„Mama była bita i poniżana przez swoich partnerów. Przez jedną z takich awantur spędziłam rok na pogotowiu opiekuńczym"

Kobieta, która chroni córkę fot. Adobe Stock, motortion
„Życie nigdy mamy nie rozpieszczało. Od najmłodszych lat musiała mierzyć się z alkoholizmem swoich rodziców, bo moja babcia podobno piła od zawsze. Ciągnęło do alkoholików. Mój ojciec ją zostawił, więc szukała oparcia w kolejnych >>wujkach<<, którzy mieli twardą rękę".
/ 22.08.2021 11:27
Kobieta, która chroni córkę fot. Adobe Stock, motortion

Czasem, nawet wbrew sobie i rozsądkowi, powielamy błędy naszych rodziców. bo „żyć lepiej” wcale nie znaczy „łatwiej”.

Drobne chwile szczęścia… Która z nas ich nie zna?

Te poranki, kiedy maluchy z radosnym piskiem pchają się do naszego łóżka; nieoczekiwany uśmiech albo całus, pierwsza, nieudana jeszcze próba przygotowania nam śniadania, pomocy przy odkurzaniu… Nasze kochane maluchy. Dzieci, za które oddałybyśmy wszystko.

Kiedy urodziłam Natalkę i po raz pierwszy spojrzałam na jej buźkę, dotknęłam jej malutkich paluszków – poczułam, jak ogrania mnie fala miłości. Uczucie nieporównywalne z żadnym innym. Zrozumiałam, że dla tej małej istotki zrobię absolutnie wszystko. Patrząc, jak ona rośnie, coraz częściej myślałam o mojej mamie. I niczym błyski flesza wracały do mnie wspomnienia zdarzeń, o których w na szym domu się nie mówiło.

Z deszczu pod rynnę. Widać taki jej los

Mama jest prostą kobietą. Życie nigdy jej nie rozpieszczało. Od najmłodszych lat musiała mierzyć się z alkoholizmem swoich rodziców, bo moja babcia podobno piła od zawsze. Dla dziadków flaszka była ważniejsza od dzieci, a potem od wnuków.

Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie przytulili, wzięli na kolana, przeczytali bajkę czy ofiarowali jakąś zabawkę. Kiedyś, gdy byłam jeszcze mała, chętnie przychodzili na moje urodziny i imieniny. Oczywiście nie po to, żeby bawić się ze mną, tylko napić za darmo. Mama kuliła się wtedy w sobie, stawała się jakaś dziwnie cicha i czujna.

Cały czas w trakcie tych „przyjęć” krążyła wokół mnie i mojego młodszego braciszka. Tuliła nas, głaskała, podtykała najlepsze (choć skromne) kąski i zagadywała, bylebyśmy tylko nie patrzyli na to, co się dzieje przy stole. Na coraz bardziej pijane twarze i głośne rozmowy pełne wulgaryzmów.

A kiedy już atmosfera stawała się nie do zniesienia, wyganiała nas do łóżek. Jakby w ten sposób mogła zachować w nas resztki złudzeń na temat babci, dziadka, no i nowego „tatusia”…

Bo – co tu dużo mówić – mama w miłości szczęścia nie miała. Sama była bardzo przyzwoitą kobietą, lecz zawsze ciągnęło ją do alkoholików i złodziei. Gdyby miała więcej siły i pewności siebie, pewnie umiałaby żyć bez ich „opieki”. Niestety, moja mama nigdy nie uwierzyła w siebie. Chociaż dźwigała na swoich barkach całą rodzinę, to żyła w przeświadczeniu, że bez mężczyzny jest nikim. Zerem.

Najpierw więc związała się z moim ojcem, a kiedy ten przedwcześnie zmarł na zawał, poszukała oparcia w kolejnym panu. Na świat przyszedł mój brat, Piotrek, a zaraz potem jego ojciec przepadł bez wieści.

Mama szukała oparcia w kolejnych „wujkach”, mniej lub bardziej wobec niej brutalnych. Bo choć tak różni, to wszyscy mieli jednakowo ciężką rękę. Nie szczędzili razów mamie, a czasem i nam. I o ile swój ból mama znosiła ze spokojem, to nas chroniła, jak tylko mogła.

Nieraz wzywała policję, a potem, gdy któryś z drani obiecywał poprawę, odwoływała zeznania. Chciała wierzyć, że jest kochana. Nie wiadomo, gdzie bylibyśmy dziś, gdyby kiedyś latem kolejny wujek nie pobił Piotrusia do nieprzytomności. Mój braciszek w ciężkim stanie trafił do szpitala, natomiast ja zostałam zabrana do pogotowia opiekuńczego.

Miałam wtedy dziewięć lat, tyle co dzisiaj moja starsza córka

Nie wiedziałam, co się dzieje. Wróciłam ze szkoły, Piotruś leżał bez życia na podłodze w kuchni. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, a już byli przy nim sanitariusze z pogotowia i policja.

Ci pierwsi zabrali mi brata, ci drudzy – wujka z mamą. Po mnie przyjechała pani kurator, którą już wcześniej czasami widywałam w naszym mieszkaniu. Dziwne: traktowałam ją zawsze jak daleką ciocię i sądziłam, że wszystkie dzieci mają kogoś takiego… Kto przychodzi, pyta rodziców, jak sobie radzą, przegląda szafki i zeszyty dzieci, sprawdza zawartość lodówki, przepytuje sąsiadów.

Tamtego dnia pani kurator zabrała mnie do jakiegoś domu i nazwała go pogotowiem opiekuńczym. Płakałam, krzyczałam, że chcę do mamy albo chociaż do brata. Obiecała, że wkrótce się z nim spotkam, i zostawiła mnie u pewnych miłych ludzi.

Tamta kobieta próbowała mnie przytulić, ale ją odepchnęłam. Nie przejęła się tym i spokojnie  poszła poszukać jakichś ubrań, bo trafiam do pogotowia w starych, połatanych ciuchach. Potem wykąpała mnie, a jej mąż przygotował kolację. Zapowiedziałam, że niczego nie wezmę do ust, lecz gdy tylko poczułam zapach jedzenia, jakie u nas mama podawała od święta – natychmiast zmiękłam.

Wciąż pamiętam smak tamtej jajecznicy z kawałkami kiełbasy przyrumienionej na patelni, grube kromki pysznego białego chleba i masło rozpływające się w ustach… Zjadłam, chociaż w gardle miałam gulę strachu.

Bardzo tęskniłam za mamą, za bratem

Potem ta kobieta pokazała mi, gdzie stoi moje łóżko.

– Inne dzieci już śpią, bo jest późno, dlatego poznasz je jutro, jak się wyśpisz – powiedziała, powlekając pościel. – Spróbuj zasnąć, kochanie – przytuliła mnie mimo wszystko.

– Co ja tu robię? – zapytałam.

– Będziesz u nas, dopóki twoja mama i tata nie dojdą do siebie – odparła kobieta łagodnie, otulając mnie kołdrą.

– To nie jest mój tata! – poderwałam się. – On uderzył Piotrusia… A wcześniej bił mamę. Niech go pani przepędzi i pozwoli mi wrócić do mamy!

– Skarbie… – kobieta przysiadła na skraju łóżka, pogłaskała mnie po głowie. – Na pewno niedługo wrócisz do domu, spotkasz się z mamą i braciszkiem, ale teraz w niczym im nie pomożesz. Piotruś jest w dobrych rękach, zajmują się nim świetni lekarze, a mama musi ochłonąć, uspokoić się. Ale wkrótce do ciebie przyjedzie. Nie martw się, wszystko będzie dobrze.

Tamtej nocy prawie nie zmrużyłam oka. Mimo że pościel pachniała czymś cudownym, była miękka i przyjemna, nie mogłam zapomnieć o mamie. Bałam się, że już nigdy jej nie zobaczę, i że mój braciszek umrze, podobnie jak kiedyś tata.

Obudziłam się nad ranem. Leżałam w kałuży własnego moczu. Przestraszyłam się, że mężczyzna mieszkający w pogotowiu mnie zbije, bo wujek zawsze krzyczał na Piotrusia, kiedy ten się moczył. Jednak miła kobieta bez słowa zdjęła ze mnie przemoczoną pidżamę, okryła szlafrokiem i zaprowadziła do łazienki. W tym czasie jej mąż wyniósł przemoczoną pościel i kołdrę. Nikt nie powiedział mi złego słowa…

Tak zaczął się rok mojego życia w pogotowiu

Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do prowadzącego go małżeństwa – Izy i Tomka, oraz do dzieci, które tutaj trafiały. Zaraz następnego dnia przyjechała do mnie po raz pierwszy mama. Już wiedziałam od pani kurator, że Piotruś przeżył i powoli dochodzi do siebie w szpitalu, wujek trafił do aresztu i czeka na rozprawę w sądzie, a mama musi pokazać, jak bardzo jej na nas zależy. Takie ultimatum postawiła jej pani sędzia.

Miała zerwać kontakty z wujkiem i zamiast wiązać się z kolejnym mężczyzną – popracować nad sobą pod okiem pani kurator, psychologa i pedagoga. Inaczej by jej nas odebrano. Podobno płakała, obiecując, że zrobi wszystko, żeby nas zatrzymać.

Nie było jej łatwo, bo mimo ogromnej miłości do nas musiała uwierzyć w siebie, poszukać pracy, zadbać o dom, stworzyć rodzinie godne warunki do życia. Starała się znowu na nas zasłużyć.

Przez ten rok widywałam mamę co tydzień. Najpierw przyjeżdżała do mnie, potem – gdy w tym samym pogotowiu opiekuńczym umieszczono Piotrusia – do nas obojga.

Mój braciszek po razach wujka doznał wstrząśnienia mózgu, miał pękniętą wątrobę, złamane dwa żebra, rączkę i nóżkę. Po operacji jeszcze długo leżał w szpitalu, a później wymagał rehabilitacji. Najpierw na ćwiczenia woziła go Iza, lecz przyszedł dzień, kiedy przekazała te obowiązki mamie.

Widziałam ją, jak przyjeżdżała blada, zmęczona po nocnej zmianie i zabierała Piotrusia na zabiegi. Potem sama jeszcze długo w naszym pokoju masowała mu palce. Nieraz miała w łzy w oczach. Wzdychała i mówiła, że tęskni za wujkiem…

Przede mną trzymała fason, ale wypłakiwała się Izie.

– Po co ci taki facet? Pamiętaj, nie możesz się związać z byle kim! Nie możesz pozwolić, żeby ktoś tobą pomiatał i zagrażał życiu dzieci – tłumaczyła jej Iza.

Cztery lata później pojawił się Jurek

Lecz więcej od jej słów znaczył przykład. Widziałam, jak mama podpatruje to, co się działo między Izą a Tomkiem. Przyglądała się, gdy ten szykował obiad albo kolację, przewijał mniejsze dzieci, bawił się z nami, pilnował naszych lekcji i ze spokojem odpowiadał na najdziwniejsze pytania. Tomek nie spędzał wieczorów z kumplami ani z piwem przed telewizorem. I chyba wtedy mama zobaczyła, że mężczyzna to nie pan i władca, tylko partner.

Po roku Piotruś i ja wróciliśmy do mamy, do pięknie odnowionego mieszkania. Chociaż żyło nam się o wiele skromniej niż w pogotowiu, to byliśmy szczęśliwi, że znowu jesteśmy razem.

Wujek trafił do więzienia i na zawsze zniknął z naszego życia. Na początku bałam się, że wkrótce zastąpi go ktoś inny, ale minęły cztery lata, nim mama przedstawiła nam sporo starszego do siebie, skromnego, cichego mężczyznę. Jakże innego od tych, których dotąd znałam!

Jurek zastąpił nam ojców.

Był na każde nasze wezwanie. Dbał o nas, jakbyśmy byli jego dziećmi. Kupował prezenty, odrabiał z nami lekcje, zabierał do kina. Potrafił też być stanowczy, zwłaszcza kiedy Piotrek zaczął dojrzewać i buntować się przeciwko rodzicom. Jednak nigdy nas nie poniżał.

Przeciwnie – mówił, że stać nas na więcej, bo jesteśmy zdolni i wyjątkowi. Jak nikt inny potrafił cieszyć się z każdego naszego sukcesu. Myślę, że dzięki niemu zdaliśmy do liceum. Piotrek potem wybrał studium fizjoterapeutyczne, a ja odważyłam się pójść na studia pedagogiczne.

Chyba nigdy nie zapomnę łez w oczach mamy, kiedy po pierwszym semestrze pokazałam jej swój indeks wypełniony od góry do dołu piątkami. Jurek wtedy mocno nas obie przytulił.

– Zawsze będę z was dumny – powiedział. – Z ciebie, Halinko, bo potrafisz kochać jak nikt inny i dobrze wychowałaś nasze dzieci, i z ciebie, Moniczko, bo jesteś całym naszym światem.

Powiedział mi też wtedy, że jestem najlepszą córką, jaką mógłby sobie wymarzyć…

Wszyscy nauczyliśmy się czegoś o sobie

Mama niechętnie wraca do naszej przeszłości. Jak sama mówi, jej życie zaczęło się w chwili, gdy poznała Jurka, ale je myślę, że stało się to znacznie wcześniej. Wtedy, gdy jako mała, zaniedbana dziewczynka postanowiła, że nigdy nie weźmie do ust alkoholu, który niszczył jej rodziców.

Dziwne, ale gdyby nie ten wujek, i jego razy wymierzone mojemu braciszkowi, gdyby nie ten rok w pogotowiu – nie bylibyśmy z Piotrkiem i mamą tymi ludźmi, którymi dzisiaj jesteśmy.

Czytaj także:
„Po ciąży moja żona z super laski zmieniła się w trola. Chciałem jej pomóc, a ona nasłała na mnie swoją matkę"
„Czułam, że ta lafirynda leci na mojego faceta. Widziałam jak się ślini i wypina, ale nie sądziłam, że ma chętkę na mnie"
„Mój mąż dla żartu zrobił sobie test ciążowy. Wynik wyszedł pozytywny. Dzięki niemu odkrył, że... ma raka"

Redakcja poleca

REKLAMA