„Asystentka ukartowała nasz romans, by dostać awans. Zagroziła, że jeśli go nie dostanie, to oskarży mnie o molestowanie"

Kobieta, która podrywa szefa fot. Adobe Stock, zinkevych
„Podwładna chciała wmanewrować mnie w romans, żeby załatwić sobie awans. Te uśmieszki, zaloty i umizgi… Wszystko celowo na oczach innych pracowników – żeby widzieli, że niby coś jest na rzeczy! Nie mogłem uwierzyć, że dałem się w to wciągnąć!"
/ 14.08.2021 12:18
Kobieta, która podrywa szefa fot. Adobe Stock, zinkevych

Magdę zatrudniliśmy w naszym biurze całkiem niedawno. Szybko okazało się, że jest typem kobiety, na którą po prostu nie dało się nie zwrócić uwagi. Niby ubierała się zgodnie z obowiązującym w firmie dress codem, ale jednak to ona spośród innych pracownic wyróżniała się, idąc korytarzem w swojej formalnej, ale ponętnie obcisłej ołówkowej sukience. Niby nie przesadzała z makijażem ani perfumami, ale to za nią ciągnął się subtelnie kuszący aromat słodkich pachnideł.

Tak, Magda była niewątpliwie bardzo atrakcyjną młodą kobietą. Jestem normalnym facetem i najzwyczajniej w świecie takie rzeczy rzucają mi się w oczy. Może i parę razy zawiesiłem dłużej wzrok na jej zgrabnych nogach, ale to wszystko! Nigdy nie posunąłem się ani o krok za daleko. Mam rodzinę, żonę, dziecko i żaden skok w bok nie był mi potrzebny do szczęścia.

Poza tym nie przystoi mi, jako świeżo upieczonemu dyrektorowi jednego z działów w firmie, wdawanie się w zbyt bliskie relacje z podwładną. To ona zaczęła tę gierkę, a jej prawdziwe zamiary odkryłem zbyt późno…

Zaczęło się od spojrzeń i uśmiechów kierowanych w moją stronę, gdy na przykład mijałem Magdę na korytarzu. Początkowo traktowałem to jako wyraz jej szacunku, uprzejmości czy po prostu „podlizywanie się” przełożonemu.

– Dzień dobry, panie dyrektorze! Do twarzy panu w tym krawacie! – przywitała mnie jednego razu przy recepcji, wyraźnie podnosząc głos, aby jej komplement usłyszeli również inni współpracownicy. Tego typu sytuacje zaczęły powtarzać się coraz częściej.

Nigdy w życiu nie byłem w tak dziwnej sytuacji

Po kilku tygodniach nie dało się już nie zauważyć, że pani Magda stała się wyjątkowo częstym gościem w moim gabinecie. Przychodziła do mnie z najróżniejszymi sprawami, a to po podpis na jakimś dokumencie, a to skonsultować parę kwestii niecierpiących zwłoki. Miałem wrażenie, że wiele rzeczy, które do niedawna docierały do mnie za pośrednictwem innych pracowników, teraz trafiały na moje biurko osobiście dostarczane przez Magdę.

– Widzę, że ta nowa coś lubi często do ciebie wpadać, Wojtuś… – powiedział mi pewnego dnia kolega z innego biura. – Ostatnio to niemal wyrwała mi z rąk dokumenty, które miałem ci przynieść. Powiedziała, że ona to załatwi z tobą szybko i sprawnie – kumpel uśmiechał się pod nosem.

Nie bardzo wiedziałem, jak mam się z tego tłumaczyć. Ale czułem, że powinienem to zrobić. Inni współpracownicy też już pewnie zaczęli szeptać między sobą na temat tych częstych wizyt Magdy w moim gabinecie i jej szczególnego stosunku do mnie. Postanowiłem to szybko ukrócić, zanim przerodzi się to w jakąś chorą plotkę o wydumanym biurowym romansie.

– Pani Magdo, proszę mi powiedzieć, co tak często sprowadza panią do mnie? – zacząłem uprzejmie, gdy młoda kobieta ponownie zjawiła się w gabinecie.

– A nie lubi pan, jak tu przychodzę? – zapytała, uśmiechając się zalotnie, po czym, jakby nigdy nic, usiadła na rogu mojego biurka, przygniatając pośladkami rozłożone papiery i uwodzicielsko zakładając nogę na nogę. – Ja przecież robię tyko to, co do mnie należy… – dodała.

– Pani Magdo, co też pani… – uniosłem się zdezorientowany.

Spojrzałem na przeszkloną ściankę oddzielającą mój gabinet od reszty firmy. Pracownicy uśmiechali się do siebie znacząco, z pewnością komentując to, co widzą. Nie wiedziałem, jak się zachować ani co odpowiedzieć Magdzie. Faktycznie, niby wykonywała swoje obowiązki, ale jakoś wyjątkowo dużo ich skupiało się wokół mojej osoby. Te spojrzenia, uśmiechy i teraz jeszcze ta pozycja na biurku…

– Ale czy ja robię coś nie tak?! – zapytała z pokorą w głosie i… położyła mi dłoń na kolanie!

– Ehhh, nie podoba mi się to… To nie tak… Nie wiem… – jąkałem się jak rozkojarzony nastolatek, po czym zerwałem się z fotela. – Pani Magdo, okej, zostawiła pani, co trzeba, to już może pani wracać do siebie! – wyrzuciłem z siebie.

Oj, kiepsko to rozegrałem, ale niestety w kontaktach z kobietami, zwłaszcza takimi, z których aż kipiał seksapil, nigdy dobrze sobie nie radziłem. Niby z racji zajmowanego stanowiska to ja byłem górą w relacji zawodowej z podwładną, ale na płaszczyźnie damsko-męskiej to ona wyczuwała swoją przewagę nade mną i postanowiła to wykorzystywać…

Od tego momentu miałem wrażenie, że za swoimi plecami słyszałem jeszcze więcej komentarzy na temat Magdy i mnie – to znaczy tego, co niby może nas łączyć. Szczerze mówiąc, czułem się trochę bezradny wobec tej sytuacji. Z jednej strony miałem wrażenie, że kobieta mnie uwodzi, kokietuje, ale z drugiej strony nigdy nie wyszły z jej ust żadne zbyt „mocne” słowa czy deklaracje, które nie pozostawiłaby co do tego wątpliwości.

Czułem, że mimo wszystko nasi współpracownicy wiedzą swoje i plotka na nasz temat już się rozniosła. Nie miałem pojęcia, czy powinienem z nią walczyć – w końcu to winny się tłumaczy – czy pozwolić, aż nieprawdziwa informacja umrze śmiercią naturalną.

– Wojtuś, powiedz, czy wy już z panią Madzią ten… tego? – zapytał mnie któregoś razu przy piwie jeden z dobrych współpracowników.

– No co ty, Andrzej! Nic mnie z nią nie łączy! – odparłem krótko i stanowczo.

– Ehhh, gdyby taka laska leciała na mnie tak mocno, jak Magda leci na ciebie, tobym się nie zastanawiał, tylko… – oświadczył inny kolega.

– Panowie, dajcie spokój! Nic mnie z nią nie łączy! – powtórzyłem lekko zirytowany.

Tak, ludzie w firmie już wiedzieli „swoje” i – jak się niebawem okazało – nie było w tym cienia przypadku, bo wszystko to dokładnie Magda sobie zaplanowała…

Albo mnie pan awansuje, albo...

Tego popołudnia miałem sporo dokumentów do przerobienia, które powinny być gotowe na następny dzień, więc zamiast zabierać je do domu, postanowiłem przysiąść nad nimi w firmie. Biuro pustoszało z każdą godziną, aż wreszcie miałem wrażenie, że zostałem na piętrze kompletnie sam. A jednak nie…

– Może w czymś panu pomóc, panie dyrektorze…? – zapytała przez drzwi Magda.

– Nie, dziękuję, sam muszę się z tym uporać – odpowiedziałem uprzejmie, acz stanowczo.

Ale kobieta zamiast wycofać się, przeciwnie: pewnym krokiem weszła do mojego gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

– Mam do pana sprawę… – rzuciła. Tym razem jednak nie było w jej spojrzeniu żadnej uwodzicielskiej iskry. – Wie pan, co mówią o nas w firmie? Tak, na pewno pan słyszał te świństewka… – mówiła tajemniczo.

– Owszem, słyszałem… – zaskoczyła mnie tym pytaniem, ale pomyślałem, że to nawet dobrze, bo czas całą sprawę wyjaśnić i zakończyć raz na zawsze. – Nawet chciałem o tym z panią porozmawiać, bo nie podoba mi się to, co o nas mówią. Nie podoba… – kontynuowałem, ale Magda gwałtownie weszła mi w słowo.

– Nie podoba, nie podoba, ale tak mówią, co zrobić… A przestaliby, jakby mnie pan awansował na kierownika któregoś działu. Wtedy nie miałabym już czasu pana tak często odwiedzać, dałabym sobie z tym spokój… Sam pan widzi, ile dla pana robię… – oznajmiła bez owijania w bawełnę.

Tupet tej młodej kobiety był zadziwiający!

Że co?! Nie mogłem wprost uwierzyć. Oczekiwała awansu po paru tygodniach pracy? Tak za nic, a właściwie za uśmiechanie się do mnie czy wyginanie na biurku w krótkiej spódniczce?

– Pani Magdo, bardzo dobrze, że ma pani ambicje i apetyt na wyższe stanowisko… Ale nie tędy droga… Zdecydowanie nie w ten sposób walczy się o awans! – powiedziałem stanowczym tonem.

– No to, panie Wojtku, niech mnie pan teraz uważnie posłucha… – odpowiedziała równie zdecydowanym tonem. – Albo pomyśli pan o awansie dla mnie, albo… oskarżę pana o molestowanie seksualne w pracy! – oznajmiła ze śmiertelną powagą.

Zaniemówiłem z wrażenia. Co za bzdury wygadywała ta bezczelna dziewucha?!

– Tak, dobrze pan słyszy: molestowanie! – kontynuowała swoją gadkę, widząc moją konsternację.

– Jakie molestowanie?! Przecież ja pani w życiu nie dotknąłem! – krzyknąłem oburzony.

– Pan wie swoje, a ludzie wiedzą swoje. Proszę pamiętać, że cała firma huczy od plotek na temat tego, co nas łączy. Wszyscy mówią, że mamy romans. Że nie bez przyczyny tak często do pana wpadam… Więc jak pan myśli: komu prokurator uwierzy, gdybym zgłosiła molestowanie czy mobbing? – zapytała z perfidnym uśmiechem na twarzy.

A więc jednak to wszystko było starannie zaplanowane. Te uśmieszki, zaloty i umizgi… Wszystko celowo na oczach innych pracowników – żeby widzieli, słyszeli, zapamiętali, że niby coś jest na rzeczy! Nie mogłem uwierzyć, że dałem się w to wciągnąć! To był najprawdziwszy, chamski szantaż!

– Niech się pan nad tym zastanowi, przemyśli na spokojnie. Szkoda by było zapaskudzić sobie życiorys… – powiedziała na odchodne.

Tej nocy nie mogłem spać. Przewracałem się z boku na bok, wracając myślami do tego koszmarnego spotkania i w ogóle ostatnich tygodni w pracy. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej realne wydawało mi się zagrożenie: faktycznie ktoś stojący z boku, obserwujący mnie i Magdę zza swojego biurka, mógłby sobie pomyśleć, że mamy romans. Koniec świata!

Następnego ranka poszedłem do kadrowej, żeby dyskretnie wyciągnąć z akt jakieś informacje o Magdzie. Sam jeszcze nie wiedziałem, czego szukam. Po prostu liczyłem na to, że przeglądając dane, coś wpadnę na jakiś pomysł. To był dobry pomysł… Od razu rzuciło mi się w oczy, że w ostatnich dwóch firmach nie zagrzała zbyt długo miejsca – pracowała raptem trzy, góra cztery miesiące. Tak się złożyło, że znałem kogo trzeba w tych firmach i wykonałem kilka telefonów, z których wyłoniła się ciekawa historia…

Musiałem radykalnie zakończyć tę farsę!

Dwa dni później w moim biurze pojawiła się Magda. Gdy zatrzasnęła za sobą drzwi, wiedziałem już, o czym będzie chciała rozmawiać.

– I jak tam, panie dyrektorze? Namyślił się pan? – zapytała prosto z mostu.

– Tak, oczywiście, już wszystko sobie przemyślałem – zacząłem najspokojniej, jak tylko potrafiłem. – Przemyślałem sobie i powiem krótko: albo złożysz natychmiast wypowiedzenie i znikniesz mi raz na zawsze z oczu, albo razem z panem Januszem i Zbigniewem – twoimi wcześniejszymi szefami – jutro zgłaszamy do prokuratury zawiadomienie o usiłowaniu szantażu. Wiem, że ich też próbowałaś w coś takiego wrobić. Może jednej osobie nikt by nie uwierzył. Ale już trzech dyrektorów, którzy potwierdzą, w jaki sposób walczyłaś o awans, to zupełnie co innego! – tryumfowałem, a Magda robiła się z każdym moim słowem coraz bledsza. – Jesteś jeszcze młoda, świat stoi przed tobą otworem, więc przemyśl to sobie spokojnie. Po co paskudzić sobie taką sprawą życiorys?! – zakończyłem niemal takimi samymi słowami, jakimi Magda pożegnała mnie dwa dni wcześniej.

Miałem satysfakcję, że dałem nauczkę bezczelnej smarkuli, choć wcale nie byłem pewien, że wygram tę potyczkę. Muszę bowiem przyznać, że trochę blefowałem… Bo choć pan Janusz i Zbigniew przyznali, że mieli podobne przejścia z dziewczyną, to wcale nie mieli ochoty opowiadać o tym przed sądem, gdyby sprawa tam trafiła. Dlatego nie poszedłem z tym na policję, tylko złożyłem Magdzie „propozycję nie do odrzucenia”.

Godzinę po naszej rozmowie na moim biurku wylądowało wypowiedzenie młodej szantażystki. Złożyłem na nim swój podpis i zakończyłem sprawę.

Czytaj także:
„Syn zginął w wypadku. Chciał oddać organy potrzebującym. Teraz cała wieś trąbi, że zrobiłam to dla pieniędzy"
„Tata Agatki zostawił nas, gdy mała miała 6 m-cy. Za granicą tak tęsknił, że w końcu założył nową rodzinę”
„Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę, a jego matka miała pretensje”

Redakcja poleca

REKLAMA