„Chytry braciszek wrócił z emigracji, gdy odkrył, że mama jest chora. Tylko czekał, aż staruszka położy się do grobu”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„– Jak myślisz, ile jeszcze mamie zostało? – zapytał szeptem. Spojrzałam na niego zdziwiona, a na plecach poczułam nieprzyjemny dreszcz. – A co to za pytanie? – powiedziałam ze złością. – No co się tak dziwisz? – zapytał brat z nutką ironii. – Krzysztof mówił, że to kwestia zaledwie kilku dni lub tygodni”.
/ 15.01.2024 22:00
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Janek wyemigrował za granicę, gdy ja miałam zaledwie 20 lat. Od tamtej pory zupełnie zapomniał, że ma matkę i siostrę. I chociaż często klepałyśmy biedę, to braciszek ani razu nie zainteresował się, czy mamy co jeść, w co się ubrać i za co opłacić rachunki. Ale gdy dowiedział się, że mama jest ciężko chora, to od razu stanął w progu jej mieszkania i z uśmiechem na twarzy odliczał dni do jej śmierci.

Jej dni były już policzone

Tego dnia mama wyglądała naprawdę źle. Zapadnięte policzki, poszarzała cera i zamglone oczy dobitnie wskazywały na to, że choroba coraz wyraźniej dochodzi do głosu. Zresztą lekarze nie dawali zbyt wiele nadziei i każdy, u którego byłyśmy tylko bezradnie rozkładał ręce.

– Nowotwór jest tak zaawansowany, że nie ma już nadziei na wyleczenie – powiedział profesor, od którego wróciłyśmy zaledwie kilka dni temu.

To właśnie z nim wiązałam wielkie nadzieje, bo w środowisku lekarskim był uznawany za cudotwórcę. Ale w tym przypadku nawet on nie mógł nic zrobić. I chociaż nie chciałam się z tym pogodzić, to wiedziałam, że mamie nie zostało już wiele czasu.

– Nie martw się córeczko – usłyszałam cichy szept.

Odwróciłam się w kierunku mamy i zobaczyłam ją taką, jaką była jeszcze kilka miesięcy temu. Patrzyła na mnie bystrym spojrzeniem, a jej twarz rozjaśniał ciepły uśmiech. 

– Nie martwię się – podeszłam do niej i mocno uścisnęłam jej ręce. – Wiem, że wszystko będzie dobrze – powiedziałam, chociaż doskonale wiedziałam, że nic już nie będzie dobrze.

– Ja wiem, że umieram – powiedziała mama. Poczułam się tak, jakbym za chwilę miała wybuchnąć płaczem. Jednak dzielnie się trzymałam.

– Nie mów tak – powiedziałam. – Dopóki jest nadzieja, to trzeba wierzyć.

Mama tylko się uśmiechnęła.

Miała ostatnie życzenie

– Moim marzeniem jest, aby przed śmiercią zobaczyć jeszcze Janka – wyszeptała.

Zamarłam. W naszym domu nie rozmawiało się o Janku. Mój brat wyemigrował za granicę ponad 30 lat temu i od tego czasu niemal nie dawał znaku życia. Od dalekiego kuzyna wiedziałyśmy, że wyjechał do Belgii i tam ułożył sobie życie.

Przez te wszystkie lata ani razu nie przyjechał, ani nie zadzwonił. Nie pomagał nam też finansowo, chociaż podobno nieźle mu się powodziło. A my klepałyśmy biedę, zastanawiając się, jak przeżyć kolejny miesiąc. A mimo to mama nie dała powiedzieć o nim złego słowa – dla niej zawsze pozostał ukochanym synkiem. A ja go nienawidziłam. Dla mnie już na zawsze pozostał podłym człowiekiem, który wyrzekł się swojej rodziny.

Nie byłam w stanie spełnić marzenia umierającej mamy. Przede wszystkim dlatego, że nie miałam pojęcia, gdzie obecnie przebywa mój brat. Poza tym nie chciałam nawiązywać z nim kontaktu, bo przez te wszystkie lata nadal nosiłam w sobie ogromną złość. Zresztą, co miałabym mu powiedzieć? 

Brat zjawił się nagle

Dlatego tak bardzo zdziwiłam się, gdy pewnego dnia na progu mieszkania ujrzałam podstarzałego i zmarnowanego życiem mężczyznę, który kogoś mi przypominał.

– Terenia? – usłyszałam zachrypnięty głos, który wskazywał, że jego właścicielem jest nałogowy palacz.

Dokładniej przyjrzałam się mężczyźnie stojącemu w drzwiach. I wtedy doznałam olśnienia – przecież to Janek. I chociaż w niczym nie przypominał tego przystojnego blondyna, to jednak moja siostrzana intuicja mnie nie zawiodła.

– Janek? – zapytałam zdziwiona. – Co ty tu robisz? – nie mogłam się powstrzymać od niezbyt grzecznego pytania.

– Jak to co? – odpowiedział mój brat i jak gdyby nigdy nic wszedł do mieszkania. – Dowiedziałem się, że mama jest chora i od razu przyjechałem – dodał.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Nie widziałam go przez tyle lat, a nadal czułam na niego tę samą wściekłość jak 30 lat temu.

– Kto ci powiedział? – zapytałam.

I niemal od razu znałam odpowiedź. W Belgii mieszkał przecież kuzyn mamy, który wciąż utrzymywał kontakty z Jankiem. To właśnie od niego dostawałyśmy skromne wieści o moim bracie.

– Krzysztof do mnie zadzwonił – brat potwierdził moje przypuszczenia. – A ja od razu przyjechałem. I wiesz co siostrzyczko? Wyglądasz tak samo pięknie, jak kilkadziesiąt lat temu – dodał i ruszył do dużego pokoju.

A ja nadal stałam jak wryta. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że po tylu latach mój brat pojawił się w rodzinnym domu. Poza tym nie ufałam mu. Wyczuwałam w nim jakiś fałsz, który nie pozwałam mi uwierzyć w jego dobre intencje. 

Udawał dobrego syna

Mama zareagowała zupełnie inaczej. Była bardzo szczęśliwa, że jej ukochany Jasiek w końcu przyjechał do domu i nawet przez chwilę nie zastanawiała się nad tym, jakie są prawdziwe powody powrotu syna marnotrawnego. A ja nie miałam siły, aby pozbawiać jej tej radości. I chociaż w głębi duszy miałam złe przeczucia, to pozwalałam jej się cieszyć tymi ostatnimi chwilami szczęścia. 

– Jasiek jest taki opiekuńczy – mówiła niemal codziennie.

Przez ostanie dni słuchałam peanów na cześć brata, który kilka razy podał mamie herbatę. Resztę dni przesiedział przed telewizorem lub z nosem wlepionym w telefon. Ale co miałam jej powiedzieć?

– Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – odpowiadałam.

Sama tylko czekałam, aż brat pokaże prawdziwą twarz. I nie musiałam czekać zbyt długo.

Czekał na jej śmierć

Niecałe dwa tygodnie po przyjeździe brat poprosił mnie o rozmowę.

– Jak myślisz, ile jeszcze mamie zostało? – zapytał szeptem. Spojrzałam na niego zdziwiona, a na plecach poczułam nieprzyjemny dreszcz. 

– A co to za pytanie? – powiedziałam ze złością.

W sypialni obok mama akurat odpoczywała i nie chciałam, aby słyszała naszą rozmowę. 

– No co się tak dziwisz? – zapytał brat z nutką ironii. – Krzysztof mówił, że to kwestia zaledwie kilku dni lub tygodni.

Spojrzałam na brata i poczułam obrzydzenie. 

– Czekasz tylko na to, aby położyć własną matkę do grobu? – zapytałam ze złością, której już nie potrafiłam ukryć.

– Przecież sama wiesz, że mama się tylko męczy – odpowiedział, wzruszając ramionami. – W takim przypadku śmierć to wybawienie. A poza tym nie mogę tu siedzieć zbyt długo – dodał.

Muszę przyznać, że mnie zatkało. A potem okazało się, że to i tak nie było najgorsze.

Z mamą było coraz gorzej

Kilka dni później mama trafiła do szpitala. Była w bardzo złym stanie i niemal wszyscy lekarze mówili, żeby przygotować się na najgorsze. I chociaż w głębi duszy zdawałam sobie sprawę z tego, że to już koniec, to i tak nie mogłam się z tym pogodzić.

– Słuchaj siostra, musimy porozmawiać – usłyszałam głos Janka.

Od kilkudziesięciu godzin siedziałam przy łóżku mamy i naprawdę nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy.

– A możemy przełożyć to na kiedy indziej? – warknęłam. – Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.

– Wolałbym porozmawiać teraz – naciskał Janek.

Obawiałam się, że nie da mi spokoju. A ja teraz chciałam swój cały czas poświęcić mamie. Od kilku godzin nie odzyskała przytomności i nic nie wskazywało na to, aby miało się jej poprawić. Czułam, że to są ostatnie chwile, kiedy mogę trzymać ją za rękę.

– O co chodzi? – zapytałam. Miałam nadzieję, że to jakieś głupstwo, które szybko uda mi się załatwić.

– Jak oboje wiemy, mamie nie zostało już wiele czasu – powiedział i westchnął.

Chodziło mu tylko o spadek

I wtedy naiwnie pomyślałam, że mój brat chce mnie pocieszyć i razem ze mną przeżywać te trudne chwile. Rozczarowałam się.

– Dlatego musimy załatwić sprawy spadkowe – powiedział Janek.

Byłam tak zdziwiona jego słowami, że początkowo myślałam, że się przesłyszałam.

– Jakie sprawy spadkowe? – zapytałam.

– Chodzi głównie o mieszkanie – odpowiedział Jasiek. – Według prawa należy nam się ono równo po połowie – dodał.

Patrzyłam na niego i powoli docierała do mnie cała okrutna prawda. Mój chciwy i wredny braciszek dowiedział się, że mama jest umierająca i postanowił ją odwiedzić, aby położyć łapę na jej mieszkaniu. 

– O czym ty mówisz? – to jedyne, co zdołałam z siebie wydusić.

– O tym, że należy mi się połowa mieszkania po mamusi – odpowiedział ironicznie. – I nigdy w życiu nie uda ci się pozbawić mnie mojej części – dodał. A potem wyszedł.

A ja stałam na środku szpitalnej salki i nie mogłam powstrzymać łez. To nie chodziło o to mieszkanie. Chodziło o to, że mój brat okazał się takim draniem.

Mama umarła kilka godzin później. Do samego końca nie odzyskała przytomności. Może to i lepiej, bo odeszła w przekonaniu, że jej ukochany syn przyjechał, aby się z nią pożegnać. Chociaż tego nie mogę być pewna.

Kilka dni po jej śmierci okazało się, że miała testament, w którym ustanowiła mnie jedyną spadkobierczynią. Janek był wściekły, ale nic nie mógł zrobić. A ja sobie myślę, że być może mama zdawała sobie sprawę z tego, jakim podłym człowiekiem jest jej syn.

Czytaj także: „Dziadek wziął w tajemnicy ślub z kobietą młodszą o 20 lat. Jestem pewna, że ona chce go oskubać z kasy”
„Siostra zrzekła się praw do córki i oddała mi ją pod opiekę. Po latach chce ją odzyskać, ale nigdy na to nie pozwolę”
„Lubię romansować ze stażystami. Uczę ich czegoś więcej niż tajników firmy. Taka praca z misją”

 
 

 

Redakcja poleca

REKLAMA