„Mama wychowała 5 dzieci i na starość została sama. Poświęciła życie dla rodziny, ale los gorzko jej się odwdzięczył”

kobieta, która wychowała 5 dzieci i została sama na starość fot. Adobe Stock, kosmos111
„Wszyscy ciągle jej potrzebowaliśmy. A później zaczęliśmy się wyprowadzać. Mama została w domu sama, bo ojciec umarł. Musiała radzić sobie z paleniem w piecu, rachunkami i odśnieżaniem podjazdu. Nigdy jednak nie poskarżyła się ani słowem na to, na jaką ciężką starość skazał ją los”.
/ 10.10.2021 04:37
kobieta, która wychowała 5 dzieci i została sama na starość fot. Adobe Stock, kosmos111

– Wszystko okej, mamuś? Brzmisz jakoś smutno – powiedziałam do słuchawki.

Oczywiście usłyszałam, że jest dobrze. I żebym się nią nie martwiła, bo sama mam tyle na głowie.Prawdopodobnie usłyszała w tle, jak moje dzieci się kłócą. Wystarczyło, żebym na chwilę zaczęła z kimś rozmawiać przez telefon, a one już dostawały głupawki, starając się zwrócić na siebie uwagę.

– Dzieci! Rozmawiam z babcią! – starałam się je uspokoić.
– Wracaj do rodziny, Alu. Mnie nic nie jest! – zapewniła mnie mama.

Wychowała piątkę dzieci. W domu panował gwar

Zawsze ktoś coś opowiadał albo wypłakiwał się jej w rękaw. Nie było dnia, by nie robiła za powierniczkę, kucharkę, sprzątaczkę, szwaczkę i przywódcę duchowego. Tata owszem – był, ale zawsze nieobecny. Z pracy wracał późno, zasiadał do gotowego obiadu, potem odpoczywał. Mamie, mimo że pracowała za trzech, jakoś nigdy nie przyszło do głowy, by rościć sobie prawa do wolnego czasu. Wszyscy ciągle jej potrzebowaliśmy.

A później zaczęliśmy się wyprowadzać. Najpierw Michał poszedł do wojska, w którym został jako zawodowy żołnierz. Potem Ela wyszła za mąż i wyprowadziła się na swoje. Następnie ja wyjechałam na studia, gdzie poznałam męża, a Maciek i Ewka poszli do pracy w większych miastach i już tam zamieszkali na stałe. Mama została w domu sama, bo ojciec umarł zaraz po tym, jak wyjechał Michał.

Musiała radzić sobie z paleniem w piecu, rachunkami i odśnieżaniem podjazdu. Nigdy jednak nie poskarżyła się ani słowem na to, na jaką ciężką starość skazał ją los. Każdy z nas starał się jak mógł, by czasem ją odwiedzić i w czymś pomóc, ale wiedzieliśmy, że to mało. Nieraz próbowałam ją namówić, żeby sprzedała dom i przeprowadziła się bliżej mnie albo Eli. Mama nie chciała. Mówiła, że to dom wybudowany przez tatę i ona nie odda go w obce ręce.

Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam w kalendarz

Zbliżały się jej urodziny, a ja nie miałam nawet pomysłu na prezent dla niej. Chciałam, by było to coś wyjątkowego. Coś, co sprawi, że poczuje naszą wdzięczność za to, ile dla nas robiła i nadal robi. Żeby wiedziała, że jest dla nas najważniejsza. Przeglądałam strony internetowe z podarunkami, ale nic nie wydawało mi się wystarczająco wyjątkowe. I nagle wymyśliłam, co zrobię. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Eli.

– Kochana, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
– Jaką znowu? Coś ty wymyśliła? – zainteresowała się siostra.
– Zbieramy ekipę! Nasze rodzeństwo. Bez dzieci, małżonków i narzeczonych. Tylko my! Jak dawniej. I pojedziemy odwiedzić mamę. Oczywiście o niczym jej nie powiemy… – zawiesiłam głos.

Do końca nie byłam pewna, jaka będzie reakcja siostry. Przecież podobnie jak my wszyscy, była zajęta pracą, domem, rodziną. Trójka dzieci i mało wspierający mąż robiły swoje! Mimo to po chwili przerwy usłyszałam w słuchawce jej pełen entuzjazmu głos:

– Ty to masz łeb na karku, siostra! Jasne, że się wyrwę. A pozostali? Zgodzili się?
– Jesteś pierwsza, którą zawiadomiłam. Mam nadzieję, że teraz pójdzie z górki! – powiedziałam pełna zapału.
– Czyli byłam najtrudniejszym przypadkiem na pierwszy ogień? – zaśmiała się.
– Nie odważyłabym się powiedzieć tego wprost, ale owszem! I bardzo się cieszę, że się myliłam – rzuciłam do słuchawki.

Po chwili, zachęcona pierwszym sukcesem, zadzwoniłam do Ewy i Maćka.

– Masz na myśli coś konkretnego? Może zrobimy jakąś wyjątkową niespodziankę? – zawołała z przejęciem Ewa.
– Nie wiem. Mama nie lubi prezentów. Myślę, że ucieszy się z samego naszego przyjazdu. To będzie niespodzianka. Jedyne, co może ją martwić, to fakt, że nie będzie mieć tyle jedzenia i ciasta. Dlatego pomyślałam, żeby zamówić catering.
– Super! – ucieszyła się Ewka.

Nie przepadała za gotowaniem, więc to praktyczne rozwiązanie ją zachwyciło. Wydawało się, że nic nie jest w stanie już nas powstrzymać. Został tylko Michał. Jej pierworodny, którego zawsze mama uważała za ósmy cud świata i nieco faworyzowała. Pamiętam, że jako dziecko bywałam o niego zazdrosna, ale z czasem mi przeszło. Ktoś musiał być synusiem mamusi i to był właśnie on. Nie wyobrażałam sobie, żeby on robił jakieś problemy. Okazało się jednak, że jestem w błędzie.

– Nie, Ala – zareagował beznamiętnie. – Nie będę mieć przepustki na ten czas.
– Michał! Chyba nie rozumiesz skali przedsięwzięcia – starałam się zażartować, choć jego obojętność mnie zabolała. – Wszyscy będziemy! Wszystkim nam bardzo na tym zależy. Chcemy zrobić jej niespodziankę, żeby wyrazić wdzięczność za wszystko, co dla nas zrobiła.
– A czemu akurat w tym roku? Coś się dzieje? Jest chora? – dopytywał.
– Udam, że tego nie słyszałam. Chcesz czekać z wizytą, aż mama zachoruje? – odparowałam oburzona.
– Oj… musisz mnie łapać za słówka? Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. Po prostu się wystraszyłem. Przykro mi, ale nic z tego nie będzie. Choć pomysł fajny.

Westchnęłam ciężko. Szkoda. Byłam już taka zmotywowana. Zadzwoniłam do Eli, żeby powiedzieć jej, że odpuszczamy.

– Nie ma szans! Postawiłam na głowie cały dom. Zawsze komuś coś wypadnie. Nigdy tego nie zorganizujemy. Robimy to i koniec! Trudno, obędziemy się bez Michała! – zdecydowała.

Im bliżej było urodzin, tym intensywniej działaliśmy z wyjazdem

Umówiłam teściową do opieki nad dziećmi, zamówiłam catering i kwiaty. Ela obiecała zająć się napojami, Ewa ciastem, a Maciek miał przyjechać po nas wszystkich, ponieważ miał duże auto.

Kiedy Maciek zadzwonił domofonem, że są już z Ewką na dole, pożegnałam się z rodzinką i pobiegłam na dół. Wsiadałam do auta i przywitałam się z młodymi. Ewa opowiadała z entuzjazmem o pracy, Maciek o swoim przygarniętym ze schroniska szczeniaku, a ja o dzieciach. Jeszcze kilka lat temu wszyscy mieszkaliśmy razem i byliśmy ze swoim życiem na bieżąco, a teraz wymienialiśmy się jego skrawkami jak znajomi spotkani na ulicy. Ela dołączyła godzinę później.

– Miałaś świetny pomysł, Alu. Szkoda, że Michał nie mógł, ale to i tak będzie świetna niespodzianka.

Kolejne dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Nie mogliśmy się nagadać. Gdy dojechaliśmy na miejsce, pogoda była przepiękna. Mama stała w ogródku i podlewała kwiaty, a my wysiedliśmy z auta i krzyknęliśmy: „Niespodzianka!”.

– Co wy tu? O rety! Faktycznie. Moi kochani! – zawołała i zaczęła nas przytulać.

Widziałam łzy wzruszenia w jej oczach i nie mogłam uwierzyć, że tak prosty pomysł przyniósł nam tak wiele. Byliśmy wszyscy szczęśliwi w naszym starym domu, pachnącym jak zawsze i niemal identycznie wyglądającym. No, może nasze pokoje nie były już wyklejone plakatami, ale nawet one niewiele się zmieniły. Zanim mama zaczęła się zamartwiać jedzeniem, przyjechała firma cateringowa.

– Powariowaliście?

Oczy mamy były błyszczące i szczęśliwe. Nałożyła jedzenie na odświętną porcelanę, której zawsze zabraniała nam dotykać, a później słuchała naszych opowieści z tak żywym zainteresowaniem, z jakim nie słuchał ich nikt inny.

Było jak dawniej, a jednocześnie tak bardzo inaczej

Wszyscy byliśmy już inni. Nie wchodziliśmy sobie w zdanie, nie wyrywaliśmy jedzenia z rąk. Kiedy staliśmy się dorośli? Kiedy minął ten czas, gdy to ona troszczyła się o nas i to my zaczęliśmy się troszczyć o nią? Dzwonek do drzwi przerwał radosny gwar spotkania.

– Jeszcze coś zamówiliście? – zapytała zaciekawiona i poszła do drzwi. – Michał! – krzyknęła z radością, a my podbiegliśmy do drzwi.
– Co tu robisz? A co ze służbą? – zawołałam na widok starszego brata.
Żołnierz zawsze musi być tam, gdzie jest potrzebny! – powiedział i uściskał na powitanie mamę, a w jej oczach natychmiast pojawiły się łzy.

Byłam z niego dumna i szczęśliwa, że mimo tylu trudności, wszystko się jednak udało. Przecież każdy mógł wymówić się pracą, ktoś mógł zachorować albo nie mieć opieki dla dzieci, a mimo to wszystko się udało co do joty! Wiedziałam, że nie tylko mama jest przeszczęśliwa, ale my wszyscy.

– To chyba moje najlepsze urodziny w życiu! – powiedziała poruszona. – No, może poza tym, jak zrobiliście mi kiedyś do łóżka przesoloną jajecznicę. Wtedy też było wspaniale!

Czytaj także:
Teść wystawił na stół wódkę. Byłem zgorszony, że planuje pić przy 3-latku
Edyta płacze, że rozwiodłam ją z mężem. A ja tylko zgodziłam się być jej świadkiem w sądzie
Były mąż zabawiał się z kochanką, a ja wypruwałam sobie żyły, by utrzymać synów

Redakcja poleca

REKLAMA