Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nieprzytomna zerwałam się z łóżka. Przeszłam przez pokój, starając się nie zdeptać śpiących na podłodze kuzynów. Przyjechali do mnie z wizytą na kilka dni, a że w mojej kawalerce jest niewiele miejsca, rozłożyłam im dmuchany materac.
Jakoś udało mi się szczęśliwie dobrnąć do drzwi, otworzyłam je, po czym zamarłam ze zdumienia. Na progu stało dwóch policjantów. Ich też chyba zdziwił mój wygląd, bo zmierzyli wzrokiem moją piżamkę w grochy, spojrzeli na zaspane oczy, po czym jeden z nich dość nieśmiałym głosem oznajmił:
– Mieliśmy doniesienie o hałasach.
– Tak? – ziewnęłam nieprzytomnie. – Ja nic, niestety, nie słyszałam. Spałam.
– Ale my mieliśmy doniesienie o hałasach dochodzących z pani mieszkania! – uściślił drugi.
– Co?! Hałas? U mnie?
Moja twarz musiała wyrażać niebotyczne zdumienie, bo pouczyli mnie tylko, żeby generalnie zachowywać się ciszej i sobie poszli. A ja wróciłam do łóżka. Doskonale wiem, kto zadzwonił na komisariat. Moja piekielna sąsiadka! I zrobiła to nie pierwszy raz…
Naprawdę nie wiem, o co jej chodzi. Nie przypominam sobie, żebym jej czymś podpadła. Ale mimo to prześladuje mnie od pierwszego dnia, w którym się sprowadziłam do tego wynajętego mieszkania. Kiedy je wybierałam, nie przyszło mi do głowy, aby popytać, jacy ludzie mieszkają w tym bloku.
Pewnie dlatego, że w mojej rodzinnej kamienicy miałam naprawdę miłych sąsiadów. Nie wchodziliśmy sobie w drogę, pilnowaliśmy nawzajem swoich mieszkań i do głowy nikomu nie przyszło, aby wzywać policję! Tymczasem w tym domu od razu wylano mi na głowę kubeł zimnej wody. Sąsiadce z piętra niżej przeszkadzało po prostu wszystko!
Nie dawała mi żyć!
Twierdziła, że specjalnie tupię drewniakami, puszczam głośno muzykę i korzystam z łazienki po dwudziestej drugiej, uniemożliwiając jej zaśnięcie! Doszło do tego, że bałam się spuścić wodę, aby nie zaczęła walić w rury.
Ciekawe zresztą, że takie walenie jakoś jej zdaniem było w porządku? Na korytarzu mijała mnie z zaciętą miną, mimo że grzecznie mówiłam jej zawsze „dzień dobry”, naiwnie sądząc, że może zdobędę ją uprzejmością. Ale ona chyba w moim zachowaniu wietrzyła jakiś podstęp i dawała mi do zrozumienia swoją miną, że nie da się na to nabrać!
Najgorsze, że w pewnym momencie zaczęła nasyłać na mnie policję. Po raz pierwszy przyjechali, gdy uczyłam się z koleżanką do sesji. Cała podłoga była obłożona książkami, wszędzie walały się notatki, a na to wszystko wszedł patrol policji. Panowie twierdzili, że urządzam głośną imprezę. Zaprosiłam ich więc do pokoju i pokazałam, co robię.
– Może za głośno powtarzam materiał? – pozwoliłam sobie na złośliwość.
Pokręcili głowami i poszli. Ani oni, ani ja nie sądziliśmy, że będą w moim mieszkaniu częstszymi gośćmi.
Bo moja sąsiadka się rozkręciła i jak już raz zadzwoniła na policję, to nie mogła przestać! Wystarczyło, że szłam do swojego mieszkania nie sama, a już wypatrywała przez wizjer i dawała znać na komendę.
Funkcjonariusze raz czy drugi spisali moich gości i zaraz wśród studenckiej braci rozprzestrzeniła się wieść, że lepiej do mnie nie wpadać. Nigdy nie żaliłam się na to wszystko tacie, bo nie chciałam dokładać mu kłopotów.
Od śmierci mamy minęły wprawdzie już cztery lata, ale on wciąż był jakiś przygaszony, zamknięty w sobie. Wahałam się nawet, czy powinnam wyjeżdżać na studia i zostawiać go samego, ale za nic nie chciał słyszeć o tym, abym zrezygnowała z nauki!
– Poradzę sobie! – twierdził uparcie.
Aż mi dech zaparło
Pewnego dnia zdarzyło się, że w moim wynajętym mieszkaniu zaciął się zamek. Fachowcy wprawdzie go otworzyli, ale zalecili wymianę. Postanowiłam poprosić o pomoc tatę. „On poczuje się potrzebny, a ja zaoszczędzę” – pomyślałam. Pech chciał, że gdy tata przyjechał, byłam umówiona do lekarza. Zostawiłam go więc samego z zamkiem, a gdy wróciłam…
Drzwi były naprawione, ale ani śladu mojego rodzica! Stanęłam bezradnie pod drzwiami, bo nie miałam kluczy do nowego zamka, i wtedy zobaczyłam kartkę: „Jestem u pani Janeczki”. „Jakiej Janeczki? – nic nie rozumiałam.
W końcu jednak uświadomiłam sobie, że Janeczka to moja koszmarna sąsiadka! Aż mi dech zaparło. „Mój tata u tej jędzy? Chyba wzięty w niewolę. Za nic tam nie pójdę!” W końcu jednak uznałam, że muszę wziąć się w garść. Zeszłam piętro niżej i podeszłam pod drzwi sąsiadki, nasłuchując. Ze środka dobiegł mnie kobiecy śmiech! „Czy to ona? Ta kobieta o wiecznie zaciętych ustach? Niemożliwe!”. A jednak tak!
– Co ty chcesz od tej pani, jest przemiła! – stwierdził potem tata. – No i dba o bezpieczeństwo. Kiedy zacząłem majstrować przy twoich drzwiach, od razu przyszła mnie skontrolować. Postraszyła mnie policją, zażądała mojego dowodu osobistego, by sprawdzić czy na pewno jestem twoim ojcem. Z nią nic ci się tutaj złego nie stanie…
W dodatku tata stwierdził, że znalazł z panią Janeczką wspólny język.
– Ona także straciła niedawno męża i czuje się samotna – usłyszałam. – Mogłabyś czasami do niej wpaść i pogadać.
„No cóż… W zasadzie mogłabym spróbować” – pomyślałam zszokowana.
Okazja nadarzyła się dość szybko, kiedy koleżanka robiła porządki w domu i wyrzucała sporo książek. Wybrałam kilka niezłych romansów, po czym na drżących nogach zadzwoniłam do sąsiadki.
– Dzień dobry, mam kilka ciekawych książek i pomyślałam, że może miałaby pani ochotę je przeczytać – wymamrotałam, kuląc się pod jej spojrzeniem, ale nagle twarz pani Janeczki się rozpromieniła.
– Dziękuję, że o mnie pomyślałaś! – stwierdziła. – Wejdź, proszę, właśnie robiłam sobie kawę. Napijesz się ze mną?
Napiłam się i odkryłam, że sąsiadka jest przemiłą osobą. Tata miał rację, ona się chyba czuła samotna i dlatego wyprawiała takie dziwne rzeczy. Teraz nie mam żadnego kłopotu z przyjmowaniem znajomych. Po prostu zawsze napomykam pani Janeczce, że będą u mnie koledzy, a ona uśmiecha się z wyrozumiałością.
Czytaj także:
„Na działce chcę odpoczywać, nie słuchać hałasów. Ale sąsiedzi mają w nosie prośby o ciszę. Chcą wojny, to będą ją mieli”
„Spałem z żoną szefa. Myślałem, że to miła osoba, ale brzydko mnie potraktowała. Cóż, odwdzięczyłem się jej tym samym”
„Patryk to skąpiec. Gdy kłócił się o cenę wody, a mnie rozliczał z każdego grosza zrozumiałam, że trzeba wiać”