Znałem go od dziecka, jak wszystkich we wsi. Bo też wielka mi wieś – kilka chałup na krzyż, kościół i sklep spożywczy. Zresztą, z okolicznych wiosek też znałem ludzi. Razem chodziliśmy do szkoły, to jak mieliśmy się nie znać? Radek co prawda mieszkał na jednym brzegu rzeki, a ja na drugim, ale był mostek, więc zupełnie nie przeszkadzało nam to spotykać się po szkole, w wakacje, po pracy, w weekendy…
Ja ożeniłem się pierwszy, on jakiś rok po mnie. Dzieciaki zaczęły przychodzić na świat, u mnie dwójka, u niego trójka. Czasu już nie było na spotkania, bo to i do roboty się leciało, i dom trzeba było stawiać. Ale raz na jakiś czas zawsze się kilka godzin wyskrobało, na piwko skoczyło. Albo całymi rodzinami się spotykaliśmy, robiliśmy grilla albo ognisko.
Jak tam u nich było, to ja nie wiem, bo przecież pod pierzynę im nie zaglądałem, a baba też nie jestem, żeby plotkować. Czasami moja Bożenka coś mi tam powiedziała. Że Ania, znaczy Radkowa żona, skarży się, narzeka. Że niby Radek tylko się w telewizor gapi, jej nie pomaga, nawet o imieninach zapomniał. Słuchałem jednym uchem, drugim wylatywało, bo takie babskie gadanie. Wszystkie narzekają, prawda? A moja to co, chwali mnie niby przed sąsiadami? Też pewnie stęka, że mało zarabiam albo za często na piwo chodzę.
A co, piwa mam sobie odmówić, jak po pracy w pole jeszcze lecę i potem padam z nóg? To chyba mi się należy, nie? Z kumplami grzecznie sobie w barze siadamy, nikomu nie wadzimy. I raptem piwko czy dwa wypijemy, potem każdy do domu idzie. Ale zawsze coś od żony usłyszę, to pewnie i po wsi rozgaduje. Ale kto by się tym przejmował?
Widziałem go z obcą babą
I pewnie bym zupełnie puścił mimo uszu to całe jej gadanie o Radku, gdyby nie to, co sam zobaczyłem. Wracałem akurat z gminy ze starego GS-u, bo u nas ciągle działa. Kawał drogi od nas, rzadko się tam wybieram. I zobaczyłem na ulicy Radka. Zdziwiłem się, bo on to tu już w ogóle nie miał po co przyjeżdżać, a mieszkał jeszcze dalej niż ja. A w dodatku nie szedł sam. Spacerował sobie z jakąś kobietą. I nie wyglądali na znajomych z pracy!
Nawet chciałem zatrąbić czy zatrzymać się koło nich, ale potem pomyślałem, że głupio tak. I co powiem? To już lepiej umówię się z nim na piwo i pogadam. Wprost zapytam, co to za babeczka była.
Nawet chętnie się ze mną umówił. Myślałem, że jak mu powiem, że widziałem go w gminie, to będzie się zapierał, ale on nie kręcił, tylko od razu wypalił:
– Z Grażką mnie widziałeś. Niezła, co?
– Z jaką Grażką? Nie wiem, od tyłu tylko widziałem, może i niezła. Ale co to za jedna? Koleżanka z pracy chyba nie?
– Eee, no nie, wiesz… A tak jakoś… Poznałem ją latem, jak na dożynkach byliśmy. I ten, no, rozumiesz, fajna z niej babka. Spotykamy się czasami.
Zatrzęsło mną. Co on gada?
– To ty romans masz? Ankę zdradzasz?!
– Zaraz zdradzasz… I żaden romans, ot tak, po prostu. Spotykamy się, gadamy, czasem coś wypijemy, potańczymy.
– Wypijemy? Potańczymy? A Anka się niczego nie domyśla?
– Anka i Anka! – podskoczył, niemal rozlewając piwo. – Dziesięć lat po ślubie jesteśmy, a od dobrych pięciu to już tylko kłótnie i wrzaski. Czepia się o byle co, kłóci, obraża. A ja po robocie spokoju potrzebuję. Zrozumienia jakiegoś. Ty myślisz, że ja bym szukał innej, gdyby w chałupie kochająca baba była?! Dosyć mam tego piekła. Czy ja kogo zabiłem, żeby w tym więzieniu siedzieć jak jaki przestępca?!
Wypił trochę i powiedział, że tylko się spotykają, ale do łóżka jeszcze nie poszli. Ulżyło mi. Niby to nie moja sprawa, a Anka też mi nie bratowa, ale jakoś tak, mimo wszystko, głupio.
– A ty co się tak dziwisz?! – naskoczył nagle na mnie Radek. – Niby ze swoją ślubną jak te dwa gołąbeczki żyjesz? Mało to razy słyszałem, jak cię ochrzania?
– Ale do innej nie lecę – odciąłem się.
– A ja muszę się wygadać komuś, zrozumienia potrzebuję – powiedział z jakąś taką wyższością.
Patrzcie no, wrażliwiec się znalazł! Zmieniłem temat, bo widać, że dla Radka był drażliwy, a po kilku kuflach to człowiek raptowny się robi. A w końcu przecież nie chciałem się z kumplem popstrykać, tylko się o niego martwiłem. Jednak temat mnie dręczył. Najchętniej podpytałbym Bożenkę, czy coś wie, tylko jak to zrobić? Wyjdzie, że plotkuję. A poza tym jeszcze podejrzenia zasieję, mimo wszystko tego nie zrobię kumplowi.
Jakoś tak po kilku tygodniach Radek zadzwonił do mnie, żebym z nim poszedł do knajpy. Zdziwiłem się, bo już od dawna sam nie dzwonił. Czasu nie miał – spotykał się przecież z Grażynką…
– Rozwodzę się – rzucił od razu.
O mało się nie zakrztusiłem
– Zwariowałeś?! – zawołałem. – No, to nieźle ci ta baba namotała w głowie! Pewnie ci powiedziała, że masz wybierać, tak? Że albo ona, albo Anka?
– Noo, coś w tym rodzaju. Ale to w ogóle nie o to chodzi.
– A o co?
– Po prostu między mną a Anką koniec.
Próbowałem przemówić mu do rozsądku
– Pomyślałeś o dzieciakach? – zapytałem, z trudem zachowując spokój. – Za pierwszą lepszą spódniczką polecisz, rodzinę rozwalisz? Jeszcze żeby Anka jakaś zołza była! Ale to porządna kobieta, a że marudzi czasem? One wszystkie marudzą. Myślisz, że ta twoja Grażynka po roku, dwóch to marudzić nie będzie?
– Ona jest całkiem inna – powiedział jakoś tak niepewnie.
– Jasne, inna! – prychnąłem. – Przed ślubem każda jest inna. Co ci obiecała, jak się rozwiedziesz? A może ona ci grozi, co? Że Ance wszystko powie?
Pomału, pomału, przy trzecim piwie wyciągnąłem z niego, że ta cała Grażynka powiedziała, że bez ślubu to oni sobie mogą być przyjaciółmi. Więc albo się rozwiedzie, albo będą się tylko na kawie spotykać.
– No widzisz? Już teraz warunki stawia, kołki ci ciosa na głowie! – triumfowałem. – Po ślubie całkiem ci na tę głowę wejdzie... A w ogóle, to Anka o tym wie?
– O czym? O Grażynie?!
– No też… Nie, o tym, że chcesz się rozwieść. Jak zareagowała?
– Jeszcze jej nie mówiłem.
Tak mnie zaskoczył, że nie mogłem wydobyć głosu. To on już wszystko planuje, z Grażyną sobie życie układa, a nawet nie powiedział Ance, że chce odejść?!
– No wiesz, jakoś nie było okazji – zaczął się tłumaczyć. – Prawdę mówiąc, to właściwie nie wiem, jak jej to powiedzieć.
Mało nie spadłem z krzesła!
– Myślałem, że coś doradzisz – dodał.
– Czekaj, nie rozumiem. To wy ze sobą normalnie żyjecie, gadacie, ona się niczego nie domyśla, a ty nagle chcesz jej wypalić, że się rozwodzisz?!
– Właściwie to nie wiem. Nie zastanawiałem się. Znaczy, myślałem dużo, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Bo widzisz, to wcale nie jest takie proste.
– A właściwie co ci nie odpowiada w tej twojej Ance? Czego ty od niej chcesz?
Może, gdybyśmy nie byli wtedy po czerech piwach, Radek nie otworzyłby się tak przede mną. Jednak widać było, że coś go gryzie już od dawna i nie miał z kim o tym pogadać. No bo z kim? Ani z Anką, ani z Grażyną nie mógł.
Teraz wszystko z siebie wyrzucił. Że kiedyś między nimi było tak wspaniale. I rozmawiali ze sobą, i się bawili. A teraz każde zajmuje się swoimi sprawami. Jak się spotkają czasem przy stole, to tylko burczą na siebie. A jemu brakuje tamtych czasów. On rozumie, że jak ludzie są świeżo po ślubie to inaczej, a jak już ze sporym stażem, to też inaczej. Jednak chciałby mieć w żonie kogoś bliskiego, jak kiedyś.
– A ty jej to mówiłeś? – zapytałem.
– Komu? – spojrzał na mnie zdziwiony.
– No przecież nie Grażynie. Ance. Wiesz, stary, jak cię tak słucham, to myślę, że ty wcale nie chcesz być z tą Grażyną. Ciągle tylko Anka to, Anka tamto. Ty po prostu tęsknisz do czasów, gdy wszystko między wami się fajnie układało.
– Ale to nie wróci – wzruszył ramionami i zanurzył usta w piątym kuflu.
– A może? Wiesz co, stary, ty się zastanów na tym rozwodem. I w ogóle nad tym wszystkim. Pamiętasz, zawsze jak coś się któremuś zepsuło, to reperowaliśmy, nie? Nawet zdezelowanej piłki nie chciałeś się pozbyć. A teraz chcesz swoje małżeństwo do śmieci wyrzucić? Nie lepiej to jakoś spróbować naprawić?
Długo się potem nie widziałem z Radkiem. Nawet zastanawiałem się, co tam u niego, ale miałem nadzieję, że wszystko w porządku, bo inaczej to przecież Anka by do mojej Bożeny dzwoniła. Spotkałem go kilka dni temu, w knajpie na dyskotece. Wywijał z Anką jak za dawnych lat. Nie podchodziłem do nich, bo co miałem im przeszkadzać. Widać było, że są szczęśliwi. Jak młode małżeństwo.
Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie i córkę dla kochanki. Wydawało mu się, że przelew raz w miesiącu zastąpi małej ojca”
„Przyszłam do kontrahenta podpisać umowę handlową, ale on chciał czegoś więcej. Przechytrzyłam dziada i dopięłam swego”
„Rodzina traktowała dom mamy jak darmowy hotel. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, teraz to wiemy”