„Mam 85 lat i podupadam na zdrowiu. Córka nawet nie poda mi herbaty. Mam oddzielną półkę w lodówce, a zakupy robi mi siostra”

Starsza pani fot. iStock by GettyImages, Dmitry Berkut
„Mam 85 lat i mój czas dobiega końca. Niestety, czuję, że jestem piątym kołem u wozu dla swojej rodziny. Zięć upokarza mnie, grożąc oddaniem mnie do domu starców, a córka widocznie się mną brzydzi. Nikt z nich nie wie, komu przekażę skrywany majątek”.
/ 17.12.2023 14:30
Starsza pani fot. iStock by GettyImages, Dmitry Berkut

Urodziłam się w 1938 roku w ubogiej rodzinie. Z dzieciństwa pamiętam bardzo niewiele, w myślach zlewają mi się obrazy pomagania na roli oraz widok zalęknionych Żydów, których moja mama ukrywała przed okupantami w piwnicy. Już w wieku ośmiu lat zajmowałam się obowiązkami domowymi, a kilka lat później, jako pierwsza dziewczyna we wsi, zrobiłam prawo jazdy na traktor.

Kiedy urodziła się moja siostra, miałam już dziewięć lat i mogłam po szkole zajmować się karmieniem i przewijaniem niemowlęcia. W czasach, w których dorastałam, było to całkowicie normalne.

W dorosłych latach łączyłam pracę stenotypistki, polegającą na przepisywaniu rękopisów i mów sądowych z wychowywaniem dziecka, odwiedzaniem chorej mamusi i zajmowaniem się zapijaczonym mężem, który pomagał mi w domu, ale marnotrawił ubogą wypłatę. Nie miałam wpływu na to, za kogo wychodzę, bo na mojej wsi zachowała się tradycja swatów. Starałam się więc zapewnić mojej córce wszystko, czego sama nie miałam, jednocześnie pracując nad swoją własną przyszłością.

Niestety: przegapiłam chyba moment, w którym moja Ania wzięła ode mnie całą rękę, gdy dawałam sam palec. Córka już w czasach szkolnych wyciągała ode mnie ostatnie grosze, nie bacząc na to, że muszę stać w kolejce po papier i przydział mięsa. Na studiach stałam się zaś jej sponsorką. Kiedy zaczęłam niedomagać i potrzebna stała się mi opieka, córka i zięć zareagowali z niemałym obrzydzeniem.

– Mamo! Żebym ja musiała pomagać ci przy myciu? Żebym musiała zmieniać podkłady? Kim ja jestem, pielęgniarką? – narzekała w głos, kiedy tylko przeniosłam się do ich mieszkania, które, notabene, w dużej mierze zasponsorowałam.

– Też dbałam o te wszystkie sprawy, kiedy ty byłaś mała – odpowiedziałam krótko.

– Wątpię, że pachniałam wtedy tak, jak ty! – oburzyła się i poczerwieniała.

– Każdy z nas będzie pachnieć tak samo, córeczko.

Martwiłam się. Jak może reagować na mnie z takim obrzydzeniem?

Wnuczek żeruje na mojej emeryturze

Jestem dość obeznana z technologią, bo już na początku lat dwutysięcznych udałam się na kurs komputerowy. Potrafię dzięki temu obsługiwać pocztę mailową i przeglądać artykuły czy wiadomości.

Niestety, wydaje mi się, że młode pokolenie nie potrafi żyć bez kolorowych ekranów. Za każdym razem, kiedy tylko próbuję odrobinę zżyć się z wnukami, te wydają się zrzucać mnie na dalszy plan, byle tylko móc dalej przewijać barwne obrazki.

– Wnusiu, spędzisz ze mną trochę czasu? – mawiam Kamili, kiedy wejdzie do mnie do pokoju.

– No. – odpowiada jednym słowem, tak, jak gdyby w ogóle nie słuchała tego, co do niej mówię.

– Jak tam w szkole? – zagaduję.

– Dobrze.

Kamila w takich sytuacjach ciągle mnie zbywa, naciskając coś na ekranie telefonu. Wpatruje się godzinami w krótkie, ciągle przewijające się filmiki okraszone muzyką, której wcale nie rozumiem.

– Ja w twoim wieku miałam same piątki na świadectwie. Była to wtedy najwyższa ocena, a z dwójką już się nie zdawało. – opowiadałam.

– Mhm. A nagrasz ze mną taki krótki filmik? Widziałam dziewczynę, która nagrywa takie ze swoją babcią, to bardzo modne. – przeszła do sedna.

– Dobrze, wnusiu.

Zaraz potem Kamila wychodzi z pokoju, w końcu dostała już to, na czym akurat jej zależy. Nie inaczej postępuje mój wnuk, Igor.

– Tu, na zdjęciu, jest moja ukochana babcia Marysia. Wychowywała sama ośmioro dzieci! – opowiadam.

Igor słucha mnie zawsze jednym uchem, nie nawiązuje dyskusji, po prostu czeka na odpowiedni moment.

– A dasz mi dychę? Chcę kupić sobie chipsy. – rzuca krótko, widocznie znudzony rozmową.

Zięć ciągle mnie poniża

Zakupy spożywcze robi dla mnie wyłącznie moja siostra. Przydzielona została mi jedna, malusia półka w ogromnej lodówce: z pokorą przyjmuję jednak mój los i staram się dostosować, byle tylko móc leżeć we własnym łóżku i przebywać jak najczęściej z rodziną.

Z uwagi na mój wiek, zdarza mi się jednak zapomnieć, kiedy otwierałam produkty spożywcze. Nie wynika to z mojej złośliwości, a raczej z postępujących chorób i demencji.

– Mamo! Lodówka znowu śmierdzi, bo zapomniałaś o szynce i szybko zgniła. – karci mnie mój zięć.

– Przepraszam, Stasiu. Nie zrobiłam z tego specjalnie. – tłumaczę się, zwieszając głowę.

– No to mamusia teraz wstanie i posprząta, aż się nauczy.

Wstaję więc posłusznie i podpierając się laską, wędruję do kuchni. Sprzątanie zajmuje mi godzinę, bo prawie osuwam się na podłogę, a kręgosłup pulsuje boleśnie, roznosząc ból na całe moje ciało.

– Posprzątane. – odpowiadam zięciowi z poczuciem wstydu.

– Bardzo ładnie. Pamiętaj, mamo, w domu starców nie trzeba martwić się o sprzątanie lodówki. Jeśli się to powtórzy, po prostu mamie ulżę. – rzuca prześmiewczo.

Cóż takiego mogłabym odpowiedzieć? Milczę, bo boję się, że słowa zamienią się w czyny, a ja spędzę moje ostatnie miesiące w szpitalnej klitce. Czuję jednak, że pokorne znoszenie tej męki wcale mi nie pomoże.

– Poczekajmy z tym na spadek. – usłyszałam pewnego dnia rozmowę dochodzącą zza drzwi.

– A co ona może nam zostawić? Nie ma złamanego grosza, jej mężulek też nic przecież nie miał. Wszystko przepił, a niby taki pomocny. Ja nie mam zamiaru przynosić jej herbaty i odgrzewać żarcia.

Boję się nowego dnia, choć każdy świt powinien mnie cieszyć. W końcu nadal żyję i oglądam przez okno świat piękny, choć pełen tak zimnych ludzi…

Dba o mnie tylko siostra

Choć mogę usiąść przy biurku albo zrelaksować się na bujanym fotelu, problem sprawia mi chodzenie i prace na stojąco. Siostra przynosi mi regularnie nie tylko leki i zakupy spożywcze, ale też dba o to, żebym zjadła gorący posiłek i poczuła się piękna.

– Jadźka, nie przejmuj się, mi rośnie wąs – mówi za każdym razem, gdy wyrywa mi kępkę siwych włosów z brody. – Jeszcze trochę i będę jak te angielskie dżentelmeny – przeinacza odmianę słowa.

Później czytamy zaś razem tomiki wierszy, które zawsze kochałam i sama tworzyłam od młodości. Poezja pozwala mi przekazać wszystkie moje emocje i zmartwienia na papier, piszę bowiem wyłącznie o tym, co smuci i rani. Zauważam jednak w tych słowach swoiste piękno i równowagę.

– Co ja bym poczęła bez ciebie… – mówię łamiącym się głosem.

– Byłyśmy zawsze dwie, zaznałyśmy biedy, to nad zbudowało. Ludzie mają teraz za dobrze i nie doceniają drugiego człowieka – odpowiada mądrze Leosia.

– Leoś, a gdybym przekazała ci spadek?...

– To jakiś masz? – śmieje się. – Dla mnie pieniądze się nie liczą, sama nie pożyję długo. Nieważne, czy to grosze, czy jesteś milionerką. Wierzę, że znajdziesz dla tego jakieś przeznaczenie. – spogląda na mnie porozumiewawczo.

Tak właśnie się stało.

Mój mały skarb 

Moja siostra nigdy nie miała w dzieci, a małżeństwa unikała, jak prawdziwego ognia, choć mamusia starała się usilnie ją swatać. Na drodze korespondencyjnej poznałam jednak krewnego, wywodzącego się z małżeństwa, które zawarła dawien dawna jedna z moich kuzynek. Michał, czy też właściwie Michael, mieszka od lat w Stanach Zjednoczonych, a pomimo tego zainteresował się własnym drzewem genealogicznym i nie wyrzekł się pochodzenia z biedy.

– List do mamusi. Ze Stanów. Naciągacze... Tylko mama im cokolwiek wyśle, to sama dobrze wie, co zrobimy – grozi córka, wręczając mi kopertę.

Ja zaś pokornie dziękuje, czytam i biorę się do odpisywania. Moje własne listy nadaje już Leosia, boję się wszak skarg na niemałe opłaty. Michael z każdym listem robi na mnie coraz większe wrażenie, ciepło dopytując o mój stan i przesyłając mi zdjęcia wyrośniętego chłopaka i małej dziewczynki. Ach, jak żałuję, że dzieli nas cały świat...

Nie zamierzam jednak skończyć tej pięknej przygody na korespondencji. Nikt, nawet moja własna siostra nie wie, że mamusia przekazała mi w prezencie ślubnym komplet pięknych, złoconych zegarków, które otrzymała od rodziny Żydowskiej. Sprzedali je jej za bezcen, byle tylko zebrać środki na ucieczkę i odpłacić się za wielomiesięczną opiekę. Znajomy historyk wycenił je kiedyś na blisko sto tysięcy złotych.

Zamierzam więc wkrótce poprosić moją siostrę o przyprowadzenie notariusza, który sporządzi ze mną spadek. Zrobiłam dla mojej najbliższej rodziny wszystko, a oni najchętniej napluliby mi w twarz… Przekażę więc kolekcję naszemu rodzonemu Michałkowi, prosząc go jedynie o to, by wychował swoje dzieci na lepszych ludzi, niż moja córka i wnuki.

Czytaj także:
„Żałuję, że zostawiłem żonę dla młodszej. Moja była miała klasę i ogładę, a ta młoda furiatka zaraz mnie wykończy”
„Czym jest miłość, dowiedziałam się mając 10 lat. Trafiłam do rodziny zastępczej i tam po raz pierwszy ktoś mnie przytulił”
„Mieszka ze mną moja mama, i zachowuje się jak kapryśna księżniczka. Kiedyś nie wytrzymam i wywalę prukwę na bruk”

Redakcja poleca

REKLAMA