„Mama dla mnie była zimna jak lód, zaś dla swojej wnuczki jak najsłodszy cukierek. Jestem zazdrosna o własne dziecko”

Kobieta zazdrosna o matkę fot. Adobe Stock, JenkoAtaman
„Sandra uwielbiała babcię i nie chciała się z nią rozstawać. Z czasem zaczęła nawet urządzać sceny, gdy ja przychodziłam i babcia miała iść do domu. Było mi wtedy przykro, a wewnętrzne dziecko zaklęte we mnie cierpiało katusze. Też chciałam być kochana”.
/ 23.05.2022 10:40
Kobieta zazdrosna o matkę fot. Adobe Stock, JenkoAtaman

Moja mama nigdy nie należała do osób wylewnych, a w stosunku do mnie była wręcz oschła. Nie przypominam sobie, by okazywała mi czułość czy nadmiernie się o mnie troszczyła. Owszem, miałam co jeść i w co się ubrać, mogłam się z nią wybrać na zakupy, jeździłyśmy razem na wczasy.

Ale mało ją interesowało, czy zjadłam to, co przygotowała, i co robiłam po lekcjach, gdy ona jeszcze była w pracy. Koleżanki zazdrościły mi takiej swobody, ja w sumie też nie narzekałam. Chociaż bywały dni, gdy czułam się samotna.

Taty praktycznie nie znam – jest marynarzem i rodzice rozwiedli się, gdy byłam mała. Nie miał kto mnie kontrolować, ale i nie miał kto przytulać…

Najbardziej to przeżywałam, gdy byłam nastolatką. Bo chociaż nie musiałam kłócić się o każde wyjście na imprezę, jednocześnie zazdrościłam koleżankom, że one muszą! Czasami miałam wrażenie, że mojej mamy nie obchodzi ani moje zdrowie, ani bezpieczeństwo. Raz zrobiłam głupią rzecz: uciekłam z domu. Tylko po to, żeby zobaczyć, czy jej na mnie zależy.

Zadekowałam się u koleżanki, lecz po dwóch dniach nie wytrzymałam, zadzwoniłam do mamy. Przyjechała po mnie natychmiast, cała zapuchnięta od płaczu. Schudła przez te dwa dni chyba ze trzy kilo.

Było mi naprawdę głupio, ale… byłam szczęśliwa

Przegadałyśmy wtedy całą noc. Nie krzyczała na mnie. Powiedziałyśmy sobie wiele. Ja jej, że mi smutno i źle, bo nie czuję jej miłości. Ona mnie, że zawsze miała kłopot z jej okazywaniem, bo i ona niewiele dostała uczucia. Ale że postara się to zmienić.

Rzeczywiście, starała się. Na początku było to nieporadne, jednak miłe. W sumie ta ucieczka pomogła – ja i mama zostałyśmy przyjaciółkami.

A potem ja wyjechałam z domu, najpierw do szkoły, na studia, potem na parę lat za granicę. Wróciłam ze swoim przyszłym mężem, Polakiem poznanym na saksach, i szybko się pobraliśmy. Za zarobione pieniądze kupiliśmy mieszkanie, więc znowu rzadko przebywałam z mamą.

Ona zresztą przez te lata, gdy mnie w Polsce nie było, ułożyła sobie życie beze mnie. Przeszła na wcześniejszą emeryturę i z gronem znajomych ciągle gdzieś wyjeżdżała.

Pięć lat temu coś się zmieniło. Ja zaszłam w ciążę, co przyjęłam z dość dużym zaskoczeniem. Nie byłam najmłodsza, a ponieważ wcześniej nam nie wychodziło, zaczęłam godzić się z myślą, że mamą nie zostanę.

Nie rozpaczałam z tego powodu, bo nie miałam wybitnie rozwiniętego instynktu macierzyńskiego; nie było mi to potrzebne, by czuć się kobietą spełnioną. Ale nie ukrywam, że się ucieszyłam. Kiedy urodziła się Sandra, ja i mąż zupełnie oszaleliśmy. Cały świat przestał się liczyć, ważna była tylko nasza mała, śliczna córeczka.

A jednak ona potrafi przytulać

Gdy skończył mi się urlop macierzyński, bez wahania wzięłam wychowawczy. Chociaż w domu się nie przelewało, nie wyobrażałam sobie, żebym mogła zostawić swoją kruszynkę. Jednak wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała to zrobić, bo przecież za coś musieliśmy żyć!

A wtedy, nie było wyjścia – musiałam poprosić o pomoc moją mamę. A ona, o dziwo, zgodziła się. Zresztą, też zwariowała na punkcie wnuczki i nie miała specjalnych oporów, by posiedzieć z nią, gdy my np. szliśmy do sklepu lub do znajomych.

Więc ustaliłyśmy, że spróbujemy – ja wróciłam do pracy, a moja mama została nianią na pełen etat.
Sprawdziła się, i to w każdym calu! Sandra uwielbiała babcię i nie chciała się z nią rozstawać. Z czasem zaczęła nawet urządzać sceny, gdy ja przychodziłam i babcia miała iść do domu. Było mi wtedy przykro, chociaż jednocześnie cieszyłam się, że mała zostaje z kimś, kogo kocha.

Czas mijał, Sandra skończyła 4 lata. Postanowiliśmy wstrzymać się z posłaniem jej do przedszkola. Po co, skoro babcia dbała o wszystkie jej potrzeby i prowadzała na różne zajęcia? Lepiej na pewno nikt jej nie wychowa!

Może do uczuć też trzeba dorosnąć?

A uświadomiłam to sobie pewnego sierpniowego dnia, gdy wracałam wcześniej z pracy. Była awaria komputerów i szef nas zwolnił… Szłam przez park do domu, wiedząc, że moje dziewczyny często spędzają tam popołudnia, i licząc na to, że je spotkam.

Faktycznie, były. Przystanęłam nieco schowana za rozłożystym krzakiem bzu i patrzyłam, jak się bawią. Sandra biegała, zbierając coś, pewnie kwiatki albo kamyki. Co chwila podbiegała do babci i rzucała się jej na szyję, wręczała zebrane skarby i znowu odbiegała. A babcia, zanim wypuściła wnusię z objęć, za każdym razem porządnie ją obcałowywała.

Stałam tak i patrzyłam. Nie pamiętam, żeby moja mama mnie całowała, przytulała, ściskała. Nie pamiętam, by miała dla mnie czas! Byłam szczęśliwa, że tak kocha Sandrę, ale jednocześnie gdzieś tam czułam żal, że mnie tak nie kochała… Ale chyba nie będę z nią o tym rozmawiać. Niczego nie zmienię, a przecież to nie jej wina. Może do uczuć też trzeba dorosnąć?

Czytaj także:
„Brat chciał wzbogacić się na mogile rodziców i wciągnął mnie w perfidne oszustwo. Podstępem wyłudził ode mnie 15 tysięcy”
„Zgodziłam się wziąć ślub z kolegą, żeby mógł odziedziczyć fortunę po ciotce. Jest tylko jeden problem... nie kocham go”
„Uwiódł mnie na wakacjach i podrzucił narkotyki do walizki. Na lotnisku zniknął, a mnie otoczyła policja”

Redakcja poleca

REKLAMA