„Zakochałam się w księdzu. Jeszcze żaden mężczyzna tak na mnie nie zadziałał, ale on nie chce porzucić dla mnie Boga"

Zakochałam się w księdzu fot. Adobe Stock, Piotr Slizewski
„– Nie rób tego więcej. Nie zdradzę dla ciebie Boga. Nie złamię ślubów czystości. Jak nie potrafisz tego zrozumieć, to nie możemy się więcej spotykać – podniósł głos, kiedy próbowałam go pocałować. A potem odwrócił się na pięcie i odszedł”.
/ 16.08.2021 10:29
Zakochałam się w księdzu fot. Adobe Stock, Piotr Slizewski

Mama nie daje mi spokoju. Non stop dopytuje się, kiedy wreszcie założę rodzinę.

– Twoje wszystkie koleżanki dawno już powychodziły za mąż, mają dzieci. Są szczęśliwe. A ty ciągle jesteś sama – biadoli.

Chciałabym jej powiedzieć, że bardzo chętnie spełniłabym jej marzenie, ale nie mogę. Bo zakochałam się w księdzu. Uczciwym.

Po raz pierwszy zobaczyłam Konrada rok temu

Odprawiał nabożeństwo ślubne mojej najlepszej przyjaciółki. Pamiętam, że gdy stanął przed ołtarzem, to jakby piorun we mnie strzelił. Był taki przystojny! I tak pięknie mówił. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Gdy uroczystość dobiegła końca, wszyscy goście ustawili się w kolejce do młodej pary. Składali życzenia, uśmiechali się.

A ja? Ja stałam z boku i gorączkowo zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś zobaczę tego przystojnego księdza, który zniknął za drzwiami zakrystii. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym! Los mi sprzyjał. Okazało się, że państwo młodzi zaprosili Konrada na wesele. Kiedy zobaczyłam, jak sadzają go przy stole, tuż obok młodej pary, aż podskoczyłam z radości.

Postanowiłam, że przy pierwszej nadarzającej się okazji postaram się z nim porozmawiać, poznać go. Ale minęła godzina, potem druga, a okazja się nie trafiała. Nie ruszył się od stołu nawet na krok. Na dodatek, gdy państwo młodzi szli tańczyć, to zaraz obsiadały go stare ciotki i dyskutowały z nim o czymś zawzięcie.

Byłam załamana. Z tej rozpaczy zaczęłam ostro pić

Jacyś mężczyźni prosili mnie do tańca, ale odmawiałam. Piłam kieliszek za kieliszkiem. W sumie wlałam w siebie chyba ze dwie butelki wina. W pewnym momencie tak zaszumiało mi w głowie, że postanowiłam wyjść na dwór, zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłam na ławce i zaczęłam wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo.

– Czego tam szukasz, Boga? – usłyszałam nagle za plecami.

Odwróciłam się. To był Konrad. Gdybym była trzeźwa, pewnie bym się zaczerwieniła i powiedziała coś grzecznego. Ale wypite wino dodało mi głupiej odwagi.

– Nie, nie Boga. Raczej odpowiedzi na pytanie, dlaczego taki fajny facet jak ty został księdzem. To niepowetowana strata dla całej żeńskiej płci – zrobiłam zatroskaną minę.

Popatrzył na mnie zaskoczony.

– Doprawdy? Dla ciebie też? – przyglądał mi się.

– Oczywiście! Przecież jestem stuprocentową kobietą! Nie widać? – dumnie wypięłam piersi.

– Owszem, widać – przyznał.

– No więc? – uśmiechnęłam się zalotnie.

Nie, nie było tak, jak się spodziewacie. Nie wymknęliśmy się po cichutku do gościnnego pokoju i nie poszliśmy do łóżka. Chociaż gdyby Konrad dał mi wtedy najmniejszy znak, zrobiłabym to bez wahania.

Jeszcze nigdy żaden mężczyzna tak mnie nie pociągał!

Ale wtedy nawet nie pogadaliśmy! Konrad nagle się spłoszył. Rzucił szybko, że miło mu było mnie poznać i wrócił na wesele. Niestety tylko po to, by się pożegnać. Gdy wychodził, ciągle siedziałam na ławce przed domem weselnym. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Byłam rozżalona. Nie rozumiałam, dlaczego tak szybko zniknął.

Dopiero jak wróciłam do domu, wytrzeźwiałam i odtworzyłam sobie w pamięci naszą rozmowę, doszłam do wniosku, że byłam za bardzo śmiała, przesadziłam z żartami i flirtem. Na przeprosiny i naprawę błędu było już jednak za późno…

Mijały kolejne dni, a ja nie mogłam zapomnieć o przystojnym księdzu. Czułam, że jestem w nim zakochana. Wiedziałam, że to niestosowne i złe, więc próbowałam bronić się przed tym uczuciem. Umawiałam się na randki, chodziłam na imprezy, upijałam się do nieprzytomności. Nie pomogło.

W mojej głowie dudniła tylko jedna myśl: „Chcę znowu zobaczyć Konrada”. Wiedziałam, w którym kościele służy, ale brakowało mi odwagi, aby tam pójść. Przecież na weselu zachowałam się jak idiotka…

Po dwóch miesiącach miałam jednak dość tych cierpień

Zebrałam się na odwagę i poszłam na poranną mszę. To był dzień powszedni, więc w kościele było tylko kilka staruszek. Usiadłam w pierwszej ławce i czekałam… Zastanawiałam się, czy mnie pozna i będzie chciał ze mną rozmawiać. Poznał mnie od razu. Na mój widok uśmiechnął się pod nosem.

Po mszy dał mi znak, żebym poczekała na niego przed kościołem. Przyszedł po kwadransie. Był ubrany w cywilne ciuchy. O tym, że jest duchownym, świadczyła tylko koloratka.

– Witam kusicielkę! – uśmiechnął się na powitanie.

– O rany, pamięta ksiądz? – jęknęłam.

– Jak mógłbym zapomnieć. Żadna kobieta tak jawnie jeszcze ze mną nie flirtowała – odparł.

– To nie tak… Przepraszam… Za dużo wtedy wypiłam… To były tylko żarty… Wiem, że niesmaczne. Naprawdę strasznie mi głupio. Dlatego przyszłam przeprosić… – tłumaczyłam się nieporadnie.

– Ależ nie ma za co! Bardzo mi się to podobało. To, że jestem księdzem, wcale nie oznacza, że przestałem być mężczyzną. Mam swoje potrzeby i słabości – zawiesił głos.

– Naprawdę? – nie mogłam uwierzyć, że tak szczerze mi o tym mówi.

– Nie! Tym razem to ja żartuję! Odpłacam pięknym za nadobne – roześmiał się.

– Aha, to dobrze – udawałam, że mi ulżyło, choć tak naprawdę czułam się zawiedziona. Konrad nagle spoważniał.

– Ja tu sobie żartuję, a ty pewnie przyszłaś z jakąś ważną sprawą – patrzył na mnie wyczekująco.

– Nieee… Po prostu przechodziłam i postanowiłam wstąpić. Pomodlić się, a przy okazji przeprosić – wykręciłam się, bo przecież nie mogłam się przyznać, że za nim tęskniłam.

– Przeprosiny przyjęte. Zaglądaj, kiedy chcesz. Pójdziemy na kawę. Może nawet któregoś dnia opowiem ci, dlaczego tacy fajni faceci jak ja zostają księżmi – mrugnął porozumiewawczo.

– Chętnie posłucham – zapewniłam z entuzjazmem.

Liczyłam na to, że jak będziemy się spotykać, to w końcu Konrad odwzajemni moje uczucie

Przecież nieraz słyszałam opowieści o księżach, którzy dla miłości porzucali duchowny stan. Miałam nadzieję, że któregoś dnia Konrad postąpi tak samo. Dla mnie. Przychodziłam do kościoła co kilka dni. Czasem na mszę, czasem tylko pogadać. Szliśmy wtedy na kawę lub na spacer do pobliskiego parku. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, czasem poruszaliśmy temat wiary.

Nigdy nie byłam specjalnie wierząca, ale opowieści Konrada o Bogu słuchałam z przyjemnością. Im lepiej go poznawałam, tym coraz mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że to mężczyzna mojego życia. Okazało się, że jest nie tylko przystojny i pociągający, ale także zabawny, mądry, wyrozumiały. I potrafi słuchać. Lepiej niż przyjaciółka. Zwierzałam mu się ze wszystkich swoich problemów, prosiłam o radę. On też dużo mówił o swoich sprawach.

W pewnym momencie staliśmy się sobie bardzo bliscy. Ale tylko w sferze duchowej. Konrad unikał kontaktu fizycznego jak ognia. Gdy chciałam się do niego mocniej przytulić, odsuwał mnie delikatnie. Gdy próbowałam odgarnąć mu kosmyk włosów z czoła, natychmiast cofał głowę.

Widziałam i czułam, że nie jestem mu obojętna, a mimo to mnie odtrącał

Nie rozumiałam dlaczego. Tłumaczyłam sobie, że muszę być cierpliwa, że on potrzebuje czasu, ale to czekanie doprowadzało mnie do szaleństwa. Przepłakałam wiele nocy, marząc o tym, że bierze mnie w ramiona, przytula, całuje i… Kilka dni temu nie wytrzymałam.

Gdy jak zwykle poszliśmy do parku na spacer, przytuliłam się do niego mocno i próbowałam pocałować.

– Co robisz? – odskoczył jak oparzony.

– Nic złego. Kocham cię i ty mnie kochasz, to normalne – zaczęłam tłumaczyć, ale szybko mi przerwał.

– Nie rób tego więcej!

– Dlaczego?

– Nie zdradzę dla ciebie Boga! Nie złamię ślubów czystości. Nigdy!

– Inni twoi koledzy nie mają takich oporów! – naburmuszyłam się.

– Ale ja mam. Jak nie potrafisz tego zrozumieć, to nie możemy się więcej spotykać! – podniósł głos. A potem odwrócił się na pięcie i odszedł.

Krzyczałam za nim, prosiłam, by wrócił, ale on nawet się nie obejrzał… Od tamtej pory milczy. Nie odpowiada na maile, nie odbiera telefonów. Nie wiem, co robić. Kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez naszych spotkań, rozmów… Mam ochotę znowu pójść do kościoła, usiąść w pierwszej ławce… Ale czy mnie wysłucha i wybaczy?

Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA