„Mam 30 lat i nadal jestem na garnuszku rodziców. Nie mam zamiaru pracować i będę ciągnąć od nich kasę ile wlezie”

pewny siebie mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„– No to z czego się utrzymujesz? – Mieszkam u rodziców – oświadczyłem obojętnie. – Mają całkiem sporo kasy. Skrzywiła się i wstała. – Czyli jesteś nieodpowiedzialny – stwierdziła z czymś w rodzaju pogardy. – A ja nie myślę na poważnie o takich beztroskich chłopcach”.
/ 20.01.2024 18:16
pewny siebie mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Mniej więcej w wieku 17 lat doszedłem do wniosku, że szkoła, a właściwie cała ta edukacja, nie ma żadnego sensu. Postanowiłem skończyć liceum tylko dlatego, żeby starzy się nie czepiali, ale nie zamierzałem robić nic więcej. No, może wybrać się na jakieś łatwe studia, bo w sumie nauka mi nigdy jakoś bardzo źle nie szła.

Zawsze miałem z górki

Pamiętam, jak Ola, moja starsza siostra, wkurzała się, że chociaż wcale nie ślęczę nad książkami tak jak ona, mam całkiem nie najgorsze wyniki. Rodzice się cieszyli, więc nic nie mówiłem, natomiast z zainteresowaniem obserwowałem swoich rówieśników, skrzętnie planujących przyszłe życie i kariery.

Nie mieściło mi się w głowie, jak można się tak ograniczać. Bo oni z radością mówili o jakiejś pracy, do której mieli się wybierać na osiem godzin, marnując w ten sposób jedną trzecią swojej doby! No pewnie, że i ja chciałem mieć pieniądze, ale żeby na to ciężko harować? No jeszcze czego! Wiedziałem, że muszę znaleźć jakąś alternatywę. A że zawsze byłem ulubieńcem rodziców, uznałem, że to wykorzystam i zostanę przy nich tak długo, jak tylko się da.

Korzystałem z życia

Poszedłem na psychologię. Nie było trudno się dostać, a zajęć, na których musiałem się pojawiać obowiązkowo, nie miałem aż tak dużo. Oczywiście, nie skupiałem się na nauce. Chodziłem po klubach i barach ze znajomymi, w czasie wykładów odwiedzałem kino i kawiarnie, a przez egzaminy jakoś się prześlizgiwałem. Miałem chyba szczęście, a większość wykładowców mnie lubiła.

Po studiach nie zacząłem szukać pracy. W sumie nie bardzo wiedziałem, co niby miałbym robić po takim kierunku. Bo żaden był ze mnie przecież psycholog – nie znałem się na ludzkiej psychice i nie marzyłem o rozmowach z oszołomami, którzy najwyraźniej nie radzili sobie z własnym życiem. Moje życie natomiast rysowało się pięknie: miałem przestronny pokój u rodziców, wszelkie wygody, pełne wyżywienie i co najlepsze, nie musiałem do tego w ogóle dokładać. A w dodatku matka cieszyła się jeszcze, że nigdzie się nie wybieram.

– Na znalezienie pracy będziesz jeszcze miał czas – powtarzała, gdy tylko ojciec nieśmiało przebąkiwał coś o tym, że warto by było przejrzeć chociaż ogłoszenia w Internecie. – A po co on się ma gdzieś wybierać, skoro ma nas? A zresztą, wiesz przecież, Karol, że u nas w mieście to niczego dobrego ostatnio nie ma.

Nie wtrąciłem wtedy, że mnie to raczej żadna praca nie zadowoli. Zresztą, zakładałem, że kiedyś za jakąś rozejrzeć się będę musiał… no, ale to w bardzo odległej przyszłości. Umiałem trochę pisać, więc uznałem, że ostatecznie znajdę sobie coś jako copywriter. A na razie nie zamierzałem się niczym przejmować.

Znajomi byli w szoku

Kiedyś, gdy wybrałem się na zakupy do galerii handlowej, spotkałem dawnego znajomego. Z Gustawem chodziliśmy do jednej klasy. On był takim trochę kujonem – zdawał zresztą potem na informatykę. Wtedy, w tej galerii, był ze swoją młodszą siostrą, Luizą, którą widziałem może ze dwa razy w życiu. Mimo to zerkała na mnie z ciekawością i nieśmiałym uśmiechem.

We trójkę postanowiliśmy się wybrać na kawę i chwilę pogadać. Kiedy już zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienie, pozwoliłem im mówić o sobie.

– No wiesz, ja teraz pracuję w takiej dużej firmie IT – opowiadał z wyraźną dumą Gustaw. – Trochę się trzeba narobić, ale kasa jest naprawdę świetna.

– A ja zaczynam w finansach – wtrąciła Luiza. – Dopiero zrobiłam licencjat, ale przyjęli mnie już na staż. – Zerknęła na brata. – I Gustaw się nie pochwalił. Rok temu się ożenił z tą waszą koleżanką z klasy, Pauliną. Kojarzysz?

Kojarzyłem.

– No. – Uśmiechnęła się zadowolona. – I teraz spodziewają się dziecka.

Odwzajemniłem uśmiech, choć trochę nieszczerze.

– To gratuluję.

– Dzięki, stary. – Gustaw machnął nonszalancko ręką. – A co tam u ciebie? Jak ci się układa?

– A całkiem w porządku – przyznałem, popijając zamówioną kawę. – Studiowałem psychologię, a teraz jestem bezrobotny.

Po raz kolejny wywołałem towarzyską konsternację. Bo przyznałem się, że nie mam pracy. Mało tego – nie byłem tym ani trochę zawstydzony. Gustaw i Luiza patrzyli na mnie w zdumieniu, a kiedy beztrosko stwierdziłem, że nie przepracowałem w życiu jeszcze nawet jednego dnia, wyraźnie nie wiedzieli, gdzie oczy podziać.

– Ale spoko – zacząłem, rozbawiony ich minami. – Mam gdzie mieszkać. U starych mi dobrze!

Coś tam jeszcze przebąkiwali, ale zaraz szybko się pozbierali i poszli. A Luiza momentalnie straciła mną zainteresowanie. Długo się śmiałem, obserwując, jak uciekają, byle dalej od tej nieszczęsnej kawiarenki, w której wciąż siedziałem, dopijając kawę.

Nie interesowały mnie stałe związki

Pół roku później w barze poznałem Adriannę. Postawiłem jej drinka, bo raz, że była ładna, a dwa, że nie chichotała bez sensu jak większość dziewczyn. Dobrze mi się z nią gadało, zwłaszcza że dużo mówiła o tym, jak to w obecnym czasie szefowie wyzyskują swoich pracowników. Wydawało mi się nawet przez chwilę, że ma podobne spojrzenie na życie do mnie. Oczywiście, miała pracę. I to nie byle jaką! Podobno w kancelarii prawniczej. Całkiem dużej i szanowanej.

Nie przejmowałem się tym jak zwykle, zwłaszcza że jeszcze tej samej nocy wylądowaliśmy w łóżku. Nie, nie zaprosiła mnie do siebie – zabrałem ją do pobliskiego hotelu. Było nam całkiem przyjemnie. Zdecydowaliśmy się nawet na wspólne śniadanie.

– A ty, Robert? – rzuciła niespodziewanie. – Gdzie pracujesz?

– Nigdzie.

Zamrugała.

– Jak to nigdzie? – Wydawała się zszokowana.

Wzruszyłem ramionami.

– Nigdzie to nigdzie – stwierdziłem spokojnie, nieprzejęty tym, że nagle przestała jeść.

– A, czyli aktualnie nie masz pracy i się za czymś rozglądasz? – zapytała, spodziewając się zapewne potwierdzenia.

– Nie, Adrianna – odpowiedziałem, trochę zniecierpliwiony. – Nigdzie nie pracuję i niczego nie szukam.

Wytrzeszczyła oczy.

– No to z czego się utrzymujesz?

– Mieszkam u rodziców – oświadczyłem obojętnie. – Mają całkiem sporo kasy.

Skrzywiła się i wstała.

– Czyli jesteś nieodpowiedzialny – stwierdziła z czymś w rodzaju pogardy. – A ja nie myślę na poważnie o takich beztroskich chłopcach. I pójdę już lepiej, bo i tak nic z tego więcej nie będzie.

Odwróciła się na pięcie, zebrała swoje rzeczy i wyszła. Najpierw byłem trochę zdumiony, potem jednak parsknąłem śmiechem, nie dowierzając, że naprawdę wydawało jej się, że ja myślę o czymś więcej.

To był podstęp siostry

Tak się złożyło, że gdy wracałem do domu, na naszej ulicy zobaczyłem właśnie Adriannę, żywo dyskutującą z moją siostrą. To mocno mnie zaskoczyło, ale zakradłem się bliżej, żeby podsłuchać, o czym rozmawiają. I że one się znały?

– To zrobiłaś tak, jak mówiłam? – spytała Ola.

– No… mniej więcej. – Adrianna wydawała się zmieszana. – W każdym razie, dałam mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, dopóki się życiowo nie ogarnie.

– I co on na to? – drążyła moja siostra. – Przejął się?

– No chyba raczej – skwitowała Adrianna. – Raczej był mną zainteresowany. No i wiesz, tak go trochę zgasiłam.

Ola się roześmiała.

– To super, kochana. Super!

Pożegnały się i rozeszły, a ja niespiesznie podążyłem śladem mojej siostry, zdumiony i rozbawiony, że w ogóle przyszło jej do głowy coś takiego. Intryga z jakąś psiapsiółką, żebym się ustatkował. No cała Ola.
Z godzinę później, gdy pogadała już z rodzicami i miała się powoli zbierać do siebie, złapałem ją w kuchni.

– Naprawdę myślałaś, że jakaś twoja kumpela tak mi namiesza w głowie, że przewartościuję dla niej całe swoje życie? – spytałem bez ogródek. – I to w parę godzin?

Zapowietrzyła się.

– Czyli ty wiesz, że Adrianna…

– Przede wszystkim, tak na przyszłość poszukaj może jakiejś ładniejszej – rzuciłem z triumfalnym uśmiechem. – I przede wszystkim trochę trudniejszej do zdobycia.

Będę żył, jak chcę

Nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć. Właściwie nie potrzebuję znajomych, a przynajmniej nie takich, jak Gustaw czy Luiza, dla których liczy się tylko wykształcenie i powiększanie rodziny. Do rozmów i wyjść mam zresztą Rafała, kolegę z osiedla, który też nigdzie nie pracuje, a kasę ma od babci, bo się nią jako jedyny opiekuje.

Nie dam się też omotać jakiejś cizi, która chciałaby mnie dopasować do swojego idealnego rozkładu dnia. Lubię ciągnąć kasę od rodziców i się tego nie wstydzę. W końcu przecież czasem zrobię zakupy, wyjdę gdzieś z mamą, obejrzę jakiś film z tatą. Myślę, że wszyscy są zadowoleni. Oni mają towarzystwo, a ja – żyję sobie jak król. I pociągnę to tyle, ile tylko będzie się dało.

Czytaj także: „Kiedy babcia odkryła, że dziadek ją zdradza, jego kochanka nagle zniknęła. Dopiero po latach poznałam rodzinną tajemnicę”
„Chodziłam w łachmanach, bo cała kasa szła na przyrodniego brata. Moją nienawiść prawie przypłacił życiem”
„Chytry braciszek wrócił z emigracji, gdy odkrył, że mama jest chora. Tylko czekał, aż staruszka położy się do grobu”

 


 

Redakcja poleca

REKLAMA