„Mam teściów z piekła rodem. Ciągają mnie po sądach i upokarzają, by pozbawić moją córkę spadku po ojcu”

matka i córka fot. Getty Images, Shestock
„Nie zdołali podważyć testamentu, więc zdecydowali się zaatakować mnie i... pozbawić mnie praw rodzicielskich! Ku mojemu zdziwieniu, nagle zaczęła nas nawiedzać policja i pracownicy opieki społecznej. Podobno ciągle otrzymywali informacje, że moje dziecko jest wychowywane w nieodpowiednich warunkach”.
/ 09.03.2024 20:30
matka i córka fot. Getty Images, Shestock

Mój mąż i ja uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli cały jego spadek przejdzie na naszą córkę, Tosię. Mieliśmy nadzieję, że to uciszy jego rodziców, jednak oni zdecydowali, że zrobią wszystko, aby pozbawić nas spadku. Kiedy im się nie udało. Postanowili się zemścić.

Dla niego byłam tą jedyną

Mieliśmy chwilę, żeby to wszystko przemyśleć. Lekarze, choć wyniki nie dawały Henrykowi nadziei, próbowali go jeszcze ratować. Wtedy jego rodzice, zamiast docenić moją troskę o niego, jeszcze mocniej dawali mi do zrozumienia, że nie jestem mile widziana w ich rodzinie.

– Czekasz tylko na jego spadek! – zarzucali mi wielokrotnie.

I wtedy Henryk wpadł na pewien pomysł.

– Jeśli przekażę wszystko Tosi, w końcu dadzą ci spokój – powiedział.

To był jego słaby punkt. Nie umiał mnie obronić przed swoimi rodzicami. To było dość dziwne, bo na pierwszy rzut oka wydawał się silnym mężczyzną, ale w starciu ze swoim ojcem i matką, robił się bezradny. Wydawało się, że dla nich żadna kobieta nie była godna ich syna. W efekcie do kiedy mnie nie poznał, był kawalerem. Miał już wtedy czterdzieści dwa lata.

Szczerze mówiąc, długo zastanawiałam się, czy jest dla nas szansa na trwały związek. W tym wieku każdy ma już swoje nawyki, które mogą być uciążliwe dla drugiej osoby. Dodatkowo nie byłam pewna czy uda mi się go zatrzymać u mojego boku. Henryk jednak stwierdził, że jestem tą jedyną. I po raz pierwszy postawił się swoim rodzicom, proponując mi małżeństwo.

Po naszym ślubie Henryk przeprowadził się do mnie, a swoje dotychczasowe mieszkanie wynajął. Miał również działkę za miastem, na której kiedyś planowaliśmy wybudować dom. Nie przeszło mi przez myśl, że mój kochany mąż nie dożyje momentu przeprowadzki. Zachorował, kiedy nasza Tosia miała zaledwie siedem lat, a zmarł, gdy skończyła dziewięć.

Szczerze mnie nienawidzili

Wyglądało na to, że cała sprawa spadkowa to jedynie formalność, ponieważ Henryk sporządził notarialny testament, w którym całość swojego majątku przekazał naszej córce. Ja miałam nim zarządzać aż do momentu, kiedy Tosia osiągnie pełnoletniość. Oczywiście jako jej rodzic i opiekun prawny. Niestety, teściowie nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy i już na cmentarzu ogłosili, że nie jestem odpowiednia do tej roli.

– Zdefraudujesz majątek naszej wnuczki! – oskarżyli mnie nad trumną męża.

Było dla mnie nie do pojęcia, że ktoś mógł zaczynać awanturę o pieniądze podczas pogrzebu! Jednakże dla moich teściów nie stanowiło to problemu. Początkowo podważali legalność testamentu, sugerując, że Henio podczas podpisania dokumentu najprawdopodobniej nie był w pełni władz umysłowych.

– Obiecał, że wszystko, co ma, przekaże nam – kłamali bez skrupułów przed sądem. – Żebyśmy mogli zarządzać tym na korzyść naszej wnuczki. Uważał, że jego żona absolutnie się do tego nie nadaje. Nasza synowa to nie tylko niezaradna, ale również lekkomyślna kobieta. Miała kochanków jeszcze za życia Henia, a teraz jest jasne, że szybko będzie chciała ponownie wyjść za mąż. I nie wiadomo, co wtedy będzie z majątkiem naszej wnuczki.

Na moje szczęście, sąd uznał, że testament został sporządzony zgodnie z prawem, a notariusz, u którego z Heniem podpisywaliśmy dokument, potwierdził, że mój mąż, był w pełni świadom, co podpisuje. Gdy opuszczałam sąd po ogłoszeniu wyroku, byłam przekonana, że to już finał i moi teściowie zostali sprowadzeni na ziemię. Jakże się myliłam!

Chcieli odebrać mi córkę

Nie zdołali podważyć testamentu, więc zdecydowali się zaatakować mnie i... pozbawić mnie praw rodzicielskich! Ku mojemu zdziwieniu, nagle zaczęła nas nawiedzać policja i pracownicy opieki społecznej. Podobno ciągle otrzymywali informacje, że moje dziecko jest wychowywane w nieodpowiednich warunkach, a w domu regularnie dochodzi do pijackich kłótni.

– Słyszałam, że zaprasza pani do domu podejrzanie wyglądających panów – powiedziała mi urzędniczka.

Poczułam się poniżona, gdy musiałam zaprzeczać i tłumaczyć, że to wszystko to absurd, wymyślony przez mojego pomysłowego teścia i jego małżonkę. Na szczęście, sąsiedzi stanęli w mojej obronie. Napisali mi doskonałą opinię. Szkoła, do której chodzi Tosia, również potwierdziła, że jest zadbana i utalentowana.

– Jest jedną z naszych najlepszych uczennic, a jej mama jest obecna na każdym spotkaniu z rodzicami – oznajmiła nauczycielka mojej córki.

Miałam obawy, że to nieustanne dociekanie zaszkodzi reputacji mojej i Tosi. W końcu są osoby, które sądzą, że jeśli policja i pracownicy socjalni kimś się zajmują, to musi być coś na rzeczy. Jednakże zdecydowałam się być dzielna i nie zważać na otoczenie. I nawet mi to wychodziło aż do chwili, kiedy teściowie nie zaczęli buntować mojej córki przeciwko mnie. Na początku nie zabraniałam im spotkań z Tosią, ale córka oznajmiła mi, że zachęcają ją do... zamieszkania z nimi!

– To przez twoją mamę, tata zachorował na raka i nie żyje – wmawiali dziecku. – Jest złodziejką, najpierw go okradła, a teraz chce zrobić to samo z tobą.

– Mamo, nie zamierzam już do nich chodzić! – oznajmiła w końcu Tosia, zmęczona tymi rewelacjami. – Nie chcę słuchać tego, co mówią na twój temat. A poza tym, wydaje mi się, że oni tak naprawdę mnie nie kochają...

– Jeśli nie chcesz mieć z nimi kontaktu, nie musisz – zapewniłam córkę.

Sąd stanął po mojej stronie

Niestety, teściowie nie przyjęli do wiadomości mojego sprzeciwu, wręcz z uporem próbowali angażować się w życie Tosi. Pojawiali się po nią w szkole, niejednokrotnie zjawiali się nawet na zebraniu rodziców! W końcu interweniować musiały zarówno policja, jak i sąd, aby uświadomić im, że po śmierci ich syna, prawa rodzicielskie nie przeszły na nich automatycznie.

– Bycie rodzicem nie jest kwestia dziedziczenia! – twardo oświadczył sędzia. – Nie macie państwo prawa podejmować decyzji dotyczących wychowania wnuczki, dopóki sąd nie zdecyduje inaczej.

Podczas tej rozprawy mój teść został ukarany grzywną za zniewagę sądu. Wściekły powiedział kilka obraźliwych słów na temat polskiego systemu sprawiedliwości. Po reakcji sędziego doszłam do wniosku, że teściowie nie mają szans wygrać sprawy o odebranie mi praw rodzicielskich. I tak też się stało.

Byłoby dla nich mądrze, gdyby wtedy odpuścili. Nie jestem złośliwa i zapewne udałoby mi się im wybaczyć całe to zło. Gdybym tylko wiedziała, że kochają Tosie, to puściłabym wszystko w niepamięć dla jej dobra. Ale niestety, sprawy potoczyły się inaczej...

Rodzice mojego męża postanowili skierować swoją niechęć względem mnie na małą Tosię. Do dziś nie rozumiem, jak mogli być tak okrutni względem tego niewinnego dziecka. Czy to, że Tosia stanęła po stronie matki, było takim grzechem? Bez względu na powody, poinformowali nas, że Tosia nie jest ich wnuczką. Dla mojej córki była to prawdziwa tragedia.

Nie wiedziała, jak się zachować. Co prawda, nigdy nie utrzymywała bliskich relacji z dziadkami, ale zawsze był pewien kontakt. Teraz jednak odesłali jej nawet kartkę świąteczną z życzeniami! „Niesamowite chamstwo” – pomyślałam, widząc, jak moja córka płacze.

Często się mówi, że gniew może zabić i wydaje się, że właśnie to wydarzyło się w przypadku moich teściów. Rok po przegranej sprawie, obydwoje zmarli... Latem odszedł teść. Ja i Tosia byłyśmy wtedy na urlopie i o jego pogrzebie dowiedziałyśmy się dopiero kilka tygodni później. Obawiałam się, że podobnie będzie z teściową, więc poprosiłam przyjazną mi kuzynkę męża, Łucję, aby mnie poinformowała, gdy dowie się o jej zgonie.

Nie uchronił nas przed rodzicami

Kilka miesięcy później otrzymałam telefon. Moja teściowa, pani Henia, nie żyje. Daleki krewny zajął się organizacją pogrzebu, nie informując mnie ani mojej córki. Wkrótce zdałam sobie sprawę dlaczego... Leszek poinformował mnie przez telefon, że to właśnie on jest spadkobiercą wszystkiego, co zostało po mojej teściowej.

– Ciocia na pewno nie chciałaby, abyś uczestniczyła w jej pogrzebie! – dodał złośliwie.

Mimo że tak powiedział, postanowiłam pójść na mszę w jej intencji do kościoła. Tam przecież każdy może przyjść. Moją dziesięcioletnią córkę na cmentarz zawiozła ciotka Łucja. Kiedy zastanawiałam się nad tym, jak teściowa i jej jedyny dziedzic” potraktowali moją córkę, czuje tylko złość.

Jedno było pewne – nie pozwolę na taki brak sprawiedliwości i będę walczyć o spadek, który przysługuje mojemu dziecku! Najbardziej smutne w całej tej sytuacji jest to, że Heniek nie zdołał uchronić córki przed swoimi rodzicami i wszelkimi krzywdami, które mogli jej uczynić. A ja musiałam sama walczyć o prawa Tosi. A przecież mogło to wyglądać zupełnie inaczej jak w prawdziwej rodzinie...

Czytaj także:
„Zatrudniłam znajomą, bo nie miała, co do garnka włożyć. Potem półnaga dziękowała za to mojemu mężowi”
„Kiedy żona wróciła z Włoch, była zupełnie inna. Miałem wrażenie, że jakiś Massimo nawinął jej makaron na uszy”
„Sądziłam, że czeka mnie już tylko samotność w domu opieki. Jeden dzień zmienił moje życie na lepsze”

Redakcja poleca

REKLAMA