Trzynaście lat temu wyjechałem z kumplami, Adrianem i Filipem, na wakacje nad morze. Właśnie dostałem się na studia, więc rodzice uznali, że należy mi się nagroda za dobrą naukę i odpowiedni odpoczynek, zanim zacznę poważną naukę. No i dali mi pieniądze na ten wyjazd.
Gdy wysiadałem z pociągu na stacji we Władysławowie, byłem w znakomitym humorze. Wiedziałem, że przez najbliższy miesiąc nie będę musiał się o nic martwić. Tylko browarek, plaża, zabawa no i oczywiście panienki.
Obiecałem sobie, że jak mam szaleć, to po całości, więc co noc wyrwę inną dziewczynę. Moi koledzy oczywiście mieli podobne plany. Tak, wiem, że to głupie, ale jak człowiek ma niespełna dziewiętnaście lat, to myśli, że to dobry pomysł na spędzanie wakacji. Taki durny wiek i tyle.
Andżelikę poznałem na dyskotece. Miała być moją trzecią zdobyczą. Ładna, zgrabna, a jak się ruszała! I jeszcze ten skąpy strój… Od razu widać było, że szuka wrażeń. Wielu facetów miało na nią ochotę, ale ona wybrała właśnie mnie. Potańczyliśmy, postawiłem jej kilka drinków, pozachwycałem się jej wyglądem. Myślałem, że będzie jak z poprzednimi – pójdziemy na romantyczny spacer po plaży, poprzytulamy się i w końcu wylądujemy w jakimś zacisznym kąciku.
Tymczasem ona nagle zaczęła stroić fochy. Stwierdziła, że ona nie z tych, co to od razu idą z facetem do łóżka, że kilka drinków i miłych słówek nie wystarczy, by ją zdobyć. Byłem mocno wstawiony i jeszcze mocniej napalony, więc nie chciałem odpuścić. Zaciągnąłem ją do takiego wiklinowego plażowego kosza. Nie broniła się, nie wrzeszczała, nie drapała, nie kopała, więc uznałem, że się ze mną tylko droczyła i też miała ochotę na seks. Po wszystkim po prostu zasnąłem. Myślałem, że ona też. Albo poszła do domu.
Poleciała na skargę do tatusia
Prosto z plaży zabrali mnie na komisariat. Choć byłem skacowany i skołowany, próbowałem się bronić. Tłumaczyłem, że nic złego nie zrobiłem, że panienka była chętna, ale mnie nie słuchali. Przekonywali, naciskali, straszyli. Mówili, że jak się przyznam, to dadzą mi święty spokój. A jak nie, to w więzieniu szepną słówko, co zrobiłem i pożałuję, że w ogóle się urodziłem. Nie rozumiałem, co się dzieje.
Dopiero później dowiedziałem się, że ta Andżelika była ukochaną, jedyną córeczką jakiegoś miejscowego biznesmena. Facet uparł się, żeby mnie wsadzić. I osiągnął swój cel. W sądzie prokurator zrobił ze mnie potwora. Mimo że rodzice wynajęli mi naprawdę dobrego adwokata, a Filip i Adrian przysięgali, że Andżelika sama się do mnie kleiła, uznano mnie za winnego. Dostałem cztery lata odsiadki.
Gdy usłyszałem wyrok, nie mogłem uwierzyć, że to prawda. Łudziłem się, że śnię. Że zaraz się obudzę i koszmar się skończy. Dopiero jak zamknęły się za mną drzwi więzienia, dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. I że moja szczęśliwa, beztroska młodość, marzenia o studiach, pękły jak mydlana bańka.
Po wyjściu z więzienia nie wróciłem w rodzinne strony. Wiedziałem, że nie mam tam czego szukać, że sąsiedzi będą wytykać mnie palcami. A ja chciałem jak najszybciej zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Nie to, żebym się wybielał, ale naprawdę nie czułem się gwałcicielem. Za kratkami poznałem takiego jednego. Chełpił się tym, co zrobił, opowiadał o swoich ofiarach. Podejrzewałem, że jak wyjdzie na wolność, to znowu skrzywdzi jakąś kobietę.
Tymczasem ja nawet o tym nie pomyślałem. Popełniłem błąd, za który drogo zapłaciłem. Teraz marzyłem tylko o tym, by rozpocząć nowe życie, z dala od złośliwych ludzkich spojrzeń i gadania. Zdobyć szybko zawód, poznać jakąś miłą dziewczynę, założyć rodzinę.
Wyjechałem do wuja na drugi koniec Polski
Zatrudnił mnie w swoim zakładzie stolarskim. Nigdy nie ciągnęło mnie do stolarki, ale ze swoją przeszłością nawet nie próbowałem szukać czegoś innego. Popracowałem kilka miesięcy, poduczyłem się i, o dziwo, złapałem bakcyla. Wkrótce potrafiłem wyczarować z drewna prawdziwe dzieła sztuki. Po moje ręcznie robione stoły ustawiała się kolejka chętnych.
Kiedy sześć lat później wuj zmarł, okazało się, że zostawił mi w spadku i mieszkanie, i zakład. Byłem mu za to bardzo wdzięczny. Nie musiałem już martwić się o przyszłość. Dostałem szansę i wiedziałem, że jej nie zmarnuję.
Jeszcze kiedy wuj żył, poznałem Iwonę. Przyszła do naszego zakładu zamówić stół. Zobaczyłem ją i jakby piorun we mnie strzelił. Tak mnie zapowietrzyło, że nie byłem w stanie wydusić z siebie nawet jednego sensownego słowa. Plątałem się i czerwieniłem jak uczniak. Dobrze, że wuj zrozumiał, co się święci i zaczął z nią rozmawiać, bo wyszedłbym na kompletnego idiotę.
Potem, gdy już ochłonąłem, wzywałem ją do zakładu pod byle pretekstem. Przyjeżdżała za każdym razem. Chciałem zaprosić ją na randkę, ale w ostatniej chwili się wycofywałem. Bałam się, że dostanę kosza. W końcu jednak, chyba w trakcie dziesiątej wizyty, zebrałem się na odwagę.
– Wreszcie! A już traciłam nadzieję! – westchnęła.
– Naprawdę chcesz się ze mną umówić? – nie dowierzałem jeszcze.
– No pewnie, głupolu. Gdybyś mnie dzisiaj nie zaprosił, sama bym to w końcu zrobiła. Mam już trochę dość tych ciągłych wizyt w zakładzie. Wolę bardziej romantyczne miejsca – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Z radości miałem ochotę skakać
Im lepiej poznawałem Iwonę, tym coraz mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że jesteśmy dla siebie stworzeni. A i ona odwzajemniła moje uczucie. Ostatnio wyznała mi, że chce być ze mną do końca swoich dni. Uznałem więc, że czas najwyższy poprosić ją o rękę. Jest tylko jeden problem – moja kryminalna przeszłość. Iwona poznała wszystkie moje tajemnice, ale tej jednej nie.
Kilka razy zbierałem się, by przyznać się do tego, co zrobiłem w młodości, ale w ostatniej chwili rezygnowałem. Bałem się. Jej rodzice są bardzo konserwatywni. Jestem prawie pewien, że gdyby usłyszeli, że siedziałem w więzieniu za gwałt, natychmiast przepędziliby mnie na cztery wiatry. I Iwona, niestety, też.
To bardzo dobra, wrażliwa, uczuciowa kobieta. Myślę, że wiele potrafi wybaczyć, zrozumieć. Ale tego akurat nie. Oczywiście mógłbym tłumaczyć, że byłem młody i głupi, źle odczytałem sygnały, które wysyłała Andżelika, a policja i prokurator szczególnie się na mnie uwzięli. Ale myślę, że niewiele by to dało. W oczach ukochanej i tak byłbym draniem bez serca i sumienia. A z takim na pewno nie chciałaby się związać na resztę życia.
A teraz jestem w kropce. Rozsądek podpowiada mi, że jeśli chcę zatrzymać przy sobie Iwonę, muszę milczeć. Boję się jednak, że moja tajemnica wcześniej czy później się wyda.
Na pierwszy rzut oka szanse są niewielkie
Tu, gdzie teraz mieszkam, nikt nie wie o mojej przeszłości. W papierach po wyroku też wkrótce nie będzie śladu. Zresztą pracuję u siebie, więc nikt mnie o świadectwo o niekaralności pytać nie będzie. Teoretycznie więc powinienem czuć się w miarę bezpiecznie. Sęk w tym, że wcale się tak nie czuję.
Przecież o mojej tajemnicy wbrew pozorom wie bardzo wiele osób. Moi najbliżsi, sąsiedzi z rodzinnej miejscowości, faceci, z którymi siedziałem pod celą, klawisze… Tyle osób…
O mamę, ojca i resztę krewnych się nie martwię. Nie zdradzą się ani słowem, nawet po weselnej wódce, bo zależy im na moim szczęściu. Ale co z innymi? Kto mi da gwarancję, że gdy po ślubie pojedziemy w moje rodzinne strony, do Iwonki nie podejdzie jakaś plotkara i nie zapyta, czy wie, że wyszła za mąż za gwałciciela? Albo nie spotkam na ulicy faceta, którego poznałem w więzieniu? I ten będzie chciał koniecznie wiedzieć, jak mi się układa na wolności?
Co wtedy będzie? Jak się wytłumaczę? Może więc jednak zaryzykować, wyznać prawdę, zrzucić ciężar z serca i liczyć na to, że miłość Iwonki jest tak silna, że wszystko mi wybaczy. A co jeśli nie? Do końca życia będę przeklinał ten wyjazd do Władysławowa. Gdyby nie on, nie przeżywałbym dzisiaj takich rozterek.
Czytaj także:
„Żona zdradziła mnie z hydraulikiem, a potem razem z gachem porwali moją córkę. Dopilnuję, żeby oboje zgnili w więzieniu”
„Wychowałem się w domu dziecka. Wolałem to, niż mieszkać z mamą. Co chwilę pojawiali się kolejni wujkowie”
„Mama wychowała 5 dzieci i na starość została sama. Poświęciła życie dla rodziny, ale los gorzko jej się odwdzięczył”