„Mam 50 lat i znowu zostanę tatą. Powinienem podziękować wrednej żonie, że kilka lat temu zostawiła mnie i syna”

Ojciec i syn fot. Adobe Stock, Inna
„– Mamy wygodne mieszkanie, samochód, jeździmy na wczasy… Wszyscy znajomi tak żyją i są zadowoleni – dodałem. – Cieniasy i przeciętniacy – stwierdziła z lekceważeniem. – Marzyłam o prawdziwym dostatku. Gdyby nie ciąża, nigdy bym za ciebie nie wyszła”.
/ 23.08.2021 10:12
Ojciec i syn fot. Adobe Stock, Inna

Sam dziś się dziwię, jak mało znałem swojego syna. Wiedziałem, że jest mądrym, wspaniałym chłopakiem, mimo to podejrzewałem go o tak niskie uczucie jak zazdrość. Głupek ze mnie.

Nawet nie pamiętam, o co wtedy poszło. Nie dałem jej pieniędzy na jakąś bluzkę czy inny ciuszek. W tamtym momencie popsuł się samochód, wydałem na naprawę kupę forsy i nie miałem grosza przy duszy…

– Zmarnowałeś mi życie! – usłyszałem od żony. – Żyjemy jak ostatnie dziady! Gdyby nie ciąża, nigdy bym za ciebie nie wyszła. Nigdy!

Spojrzała na mnie z nienawiścią, na którą naprawdę sobie nie zasłużyłem. – O co ci chodzi? – odparłem skołowany; nie spodziewałem się takiego wybuchu, chociaż od jakiegoś czasu czułem, że Grażyna jest coraz bardziej ze mnie niezadowolona.

– Mamy wygodne mieszkanie, samochód, jeździmy na wczasy… Wszyscy znajomi tak żyją i są zadowoleni – dodałem.

– Cieniasy i przeciętniacy – stwierdziła z lekceważeniem. – Marzyłam o prawdziwym dostatku. Biegał za mną taki jeden z wielką willą nad jeziorem. Gdyby nie ty, mogłabym nigdy nie martwić się o przyszłość. Głupia byłam – zakończyła ponurym tonem.

Wtedy dotarło do mnie, że naszej kłótni cały czas przysłuchiwał się Janusz, nasz piętnastoletni syn. Zrozumiałem, że to już naprawdę koniec. Jak to zwykle bywa, początkowo nasze małżeństwo wydawało się bardzo udane.

Konflikty zaczęły się już po trzech latach

Nasz synek poszedł do przedszkola. Nie zdawałem sobie sprawy, że żona ma aż tak wysokie aspiracje, głównie finansowe. Powoli znikała serdeczność, miłe słowa, ciepłe spojrzenia, drobne gesty, które świadczą o tym, że myślimy o sobie i potrzebujemy się wzajemnie. Coraz częściej zdarzały się kłótnie, wzajemne oskarżenia. Jeszcze wtedy nie myśleliśmy o rozstaniu.

Pracowałem po godzinach, żeby później wracać do domu i nie słuchać gderania żony. Myślałem, że dodatkowe pieniądze, które kosztowały mnie dużo wysiłku, poprawią jej humor i w naszym domu zapanuje zgoda.

Niestety, myliłem się.

Wkrótce stało się jasne, że łączyła nas tylko opieka nad dzieckiem. Janusz był wrażliwym chłopcem i chyba tylko to powstrzymywało jego matkę przed decyzją o rozwodzie. Tak więc mijały lata, a my z Grażyną żyliśmy jak pies z kotem, starając się ukrywać przed synem prawdę. I wtedy wybuchła tamta awantura.

Kilka dni potem, żona oznajmiła mi, że wyjedzie do pracy do Holandii. Mogła tam podjąć pracę w swoim zawodzie.

– Przynajmniej zarobię jakieś przyzwoite pieniądze – mówiła, a ja ją przekonywałem, że nie ma takiej potrzeby, damy sobie radę. Ale Grażyna już podjęła decyzję, nie reagowała nawet na protesty syna. Znalazł swój sposób na stres. Janusz bardzo przeżył wyjazd matki.

Nie chciała mu powiedzieć, na jak długo wyjeżdża, czy w ogóle zamierza wrócić. Syn był zdruzgotany. Z czasem jednak, podobnie jak ja, uznał, że nowa sytuacja okaże się najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich.

Janusz od najmłodszych lat był bardzo muzykalny

Teraz, gdy jego świat rozsypał się na kawałki, oddał się muzyce bez reszty. Zaczął się uczyć gry na gitarze. Muszę przyznać, że całkiem nieźle mu szło. Okazało się, że chyba jako jedyny w rodzinie miał słuch muzyczny. Dwa miesiące po wyjeździe matki wrócił ze szkoły z tajemniczą miną.

– Coś się wydarzyło? – spytałem.

– Zakładam z kolegami zespół rockowy – zwierzył mi się.

– Genialny pomysł! – krzyknąłem i poklepałem syna po ramieniu.

– Mówię poważnie – dodałem, bo spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

Janusz obawiał się, że będę odwodził go od tego zamiaru. Tymczasem ja nie marudziłem, że to odbije się na jego nauce, że lepiej byłoby zapisać się na kurs jakiegoś obcego języka, poza angielskim, który miał w szkole. Nic z tych rzeczy. Nie próbowałem go pouczać, bo byłem zadowolony. Cieszyłem się, że moje dziecko, które dopiero co przeżyło wielki stres, samo znalazło sposób, jak sobie z nim poradzić.

„Będzie zajęty graniem, więc nie wystarczy mu czasu na zmartwienia. Lepiej niech ma gorsze oceny w szkole niż depresję albo nerwicę” – tłumaczyłem sobie. Oczywiście, nie powiedziałem mu tego wprost.

– Zespół rockowy? To chyba nie przekreśla bluesa? Może chociaż kilka utworów? – poprosiłem. Janusz uśmiechnął się szeroko. Dobrze wiedział, że blues to muzyka, za którą przepadam. Potraktowałem poważnie jego zapał i najwyraźniej sprawiło mu to przyjemność.

– Zobaczymy, co da się zrobić. Pogadam z chłopakami – obiecał.

Żona nie kontaktowała się ze mną zbyt często. Podobno miała dużo pracy i brakowało jej czasu. Dwa razy w tygodniu rozmawiała z Januszem przez Skype’a, ale syn nie lubił tych spotkań. Był po nich rozdrażniony. Raz czy dwa dostał od matki paczkę z modnymi ciuchami, jednak to mu jej nie mogło zastąpić. Jestem pewien że doskonale o tym wiedziała, ale nie zaprosiła syna do siebie.

Przydałyby ci się prawdziwe lekcje.

Tak minął rok i nic nie wskazywało na to, by Grażyna planowała powrót. Tym bardziej że kilka razy wspomniała o ewentualnym przeniesieniu się do Norwegii. W zawoalowany sposób dawała też do zrozumienia, że chce sobie ułożyć życie od nowa. Dla mnie sytuacja stała się jasna. Miałem wolną rękę. Mogłem teraz pomyśleć o własnej przyszłości.

Na razie miałem przy boku syna, jemu poświęcałem czas i dla niego pracowałem. Zdawałem sobie jednak sprawę, że kiedyś mnie zostawi, założy własną rodzinę. Nie będę przecież żył sam. Niby mam znajomych, a wśród nich grupkę wypróbowanych przyjaciół, jednak nawet najbardziej oddany przyjaciel nie zastąpi kobiety, przy której człowiek zasypia i budzi się co rano.

Czułem, że czym prędzej muszę znaleźć sobie towarzyszkę życia. Samotność dawała mi się ostro we znaki. Zwierzyłem się z tego jednemu z przyjaciół. Od razu z paczką innych znajomych zorganizowali mi jakieś randki. Raz nawet byłem bliski, żeby związać się z pewną uroczą kelnerką. Było to podczas wspólnego wyjazdu wakacyjnego.

Na szczęście żona przyjaciela nakryła mnie, powiedzmy… in flagranti, i szczerze odradziła, bym brnął w tę znajomość.

– Marta to słodkie stworzenie, ale raczej nie dla ciebie. Wyciśnie cię jak cytrynę i porzuci w dogodnym dla siebie momencie – brutalnie otworzyła mi oczy Krysia. Posłuchałem jej.

Urszulę poznałem na zupełnie innym gruncie, i właściwie stało się to dzięki świeżej pasji mojego syna. Otóż Janusz, choć grał na gitarze coraz lepiej, miał pewne braki, niezbędne do wspólnego muzykowania.

– Może powinieneś wziąć kilka lekcji gry, teorii muzyki – zaproponowałem synowi kiedyś.

– Ale ja przecież uczę się przy komputerze – stwierdził ostrożnie.

– Chyba więcej skorzystasz od żywego człowieka niż z ekranu. Internet nie poprawi twoich błędów, prawda? – przekonywałem. Nauczycielkę dla syna znalazłem dzięki koledze z pracy.

– Moje dzieciaki uczy taka fajna babka, dam ci do niej telefon. Pani Urszula była bardzo wymagającą nauczycielką muzyki. Janusz uczył się teorii i ćwiczył pod jej okiem do bólu palców. I choć miał lekcje trzy razy w tygodniu, to wcale nie narzekał. Tyle samo czasu poświęcał na próby z kolegami.

Z satysfakcją i dumą patrzyłem na postępy jedynaka. Nowa nauczycielka syna i mnie przypadła do gustu, chociaż powinienem raczej powiedzieć, że wpadła mi w oko… Była ode mnie sporo młodsza. Miała jakieś trzydzieści pięć lat. Mnie wtedy stuknęło 49. Nie miałem jednak wielkich nadziei co do pani Urszuli. Ba, nawet śmiałem się z siebie w duchu, że takiemu ramolowi marzy się młódka. A jednak…

Urszula – sympatyczna, uśmiechnięta brunetka o zgrabnych nogach i wąskiej talii, sama zaczęła wysyłać mi sygnały świadczące o sympatii. Kiedy spotykaliśmy się w drzwiach – ona wychodziła z mojego mieszkania po skończonej lekcji z Januszem, ja wracałem z pracy – rozmawialiśmy chwilę. Za każdym razem wydawało mi się, że uśmiecha się do mnie w jakiś szczególny sposób.

Raz poprosiłem, by została na kawę i ciasto (specjalnie kupiłem je w cukierni koło biura). Zaproszenie przyjęła bez wahania. Usiedliśmy przy stoliku. Spódnica Urszuli podciągnęła się tak sprytnie, że mogłem patrzeć na jej zgrabne uda… Byłem zachwycony. Nie myślałem o konsekwencjach „Umów się z nią, bo ktoś inny sprzątnie ci dziewczynę sprzed nosa. Nic nie ryzykujesz, najwyżej ci odmówi” – powtarzałem sobie w myślach. Przy drzwiach spytałem, czy możemy spędzić wspólnie wieczór… Udało się.

Spotkaliśmy się w jakiejś zacisznej knajpce, potem było kino, teatr, długie spacery, aż pewnego wieczoru wylądowałem u niej. Mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy. Coraz częściej spędzałem z nią popołudnia i wieczory. Czasem zostawałem na noc. Janusz nie robił mi żadnych uwag z tego powodu, choć początkowo próbowałem jakoś przekonująco usprawiedliwiać swoją nieobecność.

– Daj spokój, przede mną nie musisz się tłumaczyć – mówił z uśmiechem. – Jesteś dorosły i masz prawo do własnego życia – tłumaczył mi, jakby to on był ojcem, a ja dzieciakiem. Po dwóch miesiącach Urszula pochwaliła Janusza za postępy i stwierdziła, że już sam sobie poradzi, nie musi korzystać z lekcji.

– Powiesz Januszowi o nas? – spytała cicho, gdy rozstawaliśmy się któregoś wieczoru. Ale jak ja miałem powiedzieć synowi, że spotkałem kogoś wyjątkowego? Może nadal kocha matkę? Może nie zniesie sytuacji, gdy ojciec zwiąże się z inną kobietą? Rozmawiałem z nim szczerze na każdy temat, ale przecież nie czytałem mu w myślach. „Jeszcze nie teraz – powtarzałem sobie. – Powiem mu, gdy już sytuacja będzie w pełni jasna. Przecież nie wiem, jak ostatecznie ułożą się sprawy między mną a Urszulą”.

Byłem zakochany w Urszuli

Okazywała mi tyle ciepła i serdeczności, że przy niej wszystko wydawało się proste, a problemy łatwe do rozwiązania.

– Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – wyznałem, głaszcząc jej plecy. Leżeliśmy przytuleni. Dyskretna muzyka sączyła się z radia. Ula przysunęła twarz blisko mojej, spojrzała mi w oczy.

– Ja też… – zapewniła. Milczała przez chwilę. – Będziemy mieli dziecko – dodała w końcu.

Skłamałbym, gdybym twierdził, że ucieszyła mnie ta wiadomość. Byłem raczej w szoku. Naprawdę nie przyszło mi do głowy, że w wieku 50 lat ponownie zostanę ojcem. To głupie, ale w ogóle takiej ewentualności nie brałem pod uwagę. Spojrzałem na Ulę. Czekała na moją reakcję i na pewno milczenie wzięła za dezaprobatę. Nie czekając dłużej, uśmiechnąłem się do niej, przytuliłem ją mocno i powtórzyłem:

– Będziemy mieli dziecko. Teraz nie mogłem już zwlekać. Musiałem powiedzieć synowi prawdę. Tylko co on na to? Będzie zazdrosny o to dziecko? Przecież nawet nie wie, że z kimś się związałem i traktuję to bardzo poważnie.

– Zamyśliłeś się czy zmartwiłeś? – odezwała się Ula, widząc moją zasępioną minę.

– Nie wiem, jak o wszystkim powiedzieć Januszowi… Pewnie zrobiłem błąd. Już dawno powinienem z nim szczerze porozmawiać. Nie chcę, żeby po raz drugi poczuł się zraniony przez najbliższą osobę. Najpierw matka, teraz ja… Może to potraktować jak rodzaj zdrady z mojej strony.

– Jeśli chcesz ze mną być przez najbliższe lata, to nie utrzymasz tego w tajemnicy. Im szybciej mu powiesz, tym lepiej. Czekając, nic nie zyskasz, tylko nabawisz się nerwicy – stwierdziła rzeczowo.

Normalnie płakać mi się zachciało

– Pojedziesz ze mną na badanie usg.? – spytała Ula któregoś dnia.

– Jasne – odpowiedziałem. Miałem wyrzuty sumienia, że nie zawiozłem jej na poprzednie badanie. Tego dnia dowiedziałem się, że będę miał drugiego syna i dziecko w brzuchu mamy rozwija się prawidłowo. Jak się nie cieszyć? Byłbym o wiele szczęśliwszy, gdyby nie nieunikniona rozmowa z Januszem… Wieczorem wróciłem do domu z ciastkami. Zaparzyłem kawę i czekałem. Janusz przyszedł zmęczony, z gitarą i obolałymi od strun palcami.

– Urodziny? Czyje? – spytał, spoglądając na stół. – Jeszcze nie dziś, ale zgadłeś… Wytrzeszczył na mnie oczy.

– Czyli?

– Najpierw usiądź, zjedz ciastka. Zrelaksuj się – poprosiłem. Czułem się jak przed wizytą u dentysty. „Nie będzie bolało – pocieszałem się. Po prostu trzeba mieć to z głowy”.

– Będziesz miał brata! – wypaliłem wreszcie prosto z mostu, a widząc osłupienie w oczach Janusza, dodałem: – Cholera, nie cieszysz się.

– Ale skąd, super, bardzo się cieszę. Po prostu potrzebowałem kilku sekund, żeby oswoić się z nową sytuacją – wyjaśnił pośpiesznie.

– Nie spytasz, kto jest mamą?

– Chyba się domyślam. Pani Urszula? – kiwnąłem głową. – No to w porządku. Równa z niej babka – stwierdził i poszedł do swojego pokoju.

Zadziwił mnie spokój, z jakim przyjął tę informację.

– A, tato! A kiedy poród? – syn znów stanął przy mnie. – Wiesz, pytam, bo zapisałem się na obóz żeglarski, ale jeśli będę potrzebny, to oczywiście zrezygnuję z wyjazdu. Teraz ja wytrzeszczyłem na niego oczy. Zaskoczyła mnie jego reakcja. Na chwilę zaniemówiłem.

– Dziwisz się, że ja się nie dziwię? – spytał, śmiejąc się głośno. – Od dawna czułem, co się święci i wcale mnie nie zaskoczyłeś. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby się domyślić.

– Więc nie masz nic przeciwko powiększeniu rodziny? – upewniłem się z niedowierzaniem.

– Nie, no co ty! – stwierdził krótko i ze słuchawkami na uszach zniknął za drzwiami; mój syn najwyraźniej nie widział żadnego problemu.

Wzruszyło mnie jego zrozumienie i dojrzałość

Miał wobec mnie mnóstwo tolerancji. Nie jestem zbyt wylewny, ale tym razem nie wytrzymałem. Wiedziałem, że mnie nie usłyszy, więc bez pukania wszedłem do jego pokoju, objąłem go serdecznie i pocałowałem w policzek. Poczułem, że mam mokre oczy, więc szybko wróciłem do kawy i ciastek. Mam nadzieję, że młodszy syn będzie miał podobny charakter. Oby się dogadywali ze sobą. Janusz jest dużo starszy, więc może mały brat będzie go naśladował?

Czytaj także:
„Zakochałam się w księdzu. Jeszcze żaden mężczyzna tak na mnie nie zadziałał, ale on nie chce porzucić dla mnie Boga"
„Zdradziłam męża, ale to jego wina. Kochaliśmy się tylko 3 razy w miesiącu, a ja mam dopiero 30 lat i swoje potrzeby"
„Asystentka ukartowała nasz romans, by dostać awans. Zagroziła, że jeśli go nie dostanie, to oskarży mnie o molestowanie"

Redakcja poleca

REKLAMA