Los wykręcił nam niezły numer, ale nie mam prawa narzekać. Robię to, co należy. Moja żona od lat żyje swoimi sprawami, już nawet jej nie obchodzi, co robię, kiedy nie ma mnie w domu. A ja jej nie wtajemniczam.
Trzy lata temu w moim życiu pojawiły się dwie cudowne dziewczynki. Obie urodziły się prawie jednocześnie, ale jedna o drugiej nic nie wie. Tę o dwa miesiące starszą nazywam swoją wnuczką, młodsza jest moją córką. Jestem człowiekiem stałym w uczuciach. Prawdę mówiąc, oprócz kilku drobnych flirtów, które nigdy nie skończyły się niczym więcej jak tylko pocałunkiem, nie miałem od ślubu innej kobiety niż żona.
Oboje z Magdą w miarę zgodnie wychowaliśmy dwoje dzieci. Kiedy kilka lat temu poszły na swoje, do naszego domu niepostrzeżenie zakradła się pustka. Naiwnie sądziłem, że im bliżej emerytury, tym więcej będziemy mieli czasu dla siebie. Tymczasem moja żona utonęła w serialach i rozmowach z przyjaciółkami. Zapisała się także na jogę i pilates. Gdzie w tym wszystkim było miejsce dla mnie? Wiem, że to głupie tłumaczenie, ale w głębi duszy poczułem się oszukany i samotny. I wtedy poznałem Justynę.
Mnie i Justynę połączyła samotność
Myli się ten, kto sobie wyobraża, że moja kochanka ma dwadzieścia lat mniej ode mnie i nogi do samej szyi. Justyna jest zaledwie o trzy lata młodsza. To, co nas połączyło, to samotność. Ona znała jej smak znacznie lepiej ode mnie. Stara panna czy singielka? Jak zwał, tak zwał. Grunt, że Justyna nigdy nie miała męża. Nie dlatego, że nie chciała – tak wyszło. –
Zawsze poświęcałam się dla innych – opowiadała mi. – Najpierw opiekowałam się chorą matką, a kiedy odeszła z tego świata, okazało się, że muszę wspierać siostrę, która urodziła niepełnosprawne dziecko i została porzucona przez męża. W tym wszystkim brakowało mi czasu dla siebie, chociaż naprawdę bardzo chciałam z kimś się związać… Ale jak miałam to zrobić, kiedy inne sprawy zawsze były u mnie na pierwszym miejscu, przed miłością?
Wiele razy odwoływałam randki, bo musiałam zająć się mamą, albo wziąć na siebie dyżur przy siostrzeńcu, kiedy siostra złapała jakąś robotę na boku. Wiadomo, rehabilitacja Damiana zawsze dużo kosztowała, liczył się każdy grosz… Niestety, jak się okazało, ta dyspozycyjność także kosztowała Justynę wiele – prywatne życie, którego nigdy nie miała.
Jej siostrzeniec wyrósł na wspaniałego człowieka, doskonale sobie radzi w życiu, i to pomimo ruchowej niepełnosprawności. Dwa lata temu ożenił się, właśnie urodziła mu się córka. Siostra Justyny, szczęśliwa jako babcia, zajęła się wnuczką. – A ja zdałam sobie nagle sprawę z tego, że sama nigdy nie doczekam się ani własnych dzieci, ani wnuków. Bo moje życie przeleciało i właśnie dopadła mnie menopauza. Jedno, co mnie czeka aż do śmierci, to pustka – podsumowała.
Chociaż miałem żonę i rodzinę, to jednak doskonale rozumiałem, o czym mówi Justyna. Połączyło nas uczucie, w którym przeważała nie tyle namiętność, co wzajemna czułość. Staraliśmy się poświęcać sobie maksymalnie dużo uwagi, wiele rozmawialiśmy, a kiedy się kochaliśmy, to bez zabezpieczenia. Nie było potrzebne, skoro Justyna już nie miesiączkowała. Kiedy okazało się, że moja synowa jest w ciąży, cieszyła się tak samo jak ja.
– Dziecko w domu to prawdziwy cud – mówiła z takim tęsknym uśmiechem. Pamiętam, pomyślałem sobie, że los naprawdę bywa niesprawiedliwy.
Justyna byłaby wspaniałą matką
Dwa miesiące później moja ukochana nagle zniknęła. Nie odbierała telefonu, nie było jej w domu. Przyznam, że szalałem z niepokoju, że coś jej się stało, obdzwoniłem nawet wszystkie szpitale, sprawdzając, czy nie uległa wypadkowi. Na szczęście w żadnym jej nie znalazłem, ale nadal nie wiedziałem, co się z nią dzieje. Nosiłem się już z zamiarem zadzwonienia do siostry Justyny lub siostrzeńca, bo chociaż oni mnie nie znali, to wiedziałem, gdzie ich szukać, gdy… Justyna znowu się pojawiła. Zadzwoniła do mnie i powiedziała poważnym tonem, że musimy porozmawiać.
– Będziesz ojcem – powiedziała, kiedy pojawiłem się u niej pół godziny później. Ale jej twarz zdradzała ślady napięcia. Przyznam, przyszło mi do głowy, że zrobiła to specjalnie i poczułem się wściekły! Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w jej oczy, bym pojął, że nie, Justyna wcale tego nie zaplanowała. Ta sytuacja była dla niej takim samym zaskoczeniem jak dla mnie.
Moja ukochana wyraźnie bała się zostać matką. Wszystko, co mogłem w tej sytuacji zrobić, to wziąć ją za rękę i powiedzieć: – Poradzimy sobie. Panika przyszła potem.
Za moment przecież miałem zostać dziadkiem! Dziadkiem i ponownie ojcem, prawie jednocześnie. Co za dziwna sytuacja… „To jakiś żart!” – myślałem.
Ten „żart” ma dzisiaj trzy latka i na imię Monisia
Od początku wiedziałem, że moja córeczka musi się urodzić. Nigdy by mi nawet nie przyszło do głowy, aby namawiać Justynę na aborcję. Przecież kiedy zaszła w ciążę, miała już czterdzieści sześć lat, i to była jej ostatnia szansa na urodzenie dziecka. Gdy się zorientowała, że organizm zamiast menopauzy zafundował jej ciążę, Justyna okazała się tak wspaniałomyślna, że powiedziała:
– Bogdan, jeśli chcesz, to obie znikniemy z twojego życia. Ja naprawdę nigdy nie chciałam stawiać cię pod ścianą…
– Nie mów tak! Nawet sobie tego nie wyobrażam! – zaprotestowałem natychmiast, szczerze przerażony. Uważałem, że jestem odpowiedzialny za to, co się stało, a poza tym dziecko przecież musi mieć ojca. Nie byłem jednak na tyle odważny, aby wyjawić prawdę swojej żonie. Rodzina do dzisiaj nic nie wie o Monisi, a moja mała córeczka nie ma pojęcia, że gdzieś tam mieszkają jej dużo, dużo starszy brat i siostra. A także… bratanica, starsza od niej zaledwie o dwa miesiące, z którą pewnie chętnie by się pobawiła.
Do tej pory Monisia nawet za bardzo się nie dziwiła tym, że tatuś z nią nie mieszka, ale odkąd poszła do przedszkola… Widzi tam wiele rzeczy i nagle zdała sobie sprawę z tego, że większość dzieci ma swoich ojców na co dzień. Nic dziwnego, że zaczęła zadawać pytania.
Bardzo kocham te dwie maleńkie istotki
Tych pytań będzie coraz więcej, oboje z Justyną świetnie zdajemy sobie z tego sprawę. I z tego, że kiedyś przyjdzie czas na to, aby udzielić córce odpowiedzi. Na razie jednak ich unikam. Staram się angażować jak najbardziej w wychowanie Monisi i nie mam z tym żadnych problemów.
Moja żona jest zajęta swoimi serialami i wnuczką. Na mnie zwraca coraz mniej uwagi, chyba nawet nie obchodzi jej, co robię, kiedy mnie nie ma w domu. Staram się także być dobrym dziadkiem i myślę, że nie można mi nic zarzucić w tym względzie. Kocham zresztą wnusię i często chodzę z nią na spacery, starając się sprawiedliwie podzielić swój wolny czas między obie moje kochane dziewczynki.
We wtorek byłem na przykład w zoo z Kasią, a w czwartek poszedłem tam z Monisią. Kupuję im identyczne zabawki, sukienki, bo w moim sercu obie mają swoje miejsce. I tylko muszę bardzo się pilnować, aby nie mylić się w imionach, bo gdy raz nazwałem wnuczkę Monisią, to żona patrzyła na mnie podejrzliwie. Chyba jednak bardziej podejrzewała sklerozę niż zdradę.
Mówię więc do córeczki i wnusi kwiatuszku, pszczółko, serduszko moje. I zastanawiam się, jak będzie wyglądał dzień, w którym obie dowiedzą się o sobie nawzajem. Bo kiedyś musi on przecież nastąpić. I to raczej wcześniej niż później.
Coraz częściej bowiem myślę, że powinienem zamieszkać z Justyną. Ona i Monisia znacznie bardziej mnie potrzebują niż zajęta swoimi sprawami żona. Powstrzymuje mnie tylko strach przed reakcją moich dorosłych dzieci. Bo jeśli nie będą potrafiły mi wybaczyć, że zdradziłem ich matkę, że teraz ją porzucam? Jeśli zerwą ze mną stosunki? Gdy się tak stanie, nie będę mógł spotykać wnuczki. Ta myśl jest w tej chwili dla mnie nie do zniesienia! Dlatego zwlekam z ujawnieniem prawdy, dzięki czemu mogę mieć obie moje dziewczynki. Sprawiedliwie dzielę na dwa swój czas i swoje uczucia.
Czytaj także:
Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronu
Szewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego syna
Zamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy