Już postanowiłem. Najbliższe święta Bożego Narodzenia spędzę jeszcze z córką, jej mężem i dziećmi. Ale od razu po Nowym Roku pakuję swoje pamiątki i najpotrzebniejsze rzeczy, i przenoszę się do domu opieki. Nie dlatego, że wśród najbliższych dzieje mi się krzywda. Wręcz przeciwnie – wszyscy z oddaniem się mną opiekują. Po prostu uważam, że tak będzie lepiej. I dla nich, i dla mnie.
Zawsze byłem energicznym, silnym mężczyzną. Ciężko pracowałem, by zapewnić rodzinie godziwy byt. Chciałem, żeby moim ukochanym dziewczynom, żonie i córce, niczego nie brakowało. I chyba mi się to udało. Dorobiliśmy się z Jadwigą pięknego mieszkania, dobrego samochodu, ślicznej działki za miastem.
Naszą Edytkę wysłaliśmy na studia, a gdy oznajmiła, że chce wyjść za Wojtka, wyprawiliśmy wspaniałe wesele i kupiliśmy kawalerkę w prezencie ślubnym. Zięć okazał się obrotnym i pracowitym mężczyzną, więc młodzi dość szybko przeprowadzili się do większego mieszkania.
Wkrótce potem urodziła im się córka, a potem druga. Śmialiśmy się z żoną, że widać tak już w naszej rodzinie jest, że przychodzą na świat same dziewczyny. Uwielbialiśmy nasze wnuczki. Gdy Edytka i Wojtek chcieli gdzieś wyjść lub po prostu pobyć tylko ze sobą dzień lub dwa, chętnie je do siebie zabieraliśmy.
Mieliśmy nadzieję, że oboje doczekamy chwili, gdy staną na ślubnym kobiercu, że będziemy cieszyć się prawnukami. Święcie wierzyłem, że dożyjemy z moją Kalinką w zdrowiu sędziwego wieku. I będziemy siedzieć na tarasie naszego domku na działce otoczeni liczną rodziną.
Szczęśliwi, uśmiechnięci
Niestety, los spłatał mi okrutnego figla. Moja żona nagle zmarła. Na zawał. Wyszła do sklepu po zakupy i już nie wróciła. Podobno nagle osunęła się na chodnik i leżała bidulka kilka minut, bez pomocy. Ktoś z przechodniów zadzwonił po pogotowie, ale na ratunek było już za późno. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że nie poszedłem z nią wtedy do tego sklepu.
Ale w telewizji pokazywali jakiś ważny mecz naszej reprezentacji. No i zostałem w domu. Może gdybym był obok i szybciej wezwał karetkę udałoby się ją uratować… Długo nie potrafiłem pozbierać się po śmierci Kalinki. Przed najbliższymi udawałem, że jakoś sobie radzę, ale gdy zostawałem sam, kompletnie się rozklejałem. Nie chciałem nigdzie wychodzić, z nikim się spotykać.
Godzinami siedziałem nad albumem z naszymi zdjęciami i wspominałem wspólnie spędzone chwile… Gdyby nie Edytka, nie wiadomo, coby się ze mną stało. Córka bardzo szybko zorientowała się, że moja dzielna mina to tylko gra, i wzięła sprawy w swoje ręce. Odwiedzała mnie codziennie, mobilizowała do działania, aktywności. Wnuczki i zięć bardzo ją w tym wspierali. I kiedy wydawało się, że zaczynam wychodzić na prostą, spotkał mnie kolejny cios.
Okazało się, że mam raka
Jednego dnia świętowałem z najbliższymi swoje 67. urodziny, a tydzień później lekarz postawił tę przerażającą diagnozę. Dla mnie to był znak. Wiadomość z zaświatów, że Kalince ciężko tam beze mnie, że na mnie czeka. W pierwszej chwili nie chciałem się leczyć. Ale córka znowu wkroczyła do akcji.
Przekonywała, żebym się nie poddawał, mówiła, że nie chce mnie stracić. Bardziej dla świętego spokoju niż z przekonania zgodziłem się na operację, a potem chemioterapię. Sądziłem, że to nic nie da, i dołączę do swojej żony, lecz los znowu spłatał mi figla. Przeżyłem, ale kompletnie opadłem z sił. Choroba wyssała ze mnie całą energię. Myślałem, że słabość z czasem minie, tylko że zamiast lepiej, było coraz gorzej.
Zacząłem mieć kłopoty z chodzeniem, codziennymi obowiązkami. Bywały dni, że nie byłem w stanie dojść nawet do przychodni, która była po drugiej stronie ulicy. Potwornie mnie to denerwowało. Przy najbliższych oczywiście zgrywałem chojraka. Gdy przyjeżdżali w odwiedziny, chodziłem wyprostowany, pewnym krokiem.
Mówiłem, że świetnie się czuję, nawet podejrzliwa córka w to wierzyła. Ale gdy tylko zamykały się za nimi drzwi, opadałem bez sił na fotel. Po pół roku zrozumiałem, że nie poradzę sobie dłużej sam. Uznałem, że najlepiej będzie, jak pójdę do domu seniora. Nie chciałem być dla nikogo ciężarem. Wynalazłem sobie nawet taki jeden w naszym mieście. Kameralny, z dobrą opinią.
Pobyt kosztował krocie, lecz wykombinowałem, że jak wynajmę mieszkanie i dołożę emeryturę, to spokojnie zapłacę. Któregoś dnia powiedziałem o swoich planach córce. Spojrzała na mnie zdumiona.
– O czym ty mówisz, tato?!
– No wiesz, nie najlepiej się ostatnio czuję… Potrzebuję pomocy i opieki – zacząłem tłumaczyć.
Natychmiast mi przerwała:
– Mowy nie ma! Nie będziesz żył wśród obcych, tato. Zamieszkasz z nami! – krzyknęła.
– To bez sensu. Nie chcę być dla was ciężarem, a poza tym, co na to dziewczynki, Wojtek… Chyba najpierw powinnaś z nimi o tym porozmawiać – próbowałem protestować, ale znowu mi przerwała.
– Ciężarem? Chyba żartujesz! Przecież jesteś moim ojcem. A z Wojtkiem, Kingą i Marysią rozmawiać nie muszę. Kochają cię tak samo mocno jak ja i na pewno się zgodzą. I w ogóle skończmy tę dyskusję. W najbliższy weekend przyjedziemy pomóc ci się spakować, a potem przeprowadzka – zarządziła.
Tydzień później zamieszkałem u córki
Przyjęto mnie po królewsku. Wnuczki zamieszkały nawet w jednym pokoju, żebym ja miał swój własny kąt. Byłem mile zaskoczony, bo słyszałem od swoich kolegów, że nastolatki rzadko rezygnują z wygody i prywatności, zwłaszcza dla starych dziadków. A one zrobiły to z własnej i nieprzymuszonej woli. I jeszcze z uśmiechem stwierdziły, że nie ma sprawy, spoko i cool. Nie bardzo rozumiałem, co te ostatnie słowa oznaczają, ale doszedłem do wniosku, że chodzi o to, że w tym jednym pokoju się pomieszczą…
Mijały miesiące. Najbliżsi opiekowali się mną z pełnym oddaniem. Solidarnie. Zięć rano, bo załatwił sobie pracę na drugą zmianę, córka popołudniami, wnuczki po szkole. Na zmianę wozili mnie na spacery w wózku inwalidzkim, bo nogi coraz częściej odmawiały mi posłuszeństwa, pomagali się ubrać, umyć, podawali jedzenie…
Powinienem być zachwycony i szczęśliwy, że mam tak wspaniałą rodzinę, która nie zostawiła mnie w potrzebie. I oczywiście byłem. Ale coraz częściej dręczyły mnie także wyrzuty sumienia. Tak, tak, wyrzuty sumienia! Może straciłem sprawność, lecz mój umysł ciągle działał znakomicie. I podpowiadał mi, że opieka nade mną kosztuje moich bliskich mnóstwo wyrzeczeń. Od kiedy z nimi zamieszkałem, nie mieli przecież normalnego życia, bo wszystko kręciło się wokół mnie.
Nie, nie skarżyli się, nie narzekali, ale widziałem, że są tym wszystkim już bardzo zmęczeni i sfrustrowani. Pewnie powiecie, że nie powinienem się tym przejmować, że starym rodzicom należy się opieka od dzieci, że to normalne. Może i tak, ale ja czułem się z tym bardzo źle. Bałem się, że jeśli tak dalej pójdzie, to ludzie, których kocham nad życie, po prostu mnie znienawidzą.
Zacząłem żałować, że nie zamieszkałem jednak w domu seniora. Ale gdy tylko próbowałem rozmawiać na ten temat z córką, natychmiast ucinała dyskusję. I mówiła, że nigdzie mnie nie puści, że moje miejsce jest przy nich. Nie kłóciłem się z nią, bo Edytka ma bardzo silny charakter i trudno ją przegadać. Ale po tym, co stało się ostatnio, muszę postawić na swoim.
Wojtek mówił to, co i ja wiedziałem
To było kilka dni temu. Nagle w środku nocy obudziły mnie podniesione głosy. Usiadłem na łóżku i wytężyłem słuch… Córka i zięć mówili o mnie. Wojtek skarżył się Edytce, że ma dość wiecznego szpitala w domu, że chciałby tak jak dawniej pójść do kina, do znajomych lub posiedzieć z piwkiem w ręce przed telewizorem, że wnuczki nie mają czasu na rozrywki, spotkania z przyjaciółmi. Edytka na zmianę płakała i krzyczała, że nic jej to nie obchodzi, że ja jestem najważniejszy i dopóki żyję, nic się w domu nie zmieni.
Kłócili się tak chyba z godzinę. W końcu położyli się spać, ale ja nie zmrużyłem już oka do rana. Nie dlatego, że miałem żal do Wojtka. Powiedział przecież tylko to, o czym od dawna wiedziałem… Było mi potwornie przykro, że przeze mnie doszło do awantury.
Dlatego już podjąłem decyzję. Po Nowym Roku przeprowadzam się do domu seniora. I tym razem Edytka już mnie nie przegada. Bliscy długo się dla mnie poświęcali, ale już dość. Nie chcę, żeby się przeze mnie kłócili…
Czytaj także:
„Na wieść o rozstaniu rodziców, Bożena zwyczajnie się na nich obraziła. Jak dorosła kobieta może zachowywać się jak dzieciak?”
„Uratowałam życie miejscowemu pijakowi. Zrobiłam to bezinteresownie, a mój dobry uczynek zaowocował po latach...”
„Po śmierci męża stałam się lodowata. Warczałam nawet na miłych ludzi, którzy chcieli mi pomóc”