać. Pewne rzeczy trzeba po prostu robić. Zwłaszcza dla tych, których kochamy. 

Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem

Redakcja poleca

REKLAMA