„Po śmierci męża stałam się lodowata. Warczałam nawet na miłych ludzi, którzy chcieli mi pomóc”

Przyjaciółka mnie wykorzystywała i chciała odbić męża fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„– Niech pan wsiada do auta i wraca tam, skąd pan przyjechał. Nie mam zamiaru wysłuchiwać kolejnej porcji krytycznych uwag – warknęłam. – Zaraz, zaraz, chwileczkę! Czym zasłużyłem sobie na takie nieprzyjazne powitanie? Absolutnie nie zamierzam niczego krytykować. Tu jest tak cudownie i spokojnie, że aż mnie zamurowało z wrażenia – usłyszałam”.
/ 07.12.2022 14:30
Przyjaciółka mnie wykorzystywała i chciała odbić męża fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Kochałam naszą działkę za miastem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę chciała pozbyć się miejsca, w którym spędziłam z mężem tyle szczęśliwych dni. A jednak… Cztery lata po śmierci Henryka wystawiłam ją na sprzedaż. Nie umiałam sama zadbać o domek i ogród, brakowało mi pieniędzy na konieczne naprawy. A dorosłe już dzieci nie miały czasu, by mi pomagać. Choć więc żal ściskał mi serce, dałam ogłoszenie i czekałam na oferty. W ciągu tygodnia odebrałam kilkanaście telefonów. Większość rozmówców chciała jak najszybciej obejrzeć działkę. Umówiłam się z nimi na niedzielę, w godzinnych odstępach.

Byłam pełna nadziei

Wierzyłam, że każdy z nich od razu zakocha się w tym cudownym miejscu i będę mogła przebierać w ofertach. Niestety, nie było tak pięknie, jak to sobie wymarzyłam. Kupcy zamiast się zachwycać, tylko wybrzydzali i krytykowali… Usłyszałam, że działka jest daleko od miasta i dojazd zajmuje mnóstwo czasu, drewniany domek pewnie jest zżarty przez korniki, w ogrodzie jest za dużo drzew i krzewów, więc samochodów nie ma gdzie zaparkować, rzeka i las są za blisko, więc pewnie dzikie zwierzęta pod płot podchodzą i komary mnożą się jak wściekłe. I tak, dalej, i tak dalej. Jeden to mi nawet powiedział, że niepotrzebnie czas stracił na dojazd, bo nie spodziewał się, że to takie paskudne miejsce. Ale jak obniżę cenę co najmniej o jedną trzecią, to może przemyśli sprawę. Gdy wreszcie sobie pojechał, byłam tak rozżalona i wściekła, że nie miałam ochoty na kolejne spotkanie. A miał przyjechać jeszcze jakiś mężczyzna. Obiecałam sobie jednak solennie, że jak zobaczę choćby najmniejszy grymas na jego twarzy, to nawet nie wpuszczę go za furtkę.

Przyjechał pół godziny później, niż był umówiony. Wysiadł z samochodu i zaczął rozglądać się wokoło. Nie lubię spóźnialskich, więc już miał u mnie minus. A do tego ta postawa… Wyprostowany jak struna, dumnie uniesiona głowa. Jakby chciał powiedzieć: uwaga, to ja, padajcie przede mną na kolana. Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

„No tak, następny, który będzie tylko krytykował i narzekał… Poczekaj, już ja ci dam popalić” – pomyślałam i podeszłam do furtki.

– Oglądania nie będzie. Niech pan wsiada do auta i wraca tam, skąd pan przyjechał. Szkoda czasu! I pańskiego, i mojego! Nie mam zamiaru wysłuchiwać kolejnej porcji krytycznych uwag. Na dzisiaj mam dość! – warknęłam i ruszyłam w stronę domku.

– Zaraz, zaraz, chwileczkę! Czym zasłużyłem sobie na takie nieprzyjazne powitanie? Absolutnie nie zamierzam niczego krytykować. Tu jest tak cudownie i spokojnie, że aż mnie zamurowało z wrażenia – usłyszałam.

– Mówi pan poważnie? – wykrztusiłam.

– Jak najpoważniej! Jeśli kłamię, to niech mnie mrówki oblezą i pszczoły pogryzą! – uderzył się w pierś z rozbawioną miną.

Przepraszam za mój wybuch… Miałam dzisiaj zły dzień. Proszę, niech pan wejdzie – zaczęłam się tłumaczyć, otwierając furtkę.

Było mi głupio, że potraktowałam go tak niegrzecznie

Mężczyzna się uśmiechnął.

– Nasza znajomość zaczęła się, hm, trochę niefortunnie. Może więc zaczniemy od początku? Mam na imię Edward. I naprawdę jestem zainteresowany kupnem pani działki – skłonił się szarmancko.

– Agnieszka – dygnęłam w odpowiedzi jak pensjonarka.

Oboje się roześmieliśmy. Gdy szliśmy w stronę domku, pomyślałam, że chcę, by kupił działkę. Poczułam, że będzie dobrym gospodarzem. Pan Edward dokładnie obejrzał całą posesję. Był zachwycony i ogrodem, i domkiem. Co prawda szybko zauważył, że trzeba kilka rzeczy naprawić, wymienić, zrobić porządek z chwastami i kępami niesfornych krzewów, ale wcale go to nie zniechęciło. Wyglądało na to, że cieszy się, że czeka go robota.

– Nie ma się nad czym zastanawiać. Kupuję! Wreszcie będę mógł spędzać wolny czas tak, jak lubię. Majsterkować, pracować w ogrodzie, chodzić na grzyby i ryby.

– A nie chce pan tu najpierw przyjechać z żoną? – zapytałam. – Przecież może się jej tu nie spodobać… .

Jestem wdowcem. Od sześciu lat…

– O Boże, bardzo mi przykro…

– Nie ma o czym mówić. Los bywa czasem okrutny… No cóż, chyba wszystko już omówiliśmy… Następnym razem spotkamy się u notariusza – powiedział i ruszył do samochodu.

Gdy odjechał, zrobiło mi się nagle bardzo smutno. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym bliżej poznać tego mężczyznę, coś mnie do niego ciągnęło. Nie, nie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Po prostu świetnie się czułam w jego towarzystwie.

Nie robiłam sobie jednak żadnych nadziei

Byłam pewna, że spotkamy się w kancelarii i na tym nasza znajomość się skończy. Tydzień później spotkaliśmy się u notariusza. Po wszystkim pan Edward zaprosił mnie na kawę.

Co pani robi w najbliższą niedzielę? – zapytał, gdy usiedliśmy przy stoliku.

– Jeszcze nie wiem. Nie mam żadnych sprecyzowanych planów. A o co chodzi?

– Chciałbym prosić, żeby pojechała pani ze mną na działkę. Potrzebuję kilku informacji… Gdzie jest główny zawór od wody, korki, zapasowe dachówki i takie tam. Oczywiście po panią przyjadę, a potem odwiozę – zawiesił głos.

Już miałam powiedzieć, że w czasie pierwszej wizyty wszystko mu pokazałam, ale ugryzłam się w język.

„Czyżby on też chciał mnie lepiej poznać?” – przemknęło mi przez głowę.

– Nie ma sprawy. Chętnie jeszcze raz odwiedzę swoje ukochane miejsce – uśmiechnęłam się.

– To wspaniale! Będę pod pani domem o ósmej! A może to za wcześnie?

– Nie. W sam raz. Tylko niech pan tym razem przyjedzie punktualnie. Bo za tamto spóźnienie złapał pan u mnie wielki minus – odparłam wesoło.

Przyjechał po mnie za kwadrans ósma. Spędziliśmy razem cudowny dzień. Przy porannej kawie na tarasie zaczęliśmy sobie mówić po imieniu, przy grillu rozmawialiśmy już jak starzy znajomi… Tak się świetnie bawiłam, że zapomniałam o upływającym czasie. Do rzeczywistości wróciłam dopiero wtedy, gdy słońce zaczęło zachodzić.

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Pokażę ci, co gdzie jest, bo po to tu przecież przyjechałam, i wracam do domu. Późno już – wstałam z krzesła.

Edward zerwał się na równe nogi.

– Nie musisz niczego pokazywać. Dokładnie wiem, gdzie jest zawór od wody i tablica z korkami… Zapasowe dachówki też znalazłem – zawiesił głos.

Serce zabiło mi szybciej

– Tak? To dlaczego mnie zaprosiłeś? – spojrzałam mu prosto w oczy.

Wziął głęboki oddech.

– Bo wiem, że kochasz tę działkę i trudno ci było ją sprzedać, a ja nie chcę tu spędzać czasu sam… Może więc pomożemy sobie nawzajem i będziemy przyjeżdżać tu razem? – patrzył wyczekująco.

Zgodziłam się. Rzeczywiście, kochałam tę działkę, a na dodatek przy nowym właścicielu serce biło mi szybciej… Czy mogłam więc odmówić? Nie miałam pojęcia, co z tego wyjdzie. Czy się tylko zaprzyjaźnimy, może pokochamy a może po pierwszym okresie zachwytu znudzimy swoim towarzystwem? Ale czułam, że muszę spróbować. Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Przez ten czas spędzaliśmy z Edwardem na działce prawie każdy weekend. Staliśmy się sobie bardzo bliscy. I coś mi się wydaje, że rodzi się między nami uczucie…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA