„Mama padła ofiarom oszustów. Przez jej naiwność straciliśmy 15 tysięcy złotych i nerwy”

kobieta, którą oszukano na gigantyczną sumę fot. Adobe Stock, Monkey Business
Byliśmy załamani. Dramat polegał na tym, że mama popełniła to głupstwo dwa lata wcześniej. Oczywiście kredyt okazał się ponad jej siły.
/ 30.12.2021 07:33
kobieta, którą oszukano na gigantyczną sumę fot. Adobe Stock, Monkey Business

– Mamo, jak mogłaś zrobić coś tak głupiego?! – chyba nigdy wcześniej nie odezwałam się w ten sposób do matki, ale też nigdy wcześniej mama nie wycięła nam takiego numeru…

Sprawa wybuchła podczas 75-tych urodzin mamy

Jak zwykle były kwiaty i tort bezowy, ale mama była inna niż zwykle – przygaszona, myślami wyraźnie gdzie indziej. Kiedy poprosiła, żebyśmy z Pawłem, moim bratem, zostali z nią na chwilę po przyjęciu – wiedziałam, że stało się coś złego.

– Ci państwo wyglądali tak sympatycznie, poza tym to przecież byli lekarze – mówiła, prawie płacząc. – Sami zawsze mówicie, że powinnam się zdrowo odżywiać…

Nasza mama padła ofiarą znanego oszustwa. Zaczyna się od zaproszenia na darmową wycieczkę połączoną z wykładem na temat zdrowia. Miła pani w telefonie namawia. Starszy, samotny człowiek jest idealną ofiarą – nudzi się i chętnie skorzysta z szansy bycia wśród innych. Wycieczka kończy się „wykładem”, który dotyczy jednego produktu – wyjątkowego, za to niezwykle drogiego. W tym wypadku był to preparat z tłuszczu wieloryba – wzmacniający kości i stawy, poprawiający wzrok, regulujący ciśnienie. Tak cudowny, że warto wziąć niewielki kredyt, żeby go kupić…

– Mamo, przecież to w aptece kosztuje jakieś siedemdziesiąt złotych, a nie siedem tysięcy! Ty masz dwa tysiące emerytury! I z tego chciałaś jeszcze spłacać kredyt?!

Byliśmy załamani. Dramat polegał na tym, że mama popełniła to głupstwo dwa lata wcześniej. Oczywiście kredyt okazał się ponad jej siły.

Nie zapłaciła jednej raty, potem drugiej

Bank natychmiast naliczył koszmarne odsetki, co ostatecznie odebrało mamie szansę na spłaty. A potem zaczęła się spirala. Odsetki od odsetek, kwoty rosnące w postępie geometrycznym… Po paru miesiącach rozpaczliwych prób mama zrozumiała, że i tak nie zdoła spłacić kredytu, więc… przestała go spłacać. Początkowo poczuła ulgę. Ale potem zaczęły się telefony, a w słuchawce odezwał się pan z firmy windykacyjnej. I ten pan nie przypominał już tej miłej pani, która zapraszała mamę na wycieczkę…

Najpierw telefonował raz na tydzień, potem już codziennie. Mama ma staromodny, stacjonarny telefon, w którym nie można zobaczyć, kto dzwoni, ale czasem próbowała nie odbierać. Kiedy długo nie odbierała, dzwonił o świcie albo o dziesiątej wieczorem. Czasem kilka razy z rzędu. Z początku był uprzejmy, a potem zaczął straszyć. Straszył sądem, policją, więzieniem… „Przyjdziemy po panią” – to była najłagodniejsza forma.

Od kilku tygodni zwracał się już do naszej matki per „ty”, a wyzwiska i wulgaryzmy były na porządku dziennym. Nic dziwnego, że od miesięcy fatalnie spała i brała środki na uspokojenie.

Paweł by go przestraszył, ale to nie było rozwiązanie

Nie byliśmy w stanie od ręki spłacić długu, który urósł już do piętnastu tysięcy. Paweł miał ogromny kredyt na mieszkanie, ja od pół roku byłam bez pracy. Zaproponowałam, że spłacimy tyle, ile możemy, a potem dogadamy się z tą firmą windykacyjną na jakieś raty. Po tym, jak ci ludzie potraktowali moją matkę, nie miałam ochoty prosić ich o nic, ale nie było innego wyjścia. Jednak mój brat spojrzał na mnie jak na osobę niespełna rozumu.

– Jesteś kompletnie naiwna… To są oszuści i bandyci. Jeżeli się zorientują, że jest ktoś, kto może wyłożyć jakieś pieniądze, to już się w życiu nie odczepią. Na takiego typa jest tylko jeden sposób. Trzeba poczekać w ciemnej ulicy i nakłaść po mordzie. Nie widziałem człowieka, ale spodziewam się, że to jakiś wymoczek. Po pięciu minutach będzie żałował, że wybrał ten zawód…

Obie z mamą gorąco zaprotestowałyśmy. Paweł był zawodowym oficerem, swego czasu komandosem. Wiele lat uprawiał sporty walki, miał pięść wielkości małego melona. Niewątpliwie umiałby skutecznie przestraszyć każdego windykatora, ale przemoc nie była żadnym rozwiązaniem.

– Niech cię ręka boska broni, Pawełku! – krzyknęła mama. – Karolcia ma rację. Trzeba się jakoś porozumieć. Zrobiłam źle, ale ja przecież wcale nie chciałam ich oszukać. O, tu jest wizytówka tego człowieka…

Paweł wzruszył ramionami – uznał, że nie ma sensu dalej z nami gadać. Następnego dnia zebraliśmy pięć tysięcy, a ja zadzwoniłam do windykatora. Zaproponowałam wpłatę i rozłożenie reszty na drobne kwoty. Byłam pełna dobrej woli. Usłyszałam, że owszem, mogą przyjąć pięć tysięcy, a resztę mama ma zapłacić w ciągu dwóch miesięcy. Zanim zdążyłam podjąć dyskusję, windykator rozłączył się.

Wpłaciłam pieniądze, licząc, że przynajmniej zyskamy te dwa miesiące, a mama trochę odpocznie. Dlatego, kiedy zadzwoniła do mnie tydzień później, myślałam, że się rozpadnę z wściekłości.

– Był u mnie wczoraj! Przyszedł wieczorem, bez uprzedzenia, zadzwonił domofonem i powiedział, że muszę zapłacić tysiąc do końca tygodnia, bo wpłaty muszą być regularne… Wyszłam na balkon, a on tam stał i patrzył na mnie… – mama była kompletnie roztrzęsiona.

Starałam się ją uspokoić, potem zadzwoniłam do Pawła

Wysłuchał mojej relacji spokojnie, ale wiedziałam, że się gotuje.

– W dalszym ciągu nie jestem za tym, żebyś dał mu w mordę, ale może faktycznie powinieneś z nim pogadać mniej grzecznie niż ja. Dam ci jego telefon. Nazywa się… Podałam nazwisko z wizytówki.

Paweł się zaśmiał.

– Ależ ja go znam! Ty też, tylko nie pamiętasz. Myśmy z nim chodzili do szkoły. On jest z mojego rocznika i ja z nim trenowałem siatkówkę. Krótko, bo był słaby i szybko odpadł, ale pamiętam gościa. Mieszkali na Kościuszki, przy przedszkolu. Może on jeszcze tam mieszka? Dlatego się zaparł na mamę – blisko ma. Dobra, to ja z tym gnojkiem pogadam…

Następnego dnia miałam urwanie głowy. W domu była awaria, musiałam szukać fachowców i biegać po sklepach. Odebrałam jednak telefon od mamy. Miała dziwny głos…

– Karolciu, czy ty może rozmawiałaś wczoraj z Pawłem? Czy podałaś mu dane tego windykatora? Co mu powiedziałaś?

Przeprosiłam na chwilę panów hydraulików i poprosiłam mamę, żeby, zamiast zadawać pytania, powiedziała mi, co się stało. Jej opowieść mnie przeraziła… Windykator Nowakowski faktycznie wciąż mieszkał na Kościuszki, dlatego ta wiadomość dotarła także na podwórko mamy. Poprzedniego wieczora znaleziono go w krzakach za kotłownią – pobitego do nieprzytomności. Policja chodziła po domach i wypytywała sąsiadów. Obie pomyślałyśmy to samo.

Paweł może chciał go tylko przywołać do porządku, jednak windykator powiedział coś głupiego, na przykład o mamie. Mój brat jest bardzo dobrym człowiekiem, ale był w Afganistanie i Iraku. Obrażanie jego matki to bardzo niebezpieczny pomysł… Było pewnie kwestią godzin, kiedy policja dotrze do „podopiecznych” Nowakowskiego… Cokolwiek zrobił Paweł, nie wydamy go przecież!

– Mamo, nie wolno ci powiedzieć policji, że rozmawiałaś z Pawłem o swoim długu. Rozmawiałaś tylko ze mną i ja ci dałam pieniądze. Ja potwierdzę twoją wersję. W razie czego, wczoraj wieczorem Paweł był u mnie na kolacji. Będzie miał alibi.
– Boże, to wszystko przeze mnie, gdybym nie kupiła tego nieszczęsnego tłuszczu… – lamentowała mama.

Bałam się jednak, że nie uratujemy Pawła przed więzieniem. Może powinien natychmiast uciekać z Polski?! Wieczorem pojechałam do brata. Bez uprzedzenia – telefony mogły przecież być na podsłuchu… Otworzył mi w szlafroku.

– Przepraszam, nie dotarłem jeszcze do tego typa. Ale przysięgam, jutro zrobię to na pewno…

Pomyślałam, że kłamie, bo nie chce mnie w to wplątywać.

– Paweł, jesteśmy rodziną i nie zostawię cię bez pomocy bez względu na to, co zrobiłeś gnojkowi… Ten windykator od wczoraj leży w szpitalu. Został pobity i wciąż nie odzyskał przytomności. Jeżeli to ty…

Paweł zrobił wielkie oczy. Był autentycznie w szoku. Znałam go na tyle, by być pewna, że to nie on. Co za ulga!

– Mam doskonałe alibi. Byłem na inspekcji w terenie, daleko stąd – powiedział. – To nie ja. Przykro, że aż tak bardzo porachowali mu kości, ale kto sieje wiatr, zbiera burzę… Podejrzewam, że miał jeszcze kilka ofiar poza mamą. Może syn lub synowie którejś stracili resztki cierpliwości…

Dalszy ciąg tej historii poznałam dużo później. Rzeczywiście – Nowakowski stosował swoje paskudne metody wobec wielu dłużników. Traf chciał, że w tym samym momencie, co naszą mamę, nachodził także pewnego byłego cinkciarza z szerokimi znajomościami wśród „chłopaków z miasta”. Kiedy Nowakowski odzyskał przytomność, odmówił wniesienia oskarżenia, twierdząc, że pośliznął się na skórce od banana.

Do pracy w firmie windykacyjnej już nie wrócił, a jego przypadek musiał korzystnie wpłynąć na jego kolegów z pracy – dług mamy rozłożono na kilkadziesiąt drobnych rat, a telefony z pogróżkami już nigdy się nie powtórzyły. Jeszcze przez lata będziemy spłacać ten specyfik, więc skorzystajcie z naszych doświadczeń. Strzeżcie się miłych ludzi, którzy oferują darmowe wycieczki. Darmowe wycieczki są wyjątkowo kosztowne.

Czytaj także:
Namolnej sąsiadce przeszkadzało nawet, że używam dużo czosnku
Miałam być włoską księżniczką, a zostałam workiem treningowym
Siostra ukochanego zginęła w wypadku, więc zaopiekowałam się jej córką

Redakcja poleca

REKLAMA